Somniatis zebrał w sobie siły, by wstać i podejść bliżej przybyszów. Gdy tylko go zobaczyli przybrali pozycje obronne. Uniosłem ręce, pokazując że nie mam broni.
- Dajcie spokój. - Tiffany machnęła ręką. - To mój... opiekun. Somniatis.
Czarnowłosy uśmiechną się pogodnie i pomachał dłonią na powitanie.
- A ty zapewne jesteś bratem Tytani, Wajper. Cieszę się, że mam zaszczyt cię poznać. - Wyciągnął rękę w kierunku mężczyzny, a ten ją uścisnął.
- Nie wiedziałem, że moja mała siostrzyczka potrzebuje opiekuna - stwierdził, nieco zdziwiony przybysz. - Zwykle dawała sobie radę sama.
- Cóż... nasz świat się zmienił, ona odmłodniała. Nie ma możliwości, by żyła bez kogoś, kto będzie sprawował nad nią pieczę. - Mina Somniatisa się zmieniła. Stała się znacznie bardziej poważna. - I oby was to nigdy nie spotkało.
- O czym...? - chciał zapytać Wajper, jednak Tiffany mu weszła w słowo:
- Może podyskutujecie kiedy indziej? Tu nie jesteśmy bezpieczni. Zmiennokształtni w każdej chwili mogą nas znaleźć. - Miała rację. Jej brat odkaszlnął, próbując ukryć zmieszanie, a Somniatis nie próbował go ukrywać, tylko uśmiechnął się i przyznał rację dziewczynce.
- Nie udało mi się jeszcze wyleczyć do końca, więc w starciu z większą grupą mogłoby się okazać, że wpędziłbym was w tarapaty. Co w takim razie robimy?
(Tiffany?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz