30 listopada 2014

Od Vincenta - Konkurs na Dowódcę Strażników

Trzęsłem się z zimna chodząc w tę i z powrotem.
"Jeszcze tylko godzina" pocieszałem się w myślach.
Przysiadłem pod najbliższym drzewem. Śnieg zaczął lekko prószyć. Wzdrygnąłem się czując jak lodowate płatki opadają na mój pysk. Po kilkunastu minutach rozpadało się już na dobre. Prawdziwa śnieżyca. Było mi okropnie zimno, a powieki zaczęły opadać. Po moim ciele zaczęło się rozlewać jakieś dziwne ciepło. Od razu wiedziałem co to oznacza, w końcu nie był to pierwszy raz. To były pierwsze oznaki zamarzania. Chociaż było cholernie zimno to i tak musiałem stać na warcie jeszcze przynajmniej czterdzieści minut. W momencie, kiedy o tym pomyślałem w oddali zauważyłem jakiś ciemny kształt, ktoś się zbliżał. Z tego co wiedziałem wszyscy członkowie watahy znajdowali się na jej terenach. Czyli ktoś obcy. Obcy zbliżał się z każdą chwilą, kiedy był już pięć metrów ode mnie rozpoznałem w nim... Ryu. Krzyknąłem zaskoczony. Przecież Ryu nie żył już od dwóch lat. Przecież to ja go zabiłem. W takim razie jakim cudem mój najlepszy przyjaciel żył i stał przede mną.
- Witaj wędrowcze - powiedziałem używając rutynowej formułki.
- Vincent! - wykrzyknął. - Spodziewałem się tu ciebie!
- Kim jesteś...?
- Nie poznajesz mnie? Swojego starego druha? To ja! Ryu! Wiem minęło już kilka lat, ale chyba aż tak się nie zmieniłem - zaśmiał się.
- Ale jak to...? Przecież Ryu nie żyje! Ja go zabiłem!
- Ach... To... Faktycznie byłem ciężko ranny, ale jakoś się wylizałem - uśmiechnął się.
- Nie! Nie! To nie może być prawda! - zacząłem się gwałtownie cofać potykając o własne łapy.
- Co? - był wyraźnie zaskoczony.
- Ryu nie żyje, a ty jesteś tylko jego marną podróbką! - wykrzyczałem.
- Vincent, Vincent... Zawsze taki byłeś... Możesz mnie sprawdzić jak nie wierzysz - wystawił łapę w moją stronę. - Masz, dotknij. Wiem o twojej mocy.
Z lekkim wahaniem dotknąłem jego łapy i zobaczyłem jego dzieciństwo. Nas obu jako szczeniaki pluskające się w rzece. Pamiętałem tą chwilę. To była jedna z najszczęśliwszych chwil w moim życiu.
- Ryu... To na prawdę ty... A ja przez tyle lat obwiniałem się o zabicie cię... - z moich oczu zaczęły płynąć łzy. - Moja warta właśnie się kończy... Chodźmy do mojej nory.... Mam ci tyle do powiedzenia...
Ruszyliśmy w stronę mojej jaskini.
- Ładnie się tu urządziłeś... - stwierdził Ryu przyglądając się mojemu domowi.
- Dzięki.
Ryu rozejrzał się nerwowo. Po chwili spojrzał na mnie, a jego oczy zniknęły. Zamiast nich z pustych oczodołów wypływał niebieski dym. Wyszczerzył się pokazując wydłużone kły.
- Na prawdę wierzyłeś, że on żyje - zaśmiał się upiornie stwór, który jeszcze przed chwilą był moim najlepszym przyjacielem.
Automatycznie wydłużyłem kły i pazury. Szamotaliśmy się dobrą chwilę, a ja starałem się kontrolować. Kiedy po raz kolejny spojrzałem na ten jakże znajomy pysk nie wytrzymałem. On przejął kontrolę.
                                                                 ***
Obudziłem się następnego dnia rano obok zakrwawionego i zmasakrowanego ciała wilka podszywającego się pod Ryu. Wbrew własnej woli zacząłem się trząść. Deja vu. Znowu w swojej jaskini ze zmasakrowanym tym samym ciałem. Trząsłem się coraz mocniej.
- Vincent! - usłyszałem jakiś głos dobiegający chyba zza światów.
Uchyliłem oko i zobaczyłem Szamankę. Odetchnęła z ulgą.
- Na szczęście!
- Co...? - zapytałem zdezorientowany.
- Prawie zamarzłeś! Gdyby on - wskazała strażnika - nie znalazł cię w porę, byłbyś już martwy. Prawie zamarzłeś!

Podsumowanie miesiąca


  • Aatu (3)
  • Akiko (2)
  • Akuma (3)
  • Alice (4)
  • Anastasia (3)
  • Aria (2)
  • Assumi (26)
  • Bezimienny (4)
  • Brennedith (1)
  • Deff (1)
  • Doctor (1)
  • Erna (4)
  • Hoinkas (0)
  • Ketsurui (1)
  • Korso (6)
  • Kristal (2)
  • Mitsuki (2)
  • Mixi (20)
  • Narcyza (1)
  • Rose (9)
  • Roswell (13)
  • Samantha (1)
  • Shailene (1)
  • Shontaya (7)
  • Sierra (1)
  • Vincent (23)

Od Andrzeja 9 do Andrzeja 11

- Andrzej 8 - upomniałem waderą próbującą obudzić swoją siostrę. - Delikatniej.
Westchnęła w odpowiedzi.
- A... Andrzej 8? - zapytała na wpół przytomna Andrzej 11
- Nie, święty Andrzej - odparła.
- Andrzej 8 - powiedziałem ostrzej.
- Co? - spojrzała na mnie z pretensją. - Co takiego robię?
- Jesteś chamska - prychnąłem. - Znam cię chyba odrobinę dłużej niż Andrzej 11 i chociaż wiem o tobie mniej, to jestem pewien jednego. Nigdy nie byłaś chamska wobec mnie.
Patrzyła na mnie lekko zaskoczona.
(Siostrzyczki?)

29 listopada 2014

Od Andrzeja 7 - Wyprawa

  Byłam przerażona... Nagle wszyscy zaczęli kolejno upadać na ziemię i miotać się po klepisku. Zacisnęłam mocniej palce na błyszczącym krysztale. W pierwszej chwili chciałam uciekać, jednak potem troska nad przyjaciółmi zwyciężyła i podeszłam do Andrzeja 14. Zaczęłam nią lekko potrząsać, potem coraz mocniej.
- Andrzej 14, Andrzej 14! - krzyczałam, nie mogąc opanować przerażenia w głosie
  Nic. Żadnej reakcji. Pochyliłam się nad dziewczyną, by zbadać oddech i puls. Dalej nic. Cisza. Nie oddycha. Nie ma pulsu. Na Zeusa! Co powinnam zrobić?!
  Poderwałam się na równe nogi i podskoczyłam do Andrzeja 13, jednak gdy tylko pochyliłam się nad chłopakiem ten otworzył oczy, jednak błysnęły jedynie białka, i chwycił mnie za gardło. Zaczął coś mówić szybko, w niezrozumiałym dla mnie języku, warczał i klął. Zaczęło mi brakować tchu.
- And... rzej... 13... - wyszeptałam, ale nie przestawał
  Powoli świat wokół mnie się rozmywał. Kryształ w mojej dłoni błysnął potężnie. Głowa chłopaka odleciała do tyłu i uderzyła z dużą siłą o posadzkę. Puścił mnie. Upadłam dysząc ciężko. Spojrzałam na kryształ i przytuliłam go do piersi. Był dla mnie bardzo ważny i cenny. Czułam emanującą od niego moc, przechodzącą przez moje ciało. Tak znajomą... i tak odległą.
- Dziękuję... - wyszeptałam
  Wtem leżąca opodal Andrzej 14 odetchnęła głośno. Podeszłam do niej z nadzieją.
- Andrzej 14... - zaczęłam nieśmiało, ale widząc kolejne oddech powtórzyłam - Andrzej 14! Ocknij się!
  Zobaczyłam jak szara wadera powoli otwiera oczy i kamień spadł mi z serca.
- Ja... żyję? - zapytała cicho
- Tak! - wykrzyknęłam i przytuliłam ją mocno - A już myślałam, że wszyscy tu pomarliście... Andrzej 13 prawie mnie udusił...
  Wzdrygnęłam się lekko.
- Co z resztą? - Andrzej 14 rozejrzała się dokoła, szukając wzrokiem kogoś przytomnego
- Jeszcze nikt się nie ocknął... - wyszeptałam - A tylko ja nie zemdlałam...
  Dziewczyna spojrzała na mnie czujnie, z niepokojem.
- Co zrobiłaś? Ustawiłaś barierę ochronną? Zatkałaś uszy?
- Nic... - spuściłam wzrok - To nie moja zasługa...
- A czyja?
  W tym momencie od odpowiedzi wybawiła mnie budząc się z głośnym wdechem Andrzej 8
(Andrzej 8?)

Andrzeje! Łączmy się!

Jako że jutro dzień Andrzeja do jutra wszyscy wczujemy się w... Andrzei! Oto lista aktualnych Andrzei:

Doctor - Andrzej 12
Rose - Andrzej 11
Vicnent - Andrzej 9
Veela - Andrzej 10
Shailene - Andrzej 5
Akuma - Andrzej 13
Aria - Andrzej 7
Mixi - Andrzej 14
Narcyza - Andrzej 2
Korso - Andrzej 1
Erniak - Andrzej 6
Assumi - Andrzej 8
Anastasia - Andrzej 3
Roswell - Andrzej 4

Od Andrzeja 10

Chodząc po terenie watahy, czułam się dość nieswojo. Spacerowałam obok każdej nory, sprawdzając, czy nikogo tu nie ma. Bałam się, że skończę tak jak moi rodzice. Rozszarpani przez obcą nam watahę. A co, jeśli znajduję się we właśnie tej watasze?
- Muszę znaleźć coś do jedzenia, bo inaczej zdechnę z głodu ! - mówiłam sama do siebie. Jeśli zaraz czegoś nie zjem, to...
-T o co? - usłyszałam czyiś głos wraz z chrupnięciem śniegu. Nie odezwałam się. - Halo, pytam się! - warknął tuż za moimi plecami.
Czym prędzej ruszyłam w stronę zamrożonego jeziora. Gdybym tylko znalazła w nim norę...
- Stój! Nic Ci nie grozi! - krzyknęła jedna z wader. Zatrzymałam się obok skrawka niezamarzniętej wody i odwróciłam się w stronę obcego mi wilka.
- Czego ode mnie chcecie? - spytałam dość ostrym głosem. Chciałam znaleźć coś do jedzenia, ale jeśli sprawiam problem, to pójdę gdzie indziej.
Wadera chciała coś powiedzieć, ale zacisnęła ostre zęby i ruszyła w moją stronę. Zaczynałam się bać. Nie wiedziałam, czy jest silniejsza, czy też słabsza. Tak czy siak, dotknęłam ogonem wody i od razu zaczęła się akcja. Lód wokół mnie i wadery pękał z sekundy na sekundę, a woda tworzyła barierę. Gdy bariera opadła, fala wody odepchnęła nas od siebie i zeszłam na brzeg.
Przedzierając się przez gałęzie drzew usłyszałam wycie wilka. Wtedy jeszcze bardziej przyspieszyłam tempo, lecz z powrotem do jeziora. Nie używałam mocy, żeby robić komuś krzywdy, lecz tylko do obrony. Nie chciałam mieć jej na sumieniu.
- Gdzie jesteś! - krzyczałam, ale nic. Przeszukując wzrokiem jezioro zauważyłam drobne bąbelki.
- Już biegnę! Wytrzymaj! Ślizgając się po lodowisku, w końcu dotarłam do wadery. Taplałam łapami w wodzie, mając nadzieję, że znajdę obcą wilczyce. Po kilku minutach machania łapami traciłam powoli nadzieję. W ostatniej chwili wpadłam na pomysł.
Powtórnie zanurzyłam ogon w lodowatej wodzie. Po chwili poziom wody podnosił się, przybierając postać galaretki. Spadł mi kamień z serca, gdy zauważyłam wilczycę.
- Nic Ci nie jest? - spytałam.
- Ja... Ty!
- Wiem, to moja wina, przepraszam! Przestra... - wadera zakryła mi ogonem pysk.
- Uratowałaś mi życie i za to jestem Ci wdzięczna. Nazywam się Shailene, a Ty? - obca mi dotąd wadera, okazała się dość przyjazna.
- A... Andrzej 10. Przepraszam Cię za to. Nie chciałam narazić Cię na niebezpieczeństwo.
- Nie szkodzi. Rozumiem, w jakiej sytuacji musiałaś się znaleźć. Wiesz co, chodź! - Andrzej 5 kiwnęła łbem na znak, że mam iść za nią. - Przedstawię Cię kilku wilkom w watasze.
Biegłyśmy w stronę miejsca, gdzie po raz pierwszy spotkałam się z tą waderą.
Najpierw zauważyłam jednego basiora. Andrzej 5 oznajmiła ogonem, że mam do niego podejść. Myślałam, że Andrzej 5 pójdzie za mną...
- Cześć! Jestem Andrzej 10, a Ty? - spytałam się.
(Andrzej 5? Andrzej?)

Od Korso do Mitsuki

- No cóż… Sam dobrze jeszcze nie znam terenów watahy, ale jak sobie życzysz. 
Ruszyliśmy w przypadkowym kierunku. 
Szliśmy długo. Rozmawialiśmy trochę, jednak wadera większość czasu spędzała na rozglądaniu się dookoła, lub przypatrywaniu się mnie. Trochę mnie to konsternowało, jednak nic nie mówiłem. Nie znałem jej jeszcze dobrze, ale zdążyłem już zorientować się, że Mitsuki ma… ciekawy styl bycia. Była miła, jednak troszeczkę dziwna… 
- Korso? - zapytała w pewnym momecie. 
- Tak? 
- Znasz większość wilków stąd? 
- Cóż… Część znam, jednak często przychodzą nowe osoby… Dlaczego pytasz? 
- Bo chciałabym wiedzieć, kto to jest? 
Zatrzymałem się. Ona chyba postawiła sobie na punkt honoru krytykować moją spostrzegawczość. 
Podszedłem do wilka. 
- Hej! Jak ci mija dzień? 
- Jakoś idzie… O widzę, że masz nową koleżankę! 
- Tia, ona jest nowa… Właściwie, jestem chyba pierwszą osobą, jaką spotkała. Chciała, żebym ją oprowadził, ale sęk w tym, że sam nie znam za dobrze watahy… A jestem umówiony z Doctorem na herbatę…Pomożesz? 
- Co? Ja… W sumie mogę, ale… 
- Dzięki! - odwróciłem się i podbiegłem do Mitsuki - Wybacz, coś mi wypadlo. Ważne sprawy wzywają. Ale nie martw się, znalazłem ci lepszego przewodnika! 
Puściłem do niej oczko i odbiegłem. 
- Pa! - krzyknąłem jeszcze. 
Taaaak… To nie było najgrzeczniejsze z mojej strony. Ależ jestem zły. 
(Jakiś wilk? Ja się zmywam :p)

Od Korso do Doctora i Mixi

- Powinniśmy powiedzieć o tym Alphie… 
Ruszyłem za Doctorem. Szliśmy w milczeniu. Nie mogłem zrozumieć, co się stało. 
Po twarzy Doctora wyniosłem, że był to ktoś mu bliski. Maggie od początku naszego spotkania zachowywała się dziwnie. Ale to… Byłaby zabiła go, gdybym nie stworzył zapory. 
Jak się nazywał jej mąż? Leon? Nawet nie zdążyłem go poznać. 
Doctor wspomniał, że to jedyna para w watasze… 
- Jest tutaj - powiedział Doctor - Zresztą chyba nas już widzi. 
Rzeczywiście. Szła w naszym kierunku. Na pierwszy rzut oka nie sprawiała wrażenie wyniosłej i sztywnej Alphy. Uśmiechała się. 
- Witaj, Doctorze - przemówiła - Kogóż to nam przyprowadziłeś tym razem? 
- Jestem Korso - przedstawiłem się, pochylając łeb. 
- Mixi, musimy ci o czymś powiedzieć… - rzekł smutno Doctor. 
- Co się stało? 
- Tak bardzo mi przykro… 
(Doctor? Mixi?)

Od Brennedith do Samanthy

Podczas ćwiczeń zwinności wyczułam gościa. Nie myliłam się. Chwilę później biała wadera wpadła do jaskini.
-Cześć, Brenn!
-Cześć, a ty czasem nie masz szkolenia?- spytałam, chociaż wiedziałam, co mi odpowie.
-Na dzisiaj zakończyłam- odpowiedziała.-A czy...
-Tak, przyjdę jutro- zaśmiałam się.
-Złośliwa jesteś- nadąsała się Nicola. Znów się zaśmiałam.
-Wiem. To do jutra, pogadamy tam sobie.
-Widzisz, co się stanie?- była zdumiona.
-Nie, urywa się na tym, że się żegnamy, a ja idę spać.
-Aha, no to cześć! - i wybiegła.
A ja, zgodnie z moją wizją i dietą, poszłam spać.

(Samantha?)

Od Vincenta do Assumi

Na mój pysk znów powrócił uśmiech.
- To dobrze... - podszedłem do wadery i dotknąłem ją łapą. - Gonisz!
Może normalnie tak nie jest, ale kiedy przed czymś uciekam potrafię biegać na prawdę szybko. Dogoniła mnie po chwili, później znowu ja ją i goniliśmy się tak aż dobiegliśmy do mojej nowej jaskini. Oddychałem ciężko, Assumi również oddychała ciężko.
- Kiedy chcesz, potrafisz biegać... - powiedziała.
Wyszczerzyłem się w odpowiedzi. Wszedłem do jaskini i popatrzyłem zachwycony na wodospad lawy.
- Ach... Pięknie! Tak się cieszę, że mogę tu zamieszkać!
(Assumi? Brak weny i czasu... :/)

28 listopada 2014

27 listopada 2014

Od Korso - Wyprawa

Otworzyłem oczy. Siedziałem na ziemi, na ciepłym mchu. Koło mnie paliło się ognisko. Żar jakby przyciągał mój wzrok. Wpatrywałem się w niego dłuższą chwilę. Oczy zaczęły łzawić, lecz nie potrafiłem się oderwać. I wtedy w płomieniu ujrzałem coś. Nim zdążyłem rozpoznać kształt, jedna z gałęzi pękła i obraz zniknął. Otrząsnąłem się i podniosłem. I napotkałem wzrok dziewczyny. Czerwone oczy przeszywały mnie na wylot. Jakby oglądała moją duszę. Powoli obchodziła ognisko i zbliżała się do mnie. Gdy była już prawie twarzą przy mojej, gwałtownie skręciła i weszła we mgłę. 
Nie wiedziałem co się stało. Chciałem iść za nią, ale ktoś mnie chwycił za ramię. 
Co tym razem? Odwróciłem się. 
Nie. Za dużo. 
Ona tam stała. Była człowiekiem, ale poznałem ją. Jak mógłbym zapomnieć. 
- Koorsoo~... - zaszczebiotała. 
Odskoczyłem do tyłu. Upadłem na ziemię i odczołgałem się od ognia. 
- Nie idź tam. Nie przeżyjesz - powiedziała z uśmiechem. 
- Śmierć mi milsza od ciebie - warknąłem. 
- Zawdzięczasz mi życie, przypominam. Masz u mnie dług. I wiesz co? - zbliżyła się do mnie na dwa kroki - Mógłbyś go wreszcie spłacić! 
Odsunąłem się jeszcze bardziej i podniosłem. Dziewczyna skrzywiła się. 
- Mówiłam, nie odchodź od ogniska. Póki chcesz przeżyć. 
- Ja też coś powiedziałem - dotknąłem swojej szyi - Śmierć wolę od ciebie. 
I skoczyłem we mgłę. Słyszałem jej krzyk za mną, ale nie obróciłem się już. Biegłem na oślep, byle dalej od niej. Biegłem długo. Minuty. Godziny. Dnie. A może zaledwie parę sekund. Stopy broczyły krwią, w gardle też czułem jej smak. W końcu upadłem, wyczerpany. Przekręciłem się na plecy, obawiając się najgorszego. 
I jakże nie mógłbym mieć racji. Nade mną ktoś stał. To nie była ona, lecz to już nie miało znaczenia. Osoba schyliła się i chwyciła mnie za koszulę, unosząc do góry. 
Świat zaczął rozpływać się dookoła. 
Zostały tylko ręce... 
(Aria?)

Veela



Kontakt: Vikaen
Imię: Veela
Zdrobnienie: Vi
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Żywioł: Woda, powietrze
Patron: Posejdon
Cechy charakteru: Rodzice zawsze prosili mnie o pomoc. Nigdy nie odmawiałam. W starej watasze miałam wielu przyjaciół. Cenili u mnie szczerość i to, że po prostu byłam dla innych miła. Z ojcem chętnie wybieraliśmy się na polowania. Był zaskoczony tym, że jestem tak zwinna i spostrzegawcza.
Stanowiska: Łowca
Historia: W wieku 7 miesięcy moi rodzice zostali zabici przez inne wilki. Czekając na powrót rodziców, powoli zaczynałam się bać. Po chwili przyszedł basior, lecz to nie był mój ojciec. Byłam mała, więc łatwo prześlizgnęłam się pomiędzy łapami wilka. Po ponad godzinie uciekania odpuściłam sobie. Wilk zrezygnował z pościgu. Najsmutniejsze było to, że zostałam sama. Nie miałam się do kogo tulić wieczorami, nie miałam się z kim bawić... Po roku podróży, w końcu dotarłam na nieznane mi tereny watahy. Ograniczałam się, ponieważ nie chciałam zostać wykryta. Bałam się, że skończę tak samo jak moja rodzina. Jednak po trzech miesiącach przełamałam lody i postanowiłam zapoznać się z kilkoma wilkami.
Motto: "Najważniejsze w życiu jest to, aby zawsze być sobą."
Moce:
  • Panowanie nad wodą
  • Sterowanie wiatrem
  • Tworzenie bańki podczas przebywania pod wodą
Umiejętności: Rodzice od małego uczyli mnie walki. Świetnie sobie radzę na polowaniu oraz w pływaniu. Zdaniem rodziny, jestem urodzona do zabijania.
Partner: szuka
Zauroczona w: Antilqus
Rodzina: Nie żyje
Data urodzenia: 13.12.2012
Przedmioty: Nie ma żadnych przedmiotów. Jedyna rzecz, którą się posługuje, to ostre kły.
Talizman: Na szyi noszę naszyjnik z błękitną łzą. Dzięki niemu mogę wytwarzać wielką bańkę. Wszystkie moce, które zostaną skierowane w moją stronę, zostaną odbite od przerośniętej bańki.
Nora: nora
Głos: -
Ciekawostki: brak
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak

25 listopada 2014

Krwista

kontakt: spowiedzxxx@wp.pl z facebooka
Imię: Krwista
Pseudonim/zdrobnienie: krwionośna
Płeć: Wadera
Wiek: 1 miesiąc
Żywioł: ogień, wiatr, ziemia
Patroni: Nike, Afrodyta
Cechy charakteru: przebiegła, sprytna, cwana
Cechy charakterystyczne: czarno krwiste futro krwiste duże oczy oznaczenia na futrze durz puszysta kita na czole czarna plama w kształcie kropli krwi
Stanowiska: Łowca
Historia: znaleziona jako szcenia w plamie krwi dzieki kturej nadano jej imie ma niezwykłom siłe o kturej nie|wie uzyskała iom dziek swoim rodzicom wychowana przez stado wilków
Motto: "Znalezienia zabujcy rodziców"
Moce:
  *przemian w demona
  *panowanie nad ogniem i ziemiom
Umiejętności:
  *wytropienie i znaliezieni ofiary
  *szybkie bieganie
  *dobry słuch
Partner: nie szuka
Zauroczony/a w... Deff
Data urodzenia: 14.10.2014
Talizman: wisiorek z kroplom krwi
Nora: jaskinia w wulkanie

Mamy na WKN pewną osobę, o imieniu Shai. Specjalizuje się w namierzaniu debili przez Google maps, podcinaniu im żył, wyrywaniu jelit i wciskaniu do gardła. PS. Stoi właśnie za tobą i mówi "mam te rada, spierdalada (kiss)"
~To od Shai, bo ja już nawet nie mam siły...

Od Mixi - Wyprawa

Wszyscy po kolei zaczęli mdleć.

- O co chodzi...? - zapytałam stojąc obok siedmiu zemdlonych towarzyszy.
Zaczęłam potrząsać Akumą.
- Hej! Żyjesz? - potrząsałam coraz mocniej, ale to nic nie dawało.
Zaczęłam kląć i wtedy zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnim co pamiętam jest okropny ból głowy, prawdopodobnie z powodowany uderzeniem w podłogę. Kiedy otworzyłam oczy poraziło mnie ostre światło. 
- W końcu się obudziłaś! - usłyszałam śpiewny głos za sobą. Nie należał on do żadnego z członków wyprawy.
- Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? Kim jesteś? - zapytałam.
- Nie tak prędko - zaśmiał się ten sam głos. Odwróciłam się i zobaczyłam kobietę o łagodnych rysach twarzy i długich blond włosach spiętych w warkocz. - Jestem twoją przewodniczką po tym świecie...
- Po tym świecie?! - byłam oburzona.
- No... Nie możesz się przecież błąkać po nowym domu... Każdy potrzebuje przewodnika!
- Nowym domu???!!! Co ty gadasz?! Nie mam zamiaru tu zamieszkać! Wskaż mi natychmiast drogę do wyjścia!
- Niestety... Nie mogę...
- Trudno. Masz to zrobić! Natychmiast! - warknęłam.
- Mówiłam, nie mogę... - zasmuciła się.
- Możesz!
- Nie...
- No cóż... W takim razie jestem zmuszona zrobić to - przyłożyłam jej nóż do gardła. Nie wiem skąd go miałam po prostu, gdy go potrzebowałam pojawił się w mojej dłoni.
- Więc ja niestety jestem zmuszona zrobić to... - jej włosy nagle zamieniły się w węże, a oczy stały się czerwone. Odskoczyłam od niej jak oparzona.
- Zostajesz tu czy tego chcesz czy nie! - powiedziała zmienionym głosem.
- Idę czy tego chcesz czy nie - odpowiedziałam z aroganckim uśmieszkiem.
- Nigdzie nie idziesz!!! - krzyknęła i podeszła do mnie. Nagle zaczęła mnie dusić. Zaczęłam się szarpać i wyrywać. Nic to nie dało. Zaczęłam się krztusić i pluć krwią. Już nie umiałam wytrzymać. Już ostatni raz spróbować zaczerpnąć oddech, kiedy usłyszałam...
- Mixi! Mixi! Ocknij się!
Z trudem otworzyłam oczy i zobaczyłam zmartwioną twarz Arii.
- Ja... żyję?
(Korso?)

Od Bezimiennego do Roswella

  Basior nie żył. Roswell bardzo szybko się z nim rozprawił. Zdarte futro szybko odrosło w miejscu, gdzie ostatni atak przeciwnika pozostawił goły metal. A więc zaklęcie nadal działa. Uśmiechnąłem się lekko do szarego basiora, który spojrzał na mnie zza martwego wilka.
- Nieźle - mruknął - To jakieś zaklęcie wzmacniające skórę?
- Coś w tym stylu - skinąłem głową - Co ważniejsze, dlaczego nas zaatakował?
- Bo coś z nim było nie tak - usłyszałem głos Mixi za moimi plecami, stanąłem z boku, by nie stać do niej tyłem
- Co takiego? - Roswell zmarszczył brwi
- Jego oczy - westchnęła ciężko - Od czasu Argony zaczęłam na nie zwracać szczególną uwagę.
- Masz racje - pokiwałem poważnie głową - Po chwili zastanowienia przypominam sobie, że były dziwnie puste...
  Zmarszczyłem brwi. Puste oczy. Już to widziałem. Czy to możliwe by oni... Nie. To nie może być On. Mimowolnie zadrżałem. Miałem nadzieję, że pozostali tego nie zauważą...
(Mixi? Rose?)

Od Mitsuki do Korso

- Jesteś pewien, że chcesz tak dla mnie ryzykować? - zapytałam z uśmiechem. 
- Cóż, może kiedyś mi się odwdzięczysz - odpowiedział. 
Zaśmiałam się. Basior opuścił łeb i zaczął grzebać łapą w ściółce. Po chwili znowu podniósł wzrok na mnie. W jego spojrzeniu widniało pytanie. 
Uśmiechnęłam się szerzej. 
- Co robimy? - zapytałam - No wiesz, przyjąłeś mnie. Powinneś mnie teraz oprowadzić. 
- Ja... Emm... Dobrze, gdzie chcesz zacząć? 
Bawiła mnie nieśmiałość tego wilka. 
- Nie wiem, ty zdecyduj. 
(Korso :p?)

24 listopada 2014

Od Roswell'a do Sierry

cd. tego

- Ech... nic nie szkodzi. - powiedziałem. Dopiero teraz spojrzałem na waderę. Miała rudo-czerwoną, średniej długości sierśc, odrobinę dłuższą na karku oraz puchatą kitę. Na szyi nosiła czarną obrożę ze srebrnymi cwiekami i zaweiszony na niej wisiorek, a do uszu miała przypięte kilka stalowych kolczyków. Jej oczy były szare, a na łapach miała ślady po dośc długim biegu - krwawiące odciski. Musiała tak biec przez jakieś sześc, może siedem godzin... albo dłużej. - wszystko dobrze? - spytałem. Niemożliwe jest by tak długa biegła dla zabawy, na pewno przed czyms uciekała. Pytanie tylko przed czym i dlaczego...
<Sierra?>

Od Nicoli

Musiałam się trochę poduczyć na stanowisko zielarki, więc wykonywałam różne zadania związane z ziołami. Pewnego dnia, gdy szukałam ziół usłyszałam śmiechy. Zaczęłam nasłuchiwać.
- To czego szukamy? - usłyszałam głos wadery, która musiała być jeszcze szczeniakiem.
- Dzikiej róży - ten głos był dziwnie znajomy. - O! Tam są maliny, może chcesz?
Byłam pewna, że ten drugi głos gdzieś słyszałam. Nie wytrzymałam i wyszłam na polanę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 
- Sam! -krzyknęłam uradowana.
- Nicola? Czy ty czasem nie jesteś na szkoleniu? - czarna wadera zaczęła podejrzliwie na mnie patrzeć.
- Spokojnie, szukam dzikiej róży. A po jej odniesieniu będę miała więcej czasu. - wyjaśniłam jej.
- Dobrze. Nie znasz jej... - tutaj spojrzała na mniejszą wilczycę.
- Nie - odpowiedziałam.
Sam szturchnęła ją nosem.
- Nazywam się Kuri - przedstawiła się nieśmiało.
- Witaj, Kuri. Ja nazywam się Nicola. - uśmiechnęłam się po czym spytałam Samanthę- Słyszałam, że też szukasz dzikiej róży.
- Tak, rośnie gdzieś tutaj. Widziałaś się ostatnio z Brenn?
- Tylko z daleka. Patrzałam, jak ćwiczy.
- Ciekawe, ile jej zajmie to szkolenie... Z resztą patrz, róża!
Po znalezieniu rośliny pożegnałyśmy się i umówiłyśmy się na jutro. 
Wracałam do domu. Przechodziłam koło nory Brennedith, z której odchodziły odgłosy warknięć. Pewnie ćwiczy, pomyślałam. Fajnie byłoby ją odwiedzić...
(Brennedith?)

Od Bezimiennego do Erny

  Rankiem wstałem z posłania, gdy tylko pierwsze promienie słońca padły na mój pysk. Jak ja nienawidzę nocy. Nie jestem w stanie wprowadzić ciała w stan snu, a jednocześnie nie mam ochoty ruszać się z pozycji leżącej i zaczynam śnić na jawie... a to nie jest zbytnio przyjemne. Zwykle w takich chwilach przypominam sobie o wszystkim co mi się dotychczas wydarzyło.
  Podszedłem do wylotu groty i spojrzałem w ten jakże piękny świat. Powinienem chyba podziękować mojej gospodyni. Chciałem pójść w las po coś do jedzenia, ale szybko zorientowałem się że Erna patrzy na mnie z posłania.
- Wcześnie wstałeś... - powiedziałam przeciągając się powoli
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale chyba nie ma sensu skoro wstałaś... - westchnąłem - Ale i tak ja zajmę się śniadaniem. Tak w podziękowaniu za nocleg.
- Nie musisz...
- Ale chce - uciąłem dyskusję i pognałem w las, by wrócić z garścią niewielkich jajek
- Jajka? - zapytała Erna, patrząc niepewnie na ich niewielką ilość
- Masz jakieś palenisko i płaską blachę? 
  Przytaknęła, a ja klasnąłem w łapy i z zapałem wziąłem się do gotowanie. Wziąłem jeszcze jeden z mniejszych garnuszków i wbiłem do niego jajka, by następnie dobrze je rozmieszać. Już po kwadransie, na blasze piekły się dwa całkiem spore placki.
  Gdy uznałem, że są gotowe, ku zdziwieniu Erny, gołymi łapami ściągnąłem blachę znad paleniska i położyłem na ziemi.
- Placki a la przepiórka - uśmiechnąłem się szarmancko - Smacznego!
- Wyglądają dobrze - stwierdziła wadera - A ty? Nie będziesz jadł?
  Pokręciłem przecząco głową.
- Powiedzmy... mój organizm nie jest przystosowany do jedzenia - zmieszałem się nieco - Ale jeśli pozwolisz chętnie dotrzymam ci towarzystwa.
(Erniak?)

Od Roswell'a do Bezimiennego i Mixi[śmierc Ceresa]


Oszołomiony basior odbił się od Bezimiennego więc korzystając z okazji, naskoczyłem na niego. W Elise gdzieś zeskoczyła, pewnie schowała się w krzakach czy coś... ale teraz ważniejsza była walka. Przygwoździłem Ceresa do ziemi.
- Co ci odbiło!? - spytałem, a on tylko wykonał nieudana próbę ugryzienia mnie. - rozumiem, że zdrada watahy... - znów "atak", najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowy. Spojrzałem na Mixi, "co z nim zrobic?" ale nie musiałem czekac na jej odpowiedź, wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.
Wyobraziłem sobie śmierc wilka... Ceres po chwili był już martwy.
<Mixi? Bezimienny?>

UWAGA!

GRUPA ZDRAJCÓW PRÓBUJE PRZEJĄĆ TERENY WATAHY! TRZEBA ICH POWSTRZYMAĆ! KAŻDY ZDRAJCA MUSI ZGINĄĆ!!
A OTO I ONI:


  • Angel
  • Ceres
  • ClonDie
  • Darvie
  • Domeno
  • Eclipse:
  • Jeff the Killer
  • Juliett the Gun:
  • Koekie
  • Zorrie
  • Vernon:
  • Nivan
  • Light
  • Luna
  • Magda:
  • Zeep
  • Kiiyuka
  • Arysja
  • Lorem
  • Corvuss
  • Raindbow

UWAGA! Każdy zdrajca ma szanse się nawrócić, jeśli napisze opowiadanie... przed swoją śmiercią.
UWAGA2! Pisząc opowiadanie o śmierci kogokolwiek należy na górze umieścić jego zdjęcie!

A to wilki, które mają zginąć podczas walki ze zdrajcami:

  • Alison Jon
  • Rufeshethehy
  • Frigidus

Od Bezimiennego do Mixi

  Patrzyłem na waderę lekko zmieszany. Po tym wszystkim co zobaczyłem z taką łatwością pogodziła się z tamtym basiorem... To było niesamowite! Ja nigdy nie potrafiłem wybaczyć agresorom... i nigdy nie wybaczę.
  Przez większość czasu zupełnie nie zwracali na mnie uwagi, jednak teraz niespodziewanie szara wadera zaproponowała mi, bym z nią poszedł. Niepewnie przystałem na jej propozycje. No i zaczęło się.
- Właściwie kim jesteś? Nie należysz do watahy... - zapytała wadera
  Czemu zawsze o to pytają? Nie wystarcza jak raz się powie!
- Mówiłem już, jestem nikim - odparłem nie patrząc w oczy wadery
- Jak to "Nikim"? Kimś przecież musisz być! - ciągnęła dalej
- Jeśli nie chce powiedzieć to go nie zmuszaj - mruknął z westchnieniem basior - Spotkałem na mojej drodze kilku uciekinierów, którzy woleli nie wyjawiać swojego imienia.
- To nie tak - przerwałem mu spokojnie - To nie tak, że nie chcę wyjawić swojego imienia, ani kim jestem. Ja po prostu nie mam imienia. Jestem nikim.
  Oboje wyglądali na lekko zdziwionych.
- Ale jeśli byście się zgodzili dla was mogę zostać "Tarczą"... - spojrzałem niepewnie na samicę
  Gdy do niej podbiegłem basior mówił coś o tym, że jest Alpha. Być może... być może u niej mógłbym znaleźć swoje miejsce.
- Co masz na myśli...?
- Wydaje mi się, że ty tu jesteś Alphą więc... czy mógłbym tu zostać jako obrońca? - cóż, może to nie była jakaś bardzo inteligentna propozycja jak na pierwsze spotkanie...
- Dobrze. Witaj w watasze... Bezimienny. Faktycznie jestem Alphą i nazywam się Mixi, a ten basior to Roswell.
  Uśmiechnąłem się lekko, choć ten uśmiech nie wyrażał żadnych emocji.
- Miło was poznać...
- A wracając do... - zaczął Rosewell, ale przerwał mu jakiś dźwięk
- Ktoś wyje... - stwierdziłem oczywistość
- I to dużo ktosiów - w głosie Mixi była niezwykła powaga
  Ruszyła biegiem w kierunku, z którego dochodziło wycie. Już chwilę później było jasne, że to nie było przyjazne powitanie, a... sygnał do ataku.
- Cholera - zaklęła paskudnie Mixi i również zawyła, wzywała członków watahy do obrony
  Że też w takim momencie... w taki momencie tutaj trafiłem...
  Przed nami pojawił się pierwszy agresor. Potężny basior o wielkich, pustych, czarnych oczach. Samica Alpha się zatrzymała. Chyba rozpoznała wilka.
- Ceres! Co tu się dzieje! - jednak basior nie odpowiedział tylko skoczył na waderę
  To była moja pierwsza okazja, by wykazać się jako obrońca. Zasłoniłem waderę przed kłami wilka. Usłyszałem zgrzyt, gdy ostre zęby zatopiły się w mojej sierści i ześlizgnęły się po metalu. Wtedy zaatakował Roswell dobijając ogłuszonego przeciwnika.
(Roswell? Mixi?)

Brennedith

kontakt: Nightwood: kamisia3785
Imię: Brennedith
Zdrobnienie: Brenn
Płeć: Wadera
Wiek: Rok
Żywioł: Ogień
Patroni: Hefajstos i Hestia
Cechy charakteru: Złośliwa dla obcych, rozgadana, odważna i zadziorna
Cechy charakterystyczne: Kolczyki w prawym uchu
Stanowiska: Wojownik
Historia: Urodziła się w innej watasze nielubiana przez rodziców. W wieku 7. miesięcy uciekła i kręciła się po świecie. Po trzech miesiącach od ucieczki znalazła się na plaży gwiazd, gdzie była świadkiem niesamowitego zdarzenia. Zaprzyjaźniła się tam z Samanthą, lecz ich ścieżki pokrzyżowały się po wstąpieniu do watahy.
Motto: "Łzy palą jak ognień tylko w samotności"
Moce:
  *Panowanie nad ogniem
  *przepowiadanie bliskiej przyszłości
Umiejętności:
  *Szybki bieg
  *siła
Partner: szuka
Data urodzenia: 1.08.2013
Talizman
Nora

Nicola

kontakt: justi9548@gmail.com
Imię: Nicola
Płeć: Wadera
Wiek: Rok
Żywioł: Powietrze, księżyc
Patroni: Selene, Eol
Cechy charakteru: Spokojna, mądra, miła i pomocna
Stanowiska: Zielarz
Historia: Urodzona w innej watasze, gdzie matka była zielarką, a ojciec wojownikiem. Po śmierci matki Nicola była zmuszana do ćwiczenia siły i zręczności. Po skończeniu ośmiu miesięcy uciekła. Długo się błąkała, aż trafiła do tej watahy. Podtrzymała rodzinną tradycję i została zielarką.
Motto: "Wolność jest jak powietrze na szczycie góry. I jedno, i drugie - nie do zniesienia dla słabych"
Moce:
  *Potrafi panować nad powietrzem
  *czytanie w myślach
  *zdolność latania
Umiejętności:
  *Szybko biega
  *jest silna i zwinna
Partner:  szuka
Zauroczony/a w...: A kto by ją pokochał...
Data urodzenia: 6.10.2013
Talizman
Nora: Śpi gdzie popadnie

Od Erny - Wyprawa

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Co się dzieje? - Zapytałam wyszukując innych rękami.
Chwilę później obraz rozjaśnił się. Obok mnie byłą tylko jasnowłosa kobieta. Wpatrywała się we mnie z uśmiechem. Na ustach miała rozmazaną czerwoną szminkę, jej powieki zdobiły asymetryczne kreski. Kiedy mój wzrok wyostrzył się i powrócił do stanu wyjściowego, kobieta wstała. Ubrana była w... białe prześcieradło? To z pewnością miało jakąś specjalną nazwę. Może toga?
W ręce trzymała białą, prawie przezroczystą chustę. Odwróciła się do mnie plecami. Usiadłam po turecku, spróbowałam wytrzepać piasek z włosów i wypluć go z ust. Kobieta w tym czasie zaczęła tańczyć i skakać. Znajdowałam się w tunelu, na ziemi było pełno piasku. W pewnej chwili kobieta usiadła na pobliskim głazie i zaczęła płakać. Intensywnie tarła oczy, jak dziecko. Odwróciła się do mnie na chwilę. Kiedy zobaczyła, że ją obserwuję, skuliła się i zawstydzona schowała głowę w kolanach. Zaczęłam rysować na piasku słońce. Blade światło lamp porozwieszanych na ścianach wprawiało w niepokojący nastrój. Kobieta bezszelestnie podeszła do mnie i podała mi rękę. Zobaczyłam ją dopiero, kiedy skończyła rysunek. Podałam jej nieufnie rękę i wstałam z jej pomocą. Uśmiechnęła się do mnie. Zobaczyłam, że przez łzy jej makijaż oczu był w beznadziejnym stanie. Poszerzyła swój uśmiech. Zauważyłam jej perłowo białe zęby.
- Kim jesteś? - Zapytałam wreszcie.
Nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie przestraszona, chociaż nie puściła mojej ręki. Chwyciłam jej dłoń w obie ręce. 
- Wyprowadzisz mnie stąd? 
Uważnie obserwowała każdy ruch moich warg i próbowała je naśladować. Przyglądała się moim ustom, szyi. Nie umiała mówić i nie rozumiała mojej mowy. Puściłam jej dłoń, a ona gorączkowo złapała mnie za ramię. 
- Okej... - westchnęłam.
Wyprostowałam lewą dłoń, a prawą spróbowałam naśladować chodzenie. Następnie wskazałam na miejsce, w którym się znajdowałyśmy. Spojrzałam na kobietę. Jedyne co zrobiła, to zaczęła naśladować moje ruchy.
- Nie, nie, nie! - Zaprzeczyła ruchem głowy i ręki. 
Wskazałam na siebie, później zaczęłam iść w miejscu. Pokazałam mój rysunek słońca i kierowałam dłonie na obie strony tunelu. Spojrzałam na kobietę pytająco. Chyba znowu mnie nie zrozumiała. Nie szybko stąd wyjdę.

(Mixi? Co u ciebie?)

23 listopada 2014

Od Mixi do Roswell`a

- Nie wiem... - niepewnie spojrzałam na szarego basiora. - To chyba nie jest najlepszy pomysł...

- To jak?
- Elise chyba też za mną nie przepada... Ale możemy to potraktować jako spacer pokojowy  - uśmiechnęłam się.
Usłyszałam jakiś szelest w krzakach za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam tego drugiego wilka.
- Ah, to ty... Jeszcze raz dziękuję - uśmiechnęłam się szerzej. - Roswell? Nie będziesz miał nic przeciw on z nami pójdzie?
- Elise? - szary basior spojrzał na swoją towarzyszkę. - Co ty na to?
- Może być, tatusiu - powiedziała mała.
- To idziesz z nami? - zapytałam.
- Dobrze...
- Właściwie kim jesteś? Nie należysz do watahy... - uniosłam brwi.
- Mówiłem to już... Nikim...
(Bezimienny? Roswell?)
Dzięki za przypomnienie, że Bezimienny tam w ogóle jest ^^

Od Narcyzy - Wyprawa

Siedziałam cicho, nie pisnęłam słowem.
Przysłuchiwałam się towarzyszom, słyszałam groźne charkotanie.
Nie wiadomo skąd dobiegało, poszukiwania trwały, ale to było jak czekanie na deszcz w czasie suszy. Nagle coś mnie oślepiło, nie widziałam nic tylko nieprzeniknioną ciemność.
Padłam na kolana, szperałam rękoma po ziemi. Cisza...
To straszne nie wiedziałam jak się zachować. Poczułam zimną dłoń na ramieniu.
Nieznajoma istota przetarła mi oczy, po policzkach spływała mi ciecz której jeszcze nie mogłam rozpoznać. Na początku wszystko wydawało się rozmazane.
Kilka sekund później wszystko było w porządku.
Ujrzałam przedziwną nagą kobietę, miała zmasakrowaną rękę i coś tam nuciła pod nosem.
Rozejrzałam się, nigdzie śladu towarzyszy.

(Erna?)

Od Erny do Bezimiennego

Podniosłam głowę znad księgi. Lekki podmuch wiatru zgasił świeczkę. Szepnęłam zaklęcie, a jaskinię ponownie rozświetlił słaby płomień. Ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych. Odkąd tylko zaczęło się ściemniać, deszcze lał bezustannie.
U progu jaskini stanął wilk. Nie znałam jego imienia, ale widziałam go kilka razy w watasze. Musiał być nowy. 
- Potrzebujesz czegoś? - Zapytałam wyrywając go z zamyślenia. 
- Tylko miejsca do spania, ale widzę, że to już jest zajęte. - odpowiedział spokojnie i bez emocji.
- Nie prowadzę azylu, ale na jedną noc możesz zostać. 
Skinął głową i odpowiedział mi bladym uśmiechem. Dziwny z niego wilk. 
- Tam są posłania do pacjentów. Mam nadzieję, że będzie ci to odpowiadało. 
- Nie widzę problemu.
Wróciłam do czytania, a tajemniczy wilk ułożył się do spania. Próbowałam się skupić, ale on zupełnie mnie dekoncentrował. Wiedziałam, że nie śpi, nawet to widziałam. Patrzył się w pustkę swoimi żółtymi oczami. 
- Jak masz na imię? - Zapytałam.
Milczał przed dobre 2 minuty.
- Nie mam imienia. - Odpowiedział cicho.
- To jak mówią do ciebie przyjaciele? 
- Przyjaciół też nie mam. - powiedział smutno.
- Och, przepraszam.
Złożyłam księgę i odłożyłam na odpowiednią półkę. Ułożyłam się na moim posłaniu.
- Kim jesteś w watasze? 
Wiedziałam, że obsypywanie innych gradem pytań nie jest zbyt uprzejme, ale nie mogłam się oprzeć. Ta cała jego tajemniczość, spokój i... i... wszystko!
- Obrońcą Alph. A ty szamanką?
- Zgadza się. - Pokiwałam energicznie głową. 
Jednym dmuchnięciem zgasiłam świeczkę i zamknęłam oczy. Chciałam wymyślić jeszcze jakieś pytanie, ale zamiast tego zasnęłam.

(Bezimienny?)

Od Rosewll'a do Mixi

Po części o to mi chodziło... udałem więc, że się zastanawiam i po niedługiej chwili, by nie wzwątpiła, odezwałem się.
- W sumie to nawet dobry pomysł... przyjmuję. - uśmiechnąłem się, a ciszę przerwała Elise.
- Co?! Ona chciała cię zabic, a ty tak po prostu wybaczasz?! Tato! Nic z tego nie rozumiem... - z powrotem wskrabała mi się na grzbiet, choc nie pamiętam by zchodziła. - idziemy już? - spytała. - mieliśmy iśc na spacer...
- Tak, Elise. Już idziemy. - powiedziałem do małej i ruszyłem przed siebie. - A ty chcesz?? - spytałem Mixi.
<Mixi?>
Tak, Bezimienny... nie zwracam na ciebie uwagi ^.^

Od Mixi do Roswell`a

- No, dobrze... Miło, fajnie, cud i miód... Jesteś wielki, potężny i spełniasz wszystkie warunki... tego czegoś - powiedziałam. - Ale to nie czyni cię od razu Bogiem, może i jesteś lepszy ode mnie, ale co to za różnica? Przecież jestem jedynie jedną z szarych plamek żyjących na tym świecie. Pokonanie mnie nic ci nie da, a wręcz przeciwnie, wataha nie będzie czy przychylna. Nie jestem wielka i potężna, nie wręcz przeciwnie... Jestem słaba, za słaba...

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał.
- Chcę powiedzieć, że uważam, że zachowałam się jak szczeniak - spuściłam głowę. - I chciałam lepiej zacząć naszą... znajomość... Przyjmiesz przeprosiny...?
(Roswell?)

22 listopada 2014

Od Assumi do Vincenta

-Co trzeba zrobić? Hm… Najważniejszym punktem to chyba jest zatwierdzenie u alfy swojego aktualnego pobytu. – Zdjęłam małego, wyrywającego mi włosy z głowy i odczarowałam go. Niezwłocznie pobiegł w stronę jaskini Mixi. „Przecież ona jest na wyprawie…” Pomyślałam i pokręciłam głową. Zrezygnowana pobiegłam za nim. Nie chciałam mu tracić nadziei podczas biegu i nieco poprawić mu kondycję. Zdeterminowany po dwóch minutach stał przed jaskinią Alphy.
-Mixi! –Krzyknął przed grotą. Powtarzał to wielokrotnie, aż w końcu mu coś uświadomiłam.
-Ona jest na wyprawie. –Zaśmiałam się lekko.
-Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedziałaś? Nie robiłbym z siebie tutaj pajaca przynajmniej.
-Nie chciałam zabierać ci nadziei. Wolałam, żebyś sam zobaczył. Na pewno nic się nie stanie, jeśli zamieszkasz tam do jej powrotu.
(Vincent?)

Od Samanthy

Chodziłam sobie po lesie rozważając wszelkie myśli jakie przychodziły mi do głowy. Brakowało mi kogoś do różnych wędrówek, ale nigdy nie znalazłam kogoś podobnego do mnie.
Zaczęło robić się ciemno, a do mojej nory było daleko, więc układałam się do snu. Nagle usłyszałam trzaski. Nastawiłam uszy. Zza krzaków wyłoniła się mała wadera. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Hej. Nazywam się Kuri. Należysz do tej watahy?
-Tak i szukam kogoś, kto mógłby mi towarzyszyć w wędrówkach. Może ty byś chciała?
-Jasne! A jakie to będą spacery?-A różne, to tu, to tam... Może opowiesz mi coś o sobie?
-Dobrze, urodziłam się...
 I tak o to poznałam Kuri. Chodziłyśmy po gdziekolwiek, a nocami umilała nam czas swoim śpiewem. Od czasu do czasu odwiedzałyśmy jej siostrę, Masami.Myślałyśmy, że będziemy same wędrować, ale pod czas jednej z wielu przygód dołączył do nas ktoś jeszcze...
(Ktokolwiek?)

Od Alicji - Nowy przyjaciel

Byłam na polanie Pana... przeszłam obok zwalonego drzewa i przeskoczyłam strumyk. Szukałam towarzystwa którego zwykle nie miałam... oczywiście dla tego, że większość wilków uważało mnie za walniętą lub za bardzo cieszącą się życiem... A życiem przecież trzeba się cieszyć do póki się żyje! Myślałam nad tym cały czas, aż wpadłam do rowu (klasyka) ... wstałam i otrzepałam się... gdy skapnęłam gdzie jestem...
Było tam przepięknie i przecudownie! Trawa była zielona a u góry było pełno pachnącego, fioletowego, białego i różowego bzu! Przeszłam kawałek żeby zwiedzić te cudo... na samym końcu aleji była cudowna fontanna z kamiennymi aniołkami! Byłam w niebo wzięta przyglądając się całemu miejscu. Chciałabym tu kiedyś wrócić... pomyślałam, jednak nigdzie nie widziałam tabliczki z napisem, a jak nie było nazwy to moja mapa mnie nie doprowadzi do tego miejsca... w końcu jednak znalazłam... lecz była pusta...
- To piękne miejsce nie ma nazwy?! - byłam bardzo zaskoczona... nawet trochę wzburzona... lekki wietrzyk musnął mój pysk szumiąc te słowa: Nazwij to miejsce, a już nigdy nie będzie nieznane...
- Nazwa... nazwa... - myślałam... w końcu wymyśliłam - Aleja Kwiatów... - powiedziałam a na pustej tabliczce zaczęły ukazywać się słowa które przed kilkoma sekundami wypowiedziałam... Na miejscu zaczęły ukazywać się wcześniej nie widoczne motyle, pszczoły oraz zwierzęta... Od teraz te miejsce należy do ciebie... usłyszałam znów czując wiatr... dopiero po kilku minutach zrozumiałam co powiedział... od teraz to miejsce było moją własnością... mrugnęłam jeszcze kilka razy i spojrzałam na tabliczkę myśląc, że śnie na jawie, ale napis był, jest i będzie... na ziemi ukazał się wisiorek z kluczykiem na którym było wygrawerowane moje imię i nazwa miejsca...

Spojrzałam w stronę z której przyszłam... dopiero teraz zorientowałam się że była tam furtka... do której miałam kluczyk. Obróciłam się by ujrzeć za sobą wielkiego gryfa...
- Nazwałaś to miejsce, jesteś odtąd jego właścicielką... mam na imię Fix, jestem strażnikiem tego miejsca, a że teraz ty jesteś jego panią jesteś też moją panią... - powiedział i ukłonił się... - Od teraz będę ci służył... - dodał...
- Nie musisz mi służyć... możesz po prostu mi towarzyszyć... - powiedziałam i uśmiechnęłam się....
- To będzie dla mnie zaszczyt! - odparł... zostałam tam do końca dnia... w swoim własnym miejscu... ze swoim nowym towarzyszem...

Od Alicji do Arii

- To zależy jakie lubisz... są słodkie jak brzoskwinia, kwaśne jak cytryna i kwaskowate jak pomarańcza lub zielone jabłko... - odpowiedziałam
- A jakie ty lubisz? - zapytała patrząc jak odgryzam następny kawałek...
- Ja? Hmmm... ale najbardziej?
- ...No tak... tak najbardziej...
- Niech pomyślę... chyba najbardziej lubię jabłka, bo są i słodkie i kwaskowate... - odparłam...
- Mogę cię jeszcze o coś zapytać? - zapytała siadając koło mnie...
- No pewnie... pytaj o co chcesz! - odpowiedziałam z uśmiechem zjadając kolejny kawałek...

(Aria?)

Od Roswell'a do Mixi

cd. tego

Przez chwilę miałem ochotę rzucic jej się na szyję, ale się powstrzymałem... po co? Uśmiechnąłem się i zacząłem mówic.
- Potęga dzieli się na pięć części. Każda z nich jest równie ważna, co pozostałe... i choć mogą istnieć osobno, bez pozostałych nie mogą dokonać nic wielkiego. - zacząłem, zdziwiona wpatrywała się w mnie słuchając uważnie każdego słowa pomimo iż nie wiedziała o co mi chodzi. - Vitae, Mors, Order, chaos i nature. - nie rozumiała - życie, śmierc, porządek, chaos i natura. - przetłumaczyłem "na nasze". - Tak, to są pojęcia sprzeczne... życie i śmierc, porządek i chaos. Z pozory. Życie nie może istniec bez śmierci i nikt nie mógłby zaprowadzic porządku gdyby nie istniał chaos. A natura spaja wszystko w jedno. Ja jestem chaosem, ale w moim umyśle jest porządek, żyję miejąc śwaidomośc, że kiedyś umrę... i pogodziłem się z tym. Wszędzie gdzie jestem nie sprzeciwiam sie naturze, a staram się do niej dostosowac. - powiedziałem - nie jestem jednak najpotężniejszy, choc powinienem... w końcu przecież spełniam jej warunki, czemu? - spytałem się zaskoczonej wadery. Było widac, że nie wie jak odpowiedziec... 
W końcu jednak się odezwała.
<Mixi?>
Hehe... beznadzieja XD <TLS

21 listopada 2014

Od Mixi do Bezimiennego

- Wystarczy, że Alpha ma kilka zadrapań i już wielce zmartwiony poddany przychodzi wielce zmartwiony ją opatrzyć - prychnął.
- Odsuń się, a najlepiej idź stąd - rzuciłam do nieznajomego i wstałam. Moje oczy znów zaczęły się żarzyć na złoto.
Rowell zrobił znudzoną minę, a drugi basior patrzył zaskoczony.
- Przy okazji dziękuję - uśmiechnęłam się do niego pogodnie, a moje oczy znów na ułamek sekundy były niebieskie. - A ty Roswell`u nie bądź taki pewny siebie.
Znów ten kpiący uśmieszek. O nie co to, to nie, dwa razy na ten sam numer się nie nabieram. Odpowiedziałam równie kpiącym uśmiechem. Skoro moje skrzydło było już zdrowe mogłam się poruszać z normalną prędkością, więc stałam obok Roswell`a zanim uśmiech zniknął mu z pyska. 
- Przygotuj się - wyszeptałam mu do ucha.
Zanim on odwrócił głowę by na mnie spojrzeć, ja stałam już pięć metrów przed nim.
- Coś się stało? - zapytałam z niewinną miną. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha...
Spojrzałam na drugiego z basiorów, który patrzył na mnie równie zaskoczony co Roswell. Uśmiechnęłam się do niego, ale gdy znów popatrzyłam na Roswell`a w moich oczach pojawiły się czarne znaki.
Szary basior uniósł brwi. Chyba chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- Pewnie się zastanawiasz co to jest? - zapytałam, ale mój głos brzmiał zupełnie inaczej. Nie dałam mu odpowiedzieć tylko mówiłam dalej. - To jest Kin`iro-me specjalna moc Córek Mroku, Argona posiadała podstawową moc, ale mi udało się ją rozszerzyć. Zaraz się przekonasz jak potężna jest moc Kin`iro-me!
Zacisnęłam mocno powieki, a kiedy otworzyłam oczy czarne symbole zaczęły wirować. Spojrzałam prosto w oczy Roswell`a i w ułamku sekundy znaleźliśmy się w wykreowanym przeze mnie świecie. Świat ten wyglądał identycznie jak normalny tylko brakowało w nim tylko Elise i tego drugiego basiora stojącego w pewnej odległości od nas. Wyszczerzyłam się i podeszłam do niego, w mojej łapie zmaterializował się miecz. Dźgnęłam go w serce. Krzyknął z bólu, ale ani jedna kropla krwi nie splamiła bujnej zielonej trawy. Powtarzałam tą czynność wiele razy, ale za każdym razem było tak samo: krzyk bólu i rak jakiejkolwiek krwi. Później zaczęłam powoli pazurem rozpruwać mu brzuch. Tym razem rana pojawiła się. Jedna moja komenda i wróciliśmy do normalnego świata. Roswell patrzył zdumiony na swój brzuch i klatkę piersiową na których nie było nawet śladów po obrażeniach zadanych przeze mnie. Wiedziałam, że dalej odczuwał ból.
- Podobało się? - zapytałam z przekąsem. - Jak chcesz możemy powtórzyć...
(Roswell?)

Samantha

kontakt: kamilaj04112002@gmail.com
Imię: Samantha
Pseudonim/zdrobnienie: Sam
Płeć:  Wadera
Wiek: rok
Żywioł: Woda, księżyc i natura
Patroni: Posejdon i Selene
Cechy charakteru: Mądra jak na swój wiek, zawsze chętna do pomocy i przyjacielska
Cechy charakterystyczne: Błękitna końcówka ogona, zielone oczy
Stanowiska: Zielarz
Historia: Urodziła się na Plaży Gwiazd, gdzie nauczyła się wielu pożytecznych rzeczy. Jej matka zmarła, gdy miała pół roku. Bogini Selene zlitowała się nad nią i zaczęła ją uczyć nie tylko o gwiazdach, ale i o roślinach. Sam rozpoznawała każde zioło i odkrywała coraz to nowsze ich zastosowania. Jej patronka wskazała miejsce najbliższej watahy...
Motto: "Cicha woda zawsze płynie głęboko"
Moce:
  *Czytanie w myślach
Umiejętności:
  *Jest szybka
  *niezwykle silna
Partner: nie szuka
Data urodzenia: 4.11.2013
Talizman
Nora

Od Akumy - Wyprawa

  Oczywiście, że słyszałem te głosy! Już odkąd weszliśmy na cmentarz uderzyła mnie intensywna fala jęków i nawoływań zmarłych. W tym miejscu panowały jakieś inne zasady. Zazwyczaj po śmierci dusze szły do Hadesu, jednak te tutaj... coś zakłócało naturalny porządek rzeczy. 
  Gdy powiał wiatr ruszyliśmy w jego kierunku, jednak mimo że sam to powiedziałem, wcale nie byłem pewny czy tam może być wyjście. Jednak nie miałem innego pomysłu. Szliśmy w ciszy, gdyby nie liczyć rozmawiających półgłosem Korso i Arii. Ona chyba naprawdę go polubiła. No, nie istotne.
- Ktoś tu idzie - powiedziała niespodziewanie Anastasia
  Wadera była całkiem wrażliwa na zjawiska nadprzyrodzone, nie powiem. Błysnęło światło, pozwalając nam ujrzeć co jest dalej. Spojrzałem za siebie. W dłoniach Arii błyszczała jasna kula energii otaczająca kryształ w kształcie gwiazdy. Sam nie wiem kiedy go wzięła z powrotem.
  Na skraju widoczności ktoś się zatrzymał. Wyglądał jak nieco krzywy i zdeformowany człowiek.
- Kto tam jest?! - zapytałem podniesionym głosem
  Nie odpowiedział.
- On nie żyje, nic wam nie powie - jakiś głos w powietrzu roześmiał się głucho - Ja też, ale w przeciwieństwie do niego ja myślę.
  I nim się obejrzałem coś chrupnęło, coś zawyło i leżałem na ziemi. Czyjeś zimne ręce trzymały mnie za nogi, czyjeś zęby wgryzały się w kostkę. Spróbowałem zbudzić Cienie, ale nie było ich tu. To podziemie nie należało do Hadesa. Jego panem był ktoś inny. Albo gorzej. Ono samo było swoim panem.
(Narcyza?)

Od Deffa do Koekiego

Nie lubiłem mieć za dużego towarzystwa więc wyminąłem basiora i pożegnałem się...
- Wybacz ale muszę już iść... - powiedziałem chłodno... basior zastąpił mi drogę...
- Gdzie się tak śpieszysz? - zapytał
- Idę poszukać siostry... podobno znajduję się w tej watasze... więc żegnam - prychnąłem i zgarbiony poszedłem w las... stanąłem na chwilę słysząc za sobą głoś basiora...
- Zaczekaj!

(Koekie?)

Od Bezimiennego do Roswella

  Kolejny dzień samotności, taki jak one wszystkie. Słodki śpiew ptaków, spokojny szum liści. Zawsze podziwiałem przyrodę. Mimo, że pada ofiarom potyczek pomiędzy istotami żywymi nigdy nie tracie ducha, zawsze ufnie trwa jak dawniej. Cierpliwie się odnawia. Kiedyś my wszyscy wybijemy siebie nawzajem, a ona dalej będzie trwać.
  Niespodziewanie ten spokój przerwały jakieś dziwne odgłosy. Odgłosy walki. Co się dzieje? Ruszyłem szybko w tamtym kierunku, przeszedłem do biegu, do galopu. Dźwięki były coraz głośniejsze, usłyszałem urywki jakichś zdań.
- ...ielojalność... adasz... - mówił jakiś wilczy głos - ...ojej watahy... nikogo... mnie...
  Byłem już naprawdę blisko.
- ...wyłącznie od ciebie... asługujesz - mówił dalej ten sam głos - a teraz wybacz, lecz muszę zając się Elise. Obiecałem jej spacer. Do zobaczenia, Mixi.
  Dokładnie po tych słowach wypadłem na polanę. Ujrzałem tam specyficzną scenę. Szara wadera o niebieskich skrzydłach leżąca w kałuży krwi, ze złotymi błyskami w oczach i basior o zaledwie nieco ciemniejszym kolorze sierści z czaszkami na szyi idący z małym stworzonkiem na grzbiecie.
- I zamierzasz teraz tak po prostu sobie pójść? - zapytała zbierając się z ziemi wadera
  Widać było, że jest już na ostatku sil, że zaraz straci świadomość. Podbiegłem do niej, nie zważając na to, że wcale jej nie znam.
- Gdzie jesteś ranna? - zapytałem, zanim zdziwiona wadera zdążyła cokolwiek zrobić
- W skrzydło, z boku, na łapach... - powiedziała słabo - Kim...?
- Nikim - uciąłem i delikatnie uniosłem skrzydło
  Usłyszałem, że szary basior się zatrzymuje, a mała istotka na jego grzbiecie coś piszczy. Nie zwróciłem na to uwagi. Skoncentrowałem się na ranie. Przez moje łapy przebiegło białe światło i już po chwili po ranie nie było śladu. Wziąłem się więc za kolejne.
  Wtedy przemówił basior:
(Rose? Mix?)

"Jeśli nie jesteś w stanie obronić tych, którzy są dla ciebie bliscy, nie powinieneś dumnie unosić głowy"

Imię i Nazwisko: Nie posiada imienia.
Pseudonim: Jego pan nazywa go Siódmym, ale tego nie cierpi, w watasze często nazywają go Bezimiennym
Płeć: wysterylizowany 
Orientacja: aseksualny
Wiek: nie zna daty urodzenia, jednak koło 60 lat
Żywioł: Zniszczenie i światło
Cechy charakteru: Basior jest bardzo miły i uprzejmy, a przy tym wiecznie smutny, pogrążony we własnych myślach. Potrafi być bardzo pomocny i pracowity, nie straszny mu żaden wysiłek, jednak jest też bardzo nieufny i trudno się do niego zbliżyć. Wszystkich traktuje tak samo - z uprzejmym dystansem. Nigdy nie płacze, nie odczuwa też głębszych emocji, bo po prostu nie jest w stanie. Coś je tłamsi. Nigdy nie porzuci nikogo w potrzebie.
Aparacja: Nie posiada określonego wyglądu, "edytując" zaklęcie może go dowolnie zmieniać, jednak z jakiegoś powodu ostatnimi czasy upodobał sobie postać białego wilka, ze złotymi oczami, podobnego nieco do ducha. Nie posiada wybitnych cech charakterystycznych.
Praca: Ciągle zmienia pracę, nigdzie nie jest w stanie usiedzieć dłużej, czuje że nigdzie nie pasuje
Stanowisko: Strażnik
Historia: Tak na prawdę nie urodził się jako wilk. Tak na prawdę wcale się nie urodził, tylko został stworzony jako marionetka. Nazwa "Siódmy" wzięła się stąd, że został stworzony właśnie jako siódmy. Nie warto wdawać się w szczegóły jego początkowego życia. Starczy rzec, że było niezmiernie monotonne i pozbawione sensu. Jedyne co robił to służył swemu panu. Nie miał wtedy jeszcze duszy.
 To się stało dopiero znacznie później, przez kompletny przypadek... a może ktoś to zaaranżował? Podczas polowania coś w nim zaiskrzyło. Pierwsze uczucie, pierwsza myśl.
 Potem już nic nie było takie samo. Zaczynał widzieć, kim jest jego pan i co robi. Nie podobało mu się to. Uciekł, jednak jego ówczesny wygląd zbytnio rzucał się w oczy. Bardzo długo szukał sposobu, by go zmienić. Wreszcie mu się udało, jednak niech szczegóły pozostaną tajemnicą. Wystarczy chyba rzec, że pomógł mu wilk imieniem Doctor.
 Później błąkał się samotnie, przeżywając wiele przygód, odkrywając nowe fakty o sobie. Zaczynał rozumieć coraz więcej. Zdobywał przyjaciół, znajomych. Oni nadali mu imię Minoriti, ponieważ zawsze był "mniejszością" mającą inne zdanie niż reszta. A potem niespodziewanie ich stracił. Jego pan go odnalazł. Kazał go zabrać z powrotem, jednak basior był już na tyle silny i obeznany w swoich mocach, że zdołał mu uciec.
 Znów się błąkał, myśląc nad sensem życia. Uznał, że najlepsze co może zrobić to próbować pomagać innym, by nie podzielili jego losu. I tak właśnie czynił.
  Gdy na Olimpie Argona zarządziła próbę przemiany w ludzi on zmuszony był pozostać. Jako marionetka nie miał możliwości tego dokonać, dlatego ze smutkiem na ochotnika zgłosił się do prowadzenia dalszej obrony, a potem, gdy wszyscy jego towarzysze leżeli już martwi, skrył się między ich ciałami - ot kolejny kłębek futra, cały we krwi. Gdy ludzie odeszli on zajął się duszami zmarłych i pustym Olimpem.
Moce:
  • Leczenie powierzchownych ran
  • Tworzenie Kręgu Zniszczenia
  • Wyczuwanie emocji
  • Władza nad żywiołem światła
Umiejętności i Zainteresowania: Mężczyzna jest odporny na ataki mentalne, z powodu braku faktycznego obiektu do takiego ataku. Umie zajmować się chorymi i rannymi. Posiada też niespodziewanie piękny głos, jego pasją jest śpiewanie i układanie pieśni, jednak nigdy nie występuje publicznie (nie robiłby tego nawet, gdyby nie było to zakazane), bo się wstydzi.
Partnerka: nie szuka
Zauroczony w: brak
Rodzina: brak
Przedmioty: nie posiada
Talizman: Otwierany medalik - jest to tylko pamiątka po zmarłych przyjaciołach. W środku jest ich zdjęcie.
Miejsce zamieszkania: Niewielkie mieszkanie na uboczu miasta, na Arenie 1, w dzielnicy Setios. Stare i zagracone przez poprzedniego właściciela. Bezimienny nigdy nie czuł się zobowiązany do sprzątania. Przetarł tylko starą kanapę i na niej śpi. 
Ciekawostki: 
  • Bezimienny jest lalką, pokryta zaklęciem maskującym. To właśnie ono tworzy sierść. Pod spodem jest z drewna pokrytego metalem.
  • Gdyby przyłożyć ucho do jego piersi nie usłyszałoby się bicia serca, a z ran nie płynie krew.
  • Na opuszce lewej łapy posiada dziwny znak, którego nie może pozbyć się nawet zaklęciem maskującym. Jest to znak własności.
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Kontakt: ketsurui

Od Anastasi - Wyprawa

Rozejrzałam się dookoła... słyszałam różne głosy... z różnych korytarzy...
- Słyszycie? - zapytałam cicho...
- Co takiego? - zapytała dopiero co przybyła Aria...
- Głosy... - odpowiedziałam...
- Ja tam nic nie słyszę... - powiedział Korso...
- Wsłuchajcie się... - powiedziałam... na chwilę nastała cisza... wtedy odezwał się Akuma...
- Słyszę... - powiedział i zamknął oczy... poczułam lekki powiew wiatru...
- Wiatr... wiatr! Czuję wiatr! - powiedziałam zdekoncentrowana odwracając się za siebie... Akuma nagle otworzył oczy...
- Skąd go czujesz? - zapytał... pokazałam ręką na tunel przed sobą... - Może tam będzie wyjście... chodźmy... - dodał i poszedł w głąb...

(Akuma? Brak weny)

Od Rose do Aatu

-Spokojnie. Assumi to wilk, który jeśli gdzieś poszedł to na pewno miał ważny powód. - Uśmiechnęłam się. - A jest ogólnie szpiegiem.
-Szpiegiem? Moim zdaniem się nie nadaje. Spójrz... - Wilk wskazał na pojawiające się ślady. Podbiegłam do nich i sypnęłam przed siebie piaskiem. Usłyszałam czyjś szept i nagle przede mną stała siostra.
-Dlaczego zniknęłaś? -Zapytałam się wilczycy.
-Nie byłam wam do niczego potrzebna, a więc chciałam sobie pójść. A teraz przepraszam, ale nadal jestem wam nie potrzebna i zmykam stąd.
Za sekundę wilczycy już przede mną nie było. Ani tak bym mogła ją zobaczyć, ani dotknąć. Po prostu się teleportowała. Aatu stał obok i się wszystkiemu przyglądał. Próbowałam udawać, że mnie to nie uraziło i wzruszyłam ramionami. Bez żadnego słowa, poszłam dalej.
(Aatu?)

Od Roswella do Mixi

- Miło wiedzieć, że nie tylko ja potrafię wpaść w furię - zaśmiałem się przez ból i wyplułem trochę krwi podczas gdy ona przymierzała się do kolejnego ugryzienia w kark. Mimo iż dała mi idealną okazję do... no cóż... zabicia... stałem w bezruchu. Nie mam zamiaru plamic sobie łap zabijaniem dla zabawy. Uderzyła. Poczułem jak przegryza mi skórę na grzbiecie i dociera do mięśni... odchyliłem głowę i zrobiłem to samo. Zapiszczała i odruchowo puściła mnie.
Byłem bliski przemiany, moje oczy zmieniły już kolor na czarny, a sierść się nastroszyła, blokowałem jednak całkowite przeobrażenie. Zostawię to na wielki finał, wadera nawet nic nie zauważyła. "Oni" wszyscy są tacy ślepi...
Staliśmy teraz naprzeciw siebie, krążyliśmy w kółko w oczekiwaniu na atak przeciwnika.
- Zabij ją! - krzyknęła nagle Elisa, która ku mojemu zdziwieniu, wciąż stała w tym samym miejscu, co przedtem. Mixi odwróciła się w jej stronę. Skorzystałem z okazji i powaliłem ja na ziemię.
- Nielojalność, powiadasz? - mój lekki uśmieszek po raz kolejny spełnił zadanie, rozwścieczył ją jeszcze bardziej. Wściekłość niejednego doprowadziła już do grobu... - a kto tutaj atakuje wilki ze swojej watahy? - aby spotęgować efekt, pozwoliłem sobie na całkowitą przemianę. Nastroszona sierść, puste oczy i rany, z których płynęła gęsta, czarna krew. - mogę cię zapewnić, że nie znajdziesz tutaj nikogo bardziej lojalnego ode mnie... ale to, czy okażę ją tobie, zależy wyłącznie od ciebie i od tego, czy na nią zasługujesz. - zmniejszyłem nieco uścisk. Gdyby chciała lub potrafiła się przełamać, z łatwością by się uwolniła. Trwała jednak w miejscu. - a teraz wybacz, lecz muszę zając się Elise. Obiecałem jej spacer. - posłałem jej "miły" uśmiech i zdjąłem łapy z wadery. Podszedłem do małej lisiczki po drodze przemieniając się z powrotem w swoja zwykła postać. Rany się zagoiły. - do zobaczenia, Mixi. - powiedziałem i pozwoliłem Elise wspiąć mi się na grzbiet.
(Mixi?)

Uwaga!

Doniesiono mi, że formularze nie działają! Proszę więc do końca miesiąca wysyłać nam opowiadania na howrse lub poczte (z zakładki "kontakt")
Przepraszamy za utrudnienia!
~Lalkarz

Od Aatu do Rose i Assumi

cd. tego

- Zaprowadzę cię to Mixi. Na pewno przyjmie cię to watahy! - powiedziała z entuzjazmem Rose.
- Mam nadzieję - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się
Rozmawialiśmy trochę o swoich zainteresowaniach. Dowiedziałem się, że jest wegetarianką. Zacząłem ją o to wypytywać.
- No wiesz jestem zielarką i dobrze znam się na roślinach, dzięki czemu wiem co jest smaczne - powiedziała
-A ja jestem magiem! Może będziemy mogli razem pracować? - ucieszyłem się. Nie znałem się do końca na roślinach a często mi się przydawały.
- A kim jest Assumi? - spytałem - Swoją drogą gdzie ona jest? - rozejrzałem się. Nigdzie nie było niemiłej wilczycy.
(Rose? Assumi?)

20 listopada 2014

Od Mixi do Roswell`a

- Czyli chcesz walczyć? - uśmiechnęłam się najbardziej złośliwie jak tylko potrafiłam.
- Nie, lepiej nie... Jeszcze by wataha bez Alphy została - zrobił teatralną zatroskaną minę.
- Jeśli tak bardzo ci zależy na tym że by wataha bez Alphy nie została to poczekaj aż Erna opatrzy moje rany. Wtedy będę mogła walczyć - rzuciłam i ruszyłam w stronę jaskini szamanki.
Erna bez zbędnych pytań opatrzyła mnie, a ja od razu wróciłam na polankę na której ostatnio widziałam Roswell`a.
- Czyli jednak chcesz walczyć? - zapytałam z szerokim uśmiechem. - Ah, w końcu jakaś rozrywka!
Basior uśmiechnął się kpiąco.
- To jak? Na prawdę chcesz przegrać pojedynek na terenach własnej watahy jako Alpha? Chcesz się ośmieszyć przed oczami... - nie dokończył, bo zorientował się, że tam gdzie się mnie spodziewał nie ma mnie. W ostatniej chwili uniknął mojego ataku z powietrza. Teraz to on zaatakował, a ja uniknęłam ataku. Mniej więcej tak wyglądała nasz walka jedno atakowało drugie unikało, ale widziałam, że Roswell się nie wysila. Zmieniłam styl swoich ataków na taki żeby musiał się trochę nabiegać. Cały czas atakowałam z powietrza żeby mieć większą szybkość. Basior chyba to rozszyfrował, bo próbował mnie zranić właśnie w skrzydło. Nie wiedział jeszcze, że dopóki moje skrzydła są całe nie ma szans mnie choćby drasnąć. Jaky na zaprzeczenie tych słów poczułam ostry ból w lewym skrzydle. Spadałam. Widząc moją zaskoczoną minę Roswell zapytał:
- Co? Teraz już tak się nie palisz do walki? - znów ten kpiący uśmiech. 
Z trudem upadłam na łapy. Na ziemię spadło kilka kropel krwi. Bandaże, które założyła mi szamanka były już przesiąknięte krwią. Roswell zbliżał się powoli, posłałam w jego stronę małe tornado, ale on uskoczył na bok unikając go. Zaśmiał się.
- I ty siebie nazywasz Alphą?
Przybrałam pozycję bojową i natychmiast poczułam okropny ból w miejscach nocnych ran. Nawet nie zauważyłam, kiedy basior znalazł się za mną.
- Teraz już nie masz jak uciekać ani się bronić - poczułam jego oddech tuż przy swoim uchu.
Odskoczyłam jak oparzona i... nadziałam się na nóż Roswella. Na chwilę zabrakło mi tchu, a później wyplułam sporą ilość krwi. Upadłam. W oczach pojawiły mi się mroczki. Potrząsnęłam gwałtownie łbem w nadziei, że to pomoże, ale to tylko przyśpieszyło "utratę obrazu". Jakby zzaświatów usłyszałam kpiący śmiech Roswella. Otworzyłam oczy. Basiora wręcz zatkało, kiedy zobaczył, że nie są niebieskie jak zwykle, ale złote. Wokół mnie pojawił się krąg z płomieni. Podeszłam do zaskoczonego basiora i wbiłam mu zęby w kark.
- To za obrażenie mnie - warknęłam.
Następnie wbiłam mu pazury w brzuch, nie głęboko żeby nie uszkodzić organów wewnętrznych, ale wystarczająco by okropnie bolało.
- A to za bycie nielojalnym wobec watahy.
(Roswell? Wiem... Przesadziłam... Ale tylko troszeczkę... ^^)

Od Rose do Vincenta

-O…  o wiele lepiej… -Powiedziałam cichym głosem.
-To dobrze. –Odpowiedział Vincent. - Już się bałem…
-Troskliwiec… -Mruknęła siostra.
-Ona mogła zginąć, Assumi.
-I co z tego?
Poczułam się dotknięta tymi słowami. Mimo wszystko, miałyśmy wspólne więzi krwi i powinnyśmy traktować się z szacunkiem. Nic nigdy tak nie bolało. Żaden cios fizyczny, ani dotychczasowy psychiczny. Czułam jakby ona czekała, aż zginę. Dlaczego? Co ja jej zrobiłam? Nawet jej w żaden sposób nie uraziłam. Próbowałam być dla niej miła, ale się nie da. Widziałam, że wilki rozmawiają ze sobą podniesionym tonem, ale ich nie słyszałam. Nie zwracałam na nich uwagi. Patrzyłam tylko na różę za wejściem do jaskini, która powoli pozbywała się swoich płatków. To się stanie z każdym stworzeniem. Najpierw piękne i młode, później się starzeje i traci walory, a na końcu umiera. Przymknęłam oczy. Nie czułam obecności wilków. Nie czułam nic. Ani tego, że oddycham, ani bólu w klatce. Nic. Przede mną było tylko ciemność, a w niej jasny prostokąt na kształt drzwi. Widziałam w nich mamę, wystawiającą do mnie łapy jak do przytulenia. Nie czułam jak z moich oczu pociekły łzy. Nagle coś poczułam. To były lekkie uderzenia w pysk. Przed sobą zauważyłam głowę siostry ze sztucznym uśmieszkiem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co się stało. Byłam jedną nogą na tamtym świecie. Dobrze, że mam ich cztery a nie dwie…
(Vincent?)

Od Roswell'a do Mixi

cd. tego

Gwałtownie wypuściłem powietrze, prychnąłem. Próbowałem się powstrzymac, ale nie potrafiłem... zaciskałem wargi jak tylko mocniej ale w końcu musiałem odpuścic. już mnie bolały od powstrzymywania się.
Wybuchłem śmiechem. 
- Ttty-y... ggggrrroźn-na...! HAHAHA! - wadera spojrzała się na mnie wściekła i zawarczała, obecna pozycja nie była dla niej zbyt komfortowa więc musiała usiąśc.
- Tak, groźna... śmieszy cię to? - nie mogłem nic z siebie wydusic, zbyt głośno się śmiałem. to, co powiedziała było zbyt komiczne. Ona miałaby zagrozic wojownikowi szkolonemu od urodzenia? Wilkowi zachartowanemu podczas niewymieżalnie długiej wędrówki? Komuś, kto tak wiele razy patrzył prosto w oczy śmierci? Nie... w obecnym stanie ośmieliłbym się wątpic, by pokonała podrostka.
Mimo tego, że nawet, gdyby była na tyle niemądra, by mnie atakowac, cały czas byłem gotowy do ewentualnej walki. Jak zawsze. 
"Nie wierz w pozory... wierz w głupotę innych"
(Mixi?)

Od Vincenta do Assumi

- Ta też jest wolna - Assumi zatrzymała się przy kolejnej norze. Chociaż miała na prawdę niesamowitą kondycję to też była już zdyszana. W końcu to już była jedenasta czy dwunasta jaskinia. Znowu zaprzeczyłem.
- Bogowie! Vincent, weźże się w końcu na coś zdecyduj, bo ja już mam dość!
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje! - powiedziałem, a mój głos był okropnie piskliwy. - Przecież się zgodziłaś!
- Dobrze, już dobrze...
Dotarliśmy do kolejnego wolnego mieszkania.
- Assumi! - zawołałem do stojącej na zewnątrz wadery.
- Co? - niechętnie podeszła do mnie.
- Chyba się zakochałem... - oznajmiłem.
- Że co?! - wytrzeszczyła oczy.
- W jaskini... - zachichotałem.
- Aaa... Faktycznie ładna...
- To co jeszcze muszę zrobić żeby w niej zamieszkać? - zapytałem.

Od Vincenta do Assumi

Pędziłem do nory Mixi najszybciej jak umiałem.
- Mixi! - wpadłem do jej jaskini.
- Co się stało? - uniosła wzrok znad jakiejś księgi.
- Jak się nazywa szamanka i gdzie mieszka? - zapytałem.
- Erna, pół kilometra stąd na południowy-wschód... A co się stało?
Nie odpowiedziałem tylko od razu popędziłem we wskazanym kierunku. Kiedy znalazłem odpowiednią jaskinię od razu do niej wszedłem.
- Erno? - zawołałem.
- Tak? - odpowiedział jakiś głos w głębi jaskini. - Coś się stało?
Przede mną stanęła ciemna wadera.
- Szybko potrzebujemy pomocy! Rose, nowa członkini watahy, zaczęła kaszleć i dławić się własną krwią! Szybko!
Erna skinęła głową, wróciła w głąb jaskini wzięła coś ze sobą i popędziliśmy razem w stronę nory Assumi.
- Jesteśmy - wydyszałem wpadając do domu łuczniczki.
Szamanka od razu podeszła do dalej krztuszącej się Rose. Później zrobiła coś o czym ja zwykły śmiertelnik nie mam pojęcia i wadera momentalnie przestała kaszleć.
- To skutki uboczne techniki - oznajmiła. - Normalnie się tak nie dzieje, ale ona jest na nią jakby... hmmm... uczulona.
Po tych słowach Erna wyszła.
- Rose? Dobrze się czujesz? - podszedłem do jej legowiska.
(Któraś z sióstr?)