- Krwawy Baronie, przybył posłaniec od Pana - jego kamienne rysy były jak zawsze poważnie i nie dało się z nich odczytać żadnych uczuć
- Dziękuję Biały Książę - odparłem w odpowiedzi i pognałem do głównej sali
Niewielki, czarny skowronek siedział na kamieniu i czyścił piórka. Podszedłem do niego i szybko odwiązałem od jego nóżki wiadomość. Była krótka i zwięzła. "Przyprowadź ją". Odwiązałem kawałek bandaża i kapnąłem kroplę krwi na papier. Czerwony płyn szybko rozlał się w równie krótką odpowiedź: "Tak, panie"
Ponownie tego dnia ruszyłem do celi wadery. Gdy tam dotarłem zastałem ją leżącą wśród tych oprychów... Pajęczyna z krwi stopniała. Nie mogłem nic zrobić z tą krwią. Nie było sposobu, żeby ją odzyskać... szkoda. Przez najbliższych kilka dni muszę oszczędzać krew.
- Wstawaj - warknąłem podchodząc do więźniarki i podnosząc ją zębami za kark
Wadera ani drgnęła, więc uderzyłem ją łapą w pysk. Podziałało. Otworzyła gwałtownie oczy i zaczęła się szarpać. Szybko zebrałem rozlaną po podłodze krew (jadnak jeszcze raz się przyda!) i "przywiązałem" łapy wadery do jednej z moich.
- Idziemy - powiedziałem ciągnąć ją w przód
(Sombra?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz