Był to niezbyt przyjemny dzień w Ainelysnart, głównie ze względu na paskudną pogodę. Lało jak z cebra, a Lavi miał na sobie jedynie bordową bluzę z kapturem, który zaciągnął mocniej na twarz. Owa bluza zdążyła przemoknąć do suchej nitki, jednak chłopak nie odczuwał żadnego zimna, gdyż ogrzewał się swoją własną mocą, ukrywając dłonie w kieszeniach. Nikogo nie było w pobliżu, więc nikt nie miał jak zobaczyć, gdy używa mocy. Poza tym, w każdej chwili może nałożyć swoją maskę, którą zawsze trzyma blisko siebie na wszelaki wypadek. Ognistowłosy wylegując się na ławce w pozycji leżąco-siedzącej przyglądał się w milczeniu na bijące się koty, które co chwila syczały bądź miauczały pełne nienawiści do siebie. Chłopak patrzył się w ich bójkę beznamiętnie, tępo, jakby zupełnie bez celu. Po chwili jeden z kotów zaczął uciekać, natomiast drugi wszczął pościg by go dogonić. Chłopak nie mając co robić westchnął głęboko, niby sam do siebie, po czym wstał z tymczasowego siedziska i przeciągnął się leniwie, a następnie wziął z ławki swoją maskę. Chłopak wolnym krokiem skierował się w kierunku swojego domu, by nie musieć w środku miasta używać swoich mocy, a z sekundy na sekundę lało coraz bardziej. Jednak chłopak olewał panującą teraz pogodę i zaczął kopać jakąś zgniecioną puszkę po jakimś energetyku. Po około pół godzinie starał się zgubić osobę, która go śledziła, przynajmniej tak mu się wydawało. Kątem oka widział jak wpatruje się w ziemię, za pewne by uniknąć jego wzroku. Co chwila można było usłyszeć jak tajemnicza osoba stawia kroki w kałuże, które chlapały na wszystkie strony, w tym w stronę chłopaka, który i tak miał mokre spodnie. Po chwili kroki z tyłu ucichły, chłopak postanowił uczynić to co osoba za nim. Swoją maskę trzymał przy twarzy, tak w pogotowiu, ale kiedy już miał nałożyć maskę, rozległ się bardzo znajomy mu głos:
- Lavi…?
Chłopak zbyt dobrze znał ten głos. Odwrócił się więc i ujrzał różowowłosą dziewczynę, która stała pod czarnym parasolem przyglądając mu się uważnie.
- Aristanae…? – spytał chłopak niedowierzając własnym oczom
Kiedy dziewczyna usłyszała swoje imię jej twarz rozpromieniała, po czym puściła parasolkę i rzuciła się w kierunku ognistowłosego, a potem ku zaskoczeniu chłopaka…. przytuliła go.
- Kobieto…! Co w Ciebie wstąpiło?! – wykrztusił
- To już nie można przywitać brata, którego nie było w cholerę czasu…? – spytała dziewczyna
- Widzę, że zaszczyciłaś mnie swoją miłą stroną charakteru? – spytał, a bardziej stwierdził chłopak unosząc jedną brew
Dziewczyna jedynie puściła chłopaka z uścisku i odepchnęła go od siebie. Chłopak prychnął pogardliwe w stronę dziewczyny, która aktualnie zrobiła naburmuszoną minę dzieciaka, który przed chwilą strzelił focha. Po chwili dziewczyna podeszła do upuszczonego wcześniej parasola, jednocześnie go podnosząc. Jednak zanim zdążyła unieść go nad głową, by uchronić się przed deszczem, gdyż deszcz zaczął powoli słabnąć, aż po minucie zupełnie przestało lać. Dziewczyna jedynie zamknęła parasolkę i schowała ją do torby. Ognistowłosy, kiedy jego siostra nie patrzyła ponownie ruszył w kierunku swojego domu, jednak on sam nie zorientował się, że jego siostra zauważyła jak odchodzi, więc podążyła za nim. Chłopak jednak szybko spostrzegł, że Aristanae za nim idzie. Westchnął, więc głęboko i wsadził dłonie mocniej w kieszenie mokrej bluzy. Dziewczyna nic sobie z tego nie robiąc, zaczęła nucić pod nosem jaką wesołą melodię, która najprawdopodobniej była wymyślona na poczekaniu. Po około 10 minutach dotarli do jakiejś kawiarni, która była usytuowana na rogu ulicy. Nawet na zewnątrz pachniało przyjemnym zapachem ciepłej czekolady… i ogółem czekolady. W środku siedziało dosyć mało, ludzi, większość czytała gazety lub inne rzeczy do czytania… lub cokolwiek to było.
- Idziemy? – spytała nagle różowowłosa wskazując kciukiem na kawiarenkę
- Ty poważnie jesteś za miła… - powiedział chłopak przyglądając się dziewczynie badawczo
- O Jezu, chłopie idziemy czy nie? – Aristanae wywróciła oczami zniecierpliwiona
- A co Ci tak zależy? – chłopak uśmiechnął się krzywo prychając cicho
- Jakiś Ty sztywny, jak nie chcesz to nie… co za problem – siostra wzruszyła ramionami
Lavi prychnął z pogardą, w geście, że nie rozumie, jak można być tak łatwo wyprowadzanym z równowagi. Różowowłosa rozumiejąc owy gest zmrużyła swoje oczy w cienkie szpareczki. Po chwili chłopak poczuł uderzenie w plecy, a następnie dźwięk upadania jakiejś osoby. Kątem oka chłopak spostrzegł, że jakaś dziewczyna siedziała na ziemi.
- Oj... przepraszam pana najmocniej.. – zaśmiała się nieznajoma
-Nie przepraszaj, tylko uważaj jak łazisz… - warknął chłopak
Po tych słowach pchnął lekko Aristanae w stronę drzwi kawiarenki, a po chwili byli już w środku, zostawiając dziewczynę na zewnątrz.
(Elizabeth?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz