Wraz z tajemniczym wilkiem i Mordimerem przyszła nowa nadzieja. Patrzyłam jak basior zamienia się w smoka i zaczyna atakować. Z początku demona za bardzo to nie interesowało. Na szczęście w chwili, kiedy Iverno stał już jedną nogą w grobie, demon odwrócił się i podniósł łapę. Jak najszybciej podbiegłam do basiora i przeciągnęłam go dalej od walki. Smok dalej walczył z demonem, choć ten nie wydawał się szczególnie poruszony walką. Tak jakby to wszystko było tylko żmudnym obowiązkiem którego się podjął.
W podskokach podbiegłam bliżej demona. Mam naprawdę mało mocy i jedyna przydatna w walce to wywoływanie trzęsień ziemi. To też robiłam, na okrągło, bo chciałam się jakoś przyczynić do walki. Jedyne co tym osiągnęłam, to dezorientacja oprawcy. Niestety tylko częściowa.
I tak stałam, skupiając energię na trzęsieniu ziemią. Przyglądałam się demonowi. Cały płonął. Zaprzestałam używać mej jedynej przydatnej mocy i skupiłam się na próbie wywołania deszczu. Strach tak mnie omamił, że zaczęłam śmiać się w twarz sytuacji. Kiedy poczułam pierwsze krople na skórze, moje szczęście niemal mnie rozsadzało. Ogień na ciele demona trochę przygasł, co w sumie nie przysłużyło się kompletnie niczemu.
- Puff... - szepnęłam.
Błyskawica rozdarła zachmurzone niebo i trafiła w demona. Grzmot zbił mnie z nóg. Podniosłam się i otrzepałam.
(Zinder? Mordimer? Może półżywy Iverno?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz