30 września 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Gdy się obudził, był w niewielkiej norze, wykopanej w ziemi. Chciał się poruszyć, jednak ogłuszający ból kazał mu pozostać w dawnej pozycji. Wpatrywał się w sklepienie, pełne zwisających korzeni drzew. Ostrożnie obrócił głowę, starając się wywołać jak najmniej bólu, by ujrzeć siedzącą opodal dziewczynkę. Jej ubranie było mocno naddarte, włosy zmierzwione. Była obrócona tyłem do Somniatisa, jednak od razu poznał w niej swoją podopieczną.
- Zabawne. Powinienem cię chronić, a tymczasem to ty ochroniłaś mnie - powiedział z uśmiechem, a Tiffany obróciła się gwałtownie.
- Somniatisie! - szybko znalazła się przy mnie i przyłożyła mi dłoń do czoła. - Jak się czujesz? Gorączka już chyba nieco spadła, jednak nadal jesteś osłabiony.
- Wszystko mnie boli, jednak jestem już w stanie zająć się naprawą mojego ciała - oznajmił mężczyzna. - Potrzebuję tylko nieco czasu. Gdzie jesteśmy?
- W opuszczonej norze niedźwiedziej - wyjaśniła Tytania. - Niezbyt daleko od bazy zmiennokształtnych. Musimy stąd odejść jak najszybciej.
- Potrzebuję czasu - oznajmiłem. - Najmniej trzy dni, żeby wogle wstać. Nie możemy wrócić do normalnego świata?
(Tiffany?)

Od Aristanae cd. Casprina

Na twarzy dziewczyny pojawił się tajemniczy, krzywy, złowieszczy uśmieszek, który skierowała do czarnowłosego. Chłopak za pewne nie wiedząc o co chodzi, cofnął się o krok do tyłu.
- A ty należysz do SJEWu? – z ust dziewczyny nie znikał uśmieszek
- Gdybym należał do tej organizacji, nie mówiłbym ci chyba, że mam Gen… prawda? – odparł chłopak unosząc jedną brew
- No może być także tak, że mnie okłamałeś, by na mnie nanieść… - uśmiech na twarzy Ari jednie się powiększył
- Ale ty kombinujesz…. – westchnął Casprin kręcąc głową z niezadowoleniem – Nie, nie pracuję dla SJEWu i na pewno nie zacznę…
- No i dobrze… A więc owszem… Posiadam Gen – odarła dziewczyna, po czym spojrzała na godzinę w telefonie, miała jedynie 8 minut do rozpoczęcia swojej pracy
Dziewczyna pozostawiła przed drzwiami Caspirna, a sama otworzyła drzwi do domu, by wygrzebać z szafy swoją torbę. Po tej jedynej czynności zamknęła drzwi, po czym wyminęła przypatrującego się jej chłopaka. Kiedy była ramię w ramię z chłopakiem, zatrzymała się na chwilę, po czym powiedziała:
- Zdanie, które wypowiedziałeś cię zdradziło… oczywiście mam na myśli słowa „tutaj można się poczuć jak prawdziwy wilk”… reszty domyśliłam się sama…
Po wypowiedzianych słowach na jej ustach ponownie zawitał krzywy, złowieszczy uśmieszek, a już po chwili oddalała się od najprawdopodobniej oszołomionego chłopaka, nucąc pod nosem wymyśloną melodię. Po minucie dziewczyna jechała już do pracy swoim rowerem, zostawiając chłopaka samego przed jej domem.

(Casprin? Brak weny ;-;)

Od Vincenta - Misja I

„Po jaką cholerę ja się zgłaszałem do tej misji“ myślałem siedząc i próbując wynaleźć jakiś sposób zdobycia informacji. Jednak jedynym sposobem jaki przychodził mi do głowy było jakieś posłużenie się moją funkcją w kraju. Tylko jak? Skoro nie ma żadnego bardziej skomplikowanego planu to użyjemy najprostszej wersji, czyli po prostu proszenie o dane dla pana Leniniewskiego. Wstałem od biurka wcześniej zbierając z niego papiery, które wrzuciłem do teczki, po czym zszedłem na dół. Uznałem, że nie ma sensu używać auta skoro cel znajdował się kilkaset metrów dalej. Ruszyłem, więc szybkim krokiem w stronę wysokiego wieżowca, siedziby Ministerstwa Obrony. Przy wejściu zostałem zatrzymany przez ochronę, ale, gdy pokazałem im swoją legitymację przepuścili mnie. Wszedłem do eleganckiego hallu, normalnie zrobiłby na mnie ogromne wrażenie, ale po obejrzeniu prezydenckich wnętrz to było jakby porównywać wnętrze biurowca z wnętrzem średniowiecznego pałacu. I to dosłownie. Podczas, gdy tu panował minimalizm i modernizm w pałacach prezydenckich wszystko wręcz ociekało złotem. Ruszyłem pewnym krokiem w stronę windy, starałem się udawać osobę doskonale wiedzącą po co tu przyszła i gdzie to znajdzie. Wszedłem do windy z kilkoma osobami, wszyscy byli ubrani elegancko, aczkolwiek praktycznie. Wszyscy też mieli wyraźnie zarysowane mięśnie. Uznałem, że zapewne są żołnierzami, którzy zamiast życia w Arenie 4 wybrali wygodną papierkową robotę tutaj. Kliknąłem 4 piętro i po chwili tłum ludzi wraz ze mną wylał się na korytarz. Ruszyłem na wprost poszukując drzwi numer 313 za którymi to miały kryć się plany wszelkich instytucji wojskowych w kraju. Zanim jednak tam dotarłem czekała mnie kolejna przeszkoda w postaci blond recepcjonistki w eleganckim uniformie. Nawet u niej widać było wyraźnie zarysowane mięśnie.
- Czego pan tu szuka? - zapytała z zawodową uprzejmością i przyklejonym do twarzy uśmiechem numer pięć.
- Poszukuję planów organizacji wojskowych. Nazywam się Vincent Kurohiko i jestem osobistym ochroniarzem prezydenta. Przyszedłem tu z jego rozkazu - powiedziałem beznamiętnie pokazując jej legitymację. 
Nie wiem jakim cudem, ale przepuściła mnie dalej i choć w środku odetchnąłem z ulgą to musiałem udawać, że dokładnie tego się spodziewałem. Ruszyłem, więc korytarzem do wskazanych drzwi. Pchnąłem je i znalazłem się w czymś w stylu archiwum tylko zamiast książek na półkach leżały tuby z planami w środku. Wyszukałem interesującą mnie tubę i już miałem opuścić pomieszczenie, gdy drzwi otworzyły się i do środka weszła ta sama blondynka, która mnie tu wpuściła.
- Zatelefonowaliśmy do prezydenta, który nic nie wiedział o pana przybyciu tutaj po plany - powiedziała wciąż uprzejmie.
Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
- Owszem, nie robiłem tego z rozkazu prezydenta, a dla własnej ciekawości. Od zawsze interesowała mnie armia, jednak moi rodzice, którzy mieli wobec mnie strasznie wysokie wymagania nie pozwolili mi uczęszczać do szkoły wojskowej. Teraz, więc, kiedy mam wystarczające wpływy staram się realizować marzenia z dzieciństwa - starałem się brzmieć przekonująco, ale chyba nie bardzo mi to wchodziło.
Kobieta nie mam pojęcia skąd wyjęła pistolet, jednak teraz mierzyła z niego do mnie. 
- Czemu mi pani nie wierzy? - Zapytałem smutno-przerażonym głosem.
- Takie bajki to możesz wciskać dzieciom w przedszkolu, choć wątpię, by one dały się na to nabrać - warknęła.
- Ale proszę... Spokojnie...
- Podaj mi jakiś powód dlaczego miałabym być spokojna?! - wykrzyknęła.
- Bo jest pani naprawdę piękna, a złość piękności szkodzi - uśmiechnąłem się moim najbardziej olśniewającym uśmiechem. 
Jeśli to nie zadziała to pozostanie tylko jedna opcja - użycie broni, czego za wszelką cenę chciałem uniknąć. Kobieta zaskoczona zamrugała.
- Nie, nie przesłyszała się pani - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej widząc, że taktyka działa.
Powolnym spokojnym krokiem podchodziłem do niej patrząc jej prosto w oczy. Delikatnie wytrąciłem jej broń z ręki, oparłem dłonie na ścianie obok jen głowy i nachyliłem się. Byłem dobre dziesięć centymetrów od niej wyższy.
- Mam nadzieję, że nie pogniewa się pani jeśli zrobię to - wyszeptałem jej do ucha wbijając jej wyjęty z kieszeni nóż w brzuch.
Ona osunęła się na ziemię i jeszcze przez chwilę próbowała łapać powietrze, jednak w końcu się poddała.
- Żegnaj - powiedziałem odwracając się i wychodząc z pomieszczenia. Misja wykonana, teraz tylko się stąd wydostać i wytłumaczyć, czemu ona nie żyje. Wyszedłem na główny korytarz i już miałem wsiąść do windy, gdy drogę zagrodziło mi dwóch ochroniarzy. Jeden dostał z łokcia w twarz, a drugi nogą w brzuch. Oboje padli, ale wiedziałem, że nie mam czasu. Czwarte piętro... Jakie są szanse na przeżycie takiego upadku? Nie ważne, to i tak lepsze niż to, co mnie tu spotka. Bez wahania, więc skoczyłem na parapet, otworzyłem okno i po prostu skoczyłem. Szczerze mówiąc sam lot był przyjemny, gorzej z lądowaniem. Otworzyłem oczy, gdy już leżałem na ziemi. Coś mnie bolało, ale ciężko było zlokalizować źródło bólu. Dopiero po chwili poczułem, że to kostka prawej nogi i łokieć lewej. Kostka prawdopodobnie skręcona, a ręka... Może złamana. No, i tak nieźle jak na upadek z takiej wysokości. Spróbowałem wstać, jednak ból w kostce był tak potworny, że upadłem znów. Zacisnąłem, więc powieki, by powstrzymać mimowolnie cieknące łzy i jakoś udało mi się wstać. Teraz żałowałem, że nie wziąłem samochodu. Zacząłem się przemieszczać w kierunku najbliższego centrum handlowego, które znajdowało się na końcu alejki. Czyli jakieś dwieście metrów czystego bólu. Choć miałem wrażenie, że trwało to wieczność wreszcie znalazłem się w markecie, gdzie od razu skierowałem się do łazienki. Tam podwinąłem nogawkę spodni i zobaczyłem, że kostka wyraźnie spuchła i zrobiła się czerwona. Otworzyłem teczkę i wyjąłem z niej wszystkie papiery, które wylądowały w koszu, wysunąłem też dno pod którym leżała mała apteczka, pistolet i zestaw noży do rzucania. Wyjąłem apteczkę i pistolet. Broń schowałem, a z apteczki wyjąłem bandaż, którym usztywniłem nogę. Teraz ostatnia i najważniejsza rzecz - kamuflaż. Z kieszeni marynarki wyjąłem soczewkę i włożyłem do złotego oka. Marynarkę i koszulę zdjąłem i wrzuciłem do teczki. Problemem pozostały spodnie, bo dziwnie bym wyglądał w białej podkoszulce i eleganckich spodniach. Przemknąłem, więc z łazienki do jakiegoś sklepu, gdzie zakupiłem pierwsze z brzegu spodnie. Przeglądając się sobie w lustrze uznałem, że można mnie wziąć za mojego brata, ale na pewno nie za mnie. Spokojnym krokiem wyszedłem ze sklepu starając się z jednej strony nie nadwyrężać kostki, a z drugiej iść normalnie. Jakoś udało mi się dokuśtykać do stacji metra, którym pojechałem do naszej bazy w Arenie 2. Wiedziałem, że to właśnie tutaj jest największe prawdopodobieństwo spotkania kogoś, a jeśli nie to po prostu przekażę mapy Mixi.
(Wybaczcie opóźnienia ;-; Ale są 1042 słowa!)

Od Tyks cd. Est

Wilczyca uderzyła głową o murek. Jednak wstała. Chwiała się nieco, ale poza tym była przytomna.
- Chitoge! WIEJ! - krzyknęłam.
Słonik bronił dzielnie tej małej bohaterki, jednak na próżno. Wilczyca skoczyła na
siostrzenice Est.
Est skoczyła na Xerdę, ale ta ją odepchnęła. Est uderzyła się w głowę i na chwilkę straciła przytomność. Warknęłam:
- Xerda, zajmij się kimś o twoim rozmiarze!
Wadera warknęła:
- Z przyjemnością!
I skoczyła na mnie. Błyskawicznie zmieniłam się w wilka. Gryzłam ją i szarpałam.
Gdybym nie była odporna już dawno byłabym trupem. Jednak, trucizny najwyżej mogą mnie połaskotać w gardle. Nic nie czułam. Nigdy nie byłam zatruta. Xerda wyraźnie była zdziwiona. Nie znałam jej za bardzo, ale czytałam kiedy byłam wilkiem kroniki z watahy. Były tam spisy na temat każdego wilka. Xerda została zdrajcą i... próbuje nas wykończyć. Ostatecznie odepchnęłam wilczycę. Mocno i ostatecznie wbiłam jej kły w kark, a ta się zachwiała. Wycofała się lekko i uciekła krzycząc:
- Jeszcze cie zabiję! Ciebie i ta przeklętą watahę spodka zagłada!
Jednak jej nie słuchałam. Est ocknęła się i podbiegła do Chitoge. Była osłabiona, ale żyła. Kuśtykając zmieniłam się znowu w człowieka i odeszłam do salonu. Est tylko powiedziała:
- Dziękuję, Tyksono.
Uśmiechnęłam się i położyłam obolałe nogi na kanapie.
(Est? Co powiesz na mój bohaterski czyn? default smiley xd)

29 września 2015

Od Xaviera cd. Aristanae

(cd. tego)
Aż podskoczyłem na dźwięk kobiecego głosu blisko mnie.
- Ej, Ty się tak specjalnie do mnie dosiadłeś czy też mnie nie zauważyłeś?
Spojrzałem w kierunku głosu. Widocznie – szczerze, to nawet o tym nie wiedziałem, ale nieświadomie się do dosiadłem do jakiejś dziewczyny.
- Witaj, nie zauważyłem cię.
- Dzięki. My się chyba jeszcze nie znamy, jestem Aristanae Levis. - powiedziała między gryzami jakiegoś ciastka z kawałkami czekolady.
- Smacznego. Jestem Xavier Goldblatt, miło mi panią poznać. - odpowiedziałem Aristanae.
- Espresso i tiramisu dla pana – Powiedziała kelnerka uśmiechając się lekko.
- Dziękuje – uśmiechnąłem się do kelnerki i powoli sączyć moje espresso.
Dziewczyna powróciła do czytania. Zacząłem obserwować otoczenie, ale gdy nic ciekawego się nie działo zwróciłem uwagę na Aristanae. Dziewczyna posiada, co jest dosyć nieczęste, heterochomię, jej jedno oko było ciemno-fioletowe, a drugie było w odcieniu maliny. Miała różowe, długie włosy, które teraz wkładała do ciastka.
- Co? Chcesz gryza? - zapytała się różowowłosa.
- Nie, dzięki – powiedziałem patrząc się na nią z ukosa. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.
(Aristanae-chan?)

Od Jade cd. Keto

(cd. tego)
- Masz wilczy gen. I ja też mam. Nie kłam mi w żywe oczy, nic złego ci się nie stanie! Ale SJEW nie możne się dowiedzieć o tym. 
Patrzyłam się zdezorientowana na kobietę. „O co jej chodzi?” - myślałam. Ale faktycznie coś w tym jest, od początku naszego spotkania czułam w powietrzu coś dziwnego. Parę razy już to czułam, ale nie zwracałam na to zbytnio uwagi.
- Ja... ja może i mam ten gen, ale... pani Keto...
- Keto, już ci o tym mówiłam. Mówiłam ci również, żebyś nie kłamała.
- Może mam ten gen, ale ja tego nie pamiętam! Naprawdę! Przysięgam!
Kobieta westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Dlaczego niby masz tego nie pamiętać?
- No bo... nie wiem jak to wytłumaczyć... - próbowałam przekonać Keto. 
Muszę sobie przypomnieć! Muszę! Co się stało przed siedmioma laty? Pamiętam Cesire i... i... dwójkę ludzi... Ahh! No co jeszcze oprócz tych ludzi?! Hmm...
Ogień...
Dużo ognia...
Bardzo, bardzo dużo ognia.
Zaczęłam powoli widzieć mroczki przed oczami. Czułam jak ciało bezwładnie spada na zimną podłogę, a oczy mimowolnie zaczęły się zamykać.
(Keto? Późne, źle gramatycznie i fabularnie, a pewnie czasami też tak masz :d)

Od Somniatisa - Misja 1

„Dynamit. Mina. Granat. Bomba. Atomówka. Jak ja nie cierpię przemocy.” Takie myśli krążyły po głowie Somniatisa, odkąd otrzymał zadanie, stworzenia ładunków wybuchowych na potrzebę misji. Atis nienawidzi przemocy, brzydzi go ona, jednak… w tym wypadku nie może odmówić swoim braciom tej pomocy. W końcu nie robią tego, by zabijać, tylko by zniszczyć broń wroga. Teoretycznie cel jest dobry… w praktyce przy jego realizacji zginie wielu ludzi. Ludzi. Jak mało ważne było to słowo dla wilka. A jednak Somniatis uważa, że każde istnienie jest cenne, warte ochrony. 
Dzień, w którym wreszcie zdecydował się wziąć do pracy, by dniem poprzedzającym drugi, właściwy etap misji. Jeśli nie wyrobi się z pracą przez najbliższą noc cały plan weźmie w łeb. Zamknąłem sklepik koło 18 i zasunąłem rolety. Nie chcia, żeby jakiś przypadkowy przechodzień zobaczył, co robi. Jednym ruchem zrzucił ze stołu roboczego wszystko, co na nim było, nie bardzo przejmując się, że będzie musiał to posprzątać. Poszedł na zaplecze i zaczął szukać zbędnych materiałów.
- Co robisz? – rozległ się głos za jego plecami, a gdy się obrócił stała tam jego mała pomocniczka, Tiffany.
- Szukam materiałów, które mógłbym przemienić w proch, stal, stal, więcej stali, miedziane druty, przycisk… - Dziewczynka zrobiła znudzoną minę, więc skończył szybko: - …i jeszcze kilka innych rzeczy. 
- Po co ci to wszystko? – spytała podejrzliwie. – Chyba nie powiesz mi, że do zegarka.
- Prawie… będę robił bomby na jutrzejszą misję.
- Dopiero teraz? – Tytania patrzyła na mężczyznę z dezaprobatą. – Powinieneś się za to wziąć jakiś czas temu. 
- Wiem, wiem. – Somniatis uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Ale jakoś nie miałem do tego serca, potem znów musieliśmy się przenosić, a potem… jakoś czasu nie było. Ale powinienem zdążyć się z tym uporać do świtu i będziesz mogła zanieść materiały grupie uderzeniowej.
- Dobrze – zgodziła się, kiwając główką. – Pomóc ci jakoś…?
- Taa… możesz pomóc mi nosić ten złom! – Czarnowłosy wreszcie znalazł pudło, pełne jakichś maneli i podał je dziewczynce.
Tiffany stęknęła, gdy niespodziewany ciężar spadł na jej ręce, ale nie marudziła tylko szybko poszła zanieść materiały do warsztatu. Po chwili Atis dołączył do niej z drugim, nieco większym i cięższym, pudłem. Oba opakowania położył na boku blatu roboczego, po czym strzelił palcami, niczym pianista przed koncertem i na środku stołu położył pierwszy-lepszy przedmiot. Był to chyba dawny trójkołowy rowerek, pogięty i zardzewiały. 
- Tytanii, czy mogłabyś mi przynieść jeszcze materiały, leżące na kanapie? – poprosił asystentkę.
Tiffani skinęła głową i pobiegła po dokumenty. W tym czasie mężczyzna postawił sobie wodę w czajniku na herbatę. Mocną. Dużo. Najlepiej z odrobiną Heroiny dla lepszego efektu. Gdy dziewczynka pojawiła się w drzwiach, właśnie zalewał wodą masywny dzbanek. Tiffany bez słowa wręczyła mu papiery, po czym chciała sobie nalać herbaty, ale Somniatis ja powstrzymał.
- Zrób sobie nowej, w czajniku jest jeszcze trochę wody – powiedział twardo, może nieco zbyt ostro.
- Czemu nie mogę pić tej? Przecież jak się skończy to sobie dorobisz – zdziwiła się dziewczyna. 
- W tej są substancje wysoce szkodliwe dla nastolatek. – Westchnął ciężko i nalał sobie do kubka wywaru. – Poza tym jest za mocna dla ciebie. Odpowiednio mocna herbata działa jak kawa, a ty przecież zaraz idziesz spać…
- Będę musiała się przygotować do misji – odparła. – A co do szkodliwych substancji… skoro są takie złe, to czemu je zażywasz?
- Na mnie nie działają… jestem uodporniony.
- Jestem żywiłakiem, też jestem odporna.
  Mężczyzna pociągnął spory łyk herbaty. Dziwny wzór na jego policzku zalśnił żywą czerwienią. W błyskawicznym tempie zrobił podopiecznej drugą herbatę, po czym zabrał swój dzbanek i kubek na stół roboczy.
- Nie siedź za długo. Jak będziesz zmęczona nie będą mieli z ciebie pożytku na misji – powiedział w przestrzeń.
- Jaaaasn! – odparła Tiffany i zniknęła w głębi domu.
Czarnowłosy przejrzał papiery, wziął jeszcze jeden łyk herbaty i wyciągnął ręce nad rowerkiem. Kluczem do Obłędu jest Ład i Zrozumienie. Kiedyś trudno było mu to pojąć, jednak teraz te zasady stały się dla niego tak naturalne, jak to, że śnieg topnieje pod wpływem ciepła. Struktura. Wzór. Czas. Miejsce. Cel. Intencja. Struktura.  Alpha. Epsilon. Aunlaut. Ki. Delta. Jeden. Tsuki. Q. Trzy. Mifizo. Fi. Pi. Pieczęcie pod dłońmi Atisa zalśniły złotym blaskiem. W skupieniu, powoli i precyzyjnie, mężczyzna rozrywał, splatał, spajał, niszczył, komplikował, zmieniał, pogłębiał. Praca na przestrzeni kwarkowej. Czysty obłęd, a jednak… to właśnie robił. Nie trwało to dłużej niż minutę. Opuścił dłonie, by dać im chwilę ulgi. Przed nim leżała kupka prochu. Nieduża. Będzie musiał to powtórzyć jeszcze wiele razy tej nocy, by zapewnić odpowiednią ilość materiału. Odsunął ją nieco na bok i na warsztat wziął bezkształtną masę różnych rupieci. Jeszcze raz przejrzał uważnie wszystkie schematy. Nie było mowy o pomyłce. Mogłaby ona kosztować życie tego, kto będzie niósł bombę. Odetchnął dwa razy. Jeszcze raz śpiesznie przeleciał wzrokiem rysunki i wziął się do roboty.
Zegarki są skomplikowane, jednak robił je tyle razy, że zna je na pamięć. Inna sprawa z czymś, czym zajmował się pierwszy raz, co właśnie opracował. Ostrożne tworzenie, zmienianie, niszczenie, odnawianie, przeplatanie. Co jakiś czas spoglądał na schemat, utrzymując pieczęć. Coraz częściej zaczynał też popijać herbatę z kubka, a gdy się skończyła, dolał sobie tej z dzbanka. Praca była mozolna i kilka razy pomylił się w złączeniach, przez co musiał po kilka razy wracać do tego smego elementu.
- Somniatisie? – Głos dziewczyny rozproszył go, całość upadła na blat z cichym trzaskiem. Niewielkie wyładowanie uderzyło w lampę i światło zamigotało.
- Co? – spytał zwięźle, odwracając się kierunku przybyszki.
- Jak idzie? – Patrzyła na niego ciekawo, tymi wielkimi czarno-szarymi oczami. Nie potrafił się na nią gniewać.
- Dobrze, choć wiele jeszcze muszę się nauczyć o ładunkach wybuchowych, jeśli będę jedynym mechanikiem. – Westchnął ciężko. – Idź spać i nie przeszkadzaj. Potrzebuję ciszy i spokoju.
Dziewczynka skinęła głową i zniknęła, a mężczyzna ponownie wziął się za pracę. Złote pieczęcie. Herbata z Herą. Narastający ból w ramionach, w nogach. Ból głowy. Zmęczenie. Zamykające się oczy. Po trzech godzinach gotowe było zaledwie pierwsze dzieło, a on już był zmęczony. Ale wiedział już, jak powinien działać. Następne powinny pójść znacznie szybciej. Prawda. Poszły szybciej. Nieco… kolejne dwa zrobił w godzinę, następne w kwadrans. Czuł, że coraz bardziej odpływa. Początkowa pomoc Heroiny, teraz zmieniła się w otumanienie. Jeśli tak dalej pójdzie to nie uda mu się wykonać zadania. Skupił się ponownie. Jeszcze tylko kilka… naście… Tworzenie poszczególnych nie zajmowało mu już tyle czasu, jednak wykańczało coraz bardziej. Przy siódmym zasłabł, by obudzić się dwie godziny później. Potem, aż do trzynastego jakoś trzymał się na nogach, po czym jego ciało odmówiło posłuszeństwa i już drugi raz runął jak długi na posadzkę. Nie obudził się długo. Bardzo długo. Gdy wreszcie otworzył oczy było już ciemno. Był łóżku Tytani, starannie przykryty kołdrą. Wszystko go bolało, słabo kontaktował. Wstał i udał się do warsztatu, mając nadzieję, że ujrzy tam podopieczną. Na miejscu panował niespodziewany porządek, a na stole roboczym leżała kartka: „Spałeś, więc postanowiłam cię nie budzić. Wyruszam na misję, życz mi powodzenia!”

Od Tiffany cd. Somniatis

  Somniatis uderzył głową o skałę, tak mocno, że stracił przytomność. Młoda żywiołaczka nerwowo odwróciła głowę w stronę hydry. W jej drobnych oczach można było dostrzec cienką stróżkę łez. Miała przed oczami okropny widok, o którym pragnęła zapomnieć. Jej pan leżał bezwładnie na ziemi, niczym poległy wojownik oddający życie za tą kruchą istotę. Inne księżniczki zapewne wykorzystały by sytuację i uciekły. Tytania jednak była inna. Zbyt wiele stworzeń oddało za nią swoją krew. Tak cenną. Ze związanymi łapami była bez szansy na przeżycie. Na szczęście niedaleko jej nóg widniała kałuża kwasu. Dziewczynka niezdarnie przesunęła się do zielonkawej maź i zaczęła powoli przepalać węzy, które spętały jej ręce. Ośmiogłowy potwór przesuną się w stronę młodego mężczyzny, który mógł zginąć w każdej chwili. Więzy przepalały się wolno, a potwór był coraz bliżej. Tiffany krzyknęła:
- Najpierw musisz pokonać mnie!
Głowy hydry patrzyły raz na nieprzytomnego Somniatisa, raz na Tytanię. Dziewczyna nigdy nie pokonała Hydry. Walczyła jednak w bitwie o królestwo i pokonała swojego wuja, ratując w ten sposób żywiołaki przed zagładą no i oczywiście całe USA. Wstała lekko kuśtykając. Chwyciła miecz. 
- Ośmielisz się zjeść Tytanie Mroczną? Czy może masz za mało odwagi?
Hydra wściekła podeszła do dziewczynki która dzielnie taszczyła pół metrowy miecz. Z jej zębów ściekała na kamienie trucizna. Zaatakowała. 
- Niiee jessssteśśś Tytanią! Ona jessst sssstarsssszza!
- Odmłodniałam! Proszę! - śmiało stanęła przed hydrą.
Widać było, że hydra czuje niepewność. Osiem głów patrzyło na siebie z niepewnością. Młoda królewna skoczyła w kierunku brzucha hydry.

(Somniatis? W sumie tryb książkowy będzie ciekawszy :3)

"Każda powieść to kłamstwo udające prawdę"


Imię i Nazwisko: Kano Sekkine
Pseudonim: Majo (od majonezu)
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Heteroseksualny
Wiek: Prawie 18 lat
Żywioł: Ogień, Umysł
Cechy charakteru: Osoby które chociaż raz spotkały Kano doskonale wiedzą jak irytującą osobą być on potrafi. Czasami nawet samym wyglądem wyprowadza z równowagi osoby w jego otoczeniu, a co dopiero kiedy się odezwie. Jest typem lekkoducha, który zdolny jest do wszystkiego, nawet jeśli grozi to jego życiu. Nie martwi się przyziemnymi sprawami, takimi jak rachunki, jedzenie, czy niebezpieczeństwo. Często działa żywiołowo i lekkomyślnie. Pomimo swojej drobnej budowy uwielbia wdawać się w bójki i ku zaskoczeniu wszystkich jest w tym naprawdę dobry. Nienawidzi nudy, przez co często włóczy się godzinami po mieście, albo robi innym na złość. Nikogo nie słucha i zawsze robi co chce. Ma jednak zasadę, że nie bije dziewczyn, której trzyma się jak... ostatniej porcji majonezu. Jest mistrzem kłamstwa, chociaż stara się ograniczać. Wobec przyjaciół zmienia się diametralnie... No ok. Nie okłamujmy się. W ogóle się nie zmienia. Jest po prostu trochę mniej irytujący i milszy. W dodatku wbrew pozorom jest świetnym pocieszaczem. Chętnie wysłucha i pomoże znaleźć rozwiązaniem (Uwaga! Słuchanie jego rad jest bardzo złym pomysłem!).
Aparycja: Jako człowiek ma rozczochrane blond włosy, często opadające na oczy (w końcu grzebień jest dla słabych) i czerwone pionowe oczy. Jest bardzo wysoki i chudy. Zwykle nosi cienki bezrękawnik z kapturem. Od zewnątrz jest czarny od wewnątrz biały. Pod spodem ma żółtą koszulkę. Zawsze i bez wyjątku ubiera ciemne poprzecierane dżinsy i buty motocyklisty, albo czarne trampki. Ma dziwny zwyczaj zakładania w nocy czarno białej maski. Jako wilk ma gęste białe futro z czerwonymi pasami biegnącymi przez oczy, oraz na klatce piersiowej. Ma czerwone połyskujące oczy oraz złote pazury. Godnym uwagi jest również długi puchaty ogon, oraz duże szpiczaste uszy (niezwykle nienawidzi tych dwóch cech w swoim wyglądzie). Kiedy się wścieka ogień wydaje się wypływać z sierści
Praca: Kucharz w restauracji "Atlantyda". Dorabia sobie jako kaskader
Stanowisko: Szermierz
Historia: Kano nie jest nikim szczególnym. Nie jest spadkobiercą tronu, ani smoczym strażnikiem. Urodził się daleko na południu - tam gdzie słońce zachodzi o wschodzie, a wiewiórki są czarno białymi kulkami. Jego rodzice nie należeli do żadnej watahy. Byli znani z długotrwałych podróży i ciągłego poszukiwania swojego celu. To właśnie dzięki nim nauczył się gotować, walczyć i kłamać. Mimo swojego zżycia z rodzicami postanowił odejść aby "szukać swojej drogi" (ale niektórzy mówią że wkurzał go ciągły brak majonezu). Podczas samotnej wędrówki odkrył umiejętność zmiany w człowieka i przeniósł się do miasta, gdzie wyczuwał obecność innych podobnych do niego.
Moce:
  • Władza nad żywiołem ognia
  • Tworzy krótkotrwałe iluzje
  • Może dotykiem uspokoić osobę (np. jak jest zdenerwowana)
  • Krótkotrwała hipnoza
Umiejętności i zainteresowania: Jeśli ktoś miałby wymienić jego ulubione zajęcie, byłoby to jeżdżenie na desce (dzięki czemu ma dobre znajomości wśród skaterów). Oprócz tego bardzo szybko biega i wysoko skacze. Zna sztukę iluzji którą popisuje się przed wszystkimi (przecinanie ludzi na pół jest jego ulubioną sztuczką). Lubi też grać w szachy i inne gry umysłowe. W wolnych chwilach objada się majonezem.
Partnerka: Na razie o tym nie myśli
Zauroczony w: nie
Rodzina: Rodzice włóczą się gdzieś po świecie
Przedmioty: Maska (pokazana na zdjęciu profilowym)
Talizman: -
Miejsce zamieszkania: Arena 8, w jednej z kawalerek w centrum
Ciekawostki:
  • Uwielbia jeść majonez i słodycze
  • Nie lubi kotów.
  • Bardzo dobrze dogaduje się z psami
  • Nie cierpi sprzątać. Dlatego często zaprasza gości którzy robią to za niego.
  • Dobrze dogaduje się z ludźmi (co nie oznacza, że ich lubi)
Towarzysz: -
Inne zdjęcia:
Kontakt: Lizi1

Od Est cd. Tyks

Siedziałam razem z Chi w salonie. Rozmawialiśmy o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Nie za bardzo jej słuchałam, pogrążyłam się w myślach, a moje odpowiedzi bazowały się prawie na samym tak lub nie. Nagle coś poczułam, jakiś wilk zbliżył się do posiadłości!
- Ciociu... co to za aura?
- Nic ważnego, idź i pozmywaj naczynia. Muszę się czymś zająć... - wstałam z krzesła i szybkim krokiem ruszyłam do ogrodu. Na miejscu zastałam Tyks i jakiegoś wilka.
- Kto to jest? - spytałam zaciekawiona, nie znam wszystkich na pamięć. A jej to chyba nigdy nie widziałam.
- To Xedra, przynajmniej miała tak na imię póki nie zrobili jej prania mózgu. - Tyks zrobiła groźną minę w stronę Xedry. Waderę nie bardzo obchodziło nasze gadanie, skoczyła w stronę Tyks wysuwając zęby. W ostatniej chwili podbiegłam do dziewczyny i stworzyłam barierę. Wilk odleciał do tyłu, wyglądał na lekko zdezorientowanego, ale nie zaprzestawał ataku. Po kilku minutach, odpierania ciosów Xedry, zmęczyłam się i osunęłam się na ziemię, Tyks dalej broniła nas przed wilczycą. Nie wiedziałam co mam robić, nie mogę już wywoływać cieni. A Claire i Vanessa poleciały na przejażdżkę. Nagle usłyszałam głos...
- Atakuj! - odwróciłam się i ujrzałam... Chitoge. Wskazywała ogromnemu misiowi w kształcie słonia, wilczycę. Ten jakby w transie zaczął szarżować na wroga. Przebiegł obok nas, złapał Xedrę trąbą i podniósł do góry. Ta wbijała w niego swoje kły, ale słoń za wiele sobie z tego robił.
(Tyks? Błagam więcej nie rób takich rzeczy xd walka to nie jest moja mocna strona ;D)

Od Somniatisa cd. Tiffany - Zaprawdę, poradnik był bardzo pomocny^^

- Teraz... - dziewczyna zaczęła się zastanawiać.
- Porozmawiamy z nią spokojnie - powiedział basior z błyskiem szaleństwa w oku.
- Chcesz rozmawiać Z TYM?! - Tiffany nie wyglądała na przekonaną. - Nie da się!
- Zawsze się da - odparł pogodnie, próbując się wyprostować w tej niewygodnej leżąco-siedząco-klęczącej pozycji. - Like a milord~
  Roześmiał się. Hydra spojrzała na niego groźnie i jej ogon z całej pety przywalił basiorowi w pysk, odrzucając go na kilka metrów i uderzając nim o ziemie. Somniatis plunął krwią, a hydra stanęła nad nim. Przelotnie pomyślał, że mógł najpierw wyjaśnić towarzyszce, co planuje, jednak nie było na to czasu.
- Przesssssstań rżeć, śśśśśmieciu - wysyczało na raz kilka głów hydry, mrużąc przy tym oczy - i sssssssssiedź tam, gdzie cię possssssssadzono.
- Okej, okej. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Przecież się nie ruszam. Chciałem tylko porozmawiać o was i o tym, co chcecie z nami zrobić. To źle?
  Z łbów hydry polało się jeszcze więcej kwasu i Somniatis miał szczęście, że podłoga była nierówna, a on leżał na małym pagórku. Dyskretnie spojrzał na Tytanię, przyglądającą się jego sytuacji z nieco zmartwioną, a nieco przestraszoną miną. "No tak, jak się utopię w kwasie to nie będzie miał się kto nią zajmować... nikt z WKN'u jeszcze o niej nie wie. Prócz osoby, która raczej nikomu nie powie." wiezień westchnął i zacząłem zbierać się z ziemi do pozycji pionowej. Potwór zareagował błyskawicznie, ponownie atakując ogonem, jednak tym razem basior był przygotowany. Uchylił się, a cios wymierzony we niego trafił w ścianę, odłupując od niej sporych rozmiarów kamień. Jednak następne uderzenie z powrotem powaliło go na ziemie, tym razem głową do przodu. Huknęło głucho i Somniatis zastygł w bezruchu.
  Tiffany krzyknęła i podpełzła do leżącego mężczyzny. Próbowała go odwrócić, jednak ze skrępowanymi rękoma nie miała szans. Hydra syknęła i tym razem ją odrzuciła ogonem od Somniatisa. Podeszła do niej i syczącym głosem zaczęła coś jej tłumaczyć.
  Tymczasem spod czarnych włosów leżącego błysnęło złote oko. Bezszelestnie podniósł się do pozycji siedzącej i dłońmi odszukał kamień. Tylko kilka sekund kreślił na nim drobną pieczęć, która przemieniła go w nóż. Kolejne kilka sekund piłował więzy, co chwila zerkając z ukosa na zajętą Tytanią hydrę. Miał szczerą nadzieję, że nie przypomni sobie o nim akurat w tym momencie. 
  Wreszcie więzy puściły z cichym trzaskiem, który jednak wystarczył, by zwrócić uwagę wroga. Mężczyzna nie czekał dłużej. Skoczył w kierunku potwora, a tamten w odruchu obronnym próbował go ugryźć. Kilka kropel trucizny z pyska poparzyło boleśnie twarz Somniatisowi, jednak ten nie zważał na ból. Musiał uratować swojego małego Cienia. Był już przy Tytani, przeciął więzy. Hydra ryknęła wściekle i uderzyła w więźnia z całej siły jednym z łbów, prósząc wszędzie naokoło jadem.
(Tytanio? Wybacz zmianę osoby, ale tak chyba będzie dla niego lepiej. No i muszę się nauczyć pisać z 3 osoby :P)

Tyks cd. Xavier

- Nie - odpowiedziałam.
Na mojej twarzy pojawił się ten szczwany uśmieszek który sprawiał, że faceci byli przy mnie zdezorientowani. Nie wiedzieli co on oznacza. 
- Może nie tutaj. Za dużo osób i faktycznie, masz brudną marynarkę. 
Xavier popatrzył na nią. Była lekko poplamiona cappuccino. Wyczyścił ją szybko i popatrzył w moją stronę:
- Można mi wiedzieć za kogo się masz?
- Tajemniczą dziewczynę, nienawidząca ludzi, przeżywającą w swoim życiu wiele zła Bezimienny.
- Bezimienny? - zapytał zdziwiony chłopak.
No cholera! Znowu to samo durne zauroczenie!
- Sorry! Pomyliłam cię z kimś... bliskim, Xawery.
- Mam na imię Xavier. - odpowiedział zdezorientowany chłopak.  
- Sorki! Ee... znowu wtopa. Teraz pomyłka z bratem.. - na mojej twarzy przestał gościć uśmiech, tylko gorycz. 
Osoba zabłąkana, pozostanie nią aż do śmierci. Osoba zdradzona już zawsze będzie czuć ból który doznała. Zabójca już zawsze będzie miał wyrzuty sumienia. Nawet jeżeli to ukrywa. a ja zostałam... i zabójcą i zostałam zdradzona. A zbłąkana byłam od narodzin. Nienawidziłam całego tego cholernego świata i zastanawiałam się, czy nie skoczyć, utopić się lub po prostu strzelić sobie w łeb. Chłopak wyrwał mnie z zamyślenia. 
- To jak? Idziemy na odludzie i mi to powiesz, czy co?
(Xavier? Takie tam przemyślenia Tyks ;-; )

28 września 2015

Od Xaviera cd. Tyks

- Tyksona, lub po prostu Tyks. Tak na mnie wołają, A ty?
 - Jesteś mną zaciekawiona, powiadasz? - odpowiedziałem pytaniem na jej pytanie.
 - Tak, jestem. W końcu powiesz jak się nazywasz?
 - Xavier Goldblatt.
 Teraz mogłem się przypatrzeć się dziewczynie siedzącej naprzeciwko mnie. Tyksona, jak się teraz dowiedziałem miała długie, gęste włosy o barwie brązowej podchodzącej pod kolor złoty, oczy miała... fioletowe, przynajmniej takie mi się wydawały.
 W międzyczasie przyszła kelnerka z moim zamówieniem. Podziękowałem jej kiwnięciem głowy i zacząłem powoli sączyć moje espresso. Co chwila Tyks wysyłała mi spokojne spojrzenia. Starałem się to ignorować, ale w końcu moja niespokojna natura nie wytrzymała.
 - Więc powiedz mi Tyks... co we mnie jest takiego ciekawego, co? Moje oczy? Moje włosy? Mój specyficzny kolor tatuażów? Czy to, że mam brudną marynarkę? - spytałem się jej wprost. Dziewczyna zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem.
(Tyks? Sorry, brak weny .-.)

Od Aristanae cd. Xaviera

Czas wolny po pracy, to jest to co Aristanae lubi najbardziej, zaraz po porannej kawie i ciastkach z kawałkami czekolady. Szła właśnie do kawiarni, którą ostatnio polubiła, gdyż dają tam świetną kawę, a zwłaszcza Cappuccino. Kiedy dotarła do owej kawiarni na rogu ulicy, weszła do ciepłego pomieszczenia wypełnionego zapachem świeżej kawy. Zaczęła rozglądać się za jakimś wolnym stolikiem, by sobie przysiąść, wypić kawę i poczytać. Może przy okazji zamówi sobie coś słodkiego. Wolnym miejscem okazał się stolik przy oknie w dodatku było to jedyne wolne miejsce, gdyż  prawie cała kawiarnia była prawie że przepełniona ludźmi. Usiadła więc na drewnianym krześle, a z torby wyjęła książkę z gatunku bardziej podchodzący pod horror psychologiczny, którą kupiła jakieś… lata temu przy jednej z wyprzedaży książek, po czym położyła ową powieść na stoliku. Po chwili podeszła do niej kelnerka, która z uśmiechem na twarzy spytała co dziewczyna chciałaby zamówić.
 - Poproszę Cappuccino oraz… ciastko… najlepiej z kawałkami czekolady – odpowiedziała  na pytanie młodej kobiety uśmiechając się lekko
 Kobieta zapisała wszystko w swoim notesie, po czym ponownie się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku kolejnego stolika. Różowowłosa natomiast zaczęła czytać swoją książkę, którą czytała już z.. trzydzieści razy, jednak nigdy jej się nie nudziła. Nie to, że nie ma żadnych innych książek, chodzi bardziej o to, że ta jest jej ulubioną książką do czytania. W sumie lubiła także owy gatunek o powieści, dzięki któremu nie raz, nie dwa można dostać gęsiej skórki. Po otwarciu książki, w miejscu, gdzie znajdowała się zielona zakładka, dziewczyna zaczęła czytać, coraz bardziej zagłębiając się w lekturę. Jednak dopiero dźwięki stawianej filiżanki na stolik ją ocucił. Ari podniosła głowę znad książki, wzdychając cicho, po czym wzięła łyka kawy z filiżanki, którą przed chwilą postawił kelner wraz z ciastkiem na spodku. Jednak po chwili ponownie zagłębiła się w lekturę, nie biorąc pod uwagę szalone śmiechy jakichś młodych ludzi przy stoliku obok. Właśnie doszła do momentu, kiedy główną bohaterkę wyrzuca się z domu, kiedy nagle usłyszała szuranie krzesła, przy jej stoliku, jednak dziewczyna zignorowała to, myśląc, że komuś zabrakło krzesła i potrzebne jest, by ktoś z ich towarzystwa mógł się dosiąść.
 - Witam, poproszę espresso i jakieś ciastko – powiedział głos należący do jakiegoś chłopaka, który rozległ się trochę za blisko różowowłosej.
 Ari wysunęła nos zza książki, po czym zorientowała się, że jakiś chłopak postanowił się przysiąść do jej stolika. Dziewczyna odłożyła powieść na stolik, wcześniej wkładając zakładkę na odpowiednią stronę. Chłopak najwidoczniej nie zauważył jej siedzącej przy stoliku, ale no cóż… może i wygląda na drobną oraz troszeczkę niewidoczną, a prawie wszystkie miejsca w kawiarni są zajęte, ale.. 
 - Ej, Ty się tak specjalnie do mnie dosiadłeś czy też mnie nie zauważyłeś? – spytała dziewczyna biorąc łyka swojego cappuccino.
(Xav-chan ;3?)

Od Tyks cd. Est

Est weszła do pokoju. Trzymała czarno-złotą sukienkę. Uśmiechnęła się:
 - Mam nadzieję, że będzie do ciebie pasować. Czarny i złoty to chyba twój kolor.
 - Raczej tak.
 Przymierzyłam sukienkę. Była prześliczna i idealnie pasowała. Uśmiechnęłam się:
 - Prześliczna. Wspaniała z ciebie przyjaciółka.
 Est miała zadowoloną i dumną minę. Gdy skończyłam się ubierać poszłam z Est do kuchni. Zjadłam obfity obiad i wyszłam do ogrodu. Było cicho i spokojnie. Cisza przed burzą, pomyślałam. Westchnęłam. Est nigdzie nie było. Prawdopodobnie nadal siedziała w kuchni. Bardzo podobał mi się ich dom. Był pełen niespodzianek. Smutno mi było, że nie mogę zamieszkać tu na stałe, ale tęskniłam za Olimpem i starą watahą. W oddali usłyszałam powarkiwania.
 - Est?
 Cisza.
 Zza krzewu wyłonił się wilk. Poznałam ją. pojawiły się w oczach wilka ogniki. Zdrajca. Podła, zdrajczyni. Xerda.
(Est? Chciałaś akcję, no to masz xD Ale pliss, nie pisz że ryknełam z przerażenia itp. xDD)

Od Awerego - Misja I

Stanąłem przed ogromnym bunkrem. Otworzyłem szeroko oczy. Nakreśliłem na ramieniu runę. W jednej chwili zmieniłem się w żołnierza. Miałem mundur, broń i parę drobiazgów. Okulary niezdarnie opadały mi na nos, przez co wyglądałem jak Hitler. (Wąsiki mi dorosły! Nie czepiać się!). Czekałem przed bramą. Podszedł do mnie jakiś facet. Wpisał kod i wszedłem za nim do środka. Popatrzy nam nie dziwnie.
 - EJ TY! -krzykną, ale mnie już nie było.
 Wiedziałem, że zmiana w Hitlera to zły pomysł! Moje zadanie: zdobyć karty elektromagnetyczne pozwalające udostępniać nam bunkier z bronią.
 Gdy zgubiłem strażnika wyciągnąłem z marynarki małego pająka. Był mechaniczny.
 - Słyszysz mnie XP-53A?
 - Słyszę! - odparł metaliczny głos od pająka.
 - Twoja misja to znaleźć, gdzie obecnie znajduje się Generał Broni Lara von Treskow lub Generał Siergiejew Mielentij. Gdy któregoś z nich znajdziesz prześlij mi dane. Zrozumiano?
 - Tak! - pająk uciekł mi z ręki.
 Postanowiłem wysłać tych pająków jeszcze z dziesięć. Potem zacząłem poszukiwania na własną rękę. Oni nadal mnie ścigali, więc miałem dosyć duży problem. W oddali usłyszałem głos:
 - Tak madame! Tak generale!
 Zrozumiałem. Ktoś rozmawiał z generałem Larą. Wpadłem wtedy na szalony pomysł. Chwyciłem coś co z wyglądu przypominało krążek. Rzuciłem na ziemię. Zmienił wygląd. Stał się mechanicznym psem. Robot zaatakował  strażnika który rozmawiał z generał. Ja w tym czasie wdarłem się do systemu (nie wiem czy wiecie, ale wspaniały ze mnie haker!) i wyłączyłem kamery. Systemy alarmowe również zaczęły szminkować, więc miałem chwilkę do namysłu. W pewnej chwili robo-wilk przyniósł mi plany bunkra.
 - Jak..? - zacząłem, ale szybko zrozumiałem.
 Wilczur zaatakował jakiegoś sierżanta i chyba wyrwał mu te plany. Po czym zmienił się z powrotem w krążek i potoczył się do mojej kieszeni. Z oddali słyszałem głosy. Zmieniłem się w wilka po czym szybko oddaliłem się w inny kąt. przejrzałem mapę. Wiedziałem gdzie są drzwi do bunkra z bronią.  Znalazłem też parę tajnych przejść. Byłem zadowolony. Usłyszałem z oddali głos pani generał:
 - Do cholery gdzie ten...
 - Tutaj! - zawołałem. Wiem, to było głupie.
 Generał odwróciła się w moją stronę. w jej oczach były ogniki.
 - Ty!
 - Tak, ja!
 Rzuciłem się na miotającą panią Generał. Jednak nie doceniłem jej. Chwyciła nóż. Próbowałem jej go wyrwać, ale tylko pogorszyłem sprawę. Wysunąłem pazury i z pośpiechem nakreśliłem na jej szyi runę oznaczającą "Osłabienie". Generał coraz wolniej wykonywała swoje ruchy i w końcu padła na pół przytomna. Wyjąłem jej kartę. Oddaliłem się od korytarza i rzuciłem gazem. Był to prototyp i było mi go trochę żal że nie mogłem go skopiować. Gaz nazwałem Gaz-34 kas. Kasował pamięć. Z trudem udało mi się ominąć straże. Jednak w pośpiechu udałem się tam, gdzie czekała na mnie reszta ekipy. Kuśtykałem na prawą łapę, gdzie zraniła mnie Lara von Treskow. Cudem ocalałem, przed jej nożem.

Od Casprina cd. Aristanae

Popatrzyłem lekko zaskoczony na dziewczynę.
 ,,Skąd ona wie? Pewnie czuć ode mnie magię." - pomyślałem.
 Zrobiłem poważną minę. Podszedłem do niej spokojnym krokiem i popatrzyłem prosto w jej oczy.
 - Dobrze, powiem, ale najpierw ty mi powiedz, czy należysz do SJEW'u itp. - rzekłem spokojnie i uśmiechnąłem się złowieszczo. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i powiedziała szybko:
 - Nie. Teraz twoja kolej.
 - Napewno?
 - Napewno.
 Stanąłem nieruchomo i popatrzyłem na ziemię. Po chwili zacząłem się rozglądać. Nikogo nie było oprócz nas na dworze. Zapewne przez tak wczesną porę. Po krótkim czasie mój wzrok był skupiony na dziewczynie.
 - A możesz mi powiedzieć, czy ty masz Gen? - zapytałem cicho.
 - Ja pytałam pierwsza! - odparła oburzona dziewczyna. Przewróciłem oczami.
 - No dobra, tym razem powiem, ale pod warunkiem, że ty też powiesz - powiedziałem trochę tak, jakbym jej groził.
 - To mów: masz Gen, czy nie? - zapytała obojętnie Aristanae. Przez chwilę nerwowo tupała nogą.
 - Mam - odparłem - A ty?
(Aristanae?)

Od Tyks cd. Xaviera

Kelnerka podeszła do chłopaka który zamówił sobie mocne cappuccino. Usiadłam do niego, nawet nie pytając. Co we mnie wstąpiło? Nie wiem! 
- Gorąca czekolada, proszę. - odezwałam się do kelnerki. 
Chłopak patrzył na mnie oschle. Zastanawiał się, kim jestem, co tu robię i czemu do niego podeszłam. Moje oczy zwróciły się na parę kłócąca się o jakieś pierdółki. Chłopak z nerwów uderzył dziewczynę w twarz i odszedł, nie przepraszając. Ludzie bywają okrutni. Podpatrzyłam na chłopaka oschle. Posłał mi takie samo spojrzenie. 
- Czemu się do mnie dosiadłaś? - zapytał, niby grzecznie, ale w głosie była ironia. 
- Bo jestem tobą zaciekawiona. - odparłam równie oschle. 
Jeżeli chłopak był w takim samym charakterku, może nawet się polubimy? 
- Tyksona, lub po prostu Tyks. Tak na mnie wołają, A ty?

(Xavier? Nieźle się zaczyna default smiley xd)

Od Vincenta cd. Aristanae

- Akurat teraz musiało się im zachcieć atakować - westchnąłem jadąc prędkością zdecydowanie przekraczającą wszelkie przepisy ruchu drogowego. Skręcałem w coraz to węższe uliczki starając się zgubić ogon, jednak byli naprawdę zdeterminowani by nas dorwać.
- Wiesz w ogóle gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczyna siedząc sztywno w fotelu.
- Tak mniej więcej - odpowiedziałem starając się przypomnieć sobie, czy nie podpadłem komuś w ostatnim czasie, jednak nikt nie przychodził i do głowy. Chyba, że jacyś wrogowie prezydenta. To była chyba najbardziej prawdopodobna opcja, a jeśli to oni to mamy naprawdę duży problem.
- Chyba wiem kim oni są... - zrobiłem pauzę, wymijając jakąś staruszkę przechodzącą po pasach.
- No? - zniecierpliwiła się.
- To prawdopodobnie jacyś wrogowie prezydenta, którzy najpewniej myślą, że jest on w tym samochodzie...
- Czy wiąże się z tym jakiś plan, czy dalej będziemy potrącać starsze panie na pasach?
- Planu nie ma, chyba, że jakiś wymyślisz. A tą staruszkę wyminąłem, nosz.
(Aristanae?)

Od Hikaru cd. Ookaminoishi

- Nie wiem... Cokolwiek, może znasz kogoś z apteki, czy coś w tym stylu - wzruszyłem ramionami starając się "zachowywać normalnie". Starałem się jednak nie spuszczać z oczu członka SEJWu, który znajdował się coraz bliżej. Chyba nie miał zamiaru odpuścić. Miałem tylko nadzieję, że nie przyprowadził ze sobą zbyt wielu sprawiających problem kumpli. Nie atakował chyba tylko dlatego, że chodziliśmy główniejszymi ulicami byłoby za dużo świadków.
- Chodzimy dalej głównymi, czy testujemy ich skręcając w którąś z bocznych uliczek? - zapytałem ją szeptem.
Wzruszyła ramionami, więc skręciliśmy w najbliższą mniej ruchliwą ulicę, wciąż było tu wielu ludzi, ale mniej niż wcześniej. Tak jak się spodziewałem członek SEJWu szedł za nami.
- Co teraz?
(Ookami? Oj, tam jak kocha to tęskni XD)

27 września 2015

Od Narcyzy cd. Jacoba

- Podziękuję. - Skrzywiłam się lekko. Nie przepadałam za papierosami. Zapach nikotyny lub dymu zbyt łatwo zwracał na siebie uwagę. A poza tym co to za przyjemność dławić się trucizną? Nigdy nie zrozumiem palaczy. - Ale nie krępuj się.
  Chłopak wzruszył ramionami i wyją z paczki jednego szluga. Chwilę potem zaciągał się już cuchnącym dymem, roztaczając nieprzyjemną aurę... palącego bisha. To ten typ chłopaka, który jest przystojny i doskonale zdaje sobie sprawę, jak to wykorzystać. I mówię to jako osoba, z pewnym doświadczeniem miłosnym.
- Więc? Co taki wsiok robi w wielkim mieście? - spytałam, nie bez pogardy w głosie.
- Nic specjalnego, spaceruję, podziwiam, to naprawdę niesamowite, że odkąd mieszkam na Arenie 6 nigdy nie widziałem tyle świń w jednym miejscu.
  Świnie. Cóż, wielu z nich zapewne je przypominało... jednak zbyt często były to tylko pozory. Nie. Na Arenie 1 niewiele było tłustych wieprzy, zdolnych tylko do obżerania się. I dlatego moja praca tutaj jest taka trudna.
- Świnie nie są tak nieprzewidywalne i niebezpieczne. - Zwęziłam oczy w wąskie szparki, pochylona nad parującym napojem. - Bardzo potulnie idą na rzeź.
- Oczywiście, jesteś specjalistą. - Spojrzałam na chłopaka nieprzychylnie, a on uśmiechnął się. Jego kawa stała na ławce, stygnąc.
- Lepiej wypij, nim będzie kompletnie zimna - powiedziałam z przekąsem. - Na tym świecie tylko dwie rzeczy są gorsze od smaku papierosów - odchody i zimna kawa.
(Jacob? No niech ci będzie, pal sobie ;) I wybacz, ale nie jestem w stanie dorównać Ci długością wypowiedzi XP)

Od Xaviera

- Panie Goldblatt, jak ja mam coś takiego wprowadzić na rynek, co?! - wrzeszczał gruby mężczyzna w dresie. - Nie dość, że zachodzi mnie pan w czasie wolnym, to jeszcze to co pan mi proponuje jest niezdatne do użycia! - krzyczał mężczyzna gwałtownie gestykulując i pokazując na małe pudełko leżące na stole, w którym się znajdowała replika miecza świetlnego z Gwiezdnych Wojen, któremu pozwoliłem sobie nadać nazwę "Miecz Fotonowy". - Gdyby nie był pan jednym z naszych najbardziej dochodowych pomysłodawców, już by tu pana nie było! Przecież to jest jakaś zabawka! Ech, Goldblatt...
- Proszę pana, proszę się tak bardzo nie denerwować, zaraz mnie tu nie będzie i nie będę panu przeszkadzał w ćwiczeniach, dobrze, panie Scum? - powiedziałem uspokajająco jednocześnie uśmiechając się przymilnie. Jestem już przyzwyczajony się tak zachowywać przy takich szychach jak on. 
„Muszę jeszcze zabrać model ze stołu.” - pomyślałem wkładając pudełko do kieszeni. 
Już się odwracałem żeby wyjść z jego gabinetu, kiedy usłyszałem za sobą głos mojego "przełożonego".
- Aha, i przepraszam ze musiałeś ubierać dzisiaj ten garnitur, skoro i tak, i tak nic nie załatwiłeś. Hehe, pewnie musiałeś wzbudzać nie małe zamieszanie wśród kobiet, kiedy tu jechałeś. Hah, tez taki byłem kiedy byłem młodszy! Tyle, że ja nie miałem czarnych włosów i niebieskich oczu jak ty! Haha! - serdecznie śmiał się mój pracodawca. Szybko zmienił swoje nastawienie. Nie lubiłem faceta. Strasznie.
Powoli traciłem nad sobą kontrole. Jak długo mam udawać niewiniątko, co!? Ja chce stąd w końcu wyjść. Ale wytrzymam jeszcze chwilę. 
- Haha... tak, ma pan rację. No to cóż, może następnym razem się uda. Do widzenia. - odparłem i wyszedłem. Nie mam ochoty oglądać jego gęby. Typowa szumowina, która żeruje na innych, ale na szczęście akurat dla mnie - za dobre pieniądze.
Kiedy byłem w holu wyjąłem i otworzyłem pudełko. Był w nim podłużny metalowy przedmiot, który miał długość mniej-więcej dwudziestu pięciu, a średnicę około trzech centymetrów. Do jednego końca przymocowany był metalowy obiekt, który przypominał trochę karabinek do wspinaczki górskiej, a w drugim, nieco grubszym, widać było czarny otwór, co przywodziło na myśl wylot lufy.
Powoli wyciągnąłem go z pudelka i przesunąłem kciukiem włącznik. Przede mną z cichym buczeniem pojawiła się długa na ponad metr energetyczna klinga, rzucając dookoła niebieskie światło. Podszedłem do najbliższej doniczki i machnąłem ręką.
Po chwili w miejscu gdzie Miecz Fotonowy przeciął doniczką teraz pojawiła się smuga, a chwile później ziemia wraz z kawałkiem doniczki osunęła się na podłogę.
- "Zabawka", huh? - mruknąłem do siebie.
Poszedłem w stronę parkingu podziemnego, gdzie zostawiłem swój motocykl. Niestety bez niego nie mogę dostać się do domu, a nie chce się teleportować, to zbyt niebezpieczne.
Nie dość, ze musiałem ubrać garnitur, to jeszcze musiałem zostawić Obierka samego w domu! "Obierek 3000" – tak brzmi jego pełna nazwa, czyli po prostu android – jednorożec. Nie pytajcie się nawet, czemu jednorożec. Pewnie teraz ogląda jakieś dziwne seriale leżąc na mojej kanapie.
Chociaż najgorszą rzeczą było to, że musiałem się fatygować z Areny 1 do 3, co mnie naprawdę boli.
Zjechałem windą na piętro -3, na którym stał mój motocykl. Ten budynek jest za duży. Podbiegłem do mojego czarnego motocyklu i założyłem na głowę kask w jedynym akceptowanym przeze mnie kolorze – czarnym, który przyczepiłem do motocykla.
Powoli wyjechałem z parkingu z zamiarem dostania się do Areny 1.
---
Dojechałem już pod mój dom, ale szczerze nie miałem ochoty bawić się w projektowanie dla pana Scuma, więc chyba się przejdę. Godzina jeszcze młoda, więc czemu by nie skorzystać?
Zacząłem iść wolnym krokiem w niewiadomym mi kierunku. 
Szedłem już może 10 minut gdy nagle poczułem czyjąś obecność, a chwile potem ruch czegoś ciężkiego w moją stronę. Zablokowałem to jedną ręką i poczułem lekką zmianę. Odblokowałem ekran mojego telefonu i włączyłem kamerkę z przodu. Popatrzyłem się na siebie. Moje oczy zmieniły kolor na złoty, ale do tego już jestem przyzwyczajony. Ale nie moje oczy zwróciły moją uwagę, tylko grupa ludzi stojących za mną. Było tam może siedmiu ludzi z nożami. Westchnąłem.
- Dobra, mam trochę napięty terminarz, więc może powiecie mi o co chodzi i wszyscy rozejdziemy się w swoje strony? - powiedziałem odwracając się.
- Ostatnio przeszkodziłeś nam w napadzie – powiedział największy z nich, stojący na środku, który przedtem prawdopodobnie rzucił ciężkim przedmiotem w moją stronę. - Teraz musisz za to zapłacić.
Zacząłem szukać w pamięci czegoś takiego. Och, przypomniało mi się. To było kiedy miesiąc temu poszedłem do banku, akurat wtedy próbowali obrabować bank. Jeden z nich mnie popchnął, więc się go pozbyłem. Teraz się dowiedziałem, że to był ich dowódca. Na szczęście wtedy byłem tylko ja w banku. A teraz widocznie chcą się zemścić. Będzie to trudne. Wybrali sobie złego przeciwnika.
Wyjąłem z kieszeni w marynarce mój pistolet, P08 Parabellum.
- No to co, chłopcy? Bawimy się w waszą grę? - uśmiechnąłem się dziko.
---
Ubrudziłem swoją marynarkę krwią. 
- Dopiero co ją prałem! Naprawdę..?
Ściągnąłem ją i przewiesiłem przez ramie.
Znowu spojrzałem na ekran telefonu – moje oczy wróciły do normalnego koloru. Zacząłem się rozglądać po uliczce. Blisko mnie była kawiarnia, więc postanowiłem tam wejść i napić się czegoś ciepłego.
Wszedłem do przytulnego wnętrza i usiadłem przy stoliku obok okna. Po chwili podeszła do mnie kelnerka.
- Witam, poproszę espresso i jakieś ciastko – powiedziałem uśmiechając się do kobiety.
(Jakaś pani, może? Mam nadzieję, że mój charakter przypadnie do gustu chociaż jednej osobie na blogu :D)

Od Aristanae cd. Casprina

Dziewczyna pokiwała głową na znak zrozumienia, po czym wsiadła na swój rower górski. Po chwili jechali już drogą powrotną do domu dziewczyny. Całą drogę różowowłosa zastanawiała się nad słowami chłopaka, które odbijały się w jej głowie jak echo. „Tutaj można się poczuć jak prawdziwy wilk”.  „Czyżby ten chłopak miał Gen?”,  pomyślała, jednak szybko potrząsnęła głową, by otrząsnąć się z tej myśli. Chociaż… dziewczyna czuła zapach tej dziwnej „magii” pochodzący od chłopaka, który jechał przed nią. Czyli jednak. Do jej domu dotarli szybciej niż się spodziewała. Chłopak zdążył już się zatrzymać przed jej domem, kiedy ona dopiero dojeżdżała. 
- Dobra... ja się zmywam mam jeszcze parę spraw do załatwienia... – mruknął chłopak
- Czekaj! – zawołała za chłopakiem, kiedy ten już miał odjechać
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, że ją woła, dziewczyna w sumie też była zaskoczona, tyle że z powodu, że tak głośno to powiedziała. Gestem pokazała chłopakowi, by do niej podszedł.
- O co chodzi? – spytał, kiedy podszedł do dziewczyny
- Jesteś wolny dziś po 16? – zapytała Aristanae rozglądając się wokoło, czy przypadkiem kogoś w pobliżu nie ma
- Po co ci ta wiedza…? – wykrztusił chłopak
- Dowiesz się jak spotkamy… muszę Cię wypytać o… Hm… to i owo… Więc jak? Jesteś wolny czy nie? – spytała osiemnastolatka nerwowo przechodząc z nogi na nogę, ponieważ za chwilę miała rozpoczynać pracę, a nie chciałaby się spóźniać. – A i proszę nie brać tego jako randki, bo skopię Ci dupę, jeżeli Ci to nawet przez myśl przejdzie – dodała ostrym tonem dziewczyna 
Chłopak najwidoczniej nie wiedział jak zareagować na jej wypowiedzią, bo stał jak stał i mrugał nerwowo oczami
- Albo wiesz co? Spytam się tu i teraz. Masz Gen, nieprawdaż? - szepnęła dziewczyna zakładając ręce na piersi - Prosiłabym tutaj o szczerość.
(Casprin?)

Od Est cd. Tyks

Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie umiem zbyt dobrze reagować na takie sytuacje. Do tego nadaje się moja sis, nie ja.
- No... może opowiem suchara? -  Nie umiem pocieszać, a rozmowę trzeba jakoś zacząć. - A, więc tak... Co mówi informatyk, gdy dostanie pendrive'a na urodziny...? Dzięki za pamięć! - Tyks zaczyna się cicho śmiać.
- Ty chyba nie masz poczucia humoru.
- No niestety... - dziewczyna po tych słowach wstała z łóżka i wytarła oczy.
- To... co teraz robimy? -  widać, że nie chce dalej ciągnąć tego tematu. Myślałam chwilę...
- No... najpierw dam ci jakieś swoje  ubrania, bo Elizabeth wyjechała i nie było kiedy ci uszyć nowych. Potem zjemy śniadanie i możemy iść do ogrodu. - dziewczyna kiwnęła tylko głową. Wyszłyśmy z pokoju, no i... poszłyśmy do mojego. Oczywiście weszłam sama, bo nie wpuszczam. Rozejrzałam się dookoła, pamiętnik... jest dobrze ukryty, nikt nie może się dowiedzieć w kim się bujam, śmialiby się. A drugą tajemnicę... osobiście dopilnuje by się nie wydała. Jeżeli wyjdzie na jaw... mogę tego nie przeżyć.  Szybko zakończyłam tą myśl i ruszyłam do szafy z ubraniami. Chwilę przeglądałam moje "zasoby" i zrozumiałam, że nic nie będzie pasować na Tyks. Niby jest podobnej wagi, ale moje ubrania byłyby na nią za małe. No cóż, wezmę przynajmniej coś dla siebie, bo nie będę chodzić cały dzień w tej różowej piżamie. Wyjęłam z szafy granatową sukienkę z guzikami i złotymi obszywkami. Wyszłam z pokoju i poszłam do "komnaty" Elizabeth.  Pokój pusty w szafie też było nie wiele, bo większość zabrała ze sobą, ale coś się znajdzie. Wybrałam pierwszy lepszy strój i wróciłam do Tyks.
(Tyks? Wymyśl coś dobrego, bo nie mam pomysłów XD)

Od Aristanae cd. Vincenta

Aristane stanęła jak wryta, czy ona postradała zmysły? Dziewczyna westchnęła głęboko przeczesując swoje różowe włosy. Zaczęła się obwiniać za to jak bardzo źle to rozegrała, bawić się jej złym charakterkiem zachciało. Odchyliła pistolet od jej głowy i spojrzała na Vincenta.
- Dobra niech Ci będzie. Owszem mam Gen oraz słyszałam o WKN. – powiedziała wzdychając
- Ty naprawdę jesteś głupia. – stwierdził chłopak
- Wyzywaj mnie ile chcesz, możesz mnie nawet teraz zabić wisi mi to i powiewa – wzruszyła ramionami dziewczyna
Chłopak spojrzał zaskoczony jej postawą, aż prawie wypuścił pistolet z dłoni, jednak w porę złapał wyślizgującą się broń. Dziewczyna patrzyła na chłopaka obojętnym wzrokiem. W myślach wyzywała samą siebie od najgorszych, toczyła wojnę myśli, jednak nie dawała jednak po sobie tego wyczytać, nie chciała być uznawaną za słabą.
- Tak czy siak musisz iść ze mną… - rzekł stanowczym głosem chłopak
Dziewczyna wzruszyła ramionami, wzięła klucze z komody, po czym zaczęła się nimi bawić kręcąc nimi na palcu. Chłopak spróbował złapać ją za ramię, jednak dziewczyna wyminęła jego rękę, po czym zmierzyła go morderczym wzrokiem.  Chłopak jedynie wywrócił oczami, za pewne zmęczony już jej zmiennym zachowaniem. Oboje wyszli z domu różowowłosej, po czym dziewczyna zamknęła drzwi wejściowe. Przed jej domem stał dość duży samochód. Chłopak dotknął jej ramienia, po czym zaczął popychać ją do przodu. Dziewczyna nie wytrzymała i kopnęła go w piszczel z minimalną siłą, a znając jej siłę musiało go boleć. Chłopak jedynie syknął z bólu zmierzając dziewczynę wściekłym wzrokiem. Ta jedynie pokazała mu język, niczym małe dziecko. Kiedy doszli do samochodu Vincent od razu podszedł do drzwi kierowcy, na co dziewczyna przekręciła głowę w prawą stronę.
- A dziewczynom drzwi się nie otwiera? – spytała
Chłopak spojrzał na nią przelotnie, po czym otworzył drzwi do auta, oczywiście od strony kierowcy. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami i usiadła na chodniku.
- Nie, to nie – mruknęła
Chłopak westchnął głęboko, po czym najprawdopodobniej zacisnął zęby i otworzył drzwi dla Ari. Osiemnastolatka wstała, otrzepała się brudów, po czym dygnęła uśmiechając się na przymus.
- Dziękuję panu. – powiedziała wsiadając do auta
Chłopak nic nie mówiąc zatrzasnął drzwi pojazdu, kiedy ta tylko wsiadła do auta. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po aucie. Panowała tu głównie czerń, a w środku pachniało nowością. „Nowe autko… No nieźle..”, zaśmiała się w myślach dziewczyna. Po chwili rozległ się odgłos uruchamiania silnika, po czym ruszyli z przed domu Ari. Jakoś tak w połowie drogi, Aristanae zauważyła, że jakiś podejrzany samochód za nimi jedzie.
- Ej Vincent… - zaczęła Ari co chwila się obracając do tylnej szyby
- Co chcesz…  - mruknął chłopak
- Bo wiesz… chyba ktoś nas… - nie dokończyła, bo właśnie wtedy rozległ się huk strzału oraz trzask dochodzący z tyłu
Vincent na chwilę stracił panowanie nad samochodem, jednak w zaskakująco szybkim tempie odzyskał kontrolę nad autem.
- Co jest do cholery? – warknął Vincent
- Mnie się pytasz?! Skąd JA mam wiedzieć? – spytała dziewczyna patrząc na dziurę po kuli w tylnej szybie
Po chwili nastąpiły kolejne strzały i kolejne trzaski szyb. Vincent nacisnął pedał gazu, by przyspieszyć do zaskakujące prędkości. Jednak jak można było się spodziewać tajemniczy strzelcy także przyspieszyli. W  głowie dziewczyny plątały się tysiące myśli, a może to znajomi Vincenta?
- A może to Twoi znajomi..? - spytała nieśmiało dziewczyna
- Nie, tak to by raczej do mnie nie strzelali, nieprawdaż? - odparł chłopak spoglądając co chwila w lusterko wsteczne
- Na pewno? - upewniła się dziewczyna
- W przeciwieństwie do Ciebie ja nie kłamie... - westchnął chłopak
Po chwili rozległ się kolejny strzały. Kolejna wojna myśli w głowie dziewczyny. Co oni mają teraz zrobić?
(Vincent? Nagły zwrot akcji!)

Od Ookaminoishi cd. Hikaru

Chyba Hikaru też to wyczuł. Ten SJEW coraz bardziej mnie irytował. Dobrze, że rzadko przychodzili na pola.
- Na razie zachowujmy się tak jak dotychczas, jeżeli nas zaatakuje, my mu odpowiemy tym samym – mruknęłam do niego cicho tak, żeby tylko on to usłyszał. Potem zaczęłam już normalnym tonem. – Apteka? A jak myślisz, po co się chodzi do apteki? – spojrzałam się na niego jak na idiotę. Ten tylko uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
- No nie wiem… leki? Bandaże? Cele towarzyskie? Zastosowań jest wiele – odpowiedział. Westchnęłam głęboko. Z kim ja się zadaję, no z kim?
- To pierwsze… i skąd ten trzeci pomysł? – nadal mierzyłam go wzrokiem. Członek SJEW-u coraz bardziej się zbliżał, co wcale mi się nie podobało.
(Hikuś? Się niecierpliwisz… a podobno jak kocha, to poczeka :3)

Od Jacoba cd. Narcyzy

- Urocza jesteś - odparłem beznamiętnym tonem. - Ale musisz wiedzieć, że nie jestem taki łatwy, postaraj się bardziej.
Dziewczyna błyskawicznie schowała cukierki do kieszeni.
- Jak chcesz - prychnęła i nadąsana rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu straży.
- Chociaż w sumie...- zacząłem szybko, natychmiast przykuwając ponownie uwagę tej dziuni.
~Zwariowałeś~ stwierdziła Meesterskap~ będą z tego kłopoty.
~Jakie kłopoty?~ wtrącił się Opwinding.~ Zawsze można zniknąć, z kawka z tą lalą może być zabawna.
~Ja z wami nie mogę~ mruknęła Meesy niby do siebie, niby do nas.
- Może być latte?- zapytałem na głos.
- Nie, espresso - burknęła dziewczyna, jednak wyraźnie zadowolona z przebiegu sytuacji.
Znikając usłyszałem jeszcze:
~Espresso? Po południu?! Te mieszczuchy muszą spać mniej niż 8 godzin dziennie!
Szybko załatwiłem sprawę z kawą. Najlepsze były miny dwojga ludzi, których kubki nagle 'zniknęły'.
Kiedy pojawiłem się z powrotem dziewczyna stała dokładnie tam, gdzie wcześniej, dokładnie w tak samo, jak wcześniej. Jak posąg. Zaśmiałem się pod nosem.
- No w końcu - burknęła.
- Zawsze jesteś taka miła?- spytałem, podając jej gorący, styropianowy kubek.
- Tylko dla takich wieśniaków, jak ty - odparła i pociągnęła drobny łyczek kawy.
- To co, przejdziesz się z wieśniakiem?- zapytałem ze śmiechem.
- Hmm, niech będzie - zawyrokowała.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Względnym milczeniu:
~No super- pijemy sobie kawkę z mieszczuchem, ależ to zabawne~ Vrees zaśmiała się ironicznie.
~A żebyś wiedziała~ odparłem.
~Te, ale dupcia to z niej jest~ Opi mrugnął porozumiewawczo~ Chociaż taka trochę gburowata.
~Aha, tylko fajnie, że prawie wydała Jaco władzom~ warknął Woede~ Konfidentka jedna.
~Daj spokój, o tą latarnię sam byś się wkurzył~ zauważył Opi.
~Nawet nie chcę wiedzieć, jak to się skończy~ ucięła Meesy i przysiadła na gałęzi niewielkiej wiśni na brzegu placu.
- Usiądziesz?- zapytałem dziewczynę i wskazałem jej ławeczkę pod drzewem.
- A tak z ciekawości- zaczęła, kiedy byliśmy już przy ławeczce- skąd pochodzisz?
- Z Pola na Arenie 6 - odparłem- Nazywam się Jacob. A ty?
- Narcyza - przedstawiła się.
- Niezmiernie mi miło panią poznać- powiedziałem sztucznie arystokratycznym tonem. Tak naprawdę potrafiłem doskonale mówić w tych klimatach, jak i wielu innych, ale zrobiłem to celowo.
- Mnie również - odparła z równie przesłodzonym uśmieszkiem.
- Palisz?- zapytałem, wyciągając w jej kierunku paczkę Djarum'ów.
(Narcyza? Mam nadzieję, że chociaż zapalić mi pozwolisz ;D )

Od Naryi

Drzemałam na gałęzi drzewa, w lasku oddzielającym sąsiednie pola. Poniżej mnie rozlegał się cichy kojący szmer strumyka, ptaki śpiewały, a słońce prześwitujące przez gałęzie drzew przyjemnie grzało. Spokój i sielanka, odpoczynek, cisza, pora sjesty... Ale było za gorąco żeby spać, albo imprezować. W przypadku jednego było za ciepło i się po prostu nie dało, a jeśli o drugie chodzi, człowiek padał po pięciu minutach. Pogrążona w marzeniach zapatrzyłam się w wzór z liści tworzących baldachim nad moją głową. Siedziałabym tak pewnie kilka godzin, ale z rozmyślań wyrwał mnie dziki okrzyk radości i przerażenia. Pierwsza skojarzyła mi się kolejka górska, ale wieś to wykluczała... Spojrzałam w kierunku głosu. Chole*a. Gałąź zasłaniała mi widok... Trzeba będzie wstać. Jęknęłam w myślach, i leniwie podniosłam się, stając na gałęzi. Wygięłam się kilka razy, i moim oczom ukazał się kawałeczek pola. Nic nie zauważyłam, i już miałam sobie dać spokój, kiedy przez widoczny fragment COŚ przemknęło. Wytrzeszczyłam oczy nie mogąc uwierzyć w to co widzę... ktoś jeździł na krowie! Oszołomiona zsunęłam się z drzewa, i ruszyłam w stronę pola, idąc przez największe krzaki, przy których zdążyłam sobie zadrapać łokieć krzakiem jeżyn, poparzyć się pokrzywą, a po potknięciu się nałapać liści we włosy. Dotarłam żywa na granicę lasku i zagapiłam się na jeźdźca. Albo jeźdźczynię? Tak to się chyba mówiło...
<Dokończy to ktoś dziki i nienormalny? Szukam podobnych charakterów...>

Od. Tiffany cd. Somniatis czyli Krotki poradnik o Erdas czyli jak nas wykiwali.

(cd. tego)
  Odetchnęłam. Jak ten gościu mnie poznał? Kim on właściwie był? Wokół mnie rozciągało się duże obozowisko. Było pełno namiotów i kilka ognisk. Większość żywiołaków chyba siedziała w namiotach. Chyba jako ludzie. Jesteśmy takim narodem, że możemy zmienić się w dowolne niemagiczne stworzenie. Nas najbardziej fascynowali ludzie. Można nazwać Erdas pierwszą ziemią. Była... no... pierwsza. Kiedyś ludzie tu mieszkali, ale przenieśli się na nową planetę. Mi tam Erdas odpowiadał. Wstałam i weszłam do największego namiotu złoto-czerwonego. Stał tam właśnie młody chłopak. Prycza była zasypana mapami i innymi rupieciami między innymi: toporem, włóczniami i mieczem. 
- Podobno chciałeś się ze mną widzieć, oto jestem. - powiedziałam, starając się żeby mój głos był pewny siebie.
- Miło mi, że mnie wysłuchałaś. Jestem Newery. Legionista księcia Percy'ego Wajpera River. Byliśmy na zwiadach. 
Zauważyłam Somniatisa. Siedział przy ogniu słuchając uważnie chłopaka. 
- Wataha Północy zniknęła. Tak nagle. Podejrzewają o to ciebie. Masywne ataki zbuntowanych demonów. 
- Pokaż mi mapę! - poprosiłam, choć jak to ja Mroczna powiedziałam to jakby był to rozkaz.
Na mapie były napisane głównie plany. Był też podział. Pustynia, smocza latająca wyspa na której mieszkają smoki. kopalnie krasnoludzkie, kanion gryfa i parę innych miejsc. 
- Przepraszam - przerwał mi Somniatis - czy jest was więcej? I czy oprócz żywiołaków, są jeszcze jakieś inne magiczne stworzenia?
- Mnóstwo, są między innymi smoki, krasnoludy, elfy, gryfy. Innymi słowy wszystkie mityczne stwory od wampirów po minotaury i dalej. No i oczywiście twój ród. Wilki. Żywiołaki nie mogą zamieniać się w magiczne stworzenia. 
- To czemu ty jesteś wilkiem?
- My żywiołaki wiesz, mamy rożne moce i bez względu na to w co się zamienimy, nasze moce i tak pozostaną z nami. A ci którzy mają skrzydła... mają skrzydła również w innych formach.
***
Pod wieczór zaczęliśmy się pakować.  Byliśmy gotowi. Jednak dopadła mnie senność. Tak... nagle! Somniatis również chwiał się na nogach, a mogłam przysiąc, że był w pełni sił. 
- Czy ty... ziew! ...masz... ziew!... - nie dokończyłam. Zasnęłam.
Wraz z Somniatisem obudziliśmy się w jakiejś jaskini.
Mruknęłam:
- Zmiennokształtni! WIEDZIAŁAM! Wiedziałam, że Newery jest jakiś podejrzany. 
- Co teraz? 
Byliśmy związani. Z mroku wyłoniła się hydra. Miała osiem głów. Rzygała kwasem. 
(Somniatis? Mam nadzieję że po moim krótkim poradniku się trochę zorientowałeś o co chodzi w  Erdas ;3)

Od.Tyks cd. Est

(cd. tego
Est zaczęła powoli wycofywać się z pokoju z pamiętnikiem. Przyznam się, że takiego ruchu się nie spodziewałam.
- Awery, lepiej choć do mojego pokoju. 
Wilk wskoczył do mojej głowy (co wyglądało dziwnie) i poszliśmy do mojego pokoju. 
***
Zagasiłam światło. Awery wyskoczył z ukrycia.
- Miło mi, że teraz zadajesz się z kimś godnym. 
- Co masz na myśli? 
- To, że nienawidzę kiedy basior się do ciebie zbliża. A już na pewno człowiek.
- Bracie! Miałeś skończyć ten temat! Znikasz sobie ot tak na dziesięć lat! WIESZ ILE PRZESZŁAM?!
- Słuchaj nie drzyj się. Spokojnie.
- SPOKOJNIE?! JA CI DAM SPOKOJNIE!
Cisnęłam sztyletem w hologram. Awery tylko zapatrzył na mnie troskliwie. 
- Przepraszam... widzę co uczyniłem. Wybacz mi.
Rozpłyną się w powietrzu. Rzuciłam się na łózko i płakałam. Nie zauważyłam kiedy do pokoju weszła Est:
- Będzie dobrze...
Nic nie odpowiedziałam. Pozwoliłam jej, aby mnie pocieszała...
(Est? Trochę dramatyzmu nie zaszkodzi :3)

"Historię piszą zwycięzcy" - Winston Churchill


Imię i nazwisko: Narya Wingston.
Pseudonim: Naya, ale siostra zawsze mówi na nią Lira. Wzięło się to stąd, że kiedy były małe, bawiły się w berka w sklepie muzycznym, a Narya wpadła wtedy na lirę właśnie.
Płeć: Kobieta.
Orientacja: Heteroseksualna.
Wiek: Ma 19 lat, ale przed nią jeszcze jakieś pięćset (starzeć przestanie się mniej-więcej w wieku 25 lat).
Żywioł: Cień
Cechy charakteru: Tak jak jej żywioł trzyma się na uboczu i jest nieśmiała. Potrafi grać na dwa fronty, tak jak cień przedmiotu, na którego swiatło pada z dwóch stron. Jej duszę wypełnia inwencja twórcza. Czerpie z życia jak najwięcej, bo wie, jak szybko przeminie. Czasami coś ją trafia, i rzuca się na podbój wszystkich możliwych sklepów z ciuchami, kosmetykami, salonów fryzjerskich, SPA, kawiarenek, i czego tylko się da. Przy swojej nieśmiałej naturze nie staje się popychadłem, jest waleczna i korzysta z wszystkich możliwych przywilejów. Uwielbia zimno.
Aparycja: Jako człowiek ma brązowe, proste, długie włosy, które związuje przy samych końcach. Uwielbia arafatki, apaszki, chustki, bandany, i wszelkiego rodzaju szale na szyje, choć na codzień ich raczej nie ubiera. Ubiera się w ciemnozielone dżinsy i białą bluzkę na ramiączkach, odkrywającą brzuch. Na rękach nosi zielono-brązowe rękawiczki, i srebrne bransoletki. Do rękawiczek na łokciach są przyczepione kajdanki i ochraniacz. Chodzi w ciemnobrązowych butach z miękkiej skóry do kolan. W wilczej formie jej spojrzenie poraża neonowym błekitem. Jej sylwetka jako wadery jest przesadnie szczupła i smukła. Ma jasne, kremowe futro, kasztanowe pasy na ogonie, które są w kolorze jej włosów, i czarne skarpetki. Na szyi nosi dwa nieśmiertelniki, które kiedyś kupiła żeby się pośmiać. Chodzi w płóciennej brązowej kamizelce, do której jest przymocowany kołczan ze strazałami. Jej lewą tylną łapę zdobi czarny pokrowiec z nożem.
Praca: Jest dziennikarzem, a że pracowała już w tym jakiś czas, nie musi niczego pisać w terminie, po prostu zdobyła sławę i wydawnictwa biją się o nią.
Stanowisko: Łucznik.
Historia: Nie znała swojej rodziny oprócz rodziców i siostry. Mieszkała w zamkniętym domu, i nie chodziła do szkoły, pobierając prywatne lekcje w domu razem z siostrą. Obie od małego kochały muzykę, ale Naya miała nie tylko słuch muzyczny, ale talenty do wszystkich dziedin artystycznych. Kiedy miała sześć lat jej tata zmarł, a mama załamała się. Mając osiem lat zakochała się w herbatach, a kiedy miała dziesięć lat w perfumach. Na trzynaste urodziny dostała swoją pierwszą kolekcję błyszczyków. W wieku szesnastu lat postanowiła zacząć żyć na własną rękę, i wyprowadziłą się rozpoczynając pracę.
Moce: 
  • Władza nad cieniem, co daje jej możliwość przesuwania przedmiotów i wprawiania ich w stan lewitacji. 
  • Potrafi lewitować.
  • Panuje nad pogodą.
  • Potrafi poruszać się z prędkością światła.

Umiejętności i zainteresowania: Kolekcjonuje herbatę, perfumy i błyszczyki, lubi pisać opowiadania. Śpiewa i maluje, ale nie profesjonalnie. Od małego trenuje jogę. Kocha pływać, odkąd po raz pierwszy pojechała z rodziną nad morze. Wyśmienicie strzela z łuku. Jej ulubioną rozrywką jest spanie gdzie popadnie.
Partner: Szuka, szuka, szuka, szuka i coś go nie może znaleźć... Bardzo ją to martwi, bo słusznie jej się wydaje, że faceci od niej uciekają.
Zauroczona w: Cudownie miękkim własnym łóżku.
Rodzina: Ma matkę, z którą za bardzo już nie utrzymuje kontaktów, i młodszą o dwa lata siostrę.
Przedmioty: Nie ma takich rzeczy.
Talizman: Naszyjnik z kwarcu różowego, wzmacnia jej silną wolę, i chroni przed czarną magią, np. czytaniem w snach, czy demonami.
Miejsce zamieszkania: Arena 6, na polu
Ciekawostki: 
  • Jest wielką miłośniczką książek. 
  • Nienawidzi fasoli, szparagów, szpinaku, ogólnie zieleniny.

Kontakt: Elendi

Od Est cd. Tyks

- Hm... no cóż, wybaczam. Tylko następnym razem wymyśl coś innego niż tłuczenie mi ramek.
- Rozumiem. Następnym razem zbije szybę.
- Nie, nie nie. Nawet nie próbuj. - Uśmiechnęłam się. - A i Tyks muszę ci coś pokazać. - Wyjęłam z kieszeni kawałek kartki. - Czytaj. - Dziewczyna chwilę przeglądała tekst zapisany na papierze, wzięła głęboki oddech i zaczęła głośno czytać:
- Sis muszę wyjechać na jakiś czas, z tydzień mnie nie będzie. Muszę pozałatwiać sprawy na Arenie 1. Wiesz, kupić jakiś ładny materiał i inne tego typu rzeczy. Do zobaczenia, Elizabeth.
- Ona to chyba lubi robić problemy... - Na moją wypowiedź Tyks wzruszyła tylko ramionami. - No to wy, skończcie rozmowę, ja z Clair lecimy do ogrodu. - Nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju i ruszyłam na dół. Nie chciałam wpychać się w spotkania rodzinne... czekaj, czekaj... Oni są w moim pokoju! Wbiegłam z powrotem na górę prosto do pomieszczenia. Ignorując to, że rozmawiają złapałam Tyks i zaczęłam wyciągać ją z pokoju.
- Est, co ty robisz!? - wypchnęłam dziewczynę z pokoju, zamknęłam i zasłoniłam drzwi własnym ciałem.
- Tu... tu nie wolno siedzieć! - Uf... jeszcze chwila i odkryliby to.
- Czemu?
- N... nieważne. - Tyks spojrzała zdziwiona. - Gdzie twój brat?
- Został, przecież w środku. - Na te słowa szybko rzuciłam się do drzwi. Zobaczyłam Awerego, a przed nim leżała książka, mój pamiętnik! Czułam jak moja twarz robi się cała czerwona. Basior od razu zrozumiał o co chodzi.
- Ja nic nie dotykałem! Upadł kiedy wynosiłaś Tyks z pokoju. Ja jestem tylko hologramem, patrz. - Jednak zanim basior zdążył zrobić jakikolwiek ruch, rzuciłam się na podłogę i złapałam zeszyt w ręce. Powoli zaczęłam wycofywać się do tyłu.
(Tyks? Nie poddam się tak łatwo xd)

26 września 2015

"I'm not a perfect person."

Imię i Nazwisko: Xavier Goldblatt
Pseudonim: Xav, Black, Goldman, "Ten Psychol"
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Aseksualny
Wiek: 238, ale uważa się za 19-latka.
Żywioł: Mrok, Ból
Cechy charakteru: Xavier nie miał łatwego dzieciństwa, ale zawsze wykazywał się wysokim poziomem inteligencji. Do wszystkich zwraca się nieoficjalnie, jego wypowiedzi są chłodne i oschłe. Chłopak wydaje się oceniać ludzi tylko w trzech kategoriach: szumowiny, ofiary lub wrogowie. Przez środowisko w jakim dorastał, Xavier nie potrafi łatwo ufać innym. Już jako dziecko nieustannie przebywał sam. Ze względu na to, że kiedyś był złodziejem jest również podstępny i bystry. Jest przyzwyczajony do fałszywych uśmieszków i zachowywania się jak "grzeczny chłopiec". Chłopak wykazuje dużą konkurencyjność i mógłby oddać życie, aby wygrać. Gdy ktoś okazuje w jego stronę "czułości", staje się naburmuszony i atakuje, starając się ukryć swoje zakłopotanie. Co jakiś czas, kiedy Xav ma zamiar kogoś zabić lub kiedy ktoś go strasznie wkurzy lub czasami po prostu na zawołanie uruchamia się jego "zła strona" - oczy zmieniają kolor na złoty i staje się maszyną zabijania, która jest nie do zatrzymania.
Aparycja: Jak człowiek Xavier jest wysokim, szczupłym mężczyzną o bladej, prawie białej karnacji i przystojnej twarzy, na której często gości wyraz skupienia. Goldblatt ma czarne włosy oraz niebieskie oczy, które są według niego trochę dziwne. Ma dwa niebieskie tatuaże: rękawy, które zwykle przysłaniają częściowo jasno-fioletowe, czarne lub niebieskie koszule 3/4. Chłopak zwykle nosi jeansy, ale czasami się tak zdarza, że ubiera szorty, ale bardzo rzadko. Xav często ma na sobie czarną skórzaną kurtkę, z którą prawie nigdy się nie rozstaje. Czasami ubiera czarne garnitury. Ma przekłute lewe ucho.
 Jako wilk Xavier ma tak samo niebieskie oczy tak samo jak jego ludzka forma. Ma bardzo dużo niebieskich detali na pysku jak i na innych częściach ciała. Black posiada niebieski język oraz nos. Ma czarne, szczupłe nogi, które z czasem przemieniają kolor na biały. Jego tułów jest biały z niebieskimi "szlaczkami" które w jego ludzkim ciele oznaczają tatuaże na jego rękach. Xav ma możliwość "schowania" czarnych jak smoła skrzydeł, więc często je chowa. Ale gdy potrzebuje ich użyć, nie waha się z "wyciągnięciem" ich.
Praca: Wynalazca.
Stanowisko: Strzelec, Lotnik
Historia: Kiedy Xavier miał 2 lata rodzice oddali go do biednego i podupadłego domu dziecka, w którym Xav nie miał jak się uczyć. Z tą myślą, kiedy miał 6 lat uciekł z domu dziecka i zaczął żyć kradnąc. Wtedy często przesiadywał w bibliotekach ucząc się. Również prawie codziennie widział śmierć; z głodu, z wycieńczenia lub po prostu ludzi mordujących się nawzajem. Chłopak tyle razy widział śmierć człowieka, że teraz nie ma problemu z zabójstwami. Kiedy miał 9 lat przygarnęła go kobieta w podeszłym wieku o imieniu Maureen, która nie mogła mieć dzieci. Nauczyła chłopaka mnóstwo rzeczy, między innymi języka niemieckiego, i francuskiego. Xav to ukrywał, ale naprawdę podziwiał tą kobietę i traktował ją niemalże jak drugą matkę. Maureen zginęła kiedy Xavier miał 19 lat, a po jej śmierci Goldblatt postanowił przeprowadzić się do Ainelysnart, żeby zacząć nowe życie.
Moce:
  • Władza nad żywiołem mroku,
  • "Demon", czyli Xavier może zamienić się w wilka, którego naprawdę trudno jest pokonać i co gorsze, naprawdę trudno się go uspokaja. Jego siła i moc jest wtedy dużo większa, ale oprócz tego Xav ma do dyspozycji mnóstwo innych umiejętności, które są zbyt skomplikowane, żeby ich używał w normalnej formie.
  • Lewitacja i teleportacja, czyli jak nazwa sama wskazuje Xavier może przeteleportować się z jednego miejsca na drugie, lub po prostu do niego podlecieć.
  • Zadawanie bólu fizycznego i psychicznego. Zależy od humoru oraz stopnia nienawiści do osoby, którą się torturuje.
Umiejętności i zainteresowania: Posiada ogromną wiedzę w wielu dziedzinach technicznych. Lubi czytać książki o wiedzy praktycznej, którą jest zainteresowany i ma zwyczaj zasypiania w pozycji, w której czyta. Xavier często tworzy coś własnymi rękami, ale jego pomysły są trochę za bardzo... "ekscentryczne"? Chłopak lubi oglądać filmy akcji oraz horrory z dużą ilością krwi. Takie według niego są najlepsze. Goldblatt całkiem nieźle gotuje, a zwłaszcza dania mięsne. Chłopak potrafi bardzo dobrze strzelać z broni palnej, nauczył się tego od najlepszego przyjaciela Maureen - Louisa, ale oprócz strzelania Louis nauczył go rozbrajania bomb oraz szermierki i walczenia każdym rodzajem broni białej; współczesnej jak i tej odrobinę starszej. Xav uwielbia czytać komiksy o superbohaterach. Czasami również zagra coś na swojej gitarze, którą trzyma zawsze w swoim domu. Może dobrze gra, może nie. Nikt tego jeszcze nie ocenił.
Partnerka: Nie ma.
Zauroczony w: Xavier jest samotnikiem i w najbliższym czasie się to nie zmieni.
Rodzina: Xavier nie chce, nie chciał i nie będzie chciał poznawać swojej rodziny.
Przedmioty: Pistolet P08 Parabellum, własnej roboty dotykowy telefon oraz zainspirowany różnymi filmami akcji, Xavier zrobił samodzielnie parę broni, ale nosi ze sobą tylko dwie: z filmu "Kroniki Riddicka" oraz z "Wolverine". 
Talizman: Xavier od swoich najmłodszych lat posiada dwa talizmany, które zawsze mu pomagały w trudnych chwilach.
Triskelion - Postęp i rywalizacja. Zawsze na krótki okres czasu talizman wytwarza małe pole ochronne wokół ciała Xava, np. kiedy ktoś próbuje go zestrzelić ze snajperki. Kiedy snajper już strzeli pocisk odbija się od pola i powstaje charakterystyczny "ruch wody" w miejscu w którym strzelił. Wtedy Xavier może na spokojnie zabić snajpera.
 Ten talizman zawsze dodaje dodatkowej energii Blackowi. Kiedy już talizman nie posiada żadnej energii, kamienie znajdujące się na wisiorku bledną i tracą swój blask
Miejsce zamieszkania: Xavier posiada wszechstronną kawalerkę w Arenie 1 z dużymi, jasnymi pokojami. Prawie wszystkie jego pokoje są zachowane w odcieniach czerni, szarości i bieli z drewnianymi akcentami. Jego mieszkanie można by określić jednym zdaniem: "Dom dla dobrze pracującego, samotnego mężczyzny". Oprócz tego posiada warsztat, w którym projektuje różne różności.
Ciekawostki:
  •  Xavier nie przepada za swoim imieniem.
  • Zabił pierwszego człowieka kiedy miał 7 lat. 
  • Ma wyjątkowo zręczne ręce. To jego specjalność, oprócz zabijania. 
  • Jego ulubiona potrawa to "każdy rodzaj mięsa". 
  • Umie strzelać z prawie wszystkich rodzai broni. 
  • Jest oburęczny. 
  • Nienawidzi gdy ktoś go okłamuje. 
  • Bardzo lubi strzelać ze snajperki PGM Hécate II. 
  • Głos Xaviera
Towarzysz: ---
 Inne zdjęcia:1, 2, Demon, P08 Parabellum
Kontakt: DeepBlack na howrse