Czyli miałam unieruchomioną łapę i skrzydło. Spojrzałam w stronę wadery. Wypadałoby podziękować. Ale… nie, nie umiem. Po prostu zrobię dla niej coś w zamian. Jak tylko wyzdrowieję. Powoli zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Przed wyjściem zatrzymałam się.
- Powiedz mi tylko… jak masz na imię? – zapytałam się. Spojrzała na mnie zdziwiona. Pewnie się tego nie spodziewała.
- Erna…
- Dobrze – przerwałam jej. – A więc Erno, jak tylko dojdę do siebie, przyjdę tutaj, i odwdzięczę ci się. – Uch… I znowu powiedziałam to tonem zbyt zimnym i oschłym niż bym chciała… Będę musiała to nieco poprawić.
- Przecież wystarczy zwyczajnie podziękować – odpowiedziała.
- Tylko, że ja… Nie umiem. – I poszłam. Tak po prostu sobie poszłam, jakbym stchórzyła. A przecież ja nie uciekam… Przynajmniej tak było do tej pory. Tym razem wybrałam małą polną dróżkę – nie zamierzałam przedzierać się przez te chaszcze ponownie. Dróżka ta zaczęła się rozrastać, aż była na tyle szeroka, by zmieściły się na niej dwa idące koło siebie wilki. Potknęłam się. Amulety na mojej szyi zagrzechotały. Dopiero teraz sobie o nich przypomniałam. Spojrzałam na nie. Szczególnie moją uwagę przykuł Tamashi no Rensa. Był już niemal w połowie zapełniony duszami. Niedługo to samo stanie się z drugą połową, wtedy będę mogła przywołać kogo będę chciała… przynajmniej mam taką nadzieję. Postanowiłam pójść do Mixi, może będzie miała coś, co pomoże mi w całym rytuale. Ruszyłam w stronę jej nory. Mixi właśnie z niej wychodziła, a za nią jakaś czarna wadera.
(Mixi? Ayoko? Może ty Erniaku na coś wpadniesz?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz