Chodziłem sobie tam i z powrotem, po jakiejś przytulnej uliczce w Arenie 1. Jesienne liście spadły na już obsypane kamienne chodniki. Wiał całkiem mocny wiatr, który robił jeszcze większy nieład, niż zwykle jest, z moich błękitnych włosów. Nie było mi w ogóle zimno, więc żeby wyglądać, że choć trochę cierpię miałem na sobie cienki sweterek. Właśnie co przyjechałem z Londynu, ale mam jeszcze wiele problemów.
Właśnie przechodziłem obok bardzo różowej, puchatej i słodkiej kawiarenki, więc postanowiłem tam wejść, aby napić się czegoś ciepłego. Usiadłem przy oknie i popatrzyłem się dookoła. Tu siedzą same pary! Nie ważne. Kiedy podeszła do mnie kelnerka zamówiłem najtańszą kawę z menu. Siedziałem pijąc jakąś napój, gdy pomyślałem, że warto by było w końcu znaleźć jakieś mieszkanie lub przynajmniej nocleg.
Nie miałem ze sobą walizki. Myślę, że zostawiłem ją na lotnisku. Czy można być tak głupim jak ja? Na szczęście w plecaku podręcznym miałem swojego laptopa, różne gadżety i ubrania na dwa dni. Jestem przygotowany na tego typu sytuację, gdyż zdarzyło się to już trzeci raz... Ciekawe czy moja walizka nadal się tam kręci. Nawet nie wiem jak to się nazywa, szczerze, to mało mnie to obchodzi.
Szybko otworzyłem laptopa i zacząłem szukać miejsca zamieszkania mojego przyjaciela z dzieciństwa, który mieszka tu od niedawna. Gość nazywa się Xavier Goldblatt.
Podczas szukania wypiłem całą kawę. Nawet nie zauważyłem, że nie mam co pić i chciałem już napić się z pustej filiżanki, ale w porę się ogarnąłem i odłożyłem ją na stół. Gdy znalazłem Xaviera i jego adres, zamknąłem laptop i włożyłem go do torby, a następnie zapłaciłem za kawę. Wyszedłem z kawiarni i zacząłem kierować się w stronę wyszukanego adresu.
Po chwili doszedłem do mieszkania Goldblatta. Spokojnie zapukałem do wielkich, dębowych drzwi.
Po chwili czekania otworzył mi czarnowłosy mężczyzna w mniej-więcej moim wieku.
- Witam, w czym mogę pomóc? - uśmiechnął się kulturalnie. Potem popatrzył się na mój charakterystyczny kolor włosów – Och. Cześć Finn.
- Yo! Dawno się nie widzieliśmy! - powiedziałem do Xava.
- Oczywiście. Czego chcesz? - zapytał się chłodno.
- Jak widzę, charakterek to ty masz taki jak zawsze. Bo jest taka sprawa, rodzina mnie nie chce znać. Mogę mieszkać u ciebie? - tutaj zrobiłem oczy szczeniaczka.
- Nigdy ich nie lubiłem... - westchnął – dobra. Daj mi swoją wali... - chwilę poszukał wzrokiem mojego bagażu.
- Hehehe... - zaśmiałem się niezręcznie.
- Znowu? - zapytał się robiąc charakterystycznego „facepalma” - A w ogóle jak zdobyłeś mój adres?
- Kekeke... Wiesz... Ma się te umiejętności! - odpowiedziałem i podrapałem się po głowie.
- Ja pizgam... wykuźwiaj do sklepu kupić jakieś ciastka czy coś...
- Przepraszam, przepraszam... No to zaraz wracam! - krzyknąłem podając mu swoją torbę i sweter. - Bro, nie jest mi zimno. Potrzymasz na chwilę? - nie czekając na odpowiedź pobiegłem do najbliższego sklepu, lecz coś, lub ktoś mi w tym przeszkodził.
- Ło..! - wykrzyknąłem i upadłem na plecy. - Geh, przepraszam, trochę za szybko się poruszałem...! - powiedziałem.
(Ktokolwiek? Witam, dzień dobry. Nie umiem pisać i nie sądzę, że ktoś na to odpowie, ale powodzenia~!)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Odpisałabym, ale mam i tak dużo pracy ;-;
OdpowiedzUsuńWOAH. Wcześnie wstajesz o.O
UsuńCodziennie o 5 rano ;-;
UsuńA myślałam że jestem jedyna xD
UsuńMam na pociąg xd
UsuńHym... Może wezmę tę robotę. Tylko daj mi czas do weekendu, bo mam urwanie głowy .-.
OdpowiedzUsuń