Pozytywny dreszczyk emocji przeszedł całe moje ciało i nawet nie musiałam się długo zastanawiać, by już stać przy wilku we właściwej formie.
- Chodźmy! - zaczęłam machać ogonem.
Somniatis wykonał pieczęć na płocie i już zaraz znaleźliśmy się za nim. Popędziliśmy jak spuszczeni ze smyczy (ale to chańbiące określenie dla wilka...) i długo nie trwało, żebyśmy znaleźli się w lesie. Biegliśmy wymijając drzewa i krzewy, podczas gdy teren szedł coraz bardziej pod górę. Nie przeszkadzało nam to jednak, a nawet wzbiłam się w powietrze i wleciałam na jakąś niską skarpę. Zaśmiałam się zachłyśnięta świeżym powietrzem przefiltrowanym przez roślinność.
- Jak ja dawno nie czułam takiej... wolności! - zawołałam radośnie.
Atis mnie jednak uciszył i podbiegł do mnie.
- Pamiętaj wciąż, że w pobliżu jest Strażnik. Może być bardzo źle, jeśli się tu pojawi - upomniał mnie ściszonym głosem.
Położyłam uszy po sobie i rzuciłam mu zakłopotany uśmiech.
- Wybacz... Po prostu czuję się tu wspaniale - aż usiadłam z wrażenia i spojrzałam w bezchmurne niebo. Instynkty przewyższały mnie trochę i obawiałam się, że zaraz się na niego rzucę z podniecenia przez całą tą sytuację. Najbardziej jednak miałam ochotę zapolować. - Wytropimy jakąś zwierzynę?
- Czemu nie - odparł mi z tajemniczym uśmiechem.
Wstaliśmy momentalnie i ruszyliśmy truchtem w poszukiwaniu jakiegoś tropu. Jednak zwykła głupia zupka chińska nie nasyci prawdziwego wilczego głodu... Było mi mało wszystkiego. W pewnym momencie na raz podchwyciliśmy ten sam trop i węsząc prawie zetknęliśmy się nosami.
- Czujesz to samo co ja? - szepnął do mnie patrząc mi prosto w oczy.
Czemu to brzmiało dla mnie tak dwuznacznie?
- Tak... - odpowiedziałam mu, również szeptem. - W pobliżu jest jakiś odyniec.
Idąc obok siebie szukaliśmy wytropionego zwierzęcia. Nie minęło kilka minut, a już wśród krzewów ujrzeliśmy brązową szczecinę pokrywającą ciało dzika. Akurat grzebał w ziemi w poszukiwaniu trufli. Somniatis dał mi znak, bym została w miejscu i na jego znak zapędziła zwierzę w jego stronę. Bez słowa tylko skinęłam głową i zniżyłam się do samej ściółki. W momencie, gdy wilk podniósł ogon ku górze, wyskoczyłam zza krzewów i wystraszyłam odyńca, który ruszył prosto na mojego towarzysza, który poradził sobie z tym doskonale. Po chwili nasza zdobycz nie żyła i razem ją skonsumowaliśmy.
Przy pełnych brzuchach położyliśmy się na ziemi i zaczęliśmy odpoczywać. Było mi tak dobrze, że poczułam się niemal jak szczeniak i zaczęłam się tarzać. Atis tylko podśmiewał się z cicha ze mnie. Nie zwracałam jednak na to uwagi i leżąc tak na plecach, okryta skrzydłami, spojrzałam na niego z językiem na wierzchu.
- Co robimy dalej? - spytałam, chowając różowy ozor.
(Somniatis?)