Obudziły mnie ostre promienie słońca. Nie miałem ochoty wstawać, ale ostry ból głowy gwałtownie zaczął przypominać że zaraz spóźnię się do pracy. Klnąc pod nosem zwlokłem się z łóżka i powlokłem do kuchni. Od razu przywitała mnie jaskrawo żółta karteczka na lodówce.
,,Zapisać się na odwyk" - głosiło koślawe pismo na pewno nietrzeźwej dłoni. Zamyślony podrapałem się po głowie
- Ja to napisałem? - zastanowiłem się przymykając oczy. Poprzedni dzień widziałem jak przez mgłę.-Nieee... To z całą pewnością nie mogłem być ja - mruknąłem uśmiechając się i wrzucając przypominajkę do kosza. Spoglądając ukradkiem na zegar otworzyłem lodówkę po czym zaskoczony cofnąłem się o kilka kroków. W środku stało przynajmniej dziesięć pustych słoików majonezu. Dodatkowo z wnętrza wydobywał się ostry zapach alkoholu. Naburmuszony zatrzasnąłem drzwi, cicho sycząc garstkę przekleństw. Chwyciłem deskę i jeszcze zanim wyszedłem nakleiłem jedną z kolorowych karteczek z dużymi czarnymi literami -,,Już nigdy więcej nie pić z ludźmi".
***
Sprawnie wymijałem ludzi, teraz przypominających kolorowe plamy. Ostry skręt , skok, zjazd po barierce. Jazdę na deskorolce opanowałem na najwyższym poziomie. Teraz ja i Inspirit byliśmy idealnymi partnerami (tak. nadałem imię mojej desce). Hamując gwałtownie, wzbiłem tumany kurzu, przez co grupka ludzi posłała mi karcące spojrzenia. Z uśmiechem podniosłem partnerkę i rozejrzałem się po okolicy. Ludzie przemieszczali się wyglądając na strasznie zapracowanych, kurduplasty bachor kopał w pobliżu kolorową piłkę, a jakaś dziewczyna stała na środku wpatrzona w jeden punkt na niebie. Czyli nic ciekawego. Bez słowa wparowałem do restauracji od razu spotykając swojego szefa
- Godzina trzydzieści spóźnienia!
- Tak, tak, bardzo ciekawe - mruknąłem wymijając tłustego faceta i posyłając mu znudzone spojrzenie. Z łoskotem wszedłem do kuchni i rozejrzałem się po pomieszczeniu
- Kano! - Rozniósł się krzyk i zanim zdążyłem zareagować niska blond dziewczyna uwiesiła mi się na szyi.
- Hej Barbie! Wypierniczaj z mojej połowy kuchni! - warknąłem odpychając wyszczerzona twarz dziewczyny
- O cho! Ktoś tu ma zły humor! - syknęła z wrednym uśmieszkiem. Wystawiłem jej język i powędrowałem na swoje stanowisko.
- Igrzyska czas zacząć - mruknąłem uśmiechając się wrednie. Przez bite sześć godzin próbowaliśmy nawzajem utrudnić sobie prace i wkopać się w tarapaty. Tym razem zwycięzcą okazałem się ja (ostatecznym ciosem okazało się dodanie do potrawy przeciwniczki środka przeczyszczającego).
***
Z pracy ulotniłem się dwie godziny szybciej, ze względu na nagłą potrzebę spożycia majonezu (tak naprawdę po prostu znudziło mi się udawanie ze cokolwiek robię). Od razu przywitał mnie czarny bezpański pies.
- Co tam Del? - uśmiechnąłem się gładząc jego pysk - głodny? -Zwierzę szczeknęło merdając ogonem. Już chciałem wejść na deskę kiedy Del chwycił ją w zęby i zaczął uciekać. Przez chwilę stałem przyglądając się pędzącemu zwierzęciu, aż zdałem sobie sprawę co się dzieje i nie ruszyłem za nim w pościg
- Hej! Del! Jak nie wrócisz to zjem całą kiełbasę! - krzyknąłem jeszcze przyśpieszając. - Zdrajco! Jeśli bawisz się w Szybkich i Wściekłych, to coś ci powiem. Tym wściekłym nie jesteś ty! - Pies nagle zatrzymał się przy jakiejś postaci.
(Ktoś? Przepraszam że takie nudne, ale jeszcze nie bardzo się tu orientuje)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz