Lucia nawet nie zawróciła sobie głowy wyganianiem ciemnowłosej nieznajomej ze swojego miejsca.
– Chyba cię podsiadłam, wybacz – zauważyła kobieta, podnosząc się z krzesła.
– Nie, nie, spokojnie, siedź. – Wychyliła się tylko po swój kieliszek szampana. – I tak nie mam o czym rozmawiać z tym panem.
Ciemnowłosa wychyliła się ze swojego miejsca i poklepała Jamesa po idealnie ułożonych włosach, jakby pocieszała biednego pięciolatka. Mężczyzna rzucił jej mordercze spojrzenie. Lucia uniosła brwi. Jaką relację ma z nim ta kobieta? I czy z kimś takim w ogóle da się mieć jakąś relację? Upiła łyk szampana, maskując swoje zaskoczenie.
– Może się przedstawisz, dyplomatko? – zapytał przenikliwie James, starając się odwrócić uwagę kobiety od swojej głowy.
– Ach, masz rację – zreflektowała się, zupełnie niezrażona tonem jego głosu. Podniosła się lekko z krzesła.
– Camille Belcourt, Mafia Pectis. – Wyciągnęła rękę, którą Lucia uścisnęła ze skinieniem głowy.
– Lucia Parfavro, Menthis.
– Panna Belcourt, jak nam miło! – Usłyszeli kolejny głos, w którym Włoszka natychmiast rozpoznała Fionna. Irlandczyk podszedł do szefowej Pectisu, i uścisnął obiema rękami jej dłoń. Lucia widziała, że był zachwycony tym balem. Wszystko szło po jego myśli, goście bawili się wyśmienicie, przyszło sporo sojuszników. Rozpoznawała te iskierki radości w jego oczach. Fionn po prostu promieniował szczęściem.
Camille pokiwała głową z uśmiechem w odpowiedzi.
– Naprawdę wyśmienity bal, panie O'Reilly.
– Dziękuję, dziękuję, bardzo mi miło. Zapraszam panią do głównego stolika, może porozmawiamy chwilę o stosunkach między naszymi organizacjami przy kieliszku szampana i ciasteczku?
– Bardzo chętnie – przytaknęła Camille z uśmiechem, wychodząc zza stolika. Pożegnała się ze swoimi dotychczasowymi towarzyszami i ruszyła za Fionnem. Lucia usiadła z powrotem na swoim miejscu.
(JAMES?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz