23 kwietnia 2018

Od Argony - Pojedynek z Pitbullem

    Argona przekazała żetony organizatorowi.
- Więc gdzie ten twój pies? - spytał rzeczowo, ostentacyjnie rozglądając się, jakby oczekiwał, że wspomniany kundel pałęta się gdzieś w okolicy.
- Przywiozę go w umówione miejsce. Możesz mi uwierzyć, człowieku, że nie chciałbyś się z nim poznać z odległości mniejszej niż dziesięciu metrów, będąc w żelaznej zbroi. - Głos Alphy był nieco zniecierpliwiony. Chciała jak najszybciej załatwić tą sprawę i wziąć się do roboty. Była znudzona. Bardzo znudzona. Dnie spędzone na próbach ogarnięcia sytuacji spełzły na niczym i teraz miała ochotę tylko wyładować nieco energii.
- Obojętne. Tylko dotrzymaj umowy, nic więcej mnie nie obchodzi.
- Możesz być tego pewien.

  Czarny wilk stał na wyprostowanych łapach na środku ogrodzonego metalowym płotem placu zabaw. Dookoła rozentuzjazmowany tłum krzyczał, sypały się zakłady. Impreza nie była zbyt kameralna, jednak mieszkańcy otaczających teren bloków zdawali się ją ignorować. Zresztą możliwe było, że teren został odpowiednio wyciszony i zabezpieczony. W końcu często tak robili.
  Od furtki rozległ się warkot. Argona odwróciła się, by ujrzeć raczej niewielkiego, silnie zbudowanego psa, któremu z pyska ciekła piana. Pitbull nie warknął. Nie szczeknął. Jak stał, tak puścił się pełnym galopem w kierunku przeciwnika. Skoczył, a jego szczęki powędrowały do gardła wilka. Publiczność ryknęła. Oba zwierzęta potoczyły się po trawie i uderzyły o ściankę piaskownicy. Wadera, która znalazła się na dole, z całej siły odepchnęła łapami małego sukinsyna i wrzuciła go prosto do piachu. Nim się zdążył pozbierać, była już przy nim i teraz jej szczęki usiłowały wgryźć się w tchawicę psa. Pitbull wykręcił się, sypiąc naokoło piaskiem. Argona uderzyła łapą w piasek i warknęła z uciechy, gdy pył wpadł do oczu psa, który zaczął się miotać jak oszalały, próbując się go pozbyć, ocierając się o co się dało i przy okazji wcierając sobie więcej piasku w czułe miejsca. Wadera pozwoliła mu jednak męczyć się jeszcze tylko chwilę. Niedługo potem ciało psa zastygło w bezruchu, a tłum zajął się rozliczaniem swoich wielkich wygranych i dyskutowaniem o jeszcze większych przegranych. W tym zamieszaniu nikt nie zauważył zniknięcia zwycięscy.

ZWYCIĘSTWO!
Otrzymujesz z powrotem swój zastaw: 2§
Przy opuszczaniu imprezy wdałaś się w niespodziewany konflikt z jednym z bramkarzy. Tak łatwo ci tego nie zapomni. Jednak nie przejmuj się, w ciągu tygodnia ma zostać zmieniony. W ciągu tego czasu za wstęp za arenę walk będziesz musiał jednak zapłacić mu dodatkowe 2§
Zyskujesz: 2000 exp i kieł
Zaliczone

20 kwietnia 2018

Od Argony cd. Calii

    Telefon zaczął wibrować miarowo w kieszeni opartej o ścianę pokoju dziewczyny. Argona z ciekawości spojrzała na wyświetlacz by upewnić się, że dzwoniącym jest Calia. Czyli nic ważnego. Wyjrzała przez okno. W wyznaczonym miejscu nikogo nie było, zatem Szafir pewni był wciąż w drodze. Skoro dzwoni znaczy to zapewne, że ją puścili. Lub że oni dzwonią. Alpha postanowiła dać towarzyszce jeszcze piętnaście minut, po czym samodzielnie przejść do działania.
  Ale Szafir się nie pojawiała. Czarnowsłosa wzruszyła ramionami i wyszła z mieszkania uważając, by nie potrącić żadnego bibelotu i dokładnie zamykając za sobą drzwi. Spojrzała na karteczkę z adresem jeszcze raz, choć dobrze pamiętała, co jest tam napisane. Przejście na ulicę Jurija nie powinno zająć wiele czasu.
  Argona wyszła na spokojny, o tej porze, chodnik i zamarła. W jednej chwili wydarzyły się dwie rzeczy. Poczuła, jak jej się unoszą włoski na karku i przypomniała sobie słowa tamtej damy, od której otrzymała karteczkę.. Jednak pierwszy, podświadomy instynkt zadziałał szybciej, niż zdążyła sobie uświadomić, co właściwie sobie przypomniała. Uchyliła się gwałtownie, chwyciła przegub napastnika i dopiero wtedy jakby mózg powrócił do władzy nad odruchami ciała.
- Zatem jesteś wreszcie - zauważyła nijako. - Mogę wiedzieć, co planowałaś zrobić?
- A jak myślisz? - spytała Calia, wyszarpując swoją dłoń z uchwytu towarzyszki. - Wystawiłaś mnie.
- Ufam w twoje umiejętności.
  Dziewczyna się zamachnęła i plasnęła otwartą dłonią w twarz Alphy. Uderzenie aż odrzuciło głowę dziewczyny na bok.
- Zapamiętaj sobie, ktoś taki jak ty nie będzie mnie wystawiał! - powiedziała zasadniczo Szafir.
  Argona powoli odwróciła głowę i wbiła spojrzenie w towarzyszkę. Jej oko, pomimo czarnej soczewki, zalśniło złotym blaskiem i zapewne nie skończyłoby się na tym, gdyby Alpha nie była zmuszona schować swojej dumy do kieszeni. Ulicą nadchodził patrol SJEW-u.
- Wystawienie ciebie było logiczne, nie zrobiliby ci krzywdy. - Czarnowsłosa wzruszyła ramionami. Wyblakłym nagle spojrzeniem powiodła w za zbliżającym się powoli patrolem specjalnej policji.
- Liczy się reguła - oznajmiła stanowczo Calia, która nie zauważyła jeszcze nadchodzących i najwyraźniej uważała, że tą partię wygrała. I być może tak było.
  Argona bez słowa wręczyła blondynce świstek papieru.
- Musimy go poszukać - oznajmiła, a wesoło rozmawiający mężczyźni minęli obie panie, jakby ich nie zauważając. Czyżby nie zauważali ich trochę bardziej, niż powinni? Idą za róg, powiadomić patrol. Podejrzani osobnicy. Przysłać posiłki. Odbiór. - Jurija Raskolnikowa. Tu jest nalepka pandy, a to musi coś znaczyć.
- Poczekaj...
(Calia?)

15 kwietnia 2018

Od Lorema cd. Camille

    Lorem wygrzebał się spod łóżka. Kimkolwiek był przeciwnik - uciekł z krzykiem, co nieco zmartwiło mężczyznę. Prawdopodobnie przegonił waśnie jakiegoś przypadkowego fana zwiedzania opuszczonych budynków. Podszedł do ściany, w którą do połowy wbił się jego długopis. Budynek był w na prawdę kiepskim stanie i prawdopodobnie w każdej chwili...
  O takich rzeczach nie należy myśleć, wyciągając rzutkę z rozsypującej się ściany. Cegła szurnęła cicho, uwalniając się z więzów zaprawy i wypuszczając narzędzie ze swojego uścisku. Po tynku pobiegła wąska szpara, zatrzymując się dopiero kilkadziesiąt centymetrów od powały. Z cichym sykiem z sufitu posypał się pył. Nic więcej się nie wydarzyło.
  Dotąd skamieniały jasnowłosy poruszył się i ze skrzypnięciem skierował w stronę drzwi. Każdemu jego krokowi towarzyszył biały deszcz, a gdy stanął przy drzwiach dostrzegł, że rysa dotyka już niemalże stropu. Będąc już na korytarzu pomyślał o dzieciaku, którego udało mu się przestraszyć. Nie mógł być przecież niebezpieczny, skoro mężczyznę tak mocno uderzyła fala jego strachu. Powinien go poinformować, że budynek zaraz się zawali, a w razie czego pomóc, jednak nie miał pojęcia w którą stronę mógł uciec. Odetchnął i zamknął oczy. Miał nadzieję, że nie zdążył jeszcze ochłonąć i że wyczuje strzęp jego emocji zanim tamten zdecyduje się zrobić coś nierozważnego i zostanie przysypany gruzami kamienicy.
  Ku swojemu zdziwieniu nie szukał długo. Strach nieznajomego umościł sobie wygodne gniazdko w na końcu sąsiedniego pomieszczenia. Posuwając się możliwie ostrożnie i powoli Lorem zbliżył się do miejsca, z którego emanowały pulsacyjnie fale bezsilnego przerażenia. Mężczyzna wsunął się cicho i serce zabiło mu mocniej. Sam nie wiedział - z radości czy z przerażenia. Znajome, czarne włosy zakrywały jasną twarz drobnej dziewczyny. Nie widziała go jeszcze, miała zamknięte oczy. Wyglądała na załamaną, a jasnowłosy nie mógł wykonać jednego ruchu, by coś zrobić. Szukał jej, liczył, że tutaj będzie, a teraz, gdy ją spotkał nie wiedział nawet czy to ona, czy nie ona. Dwa razy otwierał usta i ponownie je zamykał, by coś powiedzieć. Wreszcie zrezygnował i zrobił jeszcze jeden krok w kierunku Camille.
  To był o jeden krok za dużo.
  Podłoga skrzypnęła przeciągle i coś zaburczało głucho. Lorem poczuł, że traci grunt pod nogami, a upragniona postać towarzyszki ucieka w górę.
(Camille?)

13 kwietnia 2018

Od Calii cd. Camille

    – Chodź – rozkazała dziewczyna, zeskakując ze stołka.
– Co? – zapytałam zaskoczona, ale Camille już była przy drzwiach.
– Chodź, nie marudź – pogoniła mnie zniecierpliwiona. Wzruszyłam ramionami i wyszłam za nią. Camille ominęła parking i skręciła w główną ulicę, nie oglądając się na nikogo. Obserwowałam ją uważnie, ale w końcu nie wytrzymałam.
– Gdzie idziemy? – zapytałam, patrząc na dziewczynę z ciekawością.
– Nie interesuj się – westchnęła w odpowiedzi. – Dowiesz się na miejscu.
Zacisnęłam usta i przez chwilę faktycznie szłyśmy w ciszy. Zaraz jednak moje wścibstwo znów dało o sobie znać.
– Camille nooo – jęknęłam. – Nie możesz mnie tak trzymać w niepewności. Dobrze wiesz, że tego nie znoszę.
Brunetka tylko przewróciła oczami. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i rozejrzałam się po okolicy. Nie opuściłyśmy Areny Pierwszej i coraz bardziej zbliżałyśmy się do centrum. Nagle uświadomiłam sobie, że skoro Camille jest prawnikiem, a więc w pewnym sensie urzędnikiem to...
– Cam, ty wiesz że budynki władzy nie są dla mnie najodpowiedniejszym miejscem, prawda? – zapytałam z nadzieją.
– Jak to? – zdziwiła się teatralnie. – Przecież jesteś tylko "zwykłym obywatelem" – powiedziała, robiąc w powietrzu cudzysłów.
– Bardzo śmieszne – parsknęłam.
– Spokojnie, słonko. – Zaśmiała się gorzko. – Odkąd premierem został Silverlake, praktycznie nie mam wstępu do centrali.
Odetchnęłam z ulgą. Do końca drogi żadna z nas już się nie odezwała. W końcu stanęłyśmy przed wielkim budynkiem pomalowanym na biało.
– Cam? – zapytałam, gdy brunetka ruszyła po schodach w kierunku wejścia. Zatrzymała się przed znajdującym się przed wejściem terminalem, podeszła do mikrofonu, wklepała w cyfrowy czytnik jakiś kod, po czym wyciągnęła z torebki jakiś identyfikator i pokazała go do kamery.
– Bellcourt – powiedziała spokojnie. Po chwili z małego głośnika wydobył się męski głos.
– A to?
– Gość – odparła dosadnie. Przechodziłam wzrokiem od głośnika do Camille, czekając na to, co się stanie.
– Właź – odezwał się ten sam głos po chwili. – Jeżeli twój gość coś wywinie, ty za to zapłacisz, Bellcourt – ostrzegł. Camille skrzywiła się i pchnęła wielkie drewniane drzwi, które zabrzęczały, gdy mężczyzna zza głośnika odblokował wejście.
(CAM? CO KMINISZ? ;) )

11 kwietnia 2018

Walka ze zwierzęciem -> Rottweiler

    - To ma być widowisko. Ludzie mają się bawić - wychrypiał mężczyzna, po czym zaciągnął się cygarem. Poklepał palcami w stare biurko - To tylko pies. Zawszony kundel.
- Rottweiler - sprostowała kobieta, której twarz ukryta była za nikabem.
- To nie jest ważne. Ludzie mają się bawić. Na tym to polega.
- Rozumiem. Coś jeszcze?
- Tak. Walka odbędzie się jutro o dwudziestej trzeciej na Arenie Ósmej. Mój kontakt wyśle Ci dokładne wytyczne.
- Dobrze.
- Jesteś nowa w tej branży, więc zaczniemy od prostych rzeczy.
- Mhm - kobieta wstała z miejsca - Do widzenia, Vodka.
- Jestem Oddkar.
- Wszystko jedno. Do widzenia.
- Do widzenia. Powodzenia, Słowiku
***
 Camille przechyliła głowę tak mocno, że aż chrupnęły jej kręgi. W zaułku jednej z uliczek panował półcień, z okien budynków wystawały ciekawskie głowy ludzi, którzy przyszli tu oglądać rozlew krwi. Nieważne czyjej.
- Zaczynamy za dziesięć... dziewięć, osiem, siedem - Słowik dobyła niedawno kupionego noża i miała nadzieję, że jej nie zawiedzie - sześć, pięć, cztery - stanęła w pozycji niemalże bojowej. Wiele się nauczyła przez ostatnie kilka tygodni, zaczęła przykładać większą wagę do swojej kondycji i miała nadzieję, że uda jej się to wykorzystać tamtej nocy. "Za dużo nadziei, za mało pewności" pomyślała, a potem skupiła się na miejscu, z którego spodziewała się ataku - trzy, dwa, jeden. Wypuszczać!
   I prawda jest taka, że gdyby nie to, że rottweiler warczał jak porąbany, Belcourt mogłaby się pożegnać z nogą. Nie spodziewała się, że pies będzie aż tak wielki. Na szczęście w porę wycelowała kopniaka niedaleko ucha psa, po czym odskoczyła kilka kroków. Psa rozwścieczyło to jeszcze bardziej. Chcą widowiska? No cóż. Zobaczymy jak to wyjdzie. Kreatura rozpędziła się, wskoczyła na kosz na śmieci i wyskoczyła w kierunku twarzy kobiety. Ta schyliła się nieco i uniosła nóż, przez co przerył się on przez cały brzuch rottweilera. Chlusnęła na nią krew, a pies spadł na ziemię. Dla pewności wbiła mu nóż w oko, a potem wytarła ostrze o jego futro. Niespodziewanie usłyszała kolejne warknięcie. Umówili się na jednego psa. Rozwścieczona rzuciła nożem w zbliżający się cel. Nóż utkwił w gardzieli potwora. Wyjęła go ostrożnie, uważając na ostre jak brzytwy zęby drugiego rottweilera. 
- Oj Vodka, Vodka. Mnie się nie oszukuje.
Zwycięstwo!
Otrzymujesz z powrotem swój zastaw: 
Dodatkowo za oszustwo uzyskujesz od Oddkara przywilej, dzięki któremu nie będziesz musiała dawać zastawu za kolejną walkę.
Zyskujesz: 2500 exp i kieł
ZALICZONE 

Od Calii cd. Argony

    
    Obudziłam się i od razu poraziło mnie oślepiające światło. Nie wiedziałam, gdzie jestem, usłyszałam tylko jakieś szuranie, dźwięk spadającego na podłogę krzesła i szepty.
– No, no, no – usłyszałam ten sam męski głos, który pamiętałam z kawiarni. – Doigrałaś się, pchlarzu.
Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć jego słowa.
– Co? – mruknęłam ze zdzwieniem. – O czym ty... Nie no serio? – parsknęłam, gdy zorientowałam się o co może chodzić mojemu nowemu (nie)przyjacielowi. – Nie jestem wilkiem – oznajmiłam pewnie. – Na szczęście – dodałam cicho.
Talizman na moim czole stał się cieplejszy i mogłam wyczuć, że mężczyzna jest zdezorientowany. Wyszeptał coś do swoich towarzyszy i zaraz odzyskał dawny ton.
– Wy wszyscy tak mówicie – rzucił oskarżycielsko. – Staniesz przed sądem!
Zaśmiałam się, co dla mężczyzny było szokujące.
– Nie, nie – wyjaśniłam z politowaniem. – Ja naprawdę nie jestem wilkiem. Wstrzyknijcie mi jakieś serum przemiany czy czego tam używacie to sami zobaczycie.
Kolejne zawahanie i szepty.
– I... Naprawdę nie masz z wilkami nic wspólnego? – zdziwił się mężczyzna.
– Czy pan mnie obraża? – Uniosłam brew. Mój rozmówca zmieszał się lekko. Zapytał o coś kogoś innego, a gdy otrzymał odpowiedź, niepewnie podszedł do światła. Wyglądał trochę tak, jakby bał się, że za chwilę się na niego rzucę. Rozpiął paski, którymi były przypięte moje ręce i podrapał się zawstydzony po karku.
– Pani rzeczy oddadzą pani przy wyjściu – powiedział, unikając mojego wzroku. – Chyba tylko... No, mogliśmy przez przypadek zgubić pani węża – wyznał, czerwieniąc się.
– Wę... A, tak – zreflektowałam się natychmiast, uświadamiając sobie, że może chodzić o Lizzy, która pewnie teraz spała sobie bezczelnie w kieszeni zabranej mi kurtki. I pewnie z jakimiś zdobyczami obok.
– No cóż, jak już go znajdziecie to odeślijcie z powrotem do mnie – poprosiłam z uśmiechem. – Do widzenia.
Mężczyzna chyba nie zorientował się, że nie podałam mu nawet swojego adresu, a ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu. Odzyskałam kurtkę (z "wężem" w środku, dokładnie tak, jak podejrzewałam), broń i telefon, po czym postanowiłam skontaktować się z Argoną. Nikt nie będzie mnie tak bezkarnie wystawiał. A już na pewno nie ona.
(ARGO? :3 WYBACZ, ŻE TO TYLE TRWAŁO :/ )

9 kwietnia 2018

Od Camille cd. Lorema

    Ręka zawisła jakieś dziesięć centymetrów od klamki. Po plecach przebiegł dreszcz. W końcu przemogłam się i pchnęłam lekko drzwi. "Lorem, niech cię znajdę" błagałam w myślach, "Niech to nie pójdzie na marne". Podłoga zaskrzypiała lekko, gdy weszłam do środka. Odrzwia zatrzasnęły się za mną i to był właśnie moment, w którym miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Będę silna. Muszę go znaleźć. Podłoga skrzypiała pod moimi nogami za każdym razem powodując zawał. Rozglądałam się gorączkowo, w poszukiwaniu czegoś, co hipotetycznie (nawet mimo swego nieistnienia) mogłoby mnie zaatakować. Powietrze było tak gęste, że ledwie mogłam oddychać. "Gdzie jesteś?" Całą mnie przeszywał zwierzęcy wręcz strach.  Weszłam po schodach i zaczęłam zaglądać do kolejnych pokoi. Jakoś przeżyłam przeciąg, który otworzył stare okno. Przeżyłam pająka-giganta, który bezczelnie pełzł w moją stronę. Przeżyłam przejście obok obrazu Tej Kobiety. Ale gdy coś świsnęło mi koło ucha... no cóż. Krzyk, który wyszedł wtedy z moich ust obudziłby ludzi z cmentarzy na całym Paryżu. Wpadłam do najbliższego pokoju, wcisnęłam się w róg pokoju, a z moich oczu płynęły łzy.
- Lor - szeptałam cicho jak modlitwę - przyjdź po mnie, proszę. Lor...  Znajdź się... Albo znajdź mnie...?
   W tym momencie stały się dwie rzeczy naraz. Włoski zjeżyły mi się na karku. Zamknęłam oczy, mając już dość otaczającego mnie świata. Miałam być silna... a wyszło jak zwykle. Cudownie.
(Loruś? Wybacz, że tak długo to trwało [i że Cam jest taka rozmemłana], ale jestem ostatnio wrakiem człowieka :"))

5 kwietnia 2018

Ogłoszenie

    Nastąpiły drobne zmiany w formularzu postaci. Dodane zostały punkty:
Pochodzenie: Kraj, region lub świat, z którego pochodzi nasza postać.
Klasa: Posiadacz zwierzęcego genu/Code:W/Nadnaturalnyczłowiek/Mutant/Posiadacz boskiej krwi/Człowiek [do wyboru do 2, jeśli się nie kłócą]
a co za tym idzie...
Moce: 
Posiadacze zwierzęcego genu - potrafią władać wybranym żywiołem, mogą posiadać do 3 umiejętności, związanych z nim. Niektóre mogą również posiadać do 2 umiejętności, otrzymanych na skutek paktu z demonem, daru od bogów czy duchów lub błogosławieństwa.
Code:W - Moce zwierzęcego genu na skutek elementów ulegają przekształceniu. Code:W posiada do 5 umiejętności, związanych z ich żywiołem, przekształconych do formy użytecznej ludziom w konkretnym celu np. do walki, do polowania na szczury, do szukania marihuany. Tracą również wszystkie dary bogów, duchów, błogosłąwieństwa i pakty.
Nadnaturalny człowiek- Do 2 mocy parapsychicznych
Mutant [efekt eksperymentów] - Do 5 mocy, zazwyczaj wzmacniających wrodzone umiejętności, odblokowujących ukryte geny lub wzmacniające zdolności fizyczne.
Posiadacz boskiej krwi - 1 dodatkowa moc swego boskiego rodzica, podczas używania której oczy postaci zmieniają barwę na złote.
Inni - inny typ postaci, wedle uznania. Do 4 mocy, zgodnych z opisem.
Proszę członków o wstawienie uzupełnienia do karty postaci pod tym postem. W najbliższym czasie będę się również zajmować poprawianiem kart postaci, zatem wszelkie inne pożądane zmiany można do mnie również tutaj zgłaszać.
~Lord Admin

1 kwietnia 2018

Od Argony cd. Akiro

    Gdy Akiro pojawił się na końcu ulicy o wyznaczonym czasie Alpha wcale nie była zaskoczona. Złamanie tak prostej łamigłówki w końcu nie mogło mu przysporzyć kłopotów. Poprawiła kaptur sporo za dużej, czarnej bluzy i wsunęła z powrotem niedbale dłoń do dużej kieszeni. Chłopak podszedł do dziewczyny, a za nim szedł ten sam dzieciak co ostatnio. Może lepiej, że nie inny... przemknęło Argonie przez myśl, nim zmusiła się do skupienia na osobie przybysza.
- Głosy były podzielone - zaczęła cicho. Głosy nie były podzielone, ale chciała go jeszcze przez jakiś czas trzymać na dystans. Nie ufała chłopakowi za grosz. - Ostatecznie zostało postanowione, że zostaniesz poddany próbie, nim zdecydujemy się przyjąć. Wciąż jesteś zdeterminowany, żeby się przyłączyć?
- To zależy, co dokładnie masz na myśli przez "próbę" - odparł chłopak rzeczowo.
- Nic, czemu młody, silny chłopak nie mógłby podołać - zapewniła wymijająco Alpha. Tak na prawdę nie była pewna, czy powinna była wspominać o próbie. Być może lepiej by było, gdyby nie był niczego świadomy, aż do właściwego momentu, jednak jakaś duma kazała jej być szczerą z Akiro. Szczególnie, że właśnie o szczerość chłopaka najbardziej się obawiała.
- Więc? - dopytywał dalej.
- Pomożesz mi przy pewnym, bardzo ważnym zadaniu. - Alpha zawahała się na ułamek sekundy, trochę nawet bardziej teatralnie, niż zamierzała. - Chodzi o ZUPA'ę. A konkretnie jeden z jej działów - Feldgrau. Od pojawienia się Johna Silverlake'a na wyspie zachowuje się wyjątkowo agresywnie w stosunku do wilków. Jeden z członków Watahy znalazł nawet kiedyś ciało posiadacza genu w kanałach. Oczywiście ZUPA wypiera się podobnych działań. Zatem warto chyba zwrócić uwagę opinii publicznej na tą sprawę. - Pod kapturem Argona uśmiechnęła się nieco złośliwie.
- Co miałbym zrobić?
- Ty mi powiedz - odparła z prowokacyjną kpiną w głosie - w końcu to twoja próba.
(Akiro? Próbujesz się, czy jednak odpadasz?)