Szedłem obok wadery, z ukosa się w nią wpatrując. Czemu pogrzeb był dla niej taki ważny? Nadal nie mogłem tego zrozumie. Podobnie z wiekiem. Wiem, że kiedyś faktycznie moi znajomi odchodzili "urodziny", ale nigdy nie przykładałem zbytniej wagi do ilości świeczek na torcie.
- Co teraz zamierzasz robić? - spytałem beznamiętnie mojej chwilowej towarzyszki.
- Jeszcze nie wiem, pewnie będę przyrządzać jakieś ingrediencje lecznicze lub szukać ziół - odparła z ledwo widocznym smutkiem w głosie. Czyżby nadal myślała o śmierci tamtego basiora? - A ty?
- Nie wiem... - Spojrzałem w bok. Mógłbym kontynuować poszukiwania mojego nemezis, ale... gdzie powinienem pójść? Równie dobrze mogę na razie zostać tu i nieco pomyśleć. - Na razie nic.
Wadera skinęła głową. Widać myślała nad czymś intensywnie. Jednak nie miałem czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Niespodziewanie przed nami ujrzałem jakiś ruch. Zatrzymałem się i ruchem łapy nakazałem to samo zrobić Szamance.
- Coś tam jest - oznajmiłem.
- Pewnie ptak... - odparła, nieco niepewnie Erna
- To nie ptak, nie czuję zapachu... - Najeżyłem sierść i ugiąłem lekko łapy.
- Spokojnie - powiedział ktoś, poruszywszy się gwałtowniej w zaroślach. Po chwili z zieleni wyszedł nieznajomy wilk. Uśmiechnął się szyderczo. - Przecież nie można niszczyć cennych części, nieprawdaż Siódmy?
- Co ty o tym wiesz Trzeci - warknąłem, rozpoznając głos. - Tobie musieli chyba wymieniać wszystkie części po ostatnim.
- Były zbyt zakrwawione śluzem, który upuściliśmy z tamtych wilków, by były do czegokolwiek zdatne - zakpił zuchwale przybysz.
(Erna? Sr, że tak długo, ale dopadł mnie straszny deficyt weny...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz