30 kwietnia 2019

Od Argony i Somniatisa cd. Akiro

    Jej oczy wwiercały się w mężczyznę, powodując u niego nieprzyjemne ciarki na plecach. Somniatis zawsze czuł się niepewnie w jej obecności, gdy znajdowała się w tym stanie. Nie wyglądała tak jak zwykle. Jego prawdziwie widzące oko pokazywało mu istotę znacznie szkaradniejszą i bardziej... pustą. Jakby w miejscu kobiety pojawiał się demon, którego obecność normalnie była blokowana przez moc jej samej.
- Somniatisie - powiedziała powoli, jakby ważąc swoje słowa - jeśli próbujesz mnie...
- Argono. - Czarnowłosy przerwał jej stanowczo. - Powinnaś już wiedzieć, że brzydzę się kłamstwem. Nigdy bym tego nie zrobił.
  Zapadła cisza. Czarnowłosy opanował odruch przygryzienia wargi. Mogłaby to uznać za objaw złych intencji.
- Wiem. - Dziewczyna westchnęła, a mrok w pomieszczeni zafalował i nieprzenikniona dotąd ciemność odeszła, odsłaniając drewniany pokład ładowni kutra rybackiego. Argona odwróciła się tak, że teraz stała bokiem zarówno do Akiro, jak i Somniatisa. Zwróciła się z kolei do swojego więźnia: - Dlaczego nie chciałeś powiedzieć mi tego od razu?
- I tak uznałabyś, że kłamię - zauważył chłopak. A Alpha w duchu przytaknęła jego słowom, nie dając jednak po sobie nic poznać.
- Skoro wiesz co chciałaś, uwolnij go - poprosił łagodnie czarnowłosy. - Argono, nie możemy walczyć ze sobą teraz, gdy jest nas tak mało.
- Somniatisie Tenebris. - Czerwone oczy zwróciły się ponownie na mężczyznę. - Właśnie dlatego, że jest nas tak mało nie mogę pozwolić, by członkowie Watahy działali na szkodę naszej społeczności.
- Akiro nie działał na naszą szkodę - zaprotestował Somniatis. - Upadek Wieży miał też pozytywne konsekwencje.
- Jak na przykład? - Dziewczyna założyła ręce na piersi, a mężczyzna zająknął się. Rzucił przelotne spojrzenie na więźnia. Była w nim troska i zdenerwowanie.
- Leniniewski mógł zniknąć. Widocznie... tego potrzebował.
- Zniknął kosztem nas wszystkich. Nie wydaje mi się to żadnym pozytywem.
- Rozmawiałem z nim Argono - upierał się Atis, chwytając się tego argumentu, jak tonący brzytwy. - Sądzę... że gdyby nie odszedł w końcu stałoby się coś strasznego. Akiro działał dla dobra nas wszystkich. Wziął ten ciężar tylko na siebie, nie chcąc narażać innych członków Watahy. Sam wyruszył, by wspomóc naszego sojusznika. Argono, zamieszanie przy Wieży... być może wcale nie było czymś tak złym? Może my też potrzebowaliśmy tego?
- Zaczynasz mówić od rzeczy. - Alpha skrzywiła się, po czym westchnęła. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej nóż. Trzymając go w dłoni odwróciła się do Akiro. Somniatisowi zastygła krew w żyłach. Jak sparaliżowany obserwował kobietę, unoszącą dłoń. Coś w jego umyśle zaskoczyło i niemal bez udziału mózgu jego ciało ruszyło do przodu.
  Jednak nie był tak wolny jak lecące ostrze... które wbiło się w deski, koło kolan Akiro.
- Zmień jego więzy na jakieś kajdanki. - Argona zwróciła się do Somniatisa beznamiętnym, zimnym tonem, patrząc jednak nie na niego, a na klęczącego Akiro. - Możesz też tu zostać, jeśli chcesz.  Możesz też w każdej chwili wyjść, jeśli tak zadecydujesz. Jednak do dnia sądu Akiro nie ma prawa opuścić tego pomieszczenia pod groźbą śmierci. Zrozumiałeś?
- Tak Alpho. - W głosie czarnowłosego była pewna gorycz. Sposób, w jaki postępowała kobieta zaczynał go coraz bardziej przerażać. Zmieniła się i coś w tej zmianie mroziło mu krew w żyłach. Minęła go powoli. jej włosy lekko falowały na wietrze. Wyszła, przymykając za sobą drzwi.
  Cichy dźwięk zamka był dla Atisa jak hasło. Szybko podszedł do przyjaciela i nożem zostawionym przez dziewczynę przeciął jego więzy. Puściły zadziwiająco szybko, jak na coś, co pozostawiło tyle ran na ciele.
- Akiro, przepraszam. - Zegarmist ostrożnie wziął się do opatrywania zadrapań wytworzonymi naprędce bandażami, starając się nie patrzeć chłopakowi w twarz. - Przepraszam, że tyle mi to zajęło i że nie byłem w stanie ci pomóc. Przepraszam, że tak zareagowałem, gdy mi powiedziałeś. Czasem... czasem nie wiem, co powinienem myśleć. Nie chciałem cię zranić. A tym bardziej nie chciałem, by do tego doszło. Czy mi wybaczysz?
(Akiro?)

Od Akiro cd. Somnatisa i Argony

    Akiro nie zdążył odwrócić wzroku od spojrzenia kobiety. Przeszywający ból przeszył całe jego ciało w mgnieniu sekundy. Ciemnowłosy zagryzł dolną wargę. Zaczęło brakować mu tchu, a towarzyszącego uczucia nie potrafił opisać żądnymi znanymi mu słowami, chociaż łacina podwórkowa opisuje wszystko. Nieprawdaż? - Argona traciła cierpliwość, gdyby nie to, że nie ma innej osoby, która miała kontakt z ową istotą, która wpadła na iście genialny plan wysadzenia Wieży. Na morzu Somnatis i Mewa popijali napoje, którymi Mewa poczęstowała swojego gościa, jeśli można tak nazwać chłopaka. Po paru chwilach im oczom ukazał się statek, złapali z nim kontakt. Wyrównali do niego, a załoga zrzuciła drabinkę, by zegarmistrz mógł dostać się na pokład. Czarnowłosy chwycił drabinę w obie ręce i bez gracji, wspinał się ku górze. Gdy tylko postawił swoją nogę, rozpoznał paru członków watahy i sojuszniczych im ludzi.
- Gdzie jest Argona? - Zapytał, spoglądając po wszystkich w pobliżu. Wtedy do niego podszedł dzieciak w wieku piętnastu lat.
- Pokaże ci. - Powiedział dzieciak o czarnym kolorze włosów i czekoladowej karnacji. po czym gestem wskazał by zanim poszedł. Kierując się w odpowiednie miejsce. Zeszli pod podkład, szli korytarzem i schodami w dół, aż stanęli przed ostatnim zakrętem. Wtedy Chocolate się zatrzymał i powiedział.
- Pójdziesz prosto i wejdziesz w ostatnie drzwi, po lewej. Ja dalej nie mogę wejść. - powiedział i zostawił Zegarmistrza samemu sobie. Somnatis spojrzał na korytarz, nerwowo przełkną ślinę i ruszył do przodu. Droga wydawała się mu dłużyć. Lecz po "długim" czasie wreszcie zatrzymał się przed czarnymi metalowymi drzwiami, z których dochodził cichy krzyk i pisk z bólu. Czarnowłosy długo zastanawiał się czy ma otworzyć drzwi, ale przecież po to tu przyjechał. Przyjechał, bo chciał wesprzeć przyjaciela, a teraz gdy dzielą go tylko te drzwi miał stchórzyć. Mężczyzna wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę, popychając je do środka. Czarnowłosy powolnym krokiem wszedł do pomieszczenia i od razu zauważył Argone, która stała nad zwijającym się z bólu Akiro. Somnatis stanął jak w murowany widząc w jakim stanie jest chłopak i ile krwi jest do o koła. Czarnowłosa odwróciła się do Zegarmistrza, przerywając na chwile męki chłopaka.
- Tenberis co ty tutaj robisz? - chłopak ocknął się po wypowiedzi, czarnowłosej i gdy ta zasłoniła mu widok.
- Czemu w taki sposób?
- Bo nie chce mówić.- warknęła, wracaj wzrokiem przesłuchiwanego osobnika, który odwrócił wzrok od dziewczyny, by nie dać się uchwycić w tą piekielną moc.
- A co chcesz od niego wyciągnąć? - Zapytał Somnatis.
- Nie che powiedzieć na czyje zlecenie wysadzili Wieżę. - Somnatis podszedł do Akiego i spojrzał na niego wymownie. Niższy chłopak nie wierzył, że Zegarmistrz, przyszedł tutaj. Chłopak szybko zorientował się o co chodzi chłopakowi. Akiro opuścił wzrok, przez co Som wiedział, że chodziło o Władysława Leniniewski. Argona podeszła do nich i skupiła wzroku na swojej ofierze.
- Więc jak, będziesz gadał? - jednak chłopak nie miał zamiaru odpowiadać, wtedy dziewczyna wróciła do swojego zadania. Som się skrzywił na cały ten widok.
- Przestań! Ja chyba wiem o kogo mu chodzi. - Alfa od razu zaprzestała zabawy i zwróciła się do Somnatisa.
- Na co czekasz? Gadaj! - warknęła, zbliżając się do czarnowłosego, który zaczął powoli się cofać.
- Zostaw go! - wydusił z siebie, powoli ruszając w ich stronę, naciągając tym samym nici, które miał zaplecione w kolo jego ciała. - Powiem, na czyje polecenie to wykonałem.
- Słucham.
- Władysława Leniniewskiego.
-  Kłamiesz!
- On mówi prawdę. - powiedział Somnatis. - Sam z nim rozmawiałem. - Argo spojrzała zaskoczona na Somnatisa.
(Somniatis? I co dalej)

21 kwietnia 2019

Od Est cd. Somniatis

 
 



   
(Somniatis?)

Od Lorema cd. Tiffany

    Dla większości ludzi każdy kanał wygląda dokładnie tak samo. Nawet cuchnie dokładnie tak samo. Nic bardziej mylnego. Subtelne różnice w nachyleniu, poziomi ścieków, ilości mchu czy pęknięć oraz zapach... Po tylu latach Lorem był w stanie rozróżnić całą gamę charakterystycznych smrodów. Były częścią magii tego miejsca.
  Szli w milczeniu. Spokojna atmosfera podziemia powoli łagodziła ból, jaki sprawiła czarnowłosemu dziewczynka. Jej emocje nieco przygasły, pozostawiając po sobie cień, który drażnił zmysły Impsuma na samych ich krańcach. Jej uczucia były tak znajome i tak niepokojące. Mężczyzna zaczął się zastanawiać czy aby na pewno postąpił słusznie. Rzucił ukradkowe spojrzenie człapiącej za nim dziewczynie. Na jej twarzy wciąż było widać czerwony ślad po uderzeniu, oczy wydawały się mokre. Ponadto drżała z zimna. Jasnowłosy odwrócił wzrok i potarł lekko płaszcz, który miał na sobie. Może powinien był wcześniej o tym pomyśleć?
  Zatrzymał się nieco gwałtownie tak, że Tiffany prawie na niego wpadła. Przez chwilę wyglądał, jakby czegoś nasłuchiwał lub wypatrywał, po czym zsunął powoli z ramion płaszcz i podał dziewczynce, nie patrząc nawet w jej stronę. Poczuł, jak ciężki materiał opiera się na jej dłoniach, więc puścił i ruszył w dalszą drogę, nie sprawdzając nawet, czy mała idzie za nim. Byli już blisko. Bardzo blisko. Ledwie kilkanaście metrów od załomu korytarza, w którym rura kierowała się na prawo oraz w dół, tworząc z tego miejsca niebezpieczny Trójkąt z Okiem, jak nazywali to niektórzy artyści.
  Lorem schylił się i z załomu w dziurze wyciągnął niewielki dzwoneczek. Trzymał go ostrożnie za delikatne serce, gdy wstawał. Odwrócił się do dziewczynki. Właśnie zdążyła doczłapać do niego i zatrzymać się w bezpiecznej odległości. Jej ramiona okryte były płaszczem. Wyciągnął do niej dzwoneczek na otwartej dłoni.
- Smutek - powiedział. - Zagraj smutek.
  Po tych słowach wpatrzył się wyczekująco w dziewczynkę. Sam nigdy nie radził sobie dobrze z tym wyzwaniem. Po pierwsze nie miał słuchu muzycznego, a po drugie nie do końca potrafił wyobrazić sobie, jak dzwoneczek ma oddawać smutek. Było to dla niego dość abstrakcyjne i bezsensu i zawsze gdy się nad tym zastanawiał przed wejściem do siedziby Tycjanu przywoływał z pamięci dźwięk, który dawno temu pokazał mu Patos, gdy pierwszy raz wchodził do tej kryjówki.
- Jak mam zagrać smutek na dzwoneczku? - Tiffany oglądała niewielki "instrument" ze wszystkich stron. Lorem wzruszył ramionami. 
(Tiffany? Wybacz proporcje opis-akcja, ale tak wyszło no xd Masz dzwoneczek, wykaż się zdolnościami artystycznymi)

15 kwietnia 2019

Od Tiffany C.D Lorem

    Była już naprawdę spokojna. Wręcz dziwnie spokojna. Spojrzała tylko na Lorema. Asperger tej sprawy nie ułatwiał. Kiedy odwrócił głowę, ta od razu spuściła oczy i skupiła się nie na wzroku siwowłosego, ale na jego niezbyt czystych butach. Punkt zaczepienia. Szkoda, że nie znalazła go na twarzy mężczyzny.
    - Przepraszam. - szepnęła tylko, drżąc z nerwów. Czyżby dopiero co się uspokoiło, a już ma mieć kolejny atak? Nie, tym razem się nie da. - Nie chciałam pana doprowadzić do takiego stanu. I nie chciałam być niemiła. Dziękuję za pomoc w odszukaniu mojego opiekuna.
    Milczał. [...]

    Dotykała intensywnie swojego policzka w nadziei, że ból zaraz minie. Bała się. Nie lubiła przemocy fizycznej stosowanej wobec niej samej. Nadal się bała, a on nadal milczał. Teraz była bardzo grzeczna, wręcz nie do poznania. coś krzyczało, żeby uciekała od niego jak najdalej. A z oczu wciąż wypływały łzy. Wybuchy emocji dawały mu aż tak się we znaki? Rozumiała, że różni ludzie traktowali naprawdę dziewczynkę w różnoraki sposób, ale...
    Musiała być więc ostrożniejsza. Nigdy nie wiadomo, gdzie zawlecze ją, na pozór miły, spokojny Lorem Impsum. Brzuch ją rozbolał i sama już nie wiedziała z jakiego to powodu. Zdenerwowanie? Emocje uciekły nie tędy?
     Zeszli już do podziemia. Śmierdziało. Chciało jej się wymiotować i to nie przez brzuch, ale przez okropny zapach. Miała ochotę wybiec na powierzchnię, ale to tylko pogorszyłoby sytuację. Było zimno. Bardzo zimno. A przy sobie - ani dodatkowej kurtki, ani futra. Szkoda, bo w takiej chwili najbardziej by uradowały ją kawałek sierści. Wtuliłaby się w białą, miękką sierść, albo przynajmniej zawinęła kocyk. Ale nie narzekała. Jak robot, o obojętnym spojrzeniu i znikomym, niekontrolowanym uśmiechu, kroczyła za dorosłym, który miał ją, przynajmniej z tego co wywnioskowała, zabrać do Somniatisa. Tęskniła za nim. 
(Lorem?)

14 kwietnia 2019

Od Argony i Somniatisa cd. Akiro

    Mężczyzna przystanął zdyszany na kei. Z trudem łapiąc oddech zwrócił się do Mewy, a jego dłonie zaczęły żywo gestykulować w rytm słów.
- Muszę złapać Argonę z Akiro, bo ona chce go sądzić, ale on jest moim przyjacielem i muszę być przy nim w tej sytuacji i dlatego chcę ich dogonić i  muszę to zrobić teraz, a pewnie uciekli morzem, bo niebezpiecznie jest gdzie indziej, a tu nie ma za bardzo odpowiednich miejsc i... - Somniatisowi ledwie udawało się składać ze sobą słowa tak, by były zrozumiałe dla rozmówcy. Przerwał mu z uśmiechem czując, że i tak nie dowie się zbyt wiele od Zegarmistrza.
- Wskakuj.
  Atisowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Przeskoczył prze burtę i znalazł się na niewielkim kutrze. Jego towarzysz też zaraz odmotał cumę i rzucił ją zaskoczonemu mężczyźnie, po czym poszedł włączyć silnik. Chwilę później płynęli powoli po wodach przybrzeżnych wyspy.
- A teraz weź głęboki oddech. Dokąd popłynęli? - zapytał Mewa, przechodząc od razu do konkretów. Somniatis zakłopotał się. Był pewien, że płyną, jednak nie był pewien którędy. Opcji było wiele, jednak w tej sytuacji najpewniej...
- Wydaje mi się, że ruszyli w dół rzeki Styks. Argona dużo ostatnio mówiła o równości. Sądzę, że będzie chciała zasięgnąć opinii członków Watahy co należy zrobić z Akiro. Być może... - czarnowłosy zawahała się - chce zorganizować sąd.
- To by nie było głupie - Mewa pokiwał głową. - Jeśli dobrze połączyłem wątki, chodzi o upadek Wieży, tak?
  Somniatis pokiwał głową. Chłopak pokiwał głową i skręcił lekko ster, a Salamandra zaczęła powoli zmieniać kurs.
- Co robisz? - Czarnowłosy zaniepokoił się, jednak Mewa uspokoił go gestem.
- Jeśli o to chodzi, Argona będzie chciała postawić Akiro przed sądem Pectisu. W końcu są od tego specjalistami. No i Leniniewski był ich przywódcą. Jeśli dostaną winnego katastrofy nie powinni gniewać się dłużej na Watahę.
  Słowa chłopaka wydały się Zegarmistrzowi wielce prawdopodobne, aż zaczął się zastanawiać, skąd ten niepozorny dzieciak tak dużo wie. Zawsze uważał, że Mewa jest tylko żeglarzem, którego nie interesują sprawy nie związane z przypływami i odpływami, z prądami oraz połowami. A zaskakująco dobrze orientował się w sytuacji.
- Może się czegoś napijesz - z niewielkiego barku, tuż pod kołem sterowym, Mewa wyciągnął butelkę rumu. Somniatis spojrzał na niego z zaskoczeniem i przyganą.
- Dni na morzu potrafią być bardzo długie, trzeba sobie jakoś umilać czas - chłopak uśmiechnął się promiennie.

[...]Alpha przycisnęła jego twarz mocniej do podłoża, jednak chłopak nie odpowiadał. Zmrużyła oczy i cofnęła się, zakładając dłonie na pierś. W ten sposób nic z niego nie wydusi, nie mogło być o tym mowy. Przyklękła przed próbującym zebrać się z ziemi Akiro i uniosła jego głowę na wysokość swojej głowy. Jej oczy rozjarzyły się na złoto, a twarz chłopaka zaczęła stopniowo zmieniać swój wyraz, coraz bardziej blednąc.
- Jeszcze raz zapytam - głos Argony był ledwie słyszalny, jednak w zalegającej ciszy był doskonale zrozumiały - Kto. Ci. To. Zlecił.
  Lodowate spojrzenie kobiety wbiło się w chłopaka z jeszcze większą mocą, aż ten zaczął zwijać się z bólu, choć fizycznie nie było mu zadawane żadne cierpienie. 
(Akiro? Jeszcze chwilę wytrzymaj! Somniatis leci z odsieczą~)

4 kwietnia 2019

Akiro cd. Somnatisa i Argo

    Jasnowłosy czuł coraz bardziej nacierające żyłki, na jego ciało, które zaciskały się coraz mocniej. Zatrzymały się w monecie, gdy czarnowłosa stanęła przednim. Po spojrzeniu w jej oko ujrzał coś niepokojącego, w mgnieniu oka znalazła się przy jego twarzy, a mroczne słowa wypowiedziane do jego ucha lekko go zaskoczyły. Po odsunięciu się Argony, o krok do tyłu, żyłki się poluźniły na tyle, że chłopak opadł na zimną podłogę. Podniósł się powoli na lekko trzęsących się rekach, a krew wydobywająca się ze świeżych ran, powoli spływała po jego ciele.
-Dlaczego? Po co wysadziłeś Wieżę? - do jego uszu dotarły słowa zapytania przywódcy watahy. Chłopak podniósł głowę do góry, by lepiej móc na niej zawiesić swój wzrok. Powoli odchylił się do tyłu, by usiąść. Robił to wolno, nie chciał zostać uznany za zagrożenie, przez czarnowłosą. Nawet przy takim ruchu nicie nacinały jego skórę.
- Czemu pytasz? Skoro odpowiedź i tak cię nie interesuje. - powiedział spokojnym głosem, który został załamany przez wydźwięk cichego bólu. Czarnowłosa przymrużyła oczy, a żyłki z powrotem się zacisnęły na jego ciele, tworząc nowe rany, lub wbijały się w poprzednie, sprawiając jeszcze większy ból. Dodatkowo na jego szyję wstąpiły dwa cienie, w kształcie dłoni i zaczęły zaciskać się na jego szyi, blokując tym samym dopływ tlenu do jego płuc. Minęła chwila, zanim, chłopak z całych sił przyciągnął odruchowo dłonie do miejsca ucisku. Lecz nie był nic w stanie zrobić, bo jak można było, by schwytać cień. Prawda mógł użyć mocy, ale nie chciał używać tej zdolności i tym samym pokazywać swoją kartę.
- Prze...pr...szam - wydusił z siebie ledwo słyszalne słowa, po chwili linki się poluźniły, a cienie ustąpiły. Akiro złapał się za szyję i odkaszlnął parę razy, łapiąc łapczywie powietrze. Sam nie wie jak, ale wylądował na plecach, większość ubrania zwisała z niego niczym siatka na ziemniaki.
- Więc?! - Wypowiedziała ciężkim tonem i prześwietlającym wzrokiem ciało chłopaka. Fox podniósł wzrok na czarnowłosą, podnosząc się do siadu.
- Z powodu rozkazu przełożonego. - Oko Argony na chwilę się rozszerzyło i wróciło do stałego rozmiaru.
- Nie kłam! - Wysyczała wściekła przez zęby, po czym chwyciła go dominująca ręką w okolicy tchawicy i zaczęła ją powoli ściskać. Krew wydobywająca się z ran znajdujących się na jego szyi, spływała powoli na rękawiczkę dziewczyny, tym samym brudząc ją, jego krwią. Jasnowłosy zacisnął oczy z powodu bólu, po chwili uchylił jedno i przyglądał się dziewczynie. Gdy chciał je zbić, żyłki ponownie zacisnęły się na jego ciele.
- Naprawdę sądzisz, że okłamałbym cię w tej sytuacji? - Zadał pytanie, z wielkim trudem znajdując na nie tlen i ujście z płuc. Argona chwycił swój pistolet typu-54 i uderzyła go w bok twarzy z taką siłą, że wylądował na ziemi, ponieważ w tym samym czasie linki się rozluźniły. Niski chłopak upadł na podłoże niczym kłoda, wypluł krew z jamy ustnej na zimne podłoże, a jego oczy błysły czerwienią, lecz szybko je opanował i wróciły do normalnego koloru.
-Kto ci to zlecił!? -Warknęła, przygniatająca go do ziemi nogą. Zacisnął dłonie w pięść i starał się to wytrzymać ból zadawany przez wściekłą kobietę.
***
W tym samym czasie niewielki biało-czarny waż o gładkich łuskach, wypełzł z kieszeni Somnatisa. Gdy ten dochodził do Mewa, która akurat zajmowała się Salamandrą.
-Somnatis co cię tu sprowadza? -Zapytał i zwrócił uwagę na gada, który zatrzymał się na jego ramieniu. Gad w żaden sposób nie wydawał się zagrażać osobnikowi,na którym się znajdował.
(Argo?)

2 kwietnia 2019

Od Somniatisa i Argony cd. Akiro

    Mężczyzna poczuł, że ucisk na jego klatce piersiowej słabnie i może się poruszać, gdy Alpha wraz z Akiro zniknęli mu z oczu. Był w jeszcze większej emocjonalnej rozsypce, niż przed chwilą. Oparł się o ścianę, opierając dłoń na rozpalonym od emocji czole i parsknął chrapliwym, przerywanym śmiechem. Z jego oczu ciekły niepowstrzymane łzy. Co wtedy myślał? Prawdopodobnie nic. Ocuciła go dopiero zimna bryza znad morza, gdy słońce schowało się za horyzontem. Jego oczy były opuchnięte, a mankiety przemoczone. Zawinął je i wyciągnął chustkę z kieszeni. Przetarł nią twarz. Miał nadzieję, że nikt go nie widział ani nie zobaczy przez najbliższą chwilę. Musiał wyglądać koszmarnie.
  Za to czuł się lepiej. Ostatnio miał ciężki okres. ZUPA, siedząca mu na ogonie, zaginięcie Tiffany,  problemy ze SJEW-em, zawalenie Wieży, przymusowe przesłuchania, wyznanie Akiro, a potem to. Argona potraktowała chłopaka, jakby był nic nie wartym śmieciem, a przecież Somniatis wiedział, że mimo iż zachowanie Akiro czasem wydaje się podejrzane i nie do końca przemyślane, to jednak jest godnym zaufania przyjacielem. W końcu... ostatecznie się przyznał.
  Czarnowłosy odepchnął się od budynku i chwiejnym krokiem, wyczerpanych od stania nóg ruszył do warsztatu. Idąc zastanawiał się, dokąd Alpha mogła zabrać swego jeńca. Mówiła o sądzie, więc pewnie będzie chciał go gdzieś przetrzymać przez jakiś czas. Jednak wszystkie bezpieczne kryjówki długo bezpiecznymi nie pozostawały. Przemieszczać się z nim? Nie, to nie brzmiało jak dobry pomysł. Musiała znaleźć coś... stosunkowo blisko. W końcu w porcie nikt nie jest w stanie kontrolować wszystkiego. Statki przypływają... odpływają. Statki! Somniatis prawie zachłysnął się ze szczęścia. Był przekonany, że Argona wypłynie z chłopakiem na morze. Ten sposób gwarantował mobilność, mogła też zasięgnąć opinii członków Watahy.
  Mężczyzna przyśpieszył. Mewa. Musi złapać Mewę. Na Salamandrze zdołają ją dogonić. Musi być przy Akiro w tej trudnej chwili. Musi go wesprzeć, nie ważne jak głupio postąpił. W końcu byli przyjaciółmi, tak?

[...]Czarnowłosa stanęła nad klęczącym chłopakiem. W mroku tego pomieszczenia jej złote oko lśniło niczym odłamek słońca. W jej postawie było coś dziwnego, coś trudnego do uchwycenia, co jednak nie pasowało do sylwetki Alphy. Pochyliła się i chwyciła podbródek Akiro lewą dłonią, unosząc go do góry. Żyłki mocniej wbiły się w skórę chłopaka, tworząc na niej krwawe pręgi. Trudno było stwierdzić, jaki wyraz miała twarz Argony, jednak klęczący mógłby przysiąc, że się uśmiechała. Jej twarz pochyliła się w kierunku ucha jasnowłosego.
- Już tak dawno chciał cię schwytać - powiedziała nawiedzonym szeptem kobieta, po czym powoli wycofała się, a jej dłoń wycofała się powoli, opuszczając chłopaka na ziemię. Jej oko przybrało swój zwyczajny kolor, a ręce zaplotły się na piersi. - Dlaczego? Po co wysadziłeś Wieżę? - zapytała krótko, zimnym, monotonnym tonem osoby, której odpowiedź wcale nie interesuje.
(Akiro?)