Nasza sytuacja była po prostu cudowna. Siedzieliśmy zamknięci w klatkach zamkniętych w bańkach i niesionych przez pomagierów mrocznego elfa. Miałam kilka pomysłów, ale każdy wymagał użycia mocy. To była właśnie jedna z moich największych wad, w problematycznym momencie często zdawałam się na moce. Moje przemyślenia przerwał widok wielkiego, starego, strasznego, zniszczonego, ale i w pewnym sensie pięknego zamczyska. Spojrzałam nerwowo na Zindera, niesionego kilka metrów za mną. Miotał się i denerwował, ale na nasze szczęście załapał, że mamy udawać niemowy. Uspokoiłam się, usiadłam w rogu klatki i zamknęłam oczy. W chwili w której usłyszałam szczęk spuszczanego mostu zwodzonego otworzyłam oczy i pierwszą myślą która mi się nasunęła było: "Po co im most zwodzony? Przecież nawet nie ma rowu na fosę...". Wnieśli nas na niewielki dziedziniec i znowu film mi się urwał. Ocknęłam się dopiero w czymś co przypominało laboratorium. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu Zindera lub czarownika, ale nie zauważyłam ani jednego ani drugiego. Super, czyli teraz żaden z moich pomysłów nie mógł wypalić, bo jak uciekać skoro nawet nie wiem gdzie jest Zinder.
(Zinder? Mam jednak neta...)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz