- Sorki kolego, ale ta pani już jest zajęta - wyszczerzyłem się w uśmiechu i podrapałem po karku jakąś maczetą, gdy pacjent zobaczył broń przestraszył się i puścił dziewczynę zakrywając rękami głowę - Grzeczny świr. Choć Argo - odwróciłem się i z powrotem ruszyłem w stronę psychiatryka. Bez cienia wahania otworzyłem masywne drzwi - Ale super - ucieszyłem się na widok spróchniałego drewna, pozdzieranych i podpalonych ścian, dziurawej podłogi i całego tego syfu.
Weszliśmy do środka i razem poszliśmy w odmęty tego cudownego przybytku
- Jak w domu.
- Ta - mruknęła.
- Oj no weź nie podoba ci się tu? - w moim głosie dało się słyszeć nutkę rozbawiania.
- Tak troszeczkę - mruknęła i przyśpieszyła.
- To po co się w to miejsce zagłębiasz? Możesz przecież zaczekać w jakiejś kawiarni, a ja do ciebie zaraz przyjdę.
- To jest moje zadanie, a twoje to ochranianie mojego tyłka.
- Co robię z przyjemnością, uwierz mi - uśmiechnąłem się półgębkiem, a dziewczyna przewróciła oczami - Co chcesz tu znaleźć?
- Nie wiem, wskazówkę.
W ciszy sprawdzaliśmy szpitalne sale, gabinety, laboratoria i sale kar. Wszędzie krew.
- Sprzątaczka ma urlop - zauważyłem.
- Rori.
- No co?
- Milcz, coś słyszałam.
- Ja nic...
- Bo ciągle gadasz - weszła mi w słowo i zgromiła wzrokiem.
- Jasne szefowo, spokojnie - podniosłem ręce ku górze, po chwili ciszy jednak mi się znudziło - A co konkretnie słyszałaś? - powiedziałem jej do ucha.
- Rany chłopie! - krzyknęła i w tym momencie coś skrzypnęło i trzasnęło, i poszedł tynk z sufitu.
W następnej chwili leżałem na ziemi odepchnięty przez Argonę, a obok mnie usypała się góra gruzu. Chlera. To ja miałem ją ratować. Podniosłem się i desperacko zacząłem przekopywać gruz. Kolejny kamień poleciał, a dziewczyny ani widu ani słychu
- Argo? Arguś daj znać, że ci nic nie jest no - coraz bardziej byłem zestresowany, przekląłem pod nosem - Jak jej coś będzie, to sobie nie wybaczę - mruknąłem ciszej - Powiedz coś to się zamknę na resztę życia - naprawdę mi na niej zależało, po chwili na ramieniu poczułem czyjś dotyk. Akcja reakcja. Bezmyślnie złapałem tą osobę za rękę i obezwładniłem. Niestety kilka sekund później leżałem właśnie pod tą tajemniczą postacią znaczy Argoną. Dziewczyna siedziała na mnie z dumną miną. Zamarłem. Ona żyje! - Ty żyjesz! - wykrzyknąłem radośnie i przytuliłem ją z całej siły - Nie rób mi tak więcej, nigdy więcej. Wiesz jak się przestraszyłem? - dziewczyna zaczęła czochrać mnie po włosach
- Możesz mnie już puścić - powiedziała i zabrała rękę.
- A... jasne - podrapałem się po karku zwalniając uścisk, dziewczyna wstała ja zaraz za nią - to idziemy dalej, tak? - byłem lekko zmieszany.
- Tak.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, przechodziliśmy między pustymi i otwartymi izolatkami. Nawet na chwilę nie spuszczałem z dziewczyny wzroku. Tym razem nie popełnię tego błędu. Po jakimś czasie dotarliśmy do sali głównego zarządcy czy czegoś takiego.
- Wchodzimy? - spytałem, niepewnie.
- Musimy.- westchnęła i złapała za klamkę, a następnie pchnęła drzwi, coś mi nie pasowało.
- Czekaj - chciałem złapać ją za rękę, lecz już nie zdążyłem, doskoczyłem więc do dziewczyny i za biodra pociągnąłem ją do tyłu. Na nieszczęście potknęliśmy się i wylądowaliśmy na ziemi. Przed nami wylądowała bomba ustawiona na sekundę. Wymyśliłem osłonę przed nami i nastąpiła eksplozja. Nic nam się nie stało, ale w lekkim oszołomieniu dalej trzymałem dziewczynę w pasie. Dopiero po chwili się ocknąłem i pomogłem jej wstać.
- Co to było? - spytała.
- Przeczucie - uśmiechnąłem się.
- Nie to. To - wskazała drzwi.
- Bomba. Ktoś nie chciał żebyś tam weszła - rozjaśniłem sytuację, dziewczyna pokiwała głową i bez ostrzeżenia weszła do pomieszczenia - Argo, a ty gdzie?
- Musze przeszukać to pomieszczenie, może znajdę kolejną wskazówkę - wyjaśniła i zaczęła przeszukiwać zdemolowane szafki i biurko.
- Jasne - wszedłem za dziewczyną i zamknąłem drzwi z dziurą od podłogi prawie do połowy. Dziwna ta bomba była. Podszedłem do zbitego okna i wyjrzałem na zewnątrz - Trochę tu pusto jak na psychiatryk
- Trochę - potwierdziła nie odrywając się od zajęcia, wróciłem do ulubionego zajęcia czyli przypatrywania się jej. Po kilku minutach wymyśliłem nam po krześle, usiadłem za Argoną akurat pod oknem i wygodnie się wyciągnąłem
Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Dopiero po chwili obudził mnie sfrustrowany głos dziewczyny
- Ile tu jest papierów - mruknęła - Rori ogarniesz jakieś światło? - na skraju biurka pojawiła się czarna lampka bez kabli. Bo po co? Ważne, że działała.
Strasznie mi się nudziło. Odsunąłem się w najbliższy kąt i postawiłem składany stolik. Wymyśliłem Gsg 92 i z papierosem zacząłem go rozkładać na części pierwsze i składać z powrotem. Ładowałem magazynki i układałem z nich wierze, mury obronne i bramy na krańcach stolika. Po 15 rozłożeniach i złożeniach broni załadowałem magazynek i chciałem strzelić lecz kiedy pociągnąłem za spust nic się nie stało. Zablokowałem zamek i przyjrzałem się lufie. Szukałem kuli, ale nic tam nie było.
- Tylko mi sobie głowy nie odstrzel - zaśmiała się kobieta.
- Myhy - mruknąłem - Masz coś? - załadowałem i tym razem wystrzeliło - Tu byłaś.
- Nie - przetarła oczy.
- Późno już, choć stąd - zniknąłem broń, magazynki i mój stolik po czym podszedłem do biurka - A to co? - spytałem wskazując ostatnią kartkę schowaną w szufladzie.
(Argona? Co tam masz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz