Mężczyzna wciąż wyglądał na nie do końca przytomnego, jednak słysząc swoje imię podniósł wzrok na dziewczynę. Przez chwilę jakby sobie przypominał, kim ona jest, wreszcie w jego oczach pojawił się błysk rozpoznania.
- Pani bibliotekarka... - zauważył. - Chwila, skoro zadzwoniła pani po karetkę, w takim razie jesteśmy w szpitalu?
- Zgadza się - dziewczyna usiadła na posłaniu. - I nie nazywaj mnie panią, jestem Anabeth.
Somniatis spuścił nogi z łóżka szpitalnego, siadając obok niedawno poznanej, na co znajdujący się w pomieszczeniu lekarz zareagował natychmiast:
- Nie powinien pan jeszcze wstawać, wciąż jest pan osłabiony - zaznaczył.
- Wiem, wiem. - Somniatis uśmiechnął się uprzejmie. - Nawet nie próbuję. Ale miałbym do pana prośbę. Może pan na chwileczkę zostawić nas samych? Mam do Anabeth sprawę osobistą i... nie chciałbym, by ktoś źle mnie zrozumiał.
- Oczywiście, mam innych pacjentów. Wieczorem przyjdzie do pana pielęgniarka, podać leki - powiedział lekarz i wyszedł.
Atis jeszcze przez chwilę patrzył w ślad za nim, jakby nasłuchując jego oddalających się kroków.
- Masz do mnie sprawę osobistą? Znowu chodzi o twoją wychowanicę? - Dziewczyna spojrzała na mężczyznę. - Jeśli o nią chodzi to...
- Zrobili mi badania krwi? - spytał czarnowłosy, patrząc na swoje wiszące kilka centymetrów nad podłogą stopy.
- Co? Przy omdleniu to chyba niekonieczne...
- Ale czy zrobili?- nalegał, spoglądając z ukosa na bibliotekarkę. - Anabeth, wiem, że życzyłaś mi jak najlepiej, jednak prawdopodobnie... jestem teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Muszę wiedzieć, czy mają moją krew.
- Nie było mnie przy badaniach... Nie wiem Somniatisie - odpowiedziała po namyślę. - Czemu to takie istotne?
- Nic na to nie poradzę. - Westchnął, opuszczając ramiona z rezygnacją, by chwilę później dźwignąć się do pozycji stojącej.
(Anabeth? Aleś go wpakowała XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz