Biegłem przez Las Eteru, pęd wiatru owiewał mi twarz. Wyłem z radości. Życie jest piękne!
Nagle usłyszałem czyjś cichy śpiew i ujrzałem fioletową waderę idącą powoli po miękkiej ściółce. Podbiegłem do niej radośnie i zrównałem z nią kroku.
- Cześć, nazywam się Doctor, a ty? - zapytałem, lecz ona tylko wpatrywała się w dal - Hej, co ci jest?
Pomachałem jej łapą przed oczami. Nic. Brak reakcji. Jakby stała idąc. Wyprzedziłem ją i stanąłem na przeciw, ale ona tylko mnie wyminęła. Obejrzałem się na nią. Coś tu nie grało. Znów do niej podbiegłem.
- Zaczekaj! Coś się stało? Źle się czujesz? Mogę ci jakoś pomóc? Odpowiedz! - potrząsnąłem nią lekko
Na chwilę jakby wybudziła się z letargu. Spojrzała na mnie.
- Ja... muszę już iść - szepnęła - Zostaw mnie...
Stanąłem w miejscu. Jej oczy były tak... puste... Nawet nie zauważyłem, kiedy zniknęła w buszu. Po prostu stałem i cały czas widziałem tą pustkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz