29 stycznia 2019

Od Akiro do Somniatisa

    Spojrzałem na Somnatisa, widać było, że coś go mocno gryzie, więc go spytałem, ale odparł.
- Wolałbym o tym nie mówić.
- Hm... - Spojrzałem na niego lekko zaskoczony. - No dobra, niech będzie. - Som spuścił wzrok, byłem ciekawy co go gryzie, ale postanowiłem poczekać, aż będzie gotowy i sam mi powie co go gryzie. Wróciliśmy do sklepu, zająłem się naprawą potrzebnych urządzeni na dzisiejszy termin. Tak mieliśmy dziś klientów, Som siedział u siebie potrzebował teraz pobyć sam ze sobą. Dźwięk złotego dzwonka umieszczonego nad drzwiami wejściowym, rozbrzmiał na sali. Błękitnowłosy mężczyzna podszedł do blatu.
- Miałem odebrać u was kompas. - Spojrzałem zaskoczony na chłopaka.
- Ma pan karteczkę?
- Tak oczywiście. - Powiedział, wyjmując kartkę z portfela. Przeczytałem, przeprosiłem i wyszedłem na zaplecze, Som siedział u siebie pogrążony w myślach. Znalazłem kompas.
- Jeszcze nie naprawiony. - Skrzywiłem się, i skierowałem się do klienta.
- Ma pan chwili, kompas nie jest jeszcze gotowy.
- Oczywiście. - Mężczyzna usiadł przy stoliku z gazetami, a ja zabrałem się za jego kompas. Pod blatem miał instrukcje budowy kompasów, to jego czwarty kompas. Po rozbiciu okazało się ze igła jest do niczego, szybko znalazłem zastępczą i dolałem specjalny płyn i zamknąłem.
- Proszę. W zamian dodałem płyn, będzie dokładniejszy.
- Dziękuję. - Mężczyzna zapłacił i opuścił sklep, do zamknięcia przewinęło się jeszcze sześcioro postaci. Po tym pożegnałem się z Som, który nawet nie odpowiedział i zamknąłem drzwi od zewnątrz.
Następnego dnia przyniosłem Smnatisowi śniadanko, bo czułem, że się nie wynurzył z pokoju, otworzyłem sklep, ale nie ruszyłem jeszcze tabliczki. Som nadal siedział u siebie, odłożyłem torbę i skierowałem się pod jego drzwi, zapukałem po czym wszedłem do środka. Nadal coś go gryzło.
- Som, co cię gryzie? - Czarnowłosy spojrzał na mnie, złapałem go za rękę.
- Co... - przerwałem mu.
- Jak ci to ułatwi sprawę możesz użyć mocy, nie puszcze cię. - Chłopak głęboko odetchnął.
- No dobrze. Dowiedziałem się, że zajmowałeś się czarną robotą dla Władysława. Czy to prawda? -zapytał, chwytając mnie tym samym za nadgarstek, a jego oczy skupione były we mnie.
- Tak, zajmuje zajmowałem się sprawami Lena, przez prośby i rozkazy wydane mojej osobie. -odparłem bez zachwiania się, a Som puścił moją dłoń.
(Somniatis?)

25 stycznia 2019

Od Lorema cd. Tiffany

    Lorem poderwał się ze swojego miejsca. Nie spodziewał się po tej dziewczynie takiej oficjalnej postawy. Zmieszał się nieco, jednak szybko odzyskał swoją zwykłą, profesjonalną postawę.
- Nazywam się Lorem Impsum - mężczyzna opuścił dłonie wzdłuż tułowia i pochylił się w niezbyt niskim ukłonie. Wyprostował się i spojrzał na dziewczynkę. - W porządku. - Jego spojrzenie powędrowało w bok, jakby się zastanawiał, co teraz zrobić. Istotnie, właśnie to zaprzątało jego myśli.
- To ten, skoro już to sobie wyjaśniliśmy to ja już pójdę... - Tiffany zrobiła ruch w kierunku drzwi, jednak przed dalszą akcją powstrzymało ją nieruchome spojrzenie Lorema, które raptownie zogniskowało się na jej postaci. W jakiś sposób jedyne widoczne oko o nienormalnie zwężonej tęczówce przewiercało ją na wylot, przywodząc na myśl spojrzenie psychopaty.
- Napijesz się? - spytał po prostu, wypuszczając ją z okowów spojrzenia i kierując się do czajnika.
- Muszę zdążyć do pracy! - nagle przypomniała sobie nastolatka. - Niestety, nie mam czasu dłużej tu zostawać. Już i tak będę się musiała wytłumaczyć ze wszystkiego. - Uśmiechnęła się. - Może innym razem, Loremie?
  Mężczyzna nie zareagował. Przygotował dwa kubki i wrzucił do nich po torebce z herbatą. Emocje dziewczyny bombardowały go ze wszystkich stron, wprowadzając w otępienie i sprawiając, że powoli przetwarzał informacje. Rzadko spotykał się z tak "hałaśliwymi" ludźmi. Urzędnicy zwykle byli zimni i nieczuli, a emocjonalność Kathleen można by porównać z tą, właściwą głazowi. Na kompletnym odludziu. Gdzieś na Antarktydzie.
  Tiffany wyszła z pokoju i podeszła do drzwi wyjściowych. Szarpnęła za klamkę, jednak te nie ustąpiły. Przekręciła pokrętła zamków, jednak wtedy również nie dało się ich otworzyć. Były zamknięte na klucz.
  Po chwili Lorem zorientował się, że dziewczynki nie ma w pobliżu i wyszedł z aneksu, by ją odnaleźć stojącą przy drzwiach. Spojrzał na nią bez wyrazu.
- Spokojnie. - To mówiąc pokazał na kieszonkę na swojej piersi. - Ja mam klucz.
(Tiffany?)

24 stycznia 2019

Od Somniatisa cd. Akiro

    Argona pojawiła się niemal znikąd.
- Nie miałam takiego zamiaru - oznajmiła chłodno. Była ubrana po wojskowemu w długie spodnie moro oraz zieloną, materiałową kurtkę, której krój przywodził na myśl amerykańskie siły zbrojne. Na nogach miała ciężkie buty. Wszystko to wyglądało na nieco znoszone, brudne od błota i miejskiego kurzu. Oczy dziewczyny były podkrążone, a cera jeszcze bardziej blada, niż zazwyczaj. Najwyraźniej przez ostatnie dni pracowała intensywniej, niż zazwyczaj. Jeśli to wogle było możliwe, zważając na jej pracoholizm. - Więc? Czego się dowiedzieliśmy.
- Nic ciekawego - odparł Akiro swobodnie, odwracając się w kierunku rozmówczyni.
- Nikt nic nie wie - potwierdził Somniatis i zawahał się. Alpha uniosła brwi. - Nic - powtórzył, chcąc uciąć temat.
- W Pectis też nie ma zdrajcy - mruknęła czarnowłosa trochę do mężczyzn, a trochę do siebie. - Udało mi się również potwierdzić, że obecny rząd nie maczał w tym palców, także albo zrobił to Etis, albo niezrzeszeni. Tak na prawdę jedynym wiarygodnym tropem jak dotąd jest notatka od Akiro. Ale będziemy mieć pewność, gdy wróci z badań.
- Badań? - zdziwili się równocześnie jej rozmówcy.
- Musimy mieć pewność, że napisał to Leniniewski zanim zadecydujemy, co zrobić. - Argona westchnęła i odwróciła głowę, zdając się patrzeć w przestrzeń. - Ten mężczyzna zawsze był dla mnie zagadką, ale nie sądziłam nigdy, że zrobi coś takiego. Na razie jesteście wolni. - Wykonała w kierunku mężczyzn władczy gest, jakby odganiania much. Somniatis poczuł się trochę niezręcznie, jednak jego towarzysz machnął na to tylko ręką.
- Choć Som, czas wrócić do warsztatu. - zaproponował pogodnie. - Argo, jak się czegoś dowiesz daj nam znać. Bo teraz na prawdę musimy wracać do pracy.
  Alpha pokiwała głową i obaj samcy odeszli.
- Tyle zachodu i nic się nie dowiedzieliśmy - zagaił Akiro. - Straciliśmy tylko kilka dni.
- Racja - mruknął czarnowłosy, a chłopak spojrzał na niego pytająco.
- Coś cię niepokoi? - spytał.
- Nie, nie... - Somniatis uśmiechnął się uprzejmie, jednak nie było w tym uśmiech prawdziwej wesołości. - Tak, trochę - przyznał wreszcie. Nienawidził kłamstwa. Jego serce krwawiło i nie potrafił się przemóc.
- Co takiego?
- Wolałbym o tym nie mówić. - Zegarmistrz spuścił wzrok. Nie powiedział Argonie, co przekazał mu Vincent. Nie powiedział Akiro, co przekazał mu Vincent. Nie był w stanie nawet zadecydować, któremu z nich powierzyć tą sprawę. Akiro, gdyby poznał treść tamtej rozmowy mógł kłamać i wszystkiego się wyprzeć. Argona mogła z miejsca zrobić coś głupiego. Wybitnie nie była w nastroju na negocjacje. Somniatis ostatecznie... nie potrafił zaufać żadnemu z nich. Szczególnie bolało go, że mimo iż bronił swojego pomocnika, nie potrafił zaufać mu.
(Akiro?)

Od Tiffany C.D Lorema

    Panieneczka nie miała w zwyczaju wyżywać się na obcych ludziach. Nie chciała nigdy wychodzić na jebaną, zwyrodniałą sukę, jednak wtedy... wtedy coś w niej pękło. Ponownie. Była przekonana, że najgorsze, emocjonalne epizody ma już za sobą. Zawsze tak jej się wydawało i kiedy nagle coś ulegało zmianie, natychmiast też i pojawiały się wahania nastroju, które za kilka godzin mogły przemienić się w wybuch. To nie był gniew, to nie był płacz. Cały huragan, który był w stanie zabrać po trochę z każdej emocji i zaraz potem wysadzić je. To nie Tiffany wtedy cierpiała najbardziej, a właśnie wszystkie osoby wokół niej. Zdarzało się, że malutka krzywdziła. Krzyki były chyba najłagodniejszym ze skutków ubocznych. Zaraz potem było wycie, szkodzące innym ludziom przewrażliwionym na punkcie hałasu, przeklinanie, walenie głową w ścianę, niszczenie przedmiotów, samookaleczenia za pomocą narzędzi oraz krzywdzenie innych ludzi (zaliczymy do tego podduszanie, walenie ich pięściami, uderzanie innymi przedmiotami). Chyba jedynie cudem nikogo nie zabiła.
     Obudziła się w zupełnie obcym mieszkaniu. Kanapa była czarująco miękka, przez co z początku nie miała ochoty otworzyć oczu. Po prostu relaksowała się w jednym miejscu, rozmyślając nad tym, co się stało wczoraj. I wtedy zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zerwała się i otworzyła oczy. Ze zdumieniem stwierdziła, że to nie jest jej pokój. Nie znalazła się też w zamku i za to chwała Stwórcy, bowiem w przeciwnym wypadku prawdopodobnie zostałaby złapana przez brata, a wtedy nie byłoby już tak wesolutko. Emocje opadły, dzięki czemu Tiffany mogła w miarę logicznie myśleć.
     Zastukała w stolik i ostrożnie wstała, rozglądając się. W kuchni siedział ten białowłosy mężczyzna z którym miała tą niezręczna sytuację wczoraj. Na samą myśl o ataku paniki jej twarz oblała się gigantycznym rumieńcem. Przeklnęła w myślach i zaczęła się ostrożnie wycofywać, mając nadzieję, że on jej nie zobaczy. Nie było szans jednak, by niepostrzeżenie wstała, rozglądnęła się po pokoju i znowu zaczęła udawać, że śpi. Mogła co najwyżej udawać lunatyka, jednak... Prawda wyszłaby na jaw, a ona niestety była słabą aktorką. Zawsze, kiedy musiała odgrywać jakieś sceny, odruchowo się uśmiechała jak głupia i wszystko poszło się z automatu jebać.
      - Obudziłaś się. - spostrzegł nieznajomy, który chyba jakoś jej się przedstawił. Chyba, bo naprawdę mało co pamiętała. A jeżeli tak, to z głowy wyleciało jej imię. Kurwa, a ja sama się przedstawiłam?
     - Tak, jak widać. I znormalniałam... - powiedziała, poprawiając swoją czarną grzyweczkę. - W każdym razie przepraszam cię za to, co stało się wczoraj. Doceniam pomoc, naprawdę. Po prostu nie panuję nad swoimi emocjami. Tak bywa. Za dużo tego we mnie. Tsa... Aspergerowiec ze mnie cholerny. Imię moje brzmi Tiffany Rivers. - skłoniła się i podała mu swoje miano, na wszelki wypadek.

(Lorem?)

22 stycznia 2019

Od Lorema cd. Tiffany

    Fala emocji, która gwałtownie wypłynęła z dziewczyny niemal ogłuszyła Lorema sprawiając, że przez chwilę walczył ze sobą, by utrzymać się na nogach. Jej wściekłość i rozpacz po tych przytłumionych jakimiś środkami emocjach były jak odgłos grzmotu w bezchmurny dzień. Gdy wreszcie odzyskała panowanie nad swoim ciałem dziewczynki nie było w lokalu. Mężczyzna zapłacił za siebie i za nią, zostawiając jednocześnie spory napiwek i wyszedł jej szukać.
  Nie musiał iść daleko. Czarnowłosa stała przed wejściem do kawiarni i wpatrywała się w szczątki urządzenia leżącego na ulicy. Najwyraźniej musiała je tam wyrzucić w przypływie wściekłości. Jej splątane emocje przyprawiały Impsuma o ból głowy, jednak pomimo tego, i pomimo swojej nieporadności, mężczyzna podszedł do niej i wysunął w jej kierunku rękę ze swoim IPhonem, nawet nie patrząc na dziewczynę. Ta odwróciła w jego kierunku głowę i spojrzała z zaskoczeniem najpierw na przedmiot, potem na mężczyznę. Jej oczy były nieco szkliste, a powieki zabarwiały się na czerwono.
- Weź - zachęcił ją Skryba, dalej na nią nie patrząc. Powoli zaczynało mu się przypominać, kogo dokładnie przypominała mu dziewczynka i coraz bardziej nie podobał mu się stan, w jakim się znajdowała.
- O co ci kurwa chodzi?! - wybuchnęła gwałtownie tamta, odsuwając się od niego. Lorem równie gwałtownie spojrzał na nią z wyrazem najgłupszego i najbardziej naiwnego zdziwienia, jakie można sobie wyobrazi.
- Co? - zdołał jedynie powiedzieć. Takiej reakcji się kompletnie nie spodziewał, chociaż zapewne powinien.
- Do cholery, czemu mi pomagasz?! Jesteś jakimś pedofilem czy coś? - Mężczyzna poczuł, jak wściekłość dziewczyny powoli wylewa się na niego i zaczął przez to odczuwać lekkie zawroty głowy. - Co kurwa, zachciało ci się zabawić moim kosztem?!
  Mężczyzna odwrócił wzrok. Uzmysłowił sobie, że faktycznie takie zachowanie nie było powszechne. Wszyscy omijali dziewczynę szerokim łukiem.
- Przypominasz mi kogoś... - powiedział cicho, po czym z ociąganiem schował telefon do kieszeni.
- Nie pierdol. - Kątem oka Lorem zobaczył, że dziewczynka się krzywi. - A zresztą.
  Zrobiła ruch, jakby chciała odejść, jednak dorosły błyskawicznie schwycił ją za przegub dłoni. Dziewczyna znieruchomiała, po czym ponownie osunęła się w kierunku chodnika. Tym razem jednak została schwycona przez jasnowłosego, nim osiągnęła grunt. Z poczuciem, że teraz faktycznie stał się porywaczem artysta ruszył do swojego mieszkania, niosąc tą rozchwianą emocjonalnie istotkę.

[...]Położył ją na kanapie, gdzie zwykle sypiał, po czym usiadł na fotelu i jął uporczywie się w nią wpatrywać. Jest u niego i co teraz?
(Tiffany?)

21 stycznia 2019

Od Akiro cd. Somniatisa

    Oboje mężczyźni zniknęli za drzwiami.
-Informator. -Wymruczał pod nosem, patrząc na zamykane drzwi, ciemno włosy rozglądną się do o koła, ale po chwili położył się na pobliską kanapę. Gdy rozmowa się skończyła i obaj mężczyźni wrócili do salonu. Aki podniósł się z kanapy, wyjmując z kieszeni kartkę z napisem.
-Argo za niedługo powinna być na miejscu. -Powiedział Akiro, podchodząc do Somnatisa. Mężczyźni opuścili mieszczanie ochroniarza i ruszyli w stronę perony. Som wyraźnie się nad czymś zastanawiał, ale chłopak nie chciał wypytywać kolegi. Przechodzili koło sklepu spożywczego.
-Somnatisie poczekaj wstąpię do sklepu. -lecz jego towarzysz nie reagował, był mocno zamyślony. Spojrzałem zaskoczony na niego, ale gdy chłopak wszedł na ulice nie patrząc zupełnie na jeżdżące pojazdy. -Chol*ra. -wymknęło się chłopakowi i szybko ruszył w stronę Soma, w ostatniej chwili złapał czarnowłosego za rękę i przyciągnął go do siebie. Som miła większe oczy, niż jakby miał ujrzeć żywą kostuchę, ale w sumie prawie ją ujrzał. -Wszystko gra? -Som spojrzał wielkimi oczami to na samochód to na Akiro.
-Tak.
-To dobrze. Musisz bardziej uważać.
-Jasne.
-Chodź do sklepu, bo sobie zrobisz krzywdę. -zażartował sobie chłopak, lecz Som na szczęście nie wziął tego do siebie. Obaj skierowali się do sklepu, by kupić coś na zaciszenie prośby żołądka. Po uciszeniu prośby ich wnętrzności, skierowali się już bez żadnych przygód na stacje.
-Som, co się stanie z tym osobnikiem, który jest odpowiedzialny za wieżę. -Towarzysz posmutniał, a jego głos, był ponury i przeszywał ciało.
- Argona była, jest wściekła trudno stwierdzić co zrobi. Jak to się skończy.
Pociąg przybył na peron, oboje wsiedli do niego wysiedli. Opuścili pojazd na arenie piątej i ruszyli na miejsce spotkania.

(Somniatis?)

19 stycznia 2019

Od Tiffany C.D Lorema

    Początek niczym w prawdziwym, ckliwym romansie. Sytuacja niezwykle mało komfortowa. Ona i nieznajomy białowłosy. Zwykle księżniczka oczekiwała księcia na białym koniu, a nie siwego rumaka, zażartowała sobie ponuro Tiffany.
    - Ekhem... dziękuję za reanimację. - powiedziała czarnowłosa, zasłaniając swoimi czarnymi kłakami oczęta. Nie chciała pokazać, że sytuacja ta jest dla niej wielce niekomfortowa. On również wstydził się tego, a przynajmniej tak pomyślała Tytania. Wyszłaby. Teraz. W jednej z kieszonek komórka zaczęła ostro wibrować.
      - Kurwa jego mać. - wyszeptała cichutko dziewczyna, wyczytując imię i nazwisko dzwoniącego. Miała ochotę odebrać, ale jak wyglądałaby rozmowa z jej bratem w miejscu publicznym? Skończyłoby się kolejny atakiem paniki i wysadzeniem całej restauracji. Już i tak miała ochotę zapaść się pod ziemię. Upokorzenie, którego doznała było nie do opisania przez czarnowłosą białogłowę. - Nic tak mnie nie wkurwia, jak głupota innych ludzi i sam dwunożny gatunek. Dlaczego większość istot rozumnych nie może posiadać chociażby o dwie piąte więcej punktów IQ?! Albo inaczej, dlaczego tyle osób nie umie się nimi posługiwać?
    Odebrała telefon od brata z nerwowym uśmiechem na twarzy. Anubis miał poddenerwowany głos i gadał nieskładnie. Nie zważając na obecność nowo poznanej osoby, wstała i ruszyła przed siebie, nawet go nie przepraszając. A dorosły z zainteresowaniem w swoich ślepiach przyglądał się poczynaniom nastolatki. Ostro wkurzonej na cały świat.
    - Nie dzwoń do mnie. - syknęła, biorąc serię szybkich oddechów. - Wiesz, że on może mnie w ten sposób namierzyć?
    - Nie miej pretensji do mnie, tylko do ojca, który kazał mi poinformować cię o dalszym losie...
    - GDYBY CHCIAŁ TO BY SAM POWIEDZIAŁ! - wykrzyknęła w końcu zniecierpliwiona, rzucając na bok komórkę. Ta wpadła pod najbliższy samochód i tyle było z rozmowy. Kiedy dziewczę zdało sobie sprawę z tego, jaki ta chwila przybrała obrót, chciało jej się płakać. Bo straciła ważny sprzęt do komunikacji z powodu swojego nieopanowania. I ponownie stała się pośmiewiskiem wielu przechodniów na ulicy.
   W głowie krążyło tysiące myśli i emocji, których nie potrafiła nazwać. W takowej sytuacji zwykle albo waliła głową w ścianę, czekając, aż mózg wypłynie uszami lub rozwalić swoją czaszkę. Bywały chwile, w których się cięła, albo wrzeszczała jak bita świnia. Po takich akcjach sąsiedzi byli w stanie nawet zawiadomić policję o jej dzikich wybrykach. Nienawidziła swojego wewnętrznego, kruchego świata przepełnionego nienawiścią do ludzkiej egzystencji. 
(Lorem? Wyczuj wkurw.)

17 stycznia 2019

Od Akiro cd. Camille

    Tuż po zmianie władzy i przed upadkiem Wieży
Ledwo co stołek premiera przejął John Silverlake, a już wprowadził takie zmiany, że większa część pracowników w Wieży, "stanęła" w miejscu. Tyle dobrego, że Leni zabrał wcześniej swoje biuro i kazał je wysprzątać.
- Keno i Eron, ma dla was te dokumenty. - Powiedziałem wręczając im, dwie teczki z papierami w środku.
- Akirooo! – głośny wydźwięk mojego imienia, rozległ się po hali biurowej.
- Co! - Skierowałem swój wzrok, na osobę stojącą na schodach, które prowadziło na wyższe piętro. Łysa glanca odbijała ciepłe światło żarówek.
- Chcą cię widzieć na dole!
- Kuso. - Bluzgnąłem sobie pod nosem i podszedłem do windy, nacisnąłem guzik i spoglądałem na licznik. Drzwi wreszcie się otworzyły, wszedłem do środka i nacisnąłem guzik z odpowiednim oznaczeniem piętra. Drzwi się zamknęły, a winda ruszyła. Po zatrzymaniu się transportu i opuszczenia go, skierowałem się ku jednemu z biurowców, ale w połowie drogi, drogę zagrodziła mi czarnowłosa dziewczyna z kopertą w ręce.
- Ty masz się tum zająć. - Wziąłem kopertę.
- Jasne. - usiadłem na wolne krzesło, które lekko się odsunęło do tyłu i obróciło się o dwieście dwadzieścia stopni, otworzyłem kopertę i wyjąłem list, rozłożyłem kartkę i przeczytałem informację oraz wyszukałem godzinę i miejsce spotkania. Wstałem z krzesła i zebrałem potrzebne informację. Zbliżała się godzina osiemnasta, musiałem przyspieszyć kroku, by z Wieży dostać się do „Monnless”. Wszedłem do restauracji i dość szybko odnalazłem ludzi, z którymi byłem umówiony. Dosiadłem się za zgodą kobiety do stołu. Zamówiliśmy posiłek i zaczęliśmy rozmowę.
- Co do twojego pytania panienko, w Sjew nie wszyscy pozostali wierni temu prawdziewemu.
(Camille?)

12 stycznia 2019

Od Lorema cd. Tiffany

    Lorem nie wydał się zbytnio przejęty silnym uderzeniem, które otrzymał od dziewczyny. Patrzył na jej nieumiejętnie ukrywający zakłopotanie uśmiech i próbował zrozumieć buczące delikatnie wokoło tej dziewczynki emocje. Jednak nic z tego nie rozumiał. Ponownie po jego karku przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Będąc tak blisko tej istotki czuł jej zapach - mieszaninę odoru wymiocin i czegoś nieprzyjemnie przywodzącego na myśl chemię. Mężczyzna sam się zdziwił, że był w stanie wyczuć od niej tak wiele, choć przecież nie mogła cuchnąć aż tak bardzo, skoro nie wyrzucono jej z kawiarni.
  Nie wiedział co powiedzieć. Ta sytuacja była dla niego całkowicie nowa. Jego serce zaczęło szybciej bić, policzki się zarumieniły. Był dorosłym, jednak z tym nigdy sobie nie radził. Z ludźmi. Mógł zareagować na omdlenie dziewczynki, poprowadził go instynkt, jednak teraz, gdy doszło do sytuacji, w której powinien się odezwać nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
  Wstali oboje, a z tej kłopotliwej sytuacji wyrwała mężczyznę kelnerka, która przybiegła z solami trzeźwiącymi.
- Oh - wymknęło się jej, gdy zobaczyła, że kryzys został zażegnany bez jej udziału. Podeszła do dziewczynki i odtrąciła Lorema na bok. - Wszystko ok? Może powinnam zadzwonić po pogotowie.
- Nie trzeba - burknęła czarnowłosa i opadła na swoje krzesło. Zamknęła oczy. Widać dalej czuła się słabo.
- Albo... po twoich rodziców? - Kelnerka wyglądała na nie do końca pewną, co powinna w takiej sytuacji zrobić.
- Nie trzeba - warknęła nastolatka. - Już wszystko dobrze.
  Lorem zacisnął wargi i zebrał się w sobie. Stanął za przedstawicielką obsługi kawiarni i stuknął ją delikatnie w ramię. Ta odwróciła się, a jasnowosy odetchnął.
- W porządku - powiedział tylko cicho. Dziewczyna uspokoiła się wyraźnie. Pokiwała głową.
- Muszę wracać do pracy... - powiedziała i spojrzała na rozbitą filiżankę po herbacie. Westchnęła i oddaliła się.
  Mężczyzna stał przez chwilę, nie wiedzą, co zrobić. Przy tym patrzył na czarnowłosą jakby wyczekując jakiegoś posunięcia z jej strony. Nastolatka wydawała się jednak równie zakłopotana jak on. Lorem zaczął nerwowo pocierać palcami o wnętrze dłoni. Odwrócił głowę od dziewczyny, w którą wpatrywanie się wydało mu się nagle niezwykle niewłaściwym. 
(Tiffany? Tak. Nie ma to jak trafić na poważnego dorosłego xd)

8 stycznia 2019

Od Tiffany C.D Lorem

    Łazienka została zasyfiona tym, co zwróciła dziewczyna. Kulejąc z bólu bardzo blisko swoich wymiocin, kasłała jak oszalała. To było już chyba wszystko. Męczyła się wciąż okropnie. Nikt nie przyszedł, by jej pomóc. Zamknięta w małej toalecie i tylko dodatkowo rozwścieczała klientów cierpiących na choroby układu moczowego. Co prawda nie był to jedyny klozet w lokalu, jednak i tak wiele osób, po wyczołganiu się Tiffany, wpatrywało się w nią jak w alkoholiczkę. Warknęła, spoglądając na staruszka, który jarał papierosa i spoglądał na czarnowłosą. Gdy tylko się odwróciła, złapał ją za tyłek. Podskoczyła, przeklęła. Nadal jeszcze mocno chwiała się na nogach po dawce tego świństwa. I tak wiele osób przeżywało to gorzej. 
  - Herbata. - rzuciła w stronę kelnerki, siadając przy stole.
  Najbardziej zdziwiło ją to, że nie wyrzucili jej z lokalu. Kobieta posłusznie skinęła głową i Pani Cieni usiadła przy najbliższym stoliku. W oczy rzucił jej się białowłosy mężczyzna. Wyróżniał się spośród tłumu i wpatrywał się w nastolatkę. Kiedy jednak złapali kontakt wzrokowy, przerażona odwróciła głowę i zaczęła udawać, że szuka czegoś w torebce. Portfel... cholera jasna, zapomniała. Albo co gorsza - zgubiła. Tłumaczenie się personelowi zapewne by nie przeszło i koniec końców albo zostanie wywalona za zawracanie głowy zajętym dorosłym, albo wyląduje na zmywaku. Ani to ani to jej się szczerze nie uśmiechało. Najlepiej było po prostu wyjść, opuścić lokal, zanim ktokolwiek się skapnie. To była pierwsza myśl i zamierzała ją zrealizować.
  Pojawił się jednak kolejny kłopot. Kiedy próbowała wziąć się za siebie, wstać, złapał ją piekielny ból głowy. Wirowania. Po raz kolejny zrobiło jej się niedobrze i zapragnęła wypić zamówioną herbatę modląc się w duchu o cudownej mocy ziół w celu neutralizacji bólu. Tym razem wszyscy magicznie zareagowali widząc zwijającą się, cierpiącej, czarnowłosej młodej pannicy. Kto zareagował pierwszy? Białowłosy.
  Kelnerka, która przyjęła od niej zamówienie i właśnie zamierzała oddać napój klientce, zamarła. Wypuściła filiżankę, która roztrzaskała się o podłogę. Oczy Tiffany odmówiły posłuszeństwa. Straciła wzrok na kilka chwil, a kiedy ponownie odzyskała zdolność widzenia, ponownie spojrzała w oczy tajemniczego osobnika, który mierzył jej puls. Wstała. Zrobiła to niespodziewanie i uderzyła nieznajomego z całej siły w szczękę swoim czołem. Jęknęła z bólu, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. I nie był to złośliwy, przepełniony cynizmem wyszczerz. To był szczery wyraz twarzy. I ukrywał jej zakłopotanie.
(Lorem?)

Od Somniatisa cd. Akiro

    Somniatis spojrzał niepewnie na Akiro, który wyglądał na znudzonego tą rozmową.
- Nie będziesz miał nic przeciwko temu? - spytał chłopaka, który pokręcił przecząco głową.
- Spoko, idźcie. - Machnął ręką. Czarnowłosy pokiwał głową i razem z Vincentem wyszli z pomieszczenia.
  Białowłosy mężczyzna dopilnował, by drzwi szczelnie się za nimi zamknęły, na co Zegarmistrz uniósł tylko pytająco brwi.
- Wiesz, z kim się zadajesz? - spytał bez ogródek ochroniarz.
- Co masz przez to na myśli? - odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna. Coś ścisnęło go mocniej w żołądku. Wyraz twarzy Vincenta nie zwiastował niczego dobrego.
- Ten chłopak pracował dla Leniniewskiego. Nie możemy wykluczyć, że nie jest Code:W - oznajmił, ściszonym głosem. - Wiele razy widywałem go w kwaterach Premiera. Zwykle załatwiał dla niego dość szemrane interesy.
- Jesteśmy w sojuszu z Leniniewskim. To chyba nie jest teraz problemem? Zresztą, Code:W to szaleńcy - zamilkł na chwilę. - A Akiro nie przejawia objawów szaleństwa. Możesz mi wierzyć, wiem coś o tym.
- Somniatisie. On nie pracuje dla nas. Przypadkiem musnąłem dłonią jego skórę. Akiro spotyka się z dziwnymi ludźmi, słyszałem urywek tamtej rozmowy. On BYŁ przy planowaniu tego zamachu. - Mina Vincenta była zdeterminowana. Atis cofnął się pod siłą jego lodowatego spojrzenia.
- Vincencie - zaczął w tym samym tonie, ale zaraz się opanował i wrócił do swojego zwykłego, spokojnego sposobu przemawiania. - Akiro jest moim przyjacielem. Zresztą sam go sprawdziłem. Nie wierzę, żeby to, co widziałeś było prawdą. Akiro nie zrobiłby czegoś takiego za naszymi plecami. To dobrzy chłopak. Będziemy szukać dalej. Jeśli się czegoś dowiesz, daj nam znać, dobrze?
  Ochroniarz westchnął.
- Wiesz, że wiara w ludzi jest zawodna, Atisie?
  Czarnowłosy rzucił mu pełne melancholii spojrzenie. Nagle wydał się dużo starszy. Jakby wszystkie przeżyte wieki w tamtym momencie dały o sobie znać.
- Mnie nie musisz tego mówić, chłopcze. Na prawdę, nie musisz...
  Vincent chciał jeszcze coś odpowiedzieć, jednak Somniatis nacisnął już klamkę i wszedł z powrotem do pokoju, w którym czekał Akiro. Chłopak miał beztroski wyraz twarzy i wypoczywał na kanapie, jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna poczuł się trochę niezręcznie. Tak na prawdę jeszcze przed chwilą go obgadywał. A nie lubił robić takich rzeczy...
(Akiro?)

2 stycznia 2019

Od Akiro cd. Somniatisa

    Tsso.. ja oradze? -Wypiłem szybko swój napój i zapłaciłem barmanowi.
- Chodź, zabiorę cię do domu. - Powiedziałem pomagając zejść Atisowi z krzesła i zaprowadziłem go do pociągu. Po wejściu do domu położyłem go na kanapie, umieszczając koło niego wiadro na niestrawność.

[...] Następnego dnia obudziłem się jako pierwszy, kazałem Boniemu się nim zająć, a sam opuściłem mieszkanie. Ruszyłem w stronę sklepu, by zakupić parę potrzebnych rzeczy do domu. Wszedłem do sklepu i po kolei, zdejmowałem potrzebne produkty z półek sklepowych. Zabrałem kosz z potrzebnymi produktami do kasy. Gdy zapakowałem produkty do torby, już po zapłacie i opuściłem sklep, natrafiłem na mojego znajomego.

(W tym czasie u Atisa)
Boni zajął się swoimi obowiązkami i przygotowaniu dla Atisa posiłku, który pomoże zwalczyć mu kaca. W salonie zaczął się budzić, czarnowłosy towarzysz, rudzielca. Atis rozejrzał się do o koła i ujrzał chłopca.
- Akiro wyszedł, powiedział że masz to zjeść. - mówiąc to podsunął na stole, półmisek z ciepłą zupą.
Atis spojrzał na chłopaka i sięgnął po zupę i łyżkę, wziął łyżkę z zawartością do ust i się wykrzywił.
- Tak wiem, że jest nie dobre, ale ci to pomoże.

[...]Akiro wyszedł z kawiarenki, gdzie rozmawiał z swoim znajomym. Z nieba zaczął poruszyć śnieg.
- Ciekawe czy się utrzyma. - Powiedział sam do siebie, z nutką nadziei w głosie. Skierował swoje kroki ku mieszkaniu. Gdy wszedł do klatki, to w małym stopniu przypominał bałwanka. Ściągnął buty i wszedł do salonu, gdzie ujrzał Atisa oglądającego telewizje. Boni dał Akiro kartkę z oznaczonymi punktami. - Dobrze, zanieś je do szuflady od biurka. Atis to co zbieramy się?
- Już. - Powiedział podnosząc się z tapczan, i skierował się do przedpokoju, by się ubrać. Gdy oboje byli gotowi opuścili pomieszczenie. Po paru minutach drogo doszliśmy do mieszkania Vincenta.
Atis zadzwonił w drzwi, po chwili otworzyły się, a po drugiej stronie pojawił się wysoki chłopak o białych włosa chłopak.
- Atis? Wejdźcie. - Ściągnęliśmy budy i usiedliśmy w salonie, wszystko wytłumaczyliśmy. Vin bez problemu podał rękę Atisowi. Lecz okazało się, że ten dzień nie było go na arenie.
- To zostało tyko spotkać się, z Argo, w umówionym miejscu.
- Atis, mogę cię na słoweo? - Spytał Vin.
(Atis?)