22 lutego 2015

Od Vi do Antilqusa

Cd. tego

- Nie spodziewałam się, że moc wróci ci bez orchidei. Dziwne... - obejrzałam basiora z każdej strony. - Zapomnij o tym co mówiłam. Muszę już iść. Chyba dasz radę przetrwać, co nie? - zaśmiałam się i pobiegłam w stronę małej, lodowej góry. Co chwilę oglądałam się za siebie, upewniając się, że basior za mną nie biegnie.
*Ale ja jestem głupia.. Po co ja mu to mówiłam!* Kopnęłam w ledwo trzymające się drzewo. Nie spodziewałam się, że drzewo upadnie. Usłyszałam głos Antilqusa, więc przyspieszyłam kroku.

                            ***

Po dotarciu pod wzgórze dotknęłam łapą talizmanu. Moje łapy stały się silniejsze i twardsze, dzięki czemu mogłam sobie wykopać norę. Starałam nie skupiać się na wyglądzie, tylko na korytarzach, prowadzących w głąb zamarzniętej ziemi. Czułam, że moc talizmanu powoli się kończy. Jednak nie umiałam sobie przypomnieć, jak mogę ja przywrócić. *Chwila, chwila.. Jeśli Antilqus miał spożyć orchideę, czego i tak nie zrobił, może ja też muszę?* Dużo rozmyślałam, czy aby rozpocząć kolejne poszukiwania. Stwierdziłam, iż to będzie bez sensu wracać w to samo miejsce. Może jednak istnieje inny sposób. Nagle usłyszałam głośny, przeraźliwy ryk. *To nie może być Antilqus, on tak na pewno nie ryczy*. Wspinając się po korytarzach w końcu   wyszłam na zewnątrz. Słyszałam ciche warczenie. Po chwili spojrzałam w górę. *Co do cholery! Zmutowany wilk?!*
(Antilqus?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz