29 stycznia 2017

Od Tiffany c.d Somniatis

 Dziewczynka wraz z opiekunem wyszła w końcu na zewnątrz wraz z truskawkowym lodem na patyku. Oboje nie przejmowali się zbytnio mrozem. Mężczyzna objął czarnowłosą, która wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Tiffany dopiero po zjedzeniu loda poczuła, że jest jej znowu zimno. Odkąd spotkała Atisa nie przejmowała się mrozem aż do teraz. Długo jej to jednak nie przeszkadzało. Chwilę później wraz z Somniatisem weszli do pracowni.
 Wyglądała dokładnie tak, jak po opuszczeniu jej przez Tiffany. Jedynie jej pokój był w o wiele większym ładzie. Dziewczyna, pierwsze co zrobiła, to rzuciła się na łóżko nawet nie zdejmując kurtki i zamknęła oczy. Była tak zmęczona, że po chwili udało jej się zasnąć. (...)

 Czarnowłosą obudził zapach zupy warzywnej. Był tak intensywny, że Tytania szybko poderwała się z łóżka. Zdała sobie sprawę, że nie ma już na sobie ani kurtki, ani butów. Nie przeszkadzało jej to. Cicho weszła do kuchni i zdała sobie sprawę, że czeka na nią przygotowana przez Atisa zupka chińska, a obok niej kubek z herbatą owocową.
 Dziewczyna zasiadła do stołu i zaczęła jeść. Nie minęło dziesięć minut, a miska już była pusta.
 - Nie wiedziałem, że tak bardzo smakują ci zupki chińskie. - zaśmiał się mężczyzna i usiadł przy podopiecznej.
 - Dzisiaj wyjątkowo. - powiedziała Tiffany z uśmiechem na ustach i nagle spoważniała. - Co myślisz o..wiesz.. o tym nowym..Bethcie?

<Atiś? Stwórz mi tu zaraz jakiś zwrot akcji, bo ja nie mam za bardzo pomysłu xp>

26 stycznia 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany

Somniatis obrócił się zdziwiony. 
- Tiffany - wyszeptał zaskoczony. Dziewczynka tylko przytuliła go mocniej. Mężczyzna kucnął, delikatnie odpychając małą od siebie. Dopiero teraz zauważył, że ma łzy w oczach. - Czemu płaczesz? Hej, nie ma powodu by się smucić.
  Z kieszeni wyciągnął staroświecką, tkaną chusteczkę i otarł nią łzy podopiecznej. 
- Ale... - Tiffany unikała wzroku mężczyzny. - Powinieneś być zły. Że... że uciekłam.
- To... - Atis zrobił markotną minę. - To moja wina. Musiało być ci ciężko... podobno dziewczynki w twoim wieku przechodzą różne... trudne chwile. Utrata przyjaciół, problemy z miłością, ból egzystencjonalny... Ja nie byłem w stanie ci pomóc sobie z tym poradzić, więc to moja wina.
- Ale... - zaczęła dziewczynka, jednak teraz dla odmiany to mężczyzna przytulił ją mocno, nie dając jej dokończyć. Nagle poczuł się niesamowicie szczęśliwy.
- To już nieważne - powiedział, nie puszczając Tiffany. - Nieważne. Wróciłaś. Jesteśmy razem. Teraz będzie lepiej, zobaczysz. - Po policzkach mężczyzny spłynęło kilka łez, jednak gdy gwałtownie wstał, otarł je rękawem. - Choć Tiffany. Mamy na prawdę piękny, pochmurny dzień! Toniemy po pas w śniegu, a ja kawałek stąd widziałem niewielki sklepik. Co powiesz na to, żebyśmy udali się na lody?
(Tiff? #lody dla ochłody pod koniec stycznia)

24 stycznia 2017

Od Darknessa "Kupa Gruzu"

 Mogłem iść do burdelu- nie poszedłem. Mogłem dołączyć do ZUPA'y (szparagowej, czy tam pieczarkowej - luj z tym) i zacząć śpiewać w operze - nie zrobiłem tego. Mogłem iść do SJEW'u, pomęczyć premierzynę i stać się najbardziej zajebistym kozakiem we wszechświecie. Nie zrobiłem i tego. Co mam w zamian? Stertę kopert, formularzy, czyli wszystko o wszystkim i raportów. Zdołałem przeczytać większość przez te niecałe kilkanaście godzin po tym, jak oficjalnie stałem się Bethą. Żyć nie umierać. 
 Znalazłem mnóstwo ciekawych informacji o dawnych latach watahy. Nie było tu nic, co związane było z moją Deltą. Czyli jednak faktycznie nawzajem dwie watahy o sobie nic nie wiedziały. Może tym lepiej dla mnie. Już widzę wojska Vipera schodzące się tutaj i wybijające po kolei każdego wilka i człowieka. Moja mała armia, która wyrżnęłaby każdego super żołnierza.. 
 Zastanawiało mnie jedno - dlaczego Argona wybrała właśnie mnie? Czyżby chciała mnie poderwać, czy może faktycznie dowiedziała się o mnie całkiem sporo. Jak miło, że moi członkowie powiedzieli jej, jakim jestem wspaniałym przywódcą i niezwykle seksownym wojownikiem! 
 Z tego wszystkiego najbardziej żałowałem sterty papierów leżących na moim nowym biurku. Coś podpisać, coś przybić, kogoś skrócić... znaczy: coś skrócić. 
 Argona Ryuketsu nie była jednak taką zdzirą, za jaką ją z początku brałem. Muszę jej tylko podsunąć kilka pomysłów na ulepszenie watahy W razie czego zrobię obowiązkowy pobór wojskowy, lub porwę zakładników z jakiejś podejrzanej knajpy i zażądam okupu od per pana premiera. Co jak co, ale w robieniu na złość jestem chyba najlepszy. 
 Rozległo się pukanie do drzwi. Schowałem nogi pod biurko i zaprosiłem gościa do gabinetu. Był to Amankori, przydupas (czyt. alfons) naszej kochanej Alphy. 
 - Czego? - warknąłem cicho i wstałem z mojego wygodnego fotela. 
- Argona cię wzywa. - powiedział i spojrzał na mnie podejrzliwie. Było to raczej spojrzenie typu "Jak ją skrzywdzisz, uduszę cię na miejscu". (...)

 *Narrator, bo Tyks czuje się dziwnie pisząc Darkiem w 1.os*

 - Wzywałaś mnie. - powiedział Darkness i zamknął drzwi "przypadkowo" przed nosem ochroniarza Alphy, omal nie uderzając go z całej siły w nos. 
 Argona zauważyła ten ruch i skrzywiła się, jednak nic nie powiedziała. Rori wszedł zniesmaczony do pomieszczenia. Czarnowłosa podarowała mężczyźnie kolejne karty do wypełnienia. Darkness westchnął i spróbował ukryć niezadowolenie. Można było się spodziewać, że Alpha wezwie go do siebie i to nie w sprawie czegoś poważniejszego. 
 - Paluszka? - zapytał Wilkobójca i podał Zdrajcy kubek, w którym trzymał suszone palce niewinnych ludzi, którzy zbytnio mu się naprzykrzali. 
 Argona widząc smakołyki Darknessa lekko się zniesmaczyła i odsunęła od siebie kubek, który Darkness trzymał przed jej nosem. Sam Wisielec wziął jednego do ręki i ugryzł kawałek. 
 - Nie masz dla mnie nic innego? - zapytał jakby od niechcenia. - Uciszyć kogoś? Zgwałcić? Czy po prostu będziesz mi dawała te chore papierzyska do wypełniania? 
 Czarnowłosa skinęła głową i kazała po chwili wyjść trzydziestokilkuletniemu mężczyźnie z pomieszczenia. Widocznie nie miała ochoty na rozmowę..albo raczej kłótnie z Darkossem. 
 Wilkołak zaczął przeglądać papierzyska i dopiero po chwili zobaczył kopertę. Nie była ona podpisana. Może Argona przez przypadek mu ją wręczyła? A może faktycznie była skierowana akurat do niego? Darkness nie rozmyślał nad tym długo. Rozdarł papier i otworzył liścik, na którym widniało krótkie polecenie:
Masz przyjść o o jedenastej na Arenę 8. Mam dla Ciebie coś specjalnego.
<Cóż, miałam wybrać sobie ofiarę, nie wybrałam. Ktoś, kto ma ciekawy pomysł na fabułę?>

Od Tiffany "Powrót córy marnotrawnej"

 Wszyscy już wyszli z pomieszczenia mrucząc coś pod nosem i przeklinając imię nowego Bethy. Tiffany była zdziwiona nagłą zmianą stanowiska Mixi i zmianą, która zaszła w Argonie. Czyżby Darkness zdołał jej już wyprać mózg, kiedy był w jej ciele? Była już pewna, że widziała gdzieś tego basiora, jednak była zbyt przerażona, żeby podejść i zapytać go, czy aby ją poznaje. 
 Wkrótce i trzynastolatka zmuszona była opuścić pomieszczenie. Ona, jako jedyna spośród wszystkich członków, nie jęczała z powodu nowego zastępcy Argony. Jak to wiele osób powiada - dzieci i ryby głosu nie mają. (...)

 Zima dawała się we znaki. Mimo, iż temperatura wynosiła pięć stopni poniżej zera Tiffany miała wrażenie, że jest o wiele wiele zimniej. Nienawidziła mrozu i nie mogła się doczekać, kiedy w końcu przyjdzie wiosna..szkoda, że to tej pory roku było jeszcze daleko. 
 Ludzie zaczęli swój dzień. Większość z nich właśnie wyruszała do pracy, inni kończyli nocne zmiany. Każdy z nich śpieszył się, aby zdążyć. Każdy, oprócz Tiffany, która przeciskała się między innymi obywatelami. Widziała go na zebraniu i jeżeli się pośpieszy, miała szansę go dogonić. 
 Na samą myśl o spotkaniu z Somniatisem dziewczyna zwolniła jednak kroku. Jeżeli coś schrzani? Jeżeli zegarmistrz będzie na nią zły? W końcu - uciekła. Każdy normalny ro..opiekun byłby zły na dziecko za coś takiego. Dziecko? Nie! Ona była NASTOLATKĄ! 
 Nagle z zamyślenia wpadła na jakiegoś mężczyznę. Nie podniosła głowy. Widziała, kim on jest. Poznała po ubraniu. I nie tylko. Objęła dobrze znaną osobą i powiedziała cicho przez łzy:
 - Przepraszam..

<Somniatis? Wielki powrót Tiffany x3 Wybacz długość - nie potrafię pisać początków ;-;>

Nowy zmierzch, nowy Alpha, nowe porządki... i starzy wrogowie

 - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdził Rori.
Argona zamrugała gwałtownie oczyma i wzięła głębszy oddech. Gwałtownie cofnęła się, stając o krok od mężczyzny.
- To pewnie przez zmęczenie - wymamrotała niewyraźnie. Była zmęczona. Zmęczona całą tą dziką wymianą ciał i życiem cudzym życiem. Na prawdę, dobrze jest wrócić do siebie. - Na czym stanęliśmy?
- Na tym, że nie wyglądasz najlepiej - powtórzył ochroniarz, zmartwiony. - Chyba lepiej będzie, jeśli zostaniesz dzisiaj w bazie i się prześpisz.
- Chyba tak - odparła markotnie kobieta, już idąc w kierunku schodów na piętro. Gwałtownie się zatrzymała i wyjęła z kieszeni liścik. - Zmarnowałam sporo czasu - mruknęła do siebie, po czym obróciła głowę w kierunku Roriego. - Jutro idę się spotkać z szefem ZUPA'y. Sama. Lepiej nie próbuj mnie śledzić, bo to się może źle skończyć dla WKN-u. W tej trudnej chwili chyba muszę okazać mu zaufanie, jeśli chcę jakoś uratować ten sojusz.
- Nie powinien mieć nic przeciwko obecności ochroniarza. - Rori uśmiechnął się tylko nieco mniej promiennie, niż zwykle. - To wcale nie jest brak zaufania. To zabezpieczenie przyszłości watahy.
- Nie Rori. Zaczekasz tu na mnie z Ritą. A zresztą i tak jesteś w zbyt złym stanie, by mi towarzyszyć. Byłbyś tylko ciężarem - powiedziała zimno i ruszyła w dalszą drogę, w górę schodów, ciężko opierając się o barierkę.
Blondyn patrzył na nią z rezygnacją. Oczywiście od samego początku podjął decyzję, że podąży za nią, jednak zarzut, że będzie "ciężarem" mimo wszystko bolał. W końcu tylko dzięki niemu wciąż tutaj stoi. A w każdym razie stała, bo zdążyła już zniknąć na drugim piętrze.(...)

Następnego dnia Argona obudziła się dopiero pod wieczór. Błyskawicznie wstała z łóżka, czując zastrzyk adrenaliny typowy dla kogoś, kto zaspał na ważne spotkanie. Czy tak było? Właściwie godzina nie była ustalona, więc teoretycznie miała czas do północy. Mimo to czuła, że nie będzie dobrze, jeśli nadawca liściku będzie musiał czekać. 
Poprzedniego dnia się nie rozbierała, więc nie musiał tracić czasu na ponowne nałożenie ubrań. Podbiegła do okna, otworzyła je i zagwizdała cicho.
"Po co gwiżdżesz?" zainteresował się rozespany Draken z palca dziewczyny. Ta spojrzała na smoka przez chwilę zdezorientowana, nim przypomniała sobie, że nie opuszcza tego miejsca niemal od ponownego spotkania.
"Wydawało mi się, że ciebie tu nie ma" przyznałam, wyciągając rękę przed siebie, za okno. "Muszę szybko się dostać do ruin Haus of Sun."
"Mam cię zawieźć?"
Pokiwałam głową. Smok zsunął się płynnie z mojego palca i w powietrzu zmienił rozmiar na nieco większy, niż człowieka. Był teraz prawie jak smocza lotnia. Czarnowłosa wskoczyła mu na plecy i w sekundę później już ich nie było.(...)

Draken wylądował miękko, po czym wijąc prześlizgując się po ciele swojej pani, umościł się z powrotem na palcu. W pierwszej chwili zgliszcza były wszystkim, co zauważyła Argona. Ruiny wielkiej posiadłości Mixi zarosły już częściowo różnym zielskiem, spod którego jednak wystawały resztki umeblowania i murów. To nadawało temu, niegdyś uroczemu krajobrazowi, jeszcze smutniejszy wygląd. 
Alpha ruszyła powoli w kierunku centrum domu, do swojego dawnego gabinetu, jednak w połowie drogi jej uwagę zwróciły dwa staromodne fotele, odwrócone w kierunku morza oraz stolik, na którym stał dzbanek i filiżanka. Jego obrusik powiewał melancholijnie na wietrze. Na chwilę w polu widzenia czarnowłosej pojawiła się ręka, odstawiająca drugie naczynie na spodeczek. Dziewczynie serce zabiło żywiej. Jest.
Ruszyła w tamtym kierunku, po drodze biorąc głęboki wdech i wydech, przybierając pewny wyraz twarzy. Nie może okazać żadnej słabości. Minęła fotel i spojrzała prosto w szare oczy nie... znajomego. Argonie zaparło dech w piersiach. Nigdy nie widziała tego mężczyzny. Nigdy. Mogła by przysiąc, a jednak dokładnie wiedziała, kim on jest.
- Hades. - Ni to stwierdziła, ni to zapytała.
Mężczyzna uśmiechnął się, jednak wesołość nie objęła jego oczu, które były... martwe.
- We własnej osobie. Władca Podziemia i Dusz Potępionych. Witaj Alpho Watahy Krwawej Nocy Argono, córo Mroku. - Ręce mężczyzny poruszały się w rytm słów, a na koniec palce obu dłoni spotkały się przed piersią boga.
- Dlaczego tu jesteś, panie? - Argona nie mogła do końca otrząsnąć się z szoku. - Myślałam, że bogowie nas opuścili. Że wróciliście do Grecji lub przenieśliście się dalej.
Uśmiech zniknął z twarzy Hadesa. Bóg nie odpowiadał dobrą chwilę, a gdy wymówił pierwsze słowa, w jego głosie słychać było gorycz.
- Nie mieliśmy wyboru. Przez całe lata Olimp ukryty był przed światem. Nikt nie wiedział, że stworzyliśmy to miejsce. Nikt nie sądził, że pokonani mamy wciąż tyle siły, by utworzyć nowy równoległy wymiar. Dlatego czuliśmy się bezpiecznie. Dlatego nie byliśmy przygotowani na to, że ktoś nas odnajdzie. Zaskoczył nas. Byliśmy zmuszeni się wycofać, by ratować naszą przeszłość.
- Przeszłość? - Argona uniosła brwi, stojąc przed bogiem. Zrezygnowała nawet z oficjalnej formy. Nie wydawała się... właściwa. Już nie.
- Razem z bogami ginie cywilizacja, z którą są powiązani, nie wiedziałaś? - Zimne oczy mężczyzny przewiercały kobietę na wylot. - Tak właśnie było z cywilizacją Azteków i Majów. Po tamtych wojnach nie ostał się żaden bóg, nawet najsłabszy. Dlatego właśnie ukryliśmy się wśród śmiertelników.
- Tak? I zamierzacie się tak ukrywać przez wieczność? Nic nie spróbujecie zrobić? Nie będziecie walczyć? - w żyłach Alphy krew zaczynała żywiej płynąć.
- Zaus już nawet nie pamięta, że kiedykolwiek był bogiem. Pracuje w Biedrące. - W głosie boga dało się słyszeć cień rozbawienia. Ale tylko cień. - Jako magazynier. Posejdon ma niewielkie, zapuszczone gospodarstwo rolne na Arenie 6. Tylko ja... ciągnęliśmy losy i ja wygrałem.... tylko ja pamiętam, kim byliśmy. I tylko ja będę żyć, póki nie nadejdzie właściwy czas dla cywilizacji Hellenów.
- Minimalizacja prawdopodobieństwa wykrycia i usuwanie się w cień, by nie prowokować wroga? Tchórze. - Głos Argony stał się niski i syczący. - Porzuciliście swój p r a w d z i w y lud, by ratować własne tyłki! A znając ciebie, pewnie jesteś zaangażowany w działania SJEW-u, co?
- Nadal się nie zorientowałaś, z kim rozmawiasz? - Tym razem rozbawienie w głosie boga było wyraźne. - Jestem Panem Podziemia, nie sługą ludzkości, jestem...
- Jesteś tajemniczym szefem ZUPA'y? - przerwała mu, dopiero teraz przypominając sobie sposób, w jaki przedstawił się na początku. Władca Podziemia. Pan Podziemia.
- Dokładnie. Zaskakujące, jak człowieka ciągnie na stare śmiecie, nieprawdaż?
- Tym lepiej. Skoro jesteś szefem ZUPA'y to spokojnie mógłbyś okazać nam większe wsparcie w walce o wolność. W końcu mamy wspólny cel...
Już gdy to mówiła mężczyzna zaczął kręcić przecząco głową.
- Niestety, już nie - oznajmił. - Teraz jesteśmy ni mniej, ni więcej, wrogami. ZUPA sprzymierzyła się z Johnem Silverlakiem. Niestaty, nie toleruje on wilków. Cóż za szkoda. Chociaż z drugiej strony - w oczach Hadesa błysnął ogień piekielny - słyszałem, że WKN też nie próżnował. Leniniewski zaproponował wam pakt o nieagresji.
- Tylko czasowy - zaznaczyła Alpha.
- Jeśli dobrze po negocjujesz możesz uzyskać nawet stały - Hades wzruszył ramionami. - Jak widzisz, nasze interesy są sprzeczne. Popieramy różnych polityków... ach, polityka. Jakże wielu z nich trafiało kiedyś do Tartaru. - Mężczyzna rozmarzył się.
- Spędziliśmy razem tyle czasu... - drżącym głosem, nie wiadomo - ze wściekłości czy żalu, powiedziała Argona - myślałam, że w jakiś sposób... że to coś znaczyło. Zebrania. Raporty. Drobne złośliwości. Kłótnie... Tyle razy cię obraziliśmy, a mimo to jeszcze żaden z moich członków nie został rzucony przez ciebie ogarom na pożarcie.
- Te czasy minęły Argono. Nikoyaka, Maggie... nawet Mixi. Teraz jesteś sama.
- Nic nowego - głos dziewczyny załamał się. Opuściła wzrok, choć z jej oczu nie pociekły łzy. Gdy ponownie go podniosła, boga już nie było.
Czarnowłosa opadła na zajmowane przez niego, jeszcze przed chwilą, siedzisko. Było ciepłe, jakby siedział na nim prawdziwy człowiek.
On jest teraz prawdziwym człowiekiem - upomniała się w duchu i nalała sobie ciepłej cieczy do czystej filiżanki. Upiła łyka. Herbata. Smakowała wybornie. Siedząc tak i wpatrując się w horyzont powoli siorbała ciepły napój.
Jej zadumę przerwał dopiero odgłos kroków na piasku i cień, który zasłonił jej chylące się ku zachodowi słońce.
- Argono, jeśli chciałaś po prostu sama pobyć w ruinach to trzeba było po prostu powiedzieć. Byłbym spokojniejszy - powiedział Rori, pochylony nad dziewczyną.
- ZUPA się na nas wypięła - powiedziała zamiast odpowiedzieć. - Leniniewski mówił prawdę. Dla nas sojusz z nim może okazać się korzystny. Będę musiała złożyć mu wizytę.
- Chyba kompletnie cię przewiało. No Argo! Wracamy do domu! - pogodnym głosem oznajmił Rori, biorąc Alphę na rękę. Ta nie opierała się, co niego go zdziwiło. Musiała być w na prawdę kiepskim stanie. - Idziemy! - ruszył powoli w stronę stałego lądu. Gwałtownie czarnowłosa zsunęła się z jego ramion. 
- Jeszcze nie - oznajmiła, stając na resztkach jakiegoś murku lub ściany. - Dobrze to przemyślałam. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę, nim wrócę. A potem... razem spotkamy się z premierem. Dobrze Rori?
- Nie ma mowy. Dopiero co cię znalazłem, a ty już chcesz mnie opuszczać? - spytał, patrząc surowo na swoją Alphę. - Nie sądzisz, że...
Argona pochwyciła go szybko i zamknęła mu usta pocałunkiem. Potem się odsunęła. 
- Spotkamy się w bazie Rori, dobrze? - Uśmiechnęła się lekko, w myślach przekazując polecenia Drakenowi. - Żegnaj.
W jednej chwili pierścień zamienił się w smoczą lotnię i wystartował ze swoją panią, pozostawiając oszołomionego mężczyznę wśród zgliszczy.(...)

"Dlaczego nie pozwalasz mu iść ze sobą?" spytał Draken po kilku minutach lotu w ciszy. "Przecież sama chciałaś, żeby był twoim ochroniarzem."
"Bo..." zawahała się. "Nigdy wcześniej nie miałam ochroniarza i stwierdziłam, że jako przywódca tak dużej... przynajmniej niegdyś... organizacji powinnam mieć. Nie sądziłam, że jego towarzystwo będzie tak irytujące. Wogle... relacje w watasze są przecież inne, niż w normalnej organizacji. Nie przewidziałam tego."
"Aha." Smok westchnął cicho. "A to przed chwilą?"
"Zamknij się" warknęła Argona, milknąc.
"Jak chcesz." W słowach Drakena zabrzmiało wyraźnie wzruszenie ramion. On również nie odzywał się już przez resztę podróży. (...)

Wylądowali przed herbaciarnią, w jednej z ciemniejszych dzielnic Areny 1. Smok błyskawicznie się skurczył, a Argona wkroczyła do środka. Odkąd Korso przestał ją prowadzić to miejsce nie było już tak bezpieczne jak kiedyś. No i przejął je członek ZUPA'y. Pink Floyd. Muzyk. Kobieta nie ufała temu mężczyźnie, jednak on... słuchał. Słuchał i zapamiętywał. Był w tym znakomity.
Czarnowłosa podeszła do lady i oparła się o nią nonszalancko.
- Zwykłą czarną, jeśli można - rzuciła. Stojący za ladą Floyd spojrzał na nią niechętnie, po czym zniknął na chwilę, by wrócić z niewielkim dzbanuszkiem. Postawił go pod ladą i nalał herbaty do kubka, który następie postawił przed dziewczyną.
- O co chodzi tym razem? - zapytał cicho. Jego spojrzenie było zdecydowanie nieprzychylne.
- Kiedy ostatnio się spotkaliśmy? - spytała poważnie. Mężczyzna spojrzał na nią jeszcze bardziej nieprzyjemnie, niepewny, czy sobie z niego nie kpi.
- My? Dwa dni temu - odpowiedział wreszcie, szukając jakichkolwiek oznak wesołości na twarzy Argony.
- O czym rozmawialiśmy? - dopytywała się dalej kobieta, nawet nie biorąc do ręki herbaty.
- Rozmawialiśmy o - zaczął nieufnie - zabezpieczeniach, otaczających Olimp. Coś wspominałaś o Strażniku. I... chciałaś kody dostępu do bazy ZUPA'y.
- Rozumiem. - Alpha westchnęła i położyła na ladzie banknot stu-eurowy. - Dziękuję za informację.
Odbiła się lekko od lady i opuściła lokal, pozostawiając herbaciarza nieco... skonfundowanego.(...)

Olimp. Wielka góra, wyrastająca tak... z dupy na środku wyspy. Otoczona kilkoma mniejszymi szczytami. Niegdyś odgrodzona od świata mocą bogów, teraz - masywnym murem, pasmem min, płotem pod napięciem i drutem kolczastym. Argona była niezmiernie zadowolona z faktu, że przedostała się bezpiecznie nad nim, bez konieczności kombinowania z odcinaniem dopływu energii, przecinaniem drutów, rozbrajaniem ładunków i przeskakiwaniem przez mur.
"Draken?" wywołała towarzysza, podnosząc pierścień do oczu.
"Tak?" spytał smok, przemieszczając się delikatnie w kierunku twarzy dziewczyny.
"Chcę, żebyś tu na mnie zaczekał..."
"Nie!" sprzeciwił się gwałtownie towarzysz, wbijając pazury w skórę swojej pani, aż do krwi.
"Poczekaj zanim odetniesz mi palec" poprosiła czarnowłosa. "Chcę, żebyś zaczekał i gdy wrócę, cokolwiek nie powiem lub nie zrobię, masz zaprowadzić mnie do bazy WKN-u. I nie pozwolić się porzucić za żadne skarby. Obiecasz mi to?"
"Pójdę z tobą. Wtedy nie będzie potrzeby obiecywać!"
"Nie, Drakenie. Nie pójdziesz." Dziewczyna chwyciła za pierścień i z dużą siłą pociągnęła. Krew z palca polała się obficie, pulsując w rytm serca. Argona przycisnęła dłoń do piersi, drugą ściskając smoka. "Proszę. Nie chcę, by ktoś na to patrzył."
Wypuściła towarzysza, a ten upadł na miękką trawę. Spoglądał w milczeniu na odchodzącą panią. Skulił się w miejscu pewien, że już jej nie zobaczy.(...)

Argona szła powoli, przez cichy las. Słyszała, że duchy zmarłych członków watahy i SJEW-u cały czas toczą tutaj tamtą bitwę, jednak jak na razie nigdzie ich nie widziała. Nie było też Bezimiennego Strażnika. Dziewczyna była z tego powodu raczej zadowolona. Z każdym krokiem i tak była coraz bliżej prawdziwych kłopotów. Przed sobą widziała już złote schody. Te same, po których razem z Mixi, pierwszego dnia na terenach watahy, wspinały się na spotkanie bogów. Te same... choć zniszczone i porośnięte jakąś roślinnością. Te same... choć wyblakłe. Dziewczyna przystanęła na chwilę u ich podnóża, jakby czekała na pojawienie się Iris.
Jednak nikt nie przyszedł.
Czując żal w sercu, ruszyła w górę po stopniach. Do greckich budowli... a w każdym razie do tego co z nich pozostało. Stert kamieni, przewróconych kolumn, posągów bez głów i ramion. W które miejsce najbardziej chciałabym pójść po tak długim czasie? - zastanawiała się i pierwszym, co przyszło jej na myśl była sala tronowa. Gdy tylko ujrzała ja oczyma wyobraźni wiedziała, że to właśnie to miejsce.
- Jakież to... symboliczne, Argo - mruknęła do siebie, kierując się w stronę największego budynku. Tego, w którym wilki walczyły... do samego końca.
Wrota były uchylone, zapraszając do środka. Alpha zamknęła na chwilę oczy i wzięła oddech. Tak samo, jak przed spotkaniem z szefem ZUPA'y. Jednak to nie Hades miał czekać na nią w tym wielkim budynku. Chciałaby, by to był on. Otworzyła oczy i z uniesioną głową wkroczyła do sali.
Nie była ona, tak jak się spodziewała.
Nie było w niej gruzów, śladów po kulach, krwi... wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak tamtego, pierwszego dnia. Monumentalnie i olśniewająco. Przytłaczająco dumnie. Brakowało tylko jednego elementu. Bogów.
Z tronu Zeusa zeskoczyła niewielka postać i miękko wylądowała na gładkiej posadzce.
- Długo ci zajęło znalezienie mnie - skwitowała. - Zdążyłam posprzątać całą salę tronową.
Argona drgnęła, słysząc ten głos. Zaczęła wpatrywać się w nadchodzącą postać. Była ona niezbyt wysoka, umięśniona. Złota, grecka zbroja wyglądała na niej na prawdę imponująco, a olbrzymia lanca z grotem w kształcie pioruna idealnie leżała w dłoni. Jej całe ciało było jakby namaszczone olejem, a czarne, krótkie włosy, układały się idealnie. Jedyne złote oko błyszczało żywo, odbijając blask sali tronowej.
- Wiesz ile zajmuje pucowanie tego debilnego orła na tronie starego pryka? Jakiś psychol poświęcił chyba całe życie na oddanie ze szczegółami każdego, nawet najdrobniejszego piórka.
- Masz zamiar rozwodzić się nad szczegółami, Sprzątaczko? - spytała Argona, gładko wchodząc w ten sam ton co Ta Druga.
- Nie przyszłaś tutaj pogadać ze mną? - dziewczyna udała zdziwienie, dalej zbliżając się do Alphy. - Oh, jaka szkoda. Herbata właśnie kończy się podgrzewać. No nic. Całą będę musiała wypić sama.
- Zdrajco, nie powinno cię tu być - powiedziała Argona, kompletnie ignorując całą wypowiedź kobiety. Również ruszyła na jej spotkanie, luzując nieco pistolety w pochwach. - Powinnaś wrócić do swojego świata i dać się zabić, jak przystało na honorową Alphę watahy.
- T y chcesz m n i e pouczać o honorze? - parsknęła dziewczyna, nazwana Zdrajcą. - W niczym się ode mnie nie różnisz.
- Ja wróciłam - odparła wyzywająco. - Nie jestem tchórzem, jak ty.
- Ja przeżyłam. Dzisiaj też zamierzam.
- Oh, czyżby? - Argona dobyła pistoletów i oddała dwa strzały w kierunku przeciwniczki. Kule odbiły się od zbroi, nie pozostawiając na niej nawet śladów.
- Będziesz się musiała bardziej postarać - Zdrajca uśmiechnął się, przystając kilka metrów przed Argoną.
Argona dobrze wiedziała, że będzie się musiała bardziej postarać. Osoba, która stała dokładnie na przeciw niej była wspaniale wyszkoloną zabójczynią. Zabójczynią, która nawet lepiej niż Argona rozumiała, że ta konfrontacja jest nieunikniona. I że tylko jedna z nich może wyjść stąd żywa.
Alpha zacisnęła zęby i posłała w przeciwniczkę serię noży. Zdrajca zakręcił laską i odbił je wszystkie, jednak dało to Argonie niezbędną sekundę czasu. Skoczyła za masywną kolumnę. W otwartej walce nie miała szans. Będzie musiała postawić na ataki z ukrycia.
W myślach dokonywała szybkiej analizy sytuacji. W sali jest dwanaście tronów, z których każdy wygląda nieco inaczej. Sporo z nich posiada elementy jakby stworzone na stanowiska strzelnicze. Świetnie. Do tego jest tu dwanaście kolumn między tronami. Dodatkowa osłona. Krąg ogniskowy na środku. Coś jeszcze?
Dziewczyna poczuła, jak czarne macki zaciskają się jej na szyi. Błyskawicznie kucnęła, własnym mrokiem rozpychając tamten na boki i pognała biegiem w kierunku tronu Hefajstosa, oddając po drodze dwa strzały w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą stał Zdrajca. Ku zdziwieniu Argony ten, nie dość że nie stał tam, gdzie go zostawiła, to był tuż przed nią, celując włócznią w jej pierś. Czarnowłosa zanurkowała pod jej grotem, posyłając kilka kulek w twarz przeciwniczki. Ta uchyliła się i tylko jeden z pocisków zadzwonił o złoty hełm. Jednocześnie pociągnęła włócznię w dół i niechybnie rozcięłaby przeciwniczkę na pół, gdyby ta w ostatniej chwili nie doturlała się na bok.
Zdrajca obrócił się w stronę Argony, odbijając włócznią mknące w ku niej pociski. Gdy grad ustał, tamta spojrzała z irytacją na swoje pistolety, po czym cisnęła ja o posadzkę. Cofała się. Dobyła Black Stara, jednak naboi nie starczyło na długo. A resztą. Obrona przeciwniczki był nie do przejścia. Nie w ten sposób. Dobyła noża i gwałtownie rzuciła się na nią. Uniknęła włóczni i cięła w nogi wroga. Ten odskoczył, pociągając za sobą lancę i zataczając nią łuk. Ta dosięgła wreszcie celu i Argona poszybowała w powietrzu kilka metrów, nim upadła na posadzkę z cichym jękiem ulatującego z płuc powietrza. Błyskawicznie się podniosła, oczekując, że przeciwniczka zabije ją bez wahania, gdy będzie leżała. Tymczasem tamta patrzyła na nią nieruchomo.
- Nie masz broni - powiedziała bezbarwnie. Od jej postaci emanowała jakaś nieznana siła, która zaczęła przytłaczać Alphę. Czarnowłosa zacisnęła zęby. Zdrajca wzruszył ramionami i zza pasa wyjął krótki, grecki miecz, po czym rzucił go przeciwniczce. A gdy ta dotknęła opuszkami paców broni, skoczył, a lanca zamieniła się w krótkie, poręczne berło... a może buzdygan? Trudno było stwierdzić, szczególnie w chwili, w której leciało prosto na ciebie. Argona zablokowała broń mieczem i odepchnęła nieco przeciwniczkę. Teraz walka całkowicie zmieniła swoje tempo. Metal uderzał o metal w błyskawicznym tańcu ostrzy. Obie kobiety poruszały się jak w transie, czasem przewidując swoje ruchy nawzajem, czasem reagując w ostatniej chwili.
- Ja mogę tak nawet przez tydzień - powiedział kpiąco Zdrajca, widząc kropelki potu na czole przeciwniczki i słysząc, jak jej oddech przyśpiesza. Brak ćwiczeń wyraźnie dawał się jej we znaki.
- Ja też - potwierdziła krótko, choć nic nie wskazywało na to, że mówi prawdę.
- Niestety, ale nie mam ty... - gwałtownie przerwała, uderzając od góry ze znacznie większą siłą i szybkością, niż wcześniej. Argonie w ostatniej chwili udało się zablokować cios i przytrzymać buławę nad głową. Podparła klingę drugą dłonią. Przez krótką chwilę trwał ten wysiłek woli między obiema kobietami, gdy Alpha gwałtownie przechyliła miecz i odskoczyła w bok. To było jedyne dobre wyjście z tej sytuacji. Obie to wiedziały. Zdrajca rzucił prosto w nią buzdyganem, który w powietrzu wydłużył się i stał ponownie lancą Zeusa. Ugodził Argonę prosto w pierś. Ta osunęła się na kolana, wypuszczając miecz i przyciskając obie dłonie do piersi. Zdrajca cofnął broń i wyprostował.
- Niech to szlag - mruknęła czarnowłosa.
- A "Na Zeusa" gdzie się podziało, co? - spytała kpiąco stojąca nad nią przeciwniczka.
- Hympf. - Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. - Zeus i tak by mi nie pomógł.
- Nie - potwierdziła jej przeciwniczka, podrywając włócznię z ziemi, by ta stała się elegancką, czarną kataną, ze zdobionym wzorem smoka na klindze. - Argona, może być tylko jedna.
Katana gładko przecięła powietrze, skórę, gardło i wychynęła po drugiej stronie. Przez chwilę nic się nie stało, potem ciało Argony upadło do przodu na posadzkę. Nie była to śmierć godna bohatera. Zaiste, leżenie z wypiętym tyłkiem na prawdę nie należało do tego, co dawna Alpha chciałaby robić.
Katana ponownie stała się lancą.
- Pochowałabym cię, jednak jak sama wiesz, nie możemy się dotknąć - oznajmiła pogodnie, jednocześnie odwracając postać końcem kija na plecy. Przy tym ruchu głowa chwiała się na pojedynczym ścięgnie, które utrzymywało ją na karku. Trochę się przechyliła i z rany pociekło więcej krwi. Zdrajca ściągnął hełm i kucnął przy dziewczynie. Wyciągnęła dłoń nad pierś dziewczyny i wyciągnęła z niej najpierw łańcuszek, a potem okrągły, otwierany medalion. Podniosła go do oczu i otworzyła. W środku było zdjęcie, które nigdy nie mogło zostać wykonane. Przedstawiało Watahę Krwawej Nocy. Całą. Wszystkich jej członków... od samego początku. Razem. - Byłaś kiepskim Alphą, skoro za twojego panowania ludzie zdobyli nasze ziemię. - Mówiąc to nawet nie patrzyła na zmarłą. Wpatrywała się za to w jej wizerunek na zdjęciu. -  Ale nie martw się. Oto ja, wielka i wspaniałomyślna Argona zajmę się twoimi wilczkami. - Delikatnie zamknęła medalik i założyła łańcuch na szyję, po czym schowała pod ubranie i rzuciła ostatnie, pożegnalne, kpiące spojrzenie przeciwniczce. - Zobaczysz, jak zaprowadzam tu porządek. Raz na zawsze.
Wstała, przeciągając się. Wydawać by się mogło, że nieco zmalała i nie wyglądała już tak imponująco. Całe przedstawienie dobiegło końca, więc dziewczyna zdecydowała, że powinna już zrzucić z siebie tą niewygodną zbroję i przebrać w dres.(...)

Czarnowłosa szła powoli przez las, otaczający Olimp. Nikt jej nie niepokoił. Duchy obawiały się podejść zbyt blisko. Przynajmniej na razie. Widać nieźle je nastraszyła wcześniej i nie chciały ryzykować ponownego spotkania z demonem. Argona stanęła przed płotem, na którym co jakiś czas pojawiały się wyładowania elektryczne. Skrzywiła się. Teraz będzie musiała znowu lecieć wywalić bezpiecznik, znaleźć miejsce, w którym wywaliła dziurę, ponownie przesadzać mur i...
Coś małego zamachało skrzydełkami tuż przed jej nosem. Instynktownie klasnęła dłońmi, miażdżąc to coś między rękami.
"Ała"
Argona rozłożyła dłonie i zobaczyła małego, czarnego smoka, rozcierającego ogonem złamany róg.
"Przecież nie masz tam komórek czuciowych" zauważyła kobieta z rozbawieniem, a gdy odpowiedziało jej niezadowolone burknięcie, dodała: "Przepraszam. Nie sądziłam, że tu jesteś."
"A gdzie miałem być?" spytał, wciąż naburmuszony Draken. " Tu mi kazałaś zostać, więc zostałem."
"Kazałam?" zdziwiła się, ale szybko zamaskowała zaskoczenie. "No tak. I pewnie kazałam ci coś mi przekazać, co?"
"Zaprowadzić do bazy" mruknął smok. "I nie dać się porzucić... znowu."
Czarnowłosej zrobiło się przykro. "Znowu". Faktycznie, porzuciła swojego Drakena wtedy, na polu bitwy. Jedynego, lojalnego przyjaciela. Ah...
"Już nigdy cię nie porzucę, dobrze?" spytała, uśmiechając się pogodnie.
"Ta." burknął Draken i zeskoczył na ziemię, by dopasować swój rozmiar do swojej pani.(...)

- No, no. Nieźle się ustawiliśmy - skwitowała Argona, patrząc na starą gospodę.
"To nie jest złe miejsce, a właściciel jest bardzo miły" zauważył Draken. "No i nikt nie spodziewałby się, że właśnie tutaj będziecie."
- Przeciwnie, chata na uboczu wprost się prosi o bycie siedzibą tajnej organizacji. - tu na chwilę zawiesiła głos - Z drugiej strony wszyscy mogą uznać, że nie bylibyśmy tak głupi, żeby wybrać tak oczywiste miejsce.
- Argo! - rozległ się krzyk z okna i kilka sekund później Rori wypadł przez drzwi wejściowe. - Nic ci nie jest? Szukałem cię, ale nie mogłem znaleźć. Po tym, co zrobiłaś... Co się stało z twoim okiem?!
- Rori? - spytała, badając grunt, a gdy zareagował kontynuowała pewniej. - Czemu miałoby mi coś być? Lepiej się uspokój. Chcę przejrzeć raporty z ostatnich lat. Podjęłam decyzję. Od dziś rozpoczynamy zdecydowaną walkę ze SJEW-em.(...)

- Najwyraźniej musimy zawszeć sojusz ze SJEW-em - powiedziała Argona w zamyśleniu, zamykając segregator. - Z tego co mówisz ty, Draken i ta sterta papierów w tym momencie naszym największym problemem może być John Silverlake. Hmm... wydaje mi się, że już o nim wcześniej słyszałam. Rori, poszperaj gdzie się da, by dowiedzieć się jak najwięcej na jego temat.
- Argo, chcesz mnie znowu odesłać i zrobić coś niebezpiecznego? - Chłopak miał czujną minę.
- Przeciwnie. - Dziewczyna odchyliła się na fotelu i położyła nogi na blacie biurka. - Zamierzam się zrelaksować i zaczekać, aż odwalisz za mnie brudną robotę, a potem zaciągnąć cię na rozmowę do Leniniewskiego. Mam nadzieję, że przygotowałeś CV?(...)

- Chcesz tam tak po prostu wejść? - Rori nie mógł wyjść z podziwu dla lekkomyślności dziewczyny. Siedzieli właśnie we wnętrzu kawiarni, niedaleko Wieży. Argona popijała powoli karmelową kawę. Kawę! Ta dziewczyna nigdy wcześniej nie chciała wziąć tego napoju do ust!
- Tak. W końcu Leniniewski i tak oczekuje mojego przybycia. - Wzruszyła ramionami. - Co, mam wskoczyć przez okno do jego gabinetu? Założę się, że nie zdziwiłoby go to.
- Ale... po prostu wejść? Pojmają cię i wtrącą do więzienia, a potem będą eksperymentować! - Chłopak nie chciał dać za wygraną. - Nie wiem, czy ponownie uda mi się ciebie stamtąd wyciągnąć.
- Rori. Idziemy tam razem jako oficjalna delegacja Watahy. Jeśli uczyni cokolwiek, co godziłoby w interesy WKN-u to będzie skończony.
- Argono. - Blondyn wstał, pochylony nad stolikiem. - Nie rozumiesz, że startujemy ze słabszej pozycji? Jeśli stwierdzi, że jesteśmy w jego mocy to nas wykorzysta i zabije! Tak działa SJEW, zapomniałaś?
- Jeśli spróbuje coś nam zrobić, NAM, oficjalnym gościom, to jego poparcie spadnie jeszcze bardziej - Argona uśmiechnęła się chytrze. - W momencie, w którym pojawia się polityczny rywal, praktycznie bez skazy, nagle każda błahostka, dotyczące tego drugiego wychodzi na światło dzienne. Nie będzie chciał potęgować efektu. Zaufaj mi Rori, znam się na tym.
Chłopak nadal nie był przekonany, jednak najwyraźniej nie miał wyjścia. Nawet jeśli się kategorycznie nie zgodzi to ona i tak to zrobi. Z tym, że bez niego.(...)

Czarnowłosa poprawiła muchę i pewnym krokiem weszła do recepcji Wieży. Razem ze swoim ochroniarzem podeszła do lady, za którą jasnowłosa kobieta wypełniała jakieś papiery. Krzyżówkę - poprawiła się w myślach Argona, kątem oka zauważając charakterystyczne rubryczki.
- Ekhem - odkaszlnęła Alpha, zwracając na siebie uwagę kobiety. Ta podniosła wzrok znad arkusza i uśmiechnęła się profesjonalnie.
- W czym mogę pani pomóc? - spytała uprzejmie.
- Pan Leniniewski oczekuje mojego przybycia - oznajmiła czarnowłosa. - Proszę go powiadomić, że wraz z moim ochroniarzem zaczekamy na niego na tarasie.
- Ależ... - zaczęła recepcjonistka, już w kierunku pleców Argony, która pewnie skierowała się do windy. Ochroniarze patrzyli na nią nieprzychylnie, jednak nikt nie spróbował się sprzeciwić. Gdy jesteś dostatecznie bezczelny to wpuszczą cię wszędzie, nim otrząsną się z szoku.
Delegacja Watahy weszła do windy. W tle zaczęła płynąć monotonna, windowa melodia.
- Jak na razie idzie całkiem dobrze - z zadowoleniem oznajmiła Alpha.
- Jak na razie - mruknął nieprzekonany Rori.  Myślę...
- Lepiej nie myśl, tylko wyprostuj się i wyglądaj groźnie - skwitowała Argona i pomiędzy towarzyszami zaległa cisza. A muzyczka dalej wygrywała swoją nudną melodię.
Wreszcie brzęknął cicho dzwonek i drzwi windy rozsunęły się, odsłaniając wyjście na taras. Jak się można było spodziewać pan premier czekał już przy barierkach, spoglądając na miasto w dole. Czarnowłosa śmiało wyszła na jego spotkanie.
Leniniewski, słysząc kroki, odwrócił się i uśmiechnął tym swoim charakterystycznym, pustym uśmiechem.
- Ah, Pani Alpha Ryuketsu. Miło cię ponownie widzieć w dobrym zdrowiu. Jak sądzę przemyślałaś moją ofertę.
- Pan Premier Leniniewski - głos Argony był poważny i bynajmniej nie skłaniał się do tego pogodnego, dyplomatycznego stylu. - Owszem, przemyślałam. I chcę postawić własne warunki.
- Własne warunki powiadasz? - zainteresował się uprzejmie mężczyzna.
- Tak. Miesiąc to za mało. Chcę co najmniej dwóch. I chcę immunitetu dla wilków, żyjących zgodnie z prawem Akatsuki i nie wychylających swoich szarych łbów z tych obrzydliwie kremowych, ludzkich powłok. I zlikwidowania obowiązkowych badań okresowych na występowanie wilczego genu. Chcę też, żebyście wypuścili wilki, przebywające w waszych więzieniach, jeśli jakieś tam jeszcze są.
- Stawiasz twarde warunki - zauważył premier. - Sądzisz, że rozsądnie jest w twojej sytuacji żądać tak wiele?
- A TY sądzisz, że dawać tak niewiele w TWOJEJ sytuacji jest rozsądne? - spytała lodowatym tonem.
Przez chwilę zaległa między nimi ciężka cisza, gdy dwa umysły, pracujące na najwyższych obrotach rozpatrywały możliwy dalszy przebieg wydarzeń. Umysł Roriego, nie tak przedsiębiorczy, ale za to bardziej realistyczny, wiedział już, którędy będą się zbierać, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli.
Niespodziewanie Leniniewski się roześmiał.
- No, no. Od ostatniego naszego spotkania wiele się zmieniło, nieprawdaż? - spytał, po czym dodał: - Pozbędziecie się Silverlake'a i przekażecie mi wszystko, co wiecie na temat członków ZUPA'y.
- Stoi. - Alpha bez wahania wyciągnęła rękę, a premier ją uścisnął. - A teraz jeśli można, potwierdzenie na piśmie.
- Czyżbyś nie ufała mojemu słowu? - W głosie mężczyzny brzmiało lekkie zdziwienie i jakby urażona duma, jednak to nie mogło zagłuszyć ironii, którą ociekało to krótkie zdanie.
- Słowa są ulotne, a papier to papier - odparła Argona.(...)

Delegacja WKN-u z niejaką ulgą opuściła budynek Wieży. Dopiero kilka przecznic dalej Argona pozwoliła sobie na głośne westchnienie ulgi.
- Jednak się udało... - mruknęła do siebie.
- Nie byłaś pewna...? - Rori wyglądał na zdziwionego.
- Oczywiście, że nie byłam pewna. To polityka. Jeden fałszywy ruch i lądujesz na bruku z niczym. Albo w więzieniu. - Argona spojrzała z kpiącym uśmiechem na towarzysza. - Tamta gadka przedtem miała cię uspokoić.(...)

Drzwi skrzypnęły cicho i Argona weszła do niewielkiego pomieszczenia na piętrze, które chyba na stałe zaadoptuje sobie na gabinet... W każdym ilość papierów, która magicznym sposobem pojawiła się we wszystkich kątach nie wyglądała na taką, którą łatwo byłoby przenieść gdzieś indziej.
Niesamowite, Alpha uświadomiła sobie, że wszystkie stare papiery spłonęły z Haus of Sun. A jednak od tamtego czasu pojawiło się ich tak wiele. Odwieczną zagadką watahy było sposób, w jaki powstawały. W końcu niewiele wilków wogle przejmowało się papierologią. A raporty i tak napływały.
- Magia - mruknęła czarnowłosa i usiadła za biurkiem, z roztargnieniem przeglądając najnowsze raporty. Nagle zamarła. Wśród standardowych, komputerowych wydruków, jak gdyby nigdy nic leżał list w śnieżnobiałej kopercie. Wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie. Z tyłu ktoś eleganckim, pełnym zawijasów pismem napisał:

Do Sz.P. Argony Ryuketsu
Przywódcy Alpha
Watahy Krwawej Nocy
Gospoda, Arena 6
Pokój 101
Z drugiej strony nie było jednak adresu zwrotnego, a jedynie odciśnięta w czerwonej lace, kwadratowa pieczęć, przedstawiająca zbiór bliżej nieznanych  Argonie znaków. Czyżby Chińskich? Będę musiała to sprawdzić, pomyślała kobieta, biorąc jakiś stary raport z dołu kupki i szczegółowo odwzorowując symbol. Skończywszy, przełamała pieczęć i otworzyła kopertę. Ze środka wyjęła list, a gdy go rozłożyła, rozpoznała to samo eleganckie pismo, co na odwrocie opakowania.

Droga Alpho WKN-u,Na początku chciałem tu umieścić jakiś epicki wstęp, jednak potem stwierdziłem, że mi się nie chce, więc przejdę od razu do rzeczy.Nie powinnaś sprzymierzać się z Leniniewskim. Jest niebezpieczny. Ten człowiek nienawidzi sztuki tylko dlatego, że jego siostra przez nią umarła. Zobacz, do czego się posunął z tak błahego powodu. Gdy tylko odzyska grunt pod nogami nie zawaha się was zdradzić i wykończyć. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie życzę zagłady moim współbraciom. Zniknięcie pana premiera jest w naszym wspólnym interesie, a Silverlake to człowiek podatny na sugestie. Powinnaś dobrze rozważyć moje słowa. Ufam, że wybierzesz mądrze.Lalkarz
Argonie wydawało się, że w pomieszczeniu robi się coraz cieplej. Przed jej oczyma zaczęły pojawiać się mroczki. List w jej dłoniach powoli ogarniały płomienie. Wstała gwałtownie, wywracając krzesło i upadając na deski, z dużą siłą uderzając o podłogę.(...)

- Zemdlałam. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała podnosząca się z łóżka dziewczyna.
- Tak - potwierdził Rori, patrząc na nią z niepokojem z góry. Chłopak stał oparty o ścianę, tuż przy oknie, by mieć dobry widok zarówno na dziewczynę, jak i na drzwi. Przecież jego Alpha nie byłaby taka głupia, żeby wzniecić pożar wewnątrz ich siedziby. Ktoś się musiał włamać. - Pamiętasz coś?
- List od Lalkarza - oznajmiła ponuro. - Zniechęcał nad do współpracy z Leniniewskim. Gdy skończyłam go czytać poczułam się słabo, a list zaczął płonąć. Musiał być czymś nasączony. Głupia jestem, że tego nie zauważyłam.
Argona spuściła nogi z łóżka i skrzywiła się, gdy poczuła ostry ból z tyłu głowy.
- Musiałam nieźle przywalić w deski, co?
- Aż Mordimer się zainteresował, co my tu wyrabiamy - przyznał Rori. - Powinnaś chyba odpocząć, Argo. Ostatnio zachowujesz się dość dziwnie. Zapewne to przez cały ten stres i natłok pracy. Jeśli się nie zrelaksujesz trochę to niedługo Mixi zostanie nową Alphą - próbował zażartować chłopak, jednak dziewczyny wcale to nie rozbawiło.
- Nie mogę teraz odpocząć, Rori. Zwołaj nadzwyczajne zebranie WKN-u. Dziś wieczorem. Najwyższy czas na poważnie zacząć działać.
- Ale... - chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
- Rori, jeśli tego nie zrobisz to sama zmuszona będę tym się zająć. A chyba chciałeś żebym trochę odpoczęła? - spytała dziewczyna, patrząc groźnie na ochroniarza.
- Dobra, dobra - odparł uspokajająco blondyn. - Nie gorączkuj się tak. Zwołam je, a ty się prześpij jeszcze trochę. Tak?
Alpha pokiwała głową i rozpromieniła się nieco.
- Dziękuję Rori. - To mówiąc z powrotem położyła się na łóżku i przykryła kołdrą. - A teraz dobranoc.
Blondyn przez chwilę się wahał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak wreszcie wyszedł, wzdychając ciężko. Kilka minut później jego ciężkie kroki rozbrzmiały na schodach w dół. Gdy skrzypnęły drzwi w hallu, Argona poderwała się z posłania i przeniosła do swojego gabinetu. Przez samozapłon listu ucierpiało kilka mało znaczących dokumentów, a poza tym nie było żadnego śladu, jakoby podobny list istniał. Żadnego, poza kopią pieczęci, wciąż spoczywającą na biurku Alphy. Kobieta z uśmiechem spojrzała na niego pod światło.
- Czym jesteś? - spytała, jakby samą siebie, po czym wyszła z pokoju z zamiarem poproszenia Mortimera o pomoc.(...)

Na zebranie nie stawiło się wiele osób. Co najwyżej piętnaście wilków i ludzi, które porozsiadały się w małych grupkach lub samotnie po kątach, nadal nieco zagraconego strychu, jakby nie chcąc mieć ze sobą nic wspólnego. Rzucały sobie nawzajem dość nieprzychylne spojrzenia.
Sama Argona przybrała swoją wilczą formę i usiadła na specjalnie przygotowanym wcześniej podwyższeniu. Dobrze się przygotowała do tego wystąpienia. Przeczytała wszystkie raporty i formularze każdego z zebranych tutaj wilków. Wiedziała już, kto jest w czym doby i jak może okazać się pożyteczny. Żałowała tylko, że tak wielu nie przybyło. I zapewne nie przybędzie już nigdy. Wstała, wydając z siebie krótkie warknięcie. Wszyscy obecni na sali zwrócili na nią swoją uwagę.
- Dziękuję - powiedziała, wiodąc wzrokiem po zgromadzonych. - Drodzy członkowie Watahy Krwawej Nocy, zgromadziliśmy się dzisiaj tutaj ze względu na pewne wydarzenia. Otóż w ostatnich dniach ZUPA zerwała z nami sojusz... - po tych słowach szmer przebiegł miedzy wilkami. Niezadowolenia? Zdziwienia? Trudno było to określić. Argona podniosła nieco głos i kontynuowała: - Za to zyskaliśmy nowego sprzymierzeńca. Przez pewien czas będziemy współpracować z premierem, Władysławem Leniniewskim.
Po tych słowach na sali zaległa kompletna cisza, nie przerywana nawet cichym szumem oddechów. Nagle wszystko wybuchło. Ktoś zaczął kaszleć, jakby się krztusił, ktoś coś krzyczał, ktoś inny złorzeczył na czym świat stoi.
W pomieszczeniu zrobiło się zimno i jakby trochę pociemniało. Głosy wilków zaczęły niknąć w otaczającej je nadnaturalnej pustce. Za to jej głos potoczył się po niej gromkim echem.
- Premier zaoferował nam dwa miesiące, przez które SJEW nie będzie nas ścigał, dodatkowo zlikwiduje obowiązkowe badania okresowe na występowanie wilczego genu. I wypuści wszystkie wilki, przebywające w więzieniach. W zamian chce jedynie, byśmy pozbyli się kolejnego polityka, który nienawidzi wilków, ale za to sprzyja artystom, którzy zresztą wypowiedzieli nam przyjaźń. - Atmosfera w sali powróciła do normalności. - Dlatego przystałam na jego ofertę. Do misji pozbycia się Silverlake'a wyznaczam Narcyzę, Vincenta oraz Shailene. Będą pod moim bezpośrednim zwierzchnictwem. Po szczegóły przyjdziecie do mnie po zebraniu. Dodatkowo zwalniam z funkcji Przywódcy Betha Mixi Hideki.
- Że co? - wymknęło się niebieskowłosej dziewczynie, która teraz z oszołomieniem spoglądała na siostrę. - Argo? Co masz na myśli?
- Dokładnie to, co słyszałaś - oznajmiła Alpha, patrząc na Mixi z góry. Nie jesteś już Bethą tej watahy. Będziesz od teraz zajmowała dowolne inne wybrane przez ciebie stanowisko. Powiem szczerze, nie nadajesz się na Bethę. Nie w tak trudnych czasach. Potrzebuję kogoś silniejszego jako prawej ręki. - Wzrok Argony przebiegł po zgromadzonych i zatrzymał się na masywnym basiorze. - Darknessie? Czemu zajmujesz tak odległe miejsce? Betha powinna znajdować się znacznie bliżej swojego przywódcy.
Masywny wilk z ociąganiem podniósł swoje cielsko i dumnie przemaszerował przez salę, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami. W końcu w watasze był od niedawna. Nie zdążył w żaden sposób się wykazać, czy sprawdzić. Więc czemu on?
Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Argona zamknęła je krótkim podziękowaniem za przybycie. Zamieniła jeszcze kilka zdań z zespołem ds. Silverlake'a i kazała swojemu nowemu Bethie oraz Mixi stawić się w swoim gabinecie o północy.
- Musimy załatwić tylko kilka formalności. To nie będzie bolało - oznajmiła obu zainteresowanym, zanim na dobre opuściła strych.

Z dniem 24.01.2017 wszystkie postacie nie należące do głównego Administratora zostają zakwalifikowane jako NPC. Mogą zostać stamtąd przywrócone w dowolnym momencie, poprzez napisanie opowiadania daną postacią przez właściciela.

19 stycznia 2017

Od Darknessa c.d Erny


  Okno zostało wybite przez jeden z fruwających przedmiotów. Czarnowłosy mężczyzna stanął prosto i spoglądnął w oczy bruneta, który przed chwilą zaczął go atakować. Goście z zaciekawieniem obserwowali ich poczynania. Rzadko kiedy mieli okazję obejrzeć bójkę w tak spokojnym z pozoru miejscu.
  Na tej Arenie było naprawdę sporo tego typu pubów, a pech chciał, żeby Darkness wstąpił do jednego z nich. Oczywiście - szybko doszło do pijackiej awantury. Nic nie wskazywało na to, żeby jeden z mężczyzn miał szybko odpuścić drugiemu. Na podłogę spadły kolejne szklane butelki.   Wilkobójca ledwo powstrzymywał się, aby nie użyć swojej kosy do zatracenia przydupasów tego dupka i jego samego.
  - Poddajesz się? - nieznajomy zaśmiał się i wyciągnął spluwę, celując dokładnie w czoło czarnowłosego.
  Kiedy Warren już miał się rzucić, do pubu wpadło czterech policjantów, trzymając w ręku broń. A właściwie - mundurowych nie można było nazwać policją, tylko SJEWem. Tutaj panowały inne zasady. Czarnowłosy był zaciekawiony, czy przyszli tutaj tylko po to, aby sprawdzić, czy pośród klientów nie ma nikogo z wilczym genem, lub kogoś należącego do ZUPA'y czy jednak zainteresowali się bójką.
  Tylko psów tu brakowało, pomyślał Darkness i poprawił grzywkę, opadającą mu na czarne oko.
  Kiedy "stróże prawa" weszli do pubu, część klientów wstrzymała oddech, a brunet, który zaatakował Wisielca, opuścił broń i przestał interesować się trzydziestokilkulatkiem. Darkness najchętniej zmiażdżyłby każdego z glin, jednak wolał nie ryzykować. Zazwyczaj był pewny siebie i to zawsze działało, jednak wiedział, że szybko rozniesie się wieść o szaleńcu, który wymordował czterech za jednym zamachem. Wszyscy będą widzieć jego twarz i będzie traktowany gorzej, niż terrorysta z Państwa Islamskiego, którego złapano, a potem się uwolnił i zaczął od nowa swoje zbrodnie. O wiele, wiele gorzej.
  Czarnowłosy zasłonił twarz chustą, którą nosił na szyi, aby ludzie myśleli, że mężczyźnie jest naprawdę zimno. Chciał stąd wyjść jak najprędzej. Powolutku zaczął się wycofywać w stronę okna. Jeden z mężczyzn zauważył jego ruch i wycelował w głowę Darkossa. W ostatniej chwili czarnowłosy uskoczył, a kula przeleciała kilka centymetrów od jego ucha. 
 Tłum był jedynym rozwiązaniem, aby zgubić jednostkę SJEW. Przynajmniej tak mu się w tej chwili wydawało. Na ulicy było tłoczno jak nigdy. Wręcz idealnie. 
 Jednak tylko z pozoru. Jeden z mężczyzn ruszył w pogoń za naszym bohaterem i widząc jego czarną, lekko pogniecioną marynarkę wycelował spluwę..i strzelił. 
 Wisielec nie poczuł bólu. Był martwy. Coś jednak popchnęło go do przodu i zdezorientowany upadł. Podniósł się jednak szybko z ziemi i słysząc kolejny huk, rzucił się pędem przed siebie, potrącając przechodniów, którzy nie mieli pojęcia, co dokładnie się stało. 
 Wilkobójca nagle stanął. Wyczuł w powietrzu nietypową aurę, którą rozpoznał by wszędzie. Kolejny wilkołak w pobliżu. Mężczyzna odsłonił swoje drugie oko i zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto najwidoczniej należy do WKJ...WKNu. Zobaczył. Krótkie włosy, które rozpoznał by wszędzie. Erna Earhart. Skąd to wiedział? Spotkał się z nią..w ciele Argony. 
 Pociągnął ją mocno za rękę i zakrył kobiecie usta, aby ta nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Druga ręka powędrowała do kieszeni Wisielca...
<Erniak? Pomęczysz się xP>

16 stycznia 2017

Od Somniatisa cd. Est

  Somniatis pogasił światła w całym zakładzie i wyszli na ulicę. Kawałek przeszli ramię w ramię, nim skręcili do bocznej uliczki i odnaleźli kratkę ściekową. Dziewczyna uklękła przy niej, jednak chłopak był szybszy i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, sam ją podważył i podniósł. Spojrzeli w mleczeniu w mrok ścieków.
- Zastanawiam się, czy "panie przodem" jest stosowne w tej sytuacji. - Zamyślił się mężczyzna. - Chyba jednak lepiej będzie, jeśli pójdę przodem i rozświetlę tunel.
- N-nie ma problemu, mogę iść... - powiedział cicho Est. Jej głos drżał lekko.
- Nie. Zaczekaj tu chwile - stanowczo rozkazał Atis i zszedł po drabinie na dół. Stanął w kompletnej ciemności na dnie tunelu. Koło jego stóp cicho szemrał strumyczek - zapewne nieczystości. Wyczarował prostą pieczęć, która dostarczała dostatecznie dużo zimnego, zielonego światła.
- Est? - zapytał, spoglądając w górę.
- Idę... - opowiedziała dziewczyna, a jej głos poniosło echo kanałów. 
Po chwili oboje stali w słabym świetle pieczęci, zamknięci w tym labiryncie.
- Do kogo najpierw? ZUPA? Któryś z gangów? Arena 4? - zapytał dziewczyny.
- N-nie mam pojęcia - odpowiedziała. Jej głos drżał jeszcze bardziej. Była spięta. Subtelnie odsunęła się kawałek od Somniatisa. Gdyby nie otaczający ich półmrok pewnie mężczyzna zauważyłby, że na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- Arena 4 - zadecydował. - Oni będą najlepiej się orientować w tym, co dzieje się w naukowym półświatku. Potem ZUPA. Oni mogą mieć jakieś informacje, które zdobyli przypadkiem, potem...
Coś cicho zaczęło buczeć, a dźwięk ten zabrzmiał w tunelu jak wystrzał. Est odskoczyła, a Atis sięgnął do kieszeni i wyjął z niej starą nokię.
- To od Argony - powiedział przepraszająco i odebrał.
Przez chwilę milczał, a postać w słuchawce mówiła.
- Tak - powiedział wreszcie. - Gdzie? Jasne. Będziemy.
Rozłączył się.
- O-o co chodziło? - spytała Est.
- Ktoś cię szukał - odparł mężczyzna. - Twierdzi, że ma informacje o Nightmarze.
(Est?)

Od Est cd. Somniatisa

Dziewczyna pokiwała jedynie głową, całkowicie zgadzając się z wypowiedzią chłopaka. Wzięła kolejny kęs po czym odłożyła sztućce. Nie była głodna, czuła się bardzo źle. Jej serce biło niemiłosiernie szybko, nie potrafiła trzeźwo myśleć. Skąd te uczucie? Nie wiedziała. Wstała z krzesła i ruszyła po ubrania do pokoju, po czym zamknęła się w łazience i przebrała w swoje poniszczone rzeczy. Wróciła do Somiatisa i uśmiechnęła się delikatnie.
- W takim razie wyruszam jak najszybciej. Będę przemieszać się kanałami dla bezpieczeństwa, więc powinieneś szybciej znaleźć się tam swoimi drogami... Ja najwyżej się trochę spóźnię. - Powiedziała spokojnie, patrząc wprost na niego. Jej serce galopowało jak szalone. 'Jest tak głośno, że pewnie je słyszy... na pewno słyszy.' pomyślała czerwieniąc się lekko.
- Czemu chcesz się rozdzielać? Jaki to ma sens? - Chłopak zaczął ją wypytywać, na co ta westchnęła.
- Jeżeli będziemy podróżować osobno, jest mniejsza szansa, że nas złapią. Nie chcę by odkryli twoją tożsamość. - Odpowiedziała cicho.
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię samej. - Jego miękki, delikatny, męski głos wywoływał u Est dreszcze. Czuła jak jej twarz przybiera kolor buraka. - Idę z tobą. 
- N-no d-dobrze... - Wykrztusiła z siebie. Nie mogła się na niczym skupić, więc nie mogła także z nim dyskutować. - B-bądź tylko u-uważny... S-s-s... - białowłosa zacięła się, próbując wypowiadać jego imię. Ten zaczął się jej przyglądać, jednak ta szybko odwróciła się. - M-może już r-ruszajmy!!
(Somniatis? >3)

12 stycznia 2017

Od Panicza cd. Tyks

  Dziewczyna weszła wreszcie do pokoju. Gdybym jej nie popchnął pewnie stałaby tak, wpatrując się w niego jak głupi w ser... czy jak to było to przysłowie.
- Siadaj - rozkazałem, wskazując jej staroświecki fotel, samemu kierując się do równie staroświeckiej kanapy. Spojrzałem w kierunku ciemnowłosej i idąc za jej spojrzeniem powiodłem wzrokiem po pokoju. Wyglądał bardzo klasycznie, owszem. Jednak to przecież nie powód, by zamierać w bezruchu. Może i był pełen staroświeckich, ciężkich i wymyślnie rzeźbionych mebli, z których każdy nadawałby się do muzeum. Może i tkane, ciemne zasłony szczelnie zakrywały porę dnia panującą na zewnątrz, mówiąc o wiecznej nocy panującej w pokoju. Może i ciemna, podłużna trumna, wyłożona w środku czerwonym suknem wyglądała niczym wyjęta z horroru o hrabim Drakuli. Niemniej to wcale nie było aż tak zaskakujące. 
- Nigdy nie widziałaś pokoju freaka, który w wolnym czasie zajmuje się torturowaniem ludzi? - spytałem drwiąco. - Może napijesz się Herbaty? Prawdopodobieństwo, że będzie zatruta to przecież tylko sto procent.
  Jakby w odpowiedzi na te słowa w pomieszczeniu bezszelestnie pojawił się lokaj i położył na rzeźbionym stoliku tacę z chińskim imbryczkiem i dwoma filiżankami.
- Pierdol się - mruknęła, rzucając pokojowi jeszcze jedno spojrzenie, mające chyba pokazywać, jak bardzo nie obchodzi jej wystrój. - Czego ty w ogóle ode mnie chcesz, co?
- Napij się Herbaty - rozkazałem, podnosząc już ze stoickim spokojem filiżankę do ust. Wpatrywał em się nieruchomo w dziewczynę. W jej krótkie, czarne włosy i lśniące błękitem oczy. Budziły we mnie jednocześnie wstręt i jakiś dziwny pociąg. - W końcu nie co dzień spotyka się kogoś z tak nietypową urodą - mruknąłem do siebie.
(Tyks?)

4 stycznia 2017

Od Tyksony c.d Panicz


  Och, jakże wielkie było to upokorzenie! Ja - Tyksona Jackson, poddała się i nawet nie zamierza walczyć z jedenastoletnim sukinsynem. Albo inaczej, nie zamierza walczyć z jego chorymi przydupasami. Życie było teraz niezwykle okrutne. Tak bardzo teraz zachciało mi się odnaleźć naszą szanowną alphę i, za przeproszeniem jej świętej siostry Mixi, przypieprzyć jej w ryj i naskarżyć się na to, że siedzi tylko na dupsku niczym książę, a nam każe odwalać brudną robotę. Też mi wielki pan i władca! W dodatku w WKNie dziwnie przycichło. Zdecydowanie nie w stylu wilków.
 Nie zamierzałam dyskutować z tym ludzkim pomiotem. Zdecydowałam się pójść z nim na górę i zrobić dokładnie to, co mi rozkaże. W razie konieczności zabiję go szybko i w miarę bezboleśnie.  Chcąc nie chcąc dzieciaki pod pewnym względem trzeba szanować i dawać im fory. Już widzę te nagłówki w gazetach "wielka Tyksona zabiła jakiegoś dzieciaka". Najbardziej byłoby mi żal rodziców szczenięcia...chociaż nie. Tańczyłabym na ich grobach, gdybym tylko mogła.
 Jedno musiałam przyznać - dom był naprawdę imponujący. Wielki i piękny, trochę wyglądał jak z renesansu. Moim skromnym zdaniem.

 Dosyć długo wchodziliśmy po tych schodach. Kiedy wreszcie stanęliśmy na piętrze (nie liczyłam którym), Panicz spojrzał na drzwi do jakiegoś pokoju, jakby chciał, aby ktoś mu te drzwi otworzył. Potem spojrzał na mnie. Prychnęłam głośno i otworzyłam.
 Szczerze nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę mam się spodziewać. Pokoju pełnego zabawek, na podłodze ciuchcia, a na biurku różne samolociki?  To, co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Poczułam uderzenie i zdałam sobie sprawę, że stoję centralnie w drzwiach, zasłaniając wejście do pokoju małemu sukinsynowi. 
<Paniczu?>