Patrzyłem jak Maggie mówi Ernie, że wszystko będzie ok i idzie do Mixi. Patrzyłam jak ją pociesza, jej gorące słowa "Nic się nie bój Mixi, my będziemy z tobą do końca!" i ten zdeterminowany wyraz pyska prawie mnie wzruszyły. Prawie.
Wiedziałem już, że nie oddadzą watahy. Słowa młodej, czarno-białej wadery podniosły na duchu nie tylko Alphę, ale i resztę watahy. Wszyscy podeszli bliżej i zaczęli zapewniać o swojej lojalności. Przez chwilę widziałem uśmiech na pysku Mixi, ulgę z jaką przyjęła poparcie watahy. A potem wahanie. To był ten moment. Podszedłem do niej.
- Mixi - zacząłem, a ona odwróciła pysk w moją stronę - Nie wygramy tej wojny.
To oświadczenie wywołało szmer wśród zebranych. Alpha popatrzyła na mnie z podejrzeniem? nienawiścią? zdziwieniem? cokolwiek to było, nie sprzyjało mi za bardzo.
- Czemu tak uważasz? - jej głos był zimny i wyzuty ze wszelkich emocji
- Czemu uważasz, że jest inaczej? - i tu przydała się moja świetna gra aktorska; rozejrzałem się dookoła ostentacyjnie i na głos policzyłem wilki zdatne do walki - Raz... Dwa... Trrzy.. Cztery... Pięć... i może sześć... Reszta jest lekko lub ciężko ranna, nie dadzą rady dalej walczyć.
- Więc co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? - zapytał poważnie Leon i on nie był do mnie przyjaźnie nastawiony - Mamy wydać Mixi? Naszą Alphę??
- Nie - uciąłem - A w każdym bądź razie nie tak po prostu. W otwartej walce nie mamy szans, ale! Jest jedno ogniwo tego śmiercionośnego łańcucha, po którego odcięciu reszta się rozsypie...
- Masz na myśli...? - ujrzałem w oczach Mixi błysk zrozumienia, wszystko szło zgodnie z planem
- Mam na myśli Argonę...
(Ktoś? Mixi? Maggie? Leon?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz