29 marca 2018

Od Akiro cd. Argony

    Argo położyła rękę na klamce i czekała na odpowiedź chłopaka.
- Nie, to wszystko.
Powiedział blondyn, tym samym przywódczyni watahy, nacisnęłam na klamkę, otwierając tym samym drzwi i wychodzą z pomieszczenia. Mimo to, że wyjście, było tuż przed nimi, Akiro postanowił wrócić i wyjść innym korytarzem, żeby nie budzić podejrzeń. Gdy znaleźli się już na powierzchni, Baks spojrzał na Akiro, który miał założony kaptur na głowie.
- Co zrobić, jeśli nas nie przyjmą?
Spytał zaciekawiony chłopak, blondyn spojrzał na niego swoimi czerwonymi oczami, gdy zdjął kaptur, oczy wróciły do normalnego koloru.
- Są jeszcze inne organizacje, do których można dołączyć. A nawet jeśli Nigdzie nas nie będą chcieli, zawsze można zarabiać na informacjach, które interesują każdą grupę i zdobywać przy tym kolejne dane. Oczywiście, jeśli, któraś z grup będzie chciała się nas pozbyć, mamy więcej haków na nich, niż oni na nas. W szczególności, że kończę badania, sam wiesz nad czym.
- Prawda.
Rzekł chłopczyk,
- Chcesz może lody?
Spytał, kierując się do bombonierki, gdy tylko weszli Boni od razu na wprost zobaczyć, jakie są smaki lodów. Gdy nadszedł już czas, Akiro wziął dwie porcje lodów, jedna o smaku bananowym o czekoladowym, drugiego miętowe czekoladowym. Po dłuższym spacerze wrócili do domu, ponieważ blondyn chciał jeszcze popracować, w swoim ukrytym laboratorium, nad którą szczepionką ukryję wilczy gen przed badaniami SJEWu. Minęło parę dni, podczas zabawy Boniegona polu jakiś dzieciak dał mu kartkę i pobawili się w chowanego, by nie budzić podejrzeń, chłopak wrócił do domu i przekazał kartkę Akiro, oczywiście ulica była inna niż zapisana.
(Argo?)

27 marca 2018

Od Argony cd. Akiro

    Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Już od jakiegoś czasu do Argony dochodziły wieści, że ktoś usilnie próbuje skontaktować się w Watahą, jednak aż do niedawna nie wiedziała, kto to konkretnie ma być. Wieść była dość zaskakująca. Akiro. O ile Alpha się orientowała do niedawna ten dzieciak był jednym z najmłodszych członków SJEW-u. Był wilkiem na usługach Leniniewskiego i o przystęp do Watahy zaczął się starać, gdy wiatry się zmieniły. Widocznie nasz mały Silvuś i dla niego nie był łaskawy. Ryuketsu zastanawiała się, co ma jej do powiedzenia. On, który jak dotąd raczej zwalczał wilki, niż im pomagał.
  Akiro przerwał ciszę zauważywszy, że Alpha nie zamierza tego zrobić.
- Pewnie wiesz, czemu tu jestem?
  Odpowiedź była oczywista i oboje zdawali sobie z tego sprawę, jednak temat był na prawdę trudny do podjęcia. Czarnowłosa pokiwała głową i skierowała ich kroki w stronę jednego z tylnych wyjść. To miejsce dobre było na spotkanie. Wiele wilków wpadało tu raz na jakiś czas, jednak od niedawna powstała nieoficjalna pierwsza zasada przetrwania: "Nie spotykaj się z innymi wilkami" zmuszała wszystkich do krótkiej wymiany informacji i szybkiej zmiany miejsca pobytu. Na prawdę robiło się niewesoło w tym przeklętym państwie.
- Więc?
- Poddam tą kwestię głosowaniu - mruknęła Alpha niechętnie. - Osobiście nie ufam ci za grosz i wolałabym cię mieć daleko od moich pleców, gdy zawieje cieplejszy wiaterek. Z drugiej strony każda para łap może okazać się pomocna.
- Głosowaniu? To nie Alpha decyduje o takich sprawach? - zauważył Akiro i widać było, że demokracja w wilczej watasze wydaje mu się raczej czymś niecodziennym.
- Jeśli wolisz tyranię, wyjdź. - Argona wzruszyła ramionami. Właśnie stanęli przed drzwiami, za którymi tętniło miejskie życie. - Swoją drogą nie wyjaśniłeś mi jeszcze, kim jest ten małolat.
  Dzieciak stał za swoim opiekunem i nieufnie spoglądał na Alphę. Zapewne ponura postać czarnowłosej nie wywoływała w nim pozytywnych odczuć. A zresztą, w kim wywoływała?
- Nie jest człowiekiem, jeśli o to ci chodzi - odparł Akiro.
- Ale nie jest też wilkiem? - chciała wiedzieć czarnowłosa, a gdy chłopak pokręcił głową uśmiechnęła się nieco ironicznie. - Przygarnąłeś magiczną bestię, no proszę. Nie sądziłam, że jeszcze jakieś szlajają się po ulicach miasta.
- Kiedy będziesz wiedzieć, czy zostanę przyjęty? - zapytał rzeczowo. - Jeśli mnie nie chcecie, ja mam gdzie pójść.
  Czarnowłosa spojrzała mu prosto w oczy. Czyżby? - zdawała się mówić, jednak na głos powiedziała tylko:
- Za parę dni. Do soboty prawie na pewno. Myślę, że to dobry termin na ponowne spotkanie. Jakoś podrzucę ci adres. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
  Alpha położyła dłoń na klamce. Czekała.
(Akiro?)

24 marca 2018

Od Akiro do Argony

  Akiro podniósł się z łóżka i spojrzał, na jedzącego śniadanie Boniego, po czym skierował swoje kroki ku kuchni, by samemu sobie przyrządzić śniadanie. Gdy zjadł śniadanie, przebrał się, z piżamy i ubrał ciuchy, podniósł żaluzje, które zasłaniały widok na zewnętrzny świat, dzięki czemu do środka pomieszczenia wpadły jasne światło i rozjaśniło bardziej pokój. Boni zgasił światło, by nie zjadało prądu, ubrał bluzę, bo było mu zimno. Akiro, spojrzał do swojego notesu, gdzie miał zapisane wszystkie miejsca do podziemi, które znał lub przypadkowo ja odkrył. Czarnowłosy spojrzał na zegarek i zauważył, że była godzina 12:15, po czym włożył buty i kazał Boniemu też się zbierać, chłopak szybko podbiegł do wyjścia i włożył buty, kurtkę i szalik, po czym razem wyszli z mieszkania. Akiro zamknął drzwi, po czym ruszyli w dół schodami. Gdy wyszli z budynku, okazało się, że nie było, by tak zimno, gdyby nie wiał zimny wiatr. Starszy mężczyzna kazał się pilnować małemu, żeby się znowu nie zgubił i nie musiał tracić czasu na jego szukanie, ten skinął głową i trzyma się blisko czarnowłosego. Po drodze wstąpili do sklepu, żeby kupić trochę picie i jedzenie, żeby Boni po tym nie narzekał, że jest głodny. Następnie się kierowali ku pociągowi, by pojechać na umówiony teren. Mieli farta, bo akurat za pięć minut miał odjeżdżać ich pociąg, więc postanowili kupić bilety w środku, gdy weszli do pociągu, Akiro spotkał swojego znajomego, który na dodatek dał im upust na bilety. Czarnowłosy rozmawiał ze swoim znajomym, który też już dawno zrezygnował z poprzedniej pracy i zatrudnił się w BKB. Szybko dotarli w okolicy umówionego terenu, gdy wysiedli Boni wyciągnął ze swojego plecaczka butelkę z wodą i się napił, Akiro spojrzał na nazwę ulicy i później na swoją narysowano mapkę i ustalił dalszych tor i w podróży po niecałej godzinie dotarli do miejsca spotkania, które był umieszczony pomiędzy wielkimi wieżowcami, w zaułku, na której końcu, był mur namalowanym graffiti, Akiro szybko znalazł tajne przejście i wpuścił Boniego pierwszego, żeby przed zamknięciem upewniając się, że nikt ich nie widział. Przeszli różnymi korytarzami, do głównego korytarza, gdzie odbywały się handel, uznawany inaczej trochę za czarny rynek, można było tu znaleźć wszystko, od broni po nasiona kwiatów, chłopcy skierowali się w kierunku jednego ze straganów, który miał narysowaną czterolistną koniczynę z księżycem. Akiro pokazał sprzedawcy kartkę, po czym ten wpuścił go do ukrytego, zanim przejścia, po przejściu ciasnym korytarzem dotarli do innego większego korytarza, gdzie spotkali innych ludzi, którzy okazali się potem poszukiwanymi wilkami, że poprzednio zamieszkałej w tych terenach watahy. Akiro instynktownie podszedł do Argo, z którą poszli trochę dalej i zaczęli rozmowę, chłopak był ciekawy czy przywódca pozwoli mu dołączyć do jego sekty.
(Argo?)

11 marca 2018

Od Camille cd. Calii

Calia po raz kolejny przemierzyła pokój szybkim krokiem.
 - Nie mogłabyś po prostu siąść na szanownych czterech literach? - zapytałam lekko zirytowana.
- Nie, nie mogłabym. Tak lepiej mi się myśli.
- Tak lepiej ci się co? - przyłożyłam dłoń do ucha, udając że nie dosłyszałam. Ace zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem.
- Jak jesteś taka mądra, to ty coś wymyśl. - prychnęłam.
- Ale ja naprawdę nie wiem od czego mogłybyśmy zacząć!
- No to się nie odzywaj.
- Znaczy się... Cała twoja rodzina nie żyje, tak?
- Tak.
- Nikt?
- Z tego co wiem.
- Wiesz może w którym szpitalu się urodziłaś?
- Wiem. Ale to w Londynie, więc nie sądzę, byśmy miały i czas, i ochotę się tam wybierać.
- Może być to konieczne, wiesz?
- Wiem, Camille, nie jestem głupia. Ale uważam, że na początku musimy spróbować to załatwić jakoś inaczej.
- Tylko jak?
- No nie wiem... Znasz może jakąś wiedźmę? - zażartowała Calia.
- Tylko Silverlake'a. I to mi wystarczy. Ale on nie specjalizuje się w więziach rodzinnych. No nie wiem... Chociaż w sumie.... Chyba mam pomysł - uśmiechnęłam się szeroko, czując jak mój genialny plan zaczyna się kształtować.
(Cal? Jaki ten plan? XD)

4 marca 2018

Od Lorema cd. Camille

  Opuszczony budynek był ciemny i ponury. Panująca w nim atmosfera przyprawiała mężczyznę o ciarki na plecach, mimo że przecież nieraz bywał w znacznie bardziej niebezpiecznych miejscach. Mężczyzna nie wierzył w duchy jako-takie. Za to pamiętał duchy zjawisk, z którymi zwykł się przyjaźnić. Wizja ducha mroku wydała mu się nagle bardzo bliska i prawdopodobna.
  Panele cicho skrzypiały pod jego stopami, mimo że stąpał powoli, z najwyższą uwagą wybierając miejsca ustawienia stóp. Otworzył pierwsze z brzegu drzwi, by odkryć dużych rozmiarów jadalnie z znakomicie zachowanym stołem na środku i wieloma niskimi krzesłami. Jakby przeznaczonymi dla dzieci - pomyślał, wchodząc głębiej i rozglądając się po częściowo odartych z tapety ścianach. Na jednej z nich obraz surowo wyglądającej kobiety zwrócił jego szczególną uwagę. Jest ten specyficzny typ obrazu... obrazu, który nie spuszcza z ciebie wzroku, nieważne, gdzie byś nie poszedł. Ten właśnie taki był. Lorem podszedł bliżej, by lepiej przyjrzeć się kobiecie. Nie był wybitnym znawcą sztuki, jednak malunek wydawał się być wykonany na prawdę dobrze i z dużą dokładnością oddawał wszystkie detale. Miał też w sobie coś... drapieżnego. Jakby postać cały czas oceniała patrzącego i potępiała jego złe uczynki.
  Mężczyzna oderwał się od obrazu i obrócił plecami do kobiety. Po co Camille miałaby przychodzić w takie miejsce? Nie był zbyt dobry w takich spekulacjach, zrezygnował więc z bezczynnego zamyślenia i ruszył na dalsze zwiedzanie.
  Kolejne dwa pomieszczenia, do których próbował się dostać, były zamknięte. Dopiero w trzecim drzwi odskoczyły gładko, ukazując zaniedbaną łazienkę, przystosowaną dla dużej grupy korzystających. Niczym w supermarkecie. Natrafił jeszcze na kuchnię, brudną i zniszczoną, jakby ktoś ukradł z niej wszytki wartościowe sprzęty, a potem zniszczył to, czego ukraść nie mógł.
  Na kolejnym piętrze Lorem natrafił na sypialnie. Gdy stanął w progu usłyszał, że drzwi na parterze otwierają się z cichym skrzypnięciem. Drgnął lekko, jednak nie poruszył się z miejsca. Podłoga była jak pole minowe. Nasłuchiwał. Kroki nieznajomego rozległy się cichym skrzypieniem. Mężczyzna ruszył powoli, maskując swoje ruchy za ruchami tamtego. Skierował się do najbliższego posłania i bardzo ostrożnie wsunął pod nie. Przy czym musiał podkulić nogi, inaczej nie zmieściłby się pod krótkim łóżkiem. Ostrożnie wyjął z kieszonki długopis. Powoli się uspokajał. Mroczna atmosfera domu stała się nieco mniej przytłaczająca, gdy jasnowłosy mógł skupić swoje zmysły na namacalnym przeciwniku. Nie myślał, co zamierza zrobić. Wiedział tylko, że nie może dać się zabić, póki nie odnajdzie Camille.
(Camille? Awww, wreszcie odpisałaś <3 Nawet nie wiesz, jak bardzo znudzona jestem brakiem odpisów na wszystkich frontach ;_; Nigdy w życiu nie sądziłam, że to się wydarzy... a jednak.)

3 marca 2018

Od Camille cd. Lorema

 Kiedy sobowtór Lorema zniknął z moich oczu, odetchnęłam głęboko. Choć na chwilę moje ciało opuściło napięcie i nie musiałam się zastanawiać czy znów nie postanowi mnie zabić. Postanowiłam, że muszę jak najszybciej wyruszyć w poszukiwaniu prawdziwego Lorema. Gdy tylko dotarłam do pokoju wzięłam do ręki plecak i spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięłam broń i naładowałam ją. Nie wiedziałam, co może się wydarzyć, ale chciałam przygotować się na każdą okoliczność. Na wszelki wypadek zostawiłam kartkę, że wszystko ze mną w porządku i że wrócę wieczorem. Że przypomniałam sobie o czymś do załatwienia. Miałam nadzieję, że dzięki temu zyskam choć trochę czasu, jeśli sobowtór wróci. Gdy niemalże w popłochu opuszczałam pokój potknęłam się o jeden ze stolików i padłam jak długa na ziemię. Stojąca na meblu waza również opuściła swoje stanowisko i roztrzaskała się w drobny mak. Szybko zerwałam się z ziemi. Poczułam strużkę krwi na policzku, więc szybko otarłam ją rękawem. To był moment na ucieczkę. Pamiętając o "problemie" Lorema z windami, wiedziałam, że żebyśmy w razie czego się minęli, muszę nią pojechać. Z sercem na gardle wyszłam z hotelu. Postanowiłam, że poszukiwania mojego przyjaciela zacznę w miejscu, gdzie rozpoczął się ten cały cyrk. Pewnym i szybkim krokiem ruszyłam w tamtym kierunku, mając nadzieję, że moje poszukiwania dadzą mi choć nadzieję, że Loremowi nic nie jest.
(Loruś? Wybacz że tak długo to trwało :<)