Spojrzałam na niego gniewnie, przez chwilę mając wrażenie, że moja poranna radość wyparowała jak kamfora.
- Na pewno nie jest to twoja sprawa - przerwałam mu, po czym z powrotem wzięłam do rąk sztućce i wznowiłam zaprzestaną czynność.
- Nie jest - powiedział Lorem po chwili - ale może razem udałoby nam się rozwiązać twoje problemy.
- Sama sobie poradzę - zaprzeczyłam ostro, być może trochę za ostro, patrząc na mężczyznę przymrużonymi oczami.
- Nikt nie twierdzi, że nie. Ale... Cam. Daj sobie pomóc. Będzie szybc...
- A więc o to ci chodzi, tak? - zapytałam zgryźliwie, wstając od stołu - Spokojnie, postaram się. Na pewno będzie dość... Szybko. A teraz. Dziękuję za mile spędzony posiłek - rzuciłam na odchodne, po czym wyszłam z jadalni, a potem z hotelu. Wniknęłam w tłum paryżan i turystów dość łatwo, więc nawet gdyby, a wolałam nie dopuszczać do siebie takiej możliwości, Lorem za mną wyszedł, to straciłby mnie z zasięgu wzroku w ciągu kilku do kilkunastu sekund. Było mi zimno, to fakt, nie miałam żadnej kurtki, czy nawet cieplejszej bluzy, ale to właśnie ten chłód pozwolił mi trochę ostudzić szalejące we mnie emocje i trochę "chłodniej" spojrzeć na poranną rozmowę. Przygryzłam policzek od środka, gdy po kilkunastu minutach włóczenia się po okolicy dotarło do mnie, że trochę przesadziłam. "Nie trzeba było tak go atakować" myślałam. "Chciał tylko pomóc. Poza tym, wyglądał na dość zranionego. Nie powinnam była. Matko jedyna, jaka ja jestem głupia". Jednak szłam dalej, a poczucie winy rosło we mnie z każdym krokiem. A co jeśli poszedł za mną i teraz błąka się gdzieś po Paryżu? A jeśli coś mu się stanie?! Na tę myśl ciarki przeszły mi po plecach. Odwróciłam się na pięcie, z zamiarem powrotu do hotelu i ewentualnym znalezieniem Lorema (choć w myślach błagałam, żeby był bezpieczny w hotelu), a serce biło mi jak szalone. Gdy nagle...
(Loruś? Polsat wita was w tym cudownym dniu, kilku zasad się nauczycie tu XD c;
P.S. Rób co chcesz ;>)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz