26 marca 2020

Od Tiffany C.D Lorem

  Zagryzła nerwowo wargi, podnosząc się ostrożnie z ziemi, a przed sobą widziała tylko ciemność. Zatoczyła się i gdyby nie odruch rozstawiania rąk na boki podczas spadania oraz pobliska, zepsuta rura, zapewne wylądowałaby ponownie na tyłku. Potrzebowała czasu, aby zdać sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje i co ją otacza. Kolana, obite po upadku, zaczynały odmawiać posłuszeństwa, a krew cieknąca z rany na ręce nie napawała nastolatki zbytnim optymizmem. W dodatku nieprzyjemne uczucie tysiąca mrówek pełzających po jej ręce...
   Płakała, zmęczona bólem i wybuchem złości. Osamotniona, w kanale ściekowym, od czasu do czasu słysząc głuche piski szczura. i ciche drapanie małych pazurków. Wzdrygała się na samą myśl, ile zanieczyszczonych stworzeń pełza w ciemności, czekając na jakiś soczysty posiłek, którym mogło okazał się martwe ciało nastolatki. Czy krew przyciągnie jakieś istotki o niecnych zamiarach? 
   Odwróciła się, słysząc coś innego niż piski i spływającą wodę. Lorem biegł w jej kierunku, ale zdecydowanie wolniej, niż poprzednio ona i może dzięki temu zachował równowagę i nie wypieprzył się tak beznadziejnie jak poprzednio Tiffany. Nie wyczuł w niej żadnych, negatywnych i pulsujących emocji. Spojrzała na niego z ogromną rezygnacją w oczach. Nie miała siły przepraszać, a on najwidoczniej tego nie oczekiwał. Słowa, w tym momencie, okazałyby się bezcelowe, a Tytania poprzysięgła, że kiedyś odpłaci mu się za wszystko co dla niej zrobił, a Somniatis, jeżeli w ogóle rozpozna ją, zechce zapewne ugościć białowłosego z otwartymi ramionami. 
  - Mam nadzieję, że nie tak daleka ta droga do mojego Zegarmistrza. - wyszeptała, ocierając łzy dłonią i zakrywając rękawem rozciętą łapkę. Lorem zauważył, że krwawi. Rana, co prawda obszerna, ale nie była głęboka. Chłopak wręczył jej chusteczkę, aby mogła sobie ją prowizorycznie zabandażować. 
   - Damy radę. Namierzymy go i prędzej czy później trafisz do swojego prawnego opiekuna. A teraz chodź i nie bombarduj mnie już nadmiarem swoich emocji.
   No tak. Ponownie przecież wybuchła i zapomniała o tym, jak bardzo inni ludzie mogą być wrażliwi na jej ataki, w tym też i białowłosy Skryba. Wyciągnął rękę, którą pochwyciła z wdzięcznością krótkowłosa. Powoli stąpała po śliskiej powierzchni, patrząc pod nogi, aby ponownie się nie wydupić. Oboje mieli już dosyć kanałów i doszli do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł, a naprawdę różne istoty mogą ich zaczepiać. W końcu panienka Rivers już naprawdę różne rzeczy w swoim życiu widziała, a na Delcie powtarzają, że nie należy pałętać się samemu po ciemnych miejscach. A obecność Lorema nie była specjalnie krzepiąca. To nie prywatny ochroniarz tylko zwykły, spokojny facet, który po jakimś mocniejszym poślizgu mógłby sobie połamać obie nogi i młoda była o tym przekonana. Chociażby sam fakt, że nie radził sobie z jej wybuchami już o czymś świadczył. Musiała być silna, bo on nie będzie. 
  - To co teraz zamierzamy zrobić? - zapytała, przecierając oczęta. - Gdzie się musimy udać?

(Lorem?)

24 marca 2020

Od Akiro cd Argo, Camile do Somniatisa

Gdy kobiety wyszły z pomieszczenia, jasnowłosy chłopak wypuścił ciężko powietrze z płuc i położył głowę na stole. -Mogli, by się pospieszyć. -westchnął czekając na wyrok śmierci, po chwili się podniósł się i beznamiętnie wpatrywał się w drzwi. Po bliżej nie określonym czasie, klamka się ugięła pod ciężarem nałożonym przez osobę stojącą  po drugiej stronie drzwi. Po usłyszeniu wyroku chłopak niemiła jednak zbyt wielkiego zaskoczenia. Gdy do środka weszli strażnicy, Akiro wstał od stołu.
-Z przyjemnością wezmę odpowiedzialność za zniszczenie wieży. -powiedział patrząc na Alfę. -Jeśli jest taka możliwość chciałbym, porozmawiać z Somniatisem.
-Oczywiście. -odpowiedziała czarnowłosa, chłopak spokojnie odszedł razem z strażnikami, którzy zaprowadzili go do jego celi. Mężczyźni wepchnęli go pomieszczenia, które było oświetlane, przez niewielką zwisającą na kablu żarówkę. Owa lampka swoim światłem oświetlała dwa drewniane krzesła i niewielki stolik, te rzeczy były jedynymi przedmiotami jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Akiro przeszedł na drugą część pokoju i usiadł na podłodze centralnie na przeciwko wejścia. Drzwi otworzyły się z lekkim zgrzytem, który rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu, po którym rozniosły się szybkie kroki  wraz z zgrzytem zamka. Akiro objął swojego przyjaciela, który się do niego przytulił mimo drżącego ciała oboje, byli szczęśliwi z tego spotkania. Trwali w uścisku przez dłuższy czas, gdy się od siebie odsunęli, Akiro zauważył zmęczone oczy przyjaciela.
-Somi, ty w ogóle spałeś? -spytał zmartwiony o przyjaciela, który od razu przypomniał mu w jakiej się znajduje sytuacji.
-Jak możesz teraz myśleć o mnie? Przecież oddadzą cie Sjewowi!
-Tak wiem.
-Ja ci pomogę uciec. -zaproponował z wielkim entuzjazmem, a w jego oczach dało się widzieć nadzieje, że jego przyjaciel na tą prośbę. Jasnowłosy jednak się spokojnie uśmiechnął i położył swoje dłonie na jego ramionach,
-Nie mogę tego zrobić, chce odciążyć watahę z tego fałszywego oszczerstwa.
-Alee... -mężczyźnie zaczął łamać się głos, a z oczu zaczęły spływać łzy. to właśnie przez ten gest skazaniec również zmiękł i po jego policzkach również spłynęły słone krople, i przytulił do siebie przyjaciela.
-Ale wiesz mam do ciebie prośbę.-wysoki mężczyzna odsuną się lekko do tyłu.
-Co takiego? -zapytał wycierając spuchnięte i zmęczone oczy od łez i zmęczeniem spowodowanym nieprzespanymi nocami.
-Boni -zrobił przerwę, patrząc na zaskoczoną twarz przyjaciel. -Chłopak wie co ma zrobić, chciałbym, żebyś mu pomógł jeśli się uda jeszcze się zobaczymy, a jak nie to spełni się to o czym cię informowałem parę miesięcy temu. -powiedział uspakajającym tonem. Ich rozmowę przerwało zamieszanie. -Somi proszę jedz do sklepu i zajmij się Baksem. -mrugnął mu prawym okiem i wyszedł z  strażnikami, mając nadzieje, że jego przyjaciel wykona jego prośbę i znajdzie w kieszeni kartkę z informacją od niego.
     Po dwóch godzinach jazdy docierają na komisariat policji, a po kolejnych minutach wszystko działo się expresowym tempem, a wiadomość o zdrajcy Sjew`u, który poprowadził zamach na wieżę rozbiegło się po wszystkich sektorach Ainelysnart.
Akiro przesiedział za kratami jeszcze dwie doby, między czasie został przesłuchiwany  przez ludzi pracujących w wierz, a trzeciego dnia został postawiony przed sądem. Jasnowłosy przyznał się do całej akcji, którą zaplanował półtora roku temu. Wyparł się jakich kol-wiek powiązań z organizacją znaną jako Wataha, ani innymi znanymi organizacjami. Gdy sędzia wrócił do sali, wszyscy czekali na wyrok.
-Akiro Ori za zniszczenie wieży i tym samym do przyczynienia się do śmierci 2000 osób, oraz uszczerbku na zdrowiu 3050 osób i ucieczkę więźniów skazuje cię na śmierć poprzez rozstrzelanie. To by było tyle zamykam sprawę. -Wszyscy wstali, gdy sędzia zaczął się zbierać.
-Wysoki sądzie! -Wyrwał się jasnowłosy, denerwując tym samym zgromadzonych. Jednak sędzia się zatrzymał i spojrzał na chłopaka. -Czy skazany, może mieć prośbę?
-Zależy od rodzaju tej prośby?
-Jeśli to możliwe chciałbym zostać rozstrzelany na klifie Mero na arenie 5, by móc w ostatnich chwilach  spojrzeć na bezkres wód. -Sędzia szybko się zastanowił i odpowiedział.
-Nie widzę problemu. -po czym opuścił sale rozpraw. strażnik w wyprowadził Akiro z sali a następnie umieścili go w samochodzie i ruszyli na arenę piątą. Po dotarciu nad skraj klifu oczy chłopaka nie przestawały iskrzyć się szkarłatem. Akiro spojrzał na "kraniec" wód, które wyznaczał widoczny horyzont w oddali, do uszu blondyna dotarł dźwięk otwieranego pokrowca, więc się odwrócił i spojrzał na osobę, która miała wykonać wyrok. Po chwili blondyn wpatrywał się w wylot broni, po rozbrzmiał strzału, chwilę później ciało chłopaka pod wpływem uderzenia i przechyliło się do tyłu i zleciało wzdłuż klifu i wpadło w bezkresną toń, strażnicy oddali jeszcze parę strzałów w unoszące się ciało za nim zjawiły się rekiny i je pożarły. Straż zebrała swój sprzęt i zwinęła się do ciemno granatowej ciężarówki i ruszyli z piskiem opon do bazy złożyć raport.
Cztery dni wcześniej
Baks zabrał najpotrzebniejsze rzeczy do sklepu zegarmistrza, otworzył zamknięte drzwi kluczami, które dostał do swojego właściciela. Po wejściu do środka, zamknął za sobą drzwi na klucz i skierował się na zaplecze, tam wszedł do jednego z wielu zagrodzonych pokoi i usiadł  tam otwierając torbę i wyciągnął z niej laptopa i zaczął kontaktować się z wszystkimi dłużnikami blondyna i organizować wszystko co było potrzebne w najbliższym czasie. Następnego wieczora w całym budynku rozbrzmiał dźwięk dzwonka wiszącego nad głównym wejściem. Dzieciak szybko lecz ostrożnie zamknął laptop i schował go pod stertą różnych części do zegarków. Pies wyjął nóż z pochwy i skierował się na korytarz, a następnie na przód domu. Gdy wreszcie miał widok na mężczyzne, który stał za blatem, schował ostrze i zwrócił się do mężczyzny po imieniu, ten szybko odwrócił się w stronę nieznanego mu do tej pory dzieciaka.
-Tak, a ty kim jesteś i co tu robisz.
-Jestem Baks, miałem się z tobą tutaj spotkać. Dostałem się tutaj po przez klucze. -mówiąc to wyciągnął klucze z kieszeni i zakręcił nimi na wskazującym palcu. -Ale szkoda marnować czasu. Mamy niecałe trzy dni. -powiedział kierując się do wcześniejszego pomieszczenia i do swojej roboty. Smoi ruszył za chłopakiem zaskoczony jego postępowaniem.
-Ale co ty chcesz zrobić w trzy dni?
-Na terenie miasta Akiro ma swoich dłużników, którzy muszą spłacić swój dług, przed jego śmiercią inaczej będą mieć nie ciekawie. -Baks spojrzał na zaskoczonego wysokiego mężczyznę. -twoim zadaniem jest znalezienie ich i poinformowanie planie działania, nie musisz się martwić są to tylko i wyłącznie morsie wilki jeden z nich panuje nad stworzeniami morskimi, a inny pomaga w oddychaniu podwodnymi.Uznałem, że ich znasz więc sobie dasz rade ja w tym czasie zajmę się  pracą z zaplecza. -podczas całego tłumaczenia  podpinał się do sieci przez niewykrywalnego ducha
- A właśnie masz Tabletki dane ci przez Akiego?
-Powinny gdzieś tu być.
-Trzeba będzie je znaleźć, bo będą później nam potrzebne pod koniec akcji.
Teraźniejszy czas
Boni wraz z Somniatisem łowili ryby w miejscu oddalonym o dwa kilometry od miejsca w, którym odbywało się stracenie blondyna. Po kolejnych godzinach rozbrzmiał odgłos strzał, który dał znać chłopakom, że czas się zbierać. oboje zebrali sprzęt i rozmawiając ruszyli w stronę plaży,a następnie weszli do jaskini, ukrytej za dwoma głazami. To właśnie w tej jaskini na skalistym brzegu leżał Akiro łapiąc oddech w towarzystwie dwóch morskich wilków.
Somniatis 

Od Akiro do Somnatisa

Akiro ucieszył się z słów chłopaka, które wypowiedział. Jasnowłosy wypił pół herbaty po czym spojrzał na przyjaciela, jego wyraz oczu go wystraszył, zaczął go wołać, ale jego przyjaciel nie reagował. Aki potrząsną chłopakiem i zmartwiony go spoliczkował, dlatego czarnowłosy spojrzał na niego zaskoczony, a jego lewa dłoń powędrowała na policzek.
-Nie załamuj się mam do ciebie groźbę. -powiedział  wyjmując z kieszeni listek tabletek. -Chcę, żebyś je przechował je do momentu, aż będą potrzebne. Obiecuje ci, że mimo mojego złapania wrócę do ciebie i nie zostaniesz sam. Będziesz też w tym swój udział -powiedział i go przytulił. -Ale na ranie skończę za ciebie dzisiejsze zamówienia i ruszymy do miasta.- powiedział i zabrał się do skojarzenia zadań. Wszystkie zadania skończyły się, po dwóch godzinach. Skończyli dzisiejszą prace i wyszli spędzić wieczór na mieście w swoim towarzystwie. A planowany wieczór przeciągnął się w wspólną zerwaną noc pełną zabaw, beztroskich żartów i rozmów, oraz zabaw.  Som zapomniał w tym wszystkich o słowach chłopaka i poniósł się  atmosferze.
 end

Od Somniatisa cd. Akiro

- Oh, Akiro... - Gula w gardle Somniatisa nie pozwoliła mu powiedzieć więcej. A chciał mu powiedzieć tak wiele. Chciał na raz zapewnić, że zajmie się tymi dziećmi, że nie dopuści, by Akiro coś się stało, że to wszystko musi być jakieś nieporozumienie i na pewno się wyjaśni, że wszystko będzie dobrze, że jeśli będzie trzeba to mogą uciec razem, że umarłby za niego jakby to było możliwe, że nigdy w życiu nie chce więcej nikogo stracić, że Baks zawsze jest u niego mile widziany...! Ale zamiast tego milczał, nie mogąc wykrztusić słowa. A spokój, z jakim jego przyjaciel o tym mówił wcale mu nie pomagał. Wziął od chłopaka kubek z herbatą, by zająć czymś ręce. Upił malutki łyczek, zupełnie nie czując, że wrzątek parzy mu gardło. Potem kolejny. - Cokolwiek się stanie... będę tu dala ciebie - powiedział wreszcie, bardzo cicho, zacinając się i próbując przełknąć żal z kolejnymi wrzącymi porcjami napoju. Gwałtownie odstawił kubek na stół i chwycił przyjaciela za rękę. Przyciągnął go do siebie. Spojrzał prosto na niego, a jego oczy szkliły się lekko. - I zawsze... zawsze będę twoim... twoim przyjacielem. Zawsze. - Puścił go i spuścił wzrok. Po policzkach popłynęły mu łzy. - Pamiętaj o tym, dobrze?
  Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał, ale nie potrafił nie myśleć. Myśl o utracie przyjaciela ściskała go boleśnie za serce. Zostać sam. Znowu zostać sam. Nie chciał, lękał się, a jednocześnie coś w środku, bardzo głęboko, spodziewało się, że to musi się tak skończyć. Jak wiele razy przechodził już przez utratę. Jak wiele razy jeszcze będzie miał przez nią przejść. Somniatis zapadł się w siebie, pogrążając w ponurych myślach niemal zapominając, że Akiro wciąż tu jest. Że chłopak wciąż żyje. 
(Akiro?)

Od Est cd. Somniatis


(My love?)

22 marca 2020

Od Argony cd. Camille do Akiro

- Zgoda. - Argona pokiwała głową. Rzuciła ostatnie, przelotne spojrzenie Akiro i za przywódczynią mafii wyszła z pomieszczenia. - Jak się nad tym zastanowić, Somniatis przybył na przesłuchanie razem z tym tamtym. Kazaliśmy mu wyjść, żeby nie przeszkadzał.
- Ty kazałaś - uściśliła Camille.
- O co właściwie chodzi? - zainteresował się Rori, nie wiadomo skąd pojawiając się pomiędzy kobietami. Przywódczynie odsunęły się od siebie gwałtownie, a Alpha spiorunowała swojego ochroniarza wzrokiem. 
- Tłumaczyłam ci już, Rori. - Westchnęła z rezygnacją. - Akiro, z jakiegoś powodu, postanowił, że zawalenie Wieży jest doskonałym pomysłem.
- Ah, to! - Blondyna jakby oświeciło. - I co teraz? Zamierzasz go wygnać z watahy, wyrzucić do innego wymiaru, za... 
- Rori, proszę, przyprowadź tu Somniatisa Tenebrisa - przerwała mu zniecierpliwiona kobieta, zaplatając ręce na piersi.
- A tak, jasne. Gdzieś tu się kręcił z tego co pamiętam. - Ruszył w stronę drzwi, otwierając je odwrócił się na chwilę do dziewczyn z uśmiechem, podnosząc dłoń i zbliżając do siebie palec wskazujący i kciuk. - Dajcie mi momencik. 
- Co sądzisz o tym... tajemniczym planie Leniniewskiego? - spytała w powietrze Argona, przerywając ciszę.
- To nie byłby pierwszy raz - odpowiedziała również w powietrze Camille. 
- O tego Somniatisa chodzi? - rozległo się z końca korytarza, przerywając kobietom rozmowę, zanim ta choćby zaczęła się na dobre. W towarzystwie postawnego ochroniarza szedł drobny, acz wysoki mężczyzna o czarnych włosach i hetero-chromatycznych oczach. 
- Tak, to ten Somniatis. Raczej nie ma ich wielu - przytaknęła Alpha. - Dziękuję Rori. Może... zaopiekuj się Ritą, pewnie jest w kiepskim stanie po tych wszystkich teleportacjach.
- Jasne, to zostawiam go z wami. - Mężczyzna posłał Argonie oczko i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Postanowiliście już coś w sprawie Akiro? - Mężczyzna wyglądał ponuro. Był blady, a pod jego oczami widać było sińce z niewyspania. Jak długo właściwie ich nie było w tym świecie?
- Jesteśmy jeszcze w trakcie przesłuchania. Czy spotkałeś Władysława Leniniewskiego razem z Akiro? - Argona wpatrywała się uważnie w twarz czarnowłosego.
- Tak. 
- I było to już po upadku Wieży?
- Tak.
- O czym rozmawialiście?
- O... niczym istotnym. - Ponura twarz Somniatisa zrobiła się jakby jeszcze bardziej ponura. 
- Somniatisie.
- O mojej zaginionej podopiecznej. 
- O czymś jeszcze?
- Nie. 
- Czyli nie rozmawialiście o upadku Wieży?
- Nie. Nie chciał o tym rozmawiać.
- Camille? - Argona spojrzała na towarzyszkę.
- Mówi prawdę. 
- To mnie niepokoi. Wszyscy nagle zaczęli mówić prawdę i wcale mi się nie podoba to, co słyszę. - Alpha skrzywiła się i zwróciła do Camille. - W takim układzie wydaje mi się, że to sprawa pomiędzy mną a moim nieposłusznym podwładnym. Pozwól, że sama ją rozwiąże. Co się tyczy Somniatisa, jeśli chcesz go wypytać - jest twój. Może wam pomoże w tej nieciekawej sytuacji. A teraz wybaczcie na moment.
  Argona chwyciła za klamkę. Wzięła głęboki oddech i weszła do pomieszczenia. Akiro siedział tak, jak go zostawiła. Wyglądał na bardzo znudzonego.
- Przesłuchałyśmy Somniatisa i sądzę, że mam już komplet faktów. Czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, zanim zadecyduję o twoim losie? - Patrzyła prosto na podwładnego, który pod wpływem jej spojrzenia nieco się wyprostował. Może nawet wyglądał, jakby to, co się dzieje zaczęło mu trochę mniej zwisać?
- Nie.
- Dobrze. - Zamilkła na chwilę, by zacząć oficjalnym, nieco podniesionym głosem. - Akiro Ori, wstępując w szeregi członków Watahy otrzymałeś kredyt zaufania. Kredyt zaufania, które zawiodłeś, działając pod zwierzchnictwem obcego przywódcy bez konsultacji ze mną czy dbałości o interes grupy. Niniejszym z dniem dzisiejszym nie jesteś już członkiem Watahy. Nie stać mnie, by Wataha ponosiła odpowiedzialność za twoje czyny. Co więcej zablokujemy twój gen i oddamy cię władzą, jako terrorystę. Przepraszam Akiro, ale musimy oczyścić imię Watahy z przedrostka "terroryści". A teraz panowie, możecie zabrać tą osobę do aresztu?
(Akiro?)

Od Lorema cd. Camille

Nie będziesz z nim rozmawiać? - Lorem zwrócił się do wciąż przemienionej w zwierzę towarzyszki. Ta tylko rozdziawiła paszczę w długim ziewnięciu, nie odpowiadając w ten sposób nijak na pytanie mężczyzny. Jasnowłosy westchnął. Miał nadzieję, że chociaż na tą rozmowę odmieni się do swojej normalnej formy. Po prawdzie nie czuł się zbyt komfortowo w towarzystwie lwicy. O jeszcze większe ciarki na plecach przyprawiał go fakt, że powinien teraz obudzić pojmanego i z nim porozmawiać. W czasach dzieciństwa osoba filozofa zawsze go fascynowała, ale też trochę przerażała. Rzeczy o których mówił, które próbował przybliżyć wydawały się nieraz zabawne, a nie raz makabrycznie przerażające. Spojrzał jeszcze raz niepewnie na lwicę, która obserwowała go ze spokojem. W tej formie przynajmniej usłyszy, jeśli ktoś będzie chciał im przeszkodzić - pocieszył się w duchu mężczyzna. Spojrzał na bezwładne ciało swojej ofiary i z rezygnacją przykucnął przy filozofie, wyjmując z kieszeni inny długopis, który bezceremonialnie wbił mu w przedramię. Asinius ocknął się, rozdziawiając szeroko usta, jednak jasnowłosy szybko mu je zatkał dłonią, przyciskając głowę mężczyzny do ściany i zbliżając swoją twarz do jego twarzy bardzo, bardzo blisko.
- Vos autem videtis me, ius? (Widzisz mnie, prawda?) - zapytał cicho, przelatując swoją nienaturalnie zwężoną źrenicą od jednego jego oka do drugiego. Filozof pokiwał entuzjastycznie głową. - Tum. (Dobrze.) - Lorem zawahał się, nie wiedząc o co dalej zapytać. - Cognoscis me? (Poznajesz mnie?) - W odpowiedzi dostał coś pomiędzy kiwnięciem a potrząśnięciem. - Ita aut nihil? (Tak czy nie?) - Dłoń jasnowłosego, trzymająca go za usta zacisnęła się, a ręce filozofa powędrowały do góry, jakby chcąc zdjąć uciskające jarzmo, jednak druga dłoń Lorema przechwyciła je w  połowie drogi.  Na skroniach mężczyzny pojawiły się kropelki potu. Jego dłonie drżały. - Monstrifici prodeunt nunc os tuum, et responde mihi quaestiones. Non intelligitis? (Teraz odsłonię twoje usta, a ty odpowiesz na moje pytania. Rozumiesz?)
  Kolejne gwałtowne kiwnięcia i mężczyzna powoli rozluźnił chwyt na ustach filozofa. Gdy tylko to uczynił, ten gwałtownie nabrał  tchu i wygiął usta do krzyku. Nie zdążył jednak, bo dłoń Lorema błyskawicznie mu je ponownie zatkała, a druga wykonała gwałtowny zamach, by uderzyć go w brzuch.
(Camille? Interweniujesz czy Lorem powinien przejść do bardziej stanowczych środków xd)

21 marca 2020

UWAGA!

W związku ze zmianami w wyglądzie kart postaci wszystkie postacie na blogu proszone są o znalezienie lub stworzenie nowych grafik przy pomocy https://artbreeder.com/browse , a następnie nadesłanie ich do administracji. Obecne grafiki oczywiście mogą zostać w kartach, ale te specyficzne będą potrzebne do obrazków tytułowych. Nie nadesłanie takowej grafiki 30 kwietnia będzie traktowane jako rezygnacja z pisania na blogu, a postać przeniesiona do NPC.
~Przewodniczący Rady aka Argona

Od Akiro do Somnatisa

Akiro przesłuchiwał się rozmowie, ponieważ też był ciekawy, skąd ma ten medalion, gdy usłyszał nazwę miejsca, lekko mnie to zaskoczyło.
-Grecja?
-Właśnie tak, Gabrielu -Chłopak o anielskim imieniu zabrał od Somnatisa medalion i zawinąwszy ją w chustkę, schował ją z powrotem do kieszeni.
-Dzięki za informację, ale wygląda na to, że muszę złapać samolot. -powiedział i ruszył w stronę wyjścia, by po chwili zniknąć, zostawiając po sobie rytmiczny dźwięk dzwonka umieszczonego nad głównym wejściem.
-I tyle go widzieli. -wymamrotał blondyn, operacja się o bat. -Som musimy porozmawiać. -powiedział spokojnym tonem, ale jednocześnie tak zmartwionym, że jego przyjaciel od razu zwrócił się do niego.
-Coś się stało? -zapytał wyraźnie, jasnowłosy odwrócił się do przyjaciela.
-Wiesz, że to mnie szuka wataha i gang. -mężczyzna skinął zgonie głową -To wiedz, że prędzej czy później dotrą do mnie i najprawdopodobniej mnie zabiją, albo oddadzą mnie sjew`owi. - powiedział spokojnie, mając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej, po chwili podniósł wzrok na przyjaciela, który miał przerażenie w oczach. -Więc chciałem cię poprosić, o opiekę nada Baksem i dzieckiem, które zjawi się u ciebie w sklepie, jeśli dojdzie do mojej śmierci. -powiedział, patrząc spokojnym wzrokiem na czarnowłosego.
-Zgłupiałeś! -wykrzyczał czarnowłosy, słysząc słowa przyjaciela -Jak możesz być tak spokojny, mówiąc takie rzeczy. -czarnowłosy podszedł do niego i chwycił go za ramiona i nim potrząsną.
-Somniatisie jesteś jedyną osobą, której tak bardzo zaufałem, dlatego chce byś, zajął się mną, jak pojawię się w tym świecie. -powiedział uspokajającym tonem i poprowadził go na krzesło, gdzie go posadził. -Przyniosę ci herbaty. -powiedział i skierował się na zaplecze, gdzie nastawił wody i usiadł na jakiś masywnych pudłach, a z jego oczu zaczęły spływać łzy, a ciało całe drżeć. Chwile mu zajęło opanowanie oddechu. Gdy czajnik dał znać, że woda jest gotowa, jasnowłosy zalał dwa kubki herbaty i je posłodził, po czym zaniósł jeden przyjacielowi.
-Nie smuć się to jeszcze nic pewnego, Alfa zazwyczaj robi coś, czego, bym się nie spodziewał. -powiedział, starając się go uspokoić. Nie chciałem cię martwić, ale też nie chciałem tak po prostu odejść bez informowania cię, że możesz mnie więcej nie widzieć w tej formie.
(Somi?)

20 marca 2020

Od Somniatisa cd. Akiro do Gabriela

Gdy zadzwonił telefon Somniatis był właśnie w środku składania bardzo skomplikowanego zegara magnetyczno-neonowego. Niespodziewany dźwięk zupełnie wytrącił go z równowagi, rozbijając obracające się powoli pieczęcie i rozbryzgując części na wszystkie strony pomieszczenia. Jedną ręką próbując je pozbierać, drugą ręką Zegarmistrz szukał komórki, któa musiała przecież leżeć gdzieś na blacie. Wreszcie ją znalazł. 
- Jo Som będę u ciebie za jakieś dwie godziny, przyprowadzę kogoś z "rodziny". - Znajomy głos Akiro zupełnie zbił go z tropu.
- Co? Kto z... - Somniatis nie zdążył dopytać o szczegóły, bo Akiro się rozłączył. Zegarmistrz stał przez chwilę nieruchomo z telefonem w jednej ręce i częściami zegara w drugiej, nim zdążył się otrząsnąć. Spojrzał na bezwładne kawałki i westchnął. Chyba będzie lepiej zacząć robotę od nowa... miał nadzieję, że gdzieś poniewiera się jeszcze ten schemat, bo inaczej będzie w kropce.
  Nim jego współpracownik przybył, mężczyzna zdążył nieco ogarnąć rozwalone części i nawet wziął się do szukania planów, także zupełnie nie zauważył przybycia chłopaka, nim ten się nie odezwał, stając za jego plecami.
- Czego szukasz?
  Niemal podskoczył, uderzając się głową w półkę.
- Ałć. - Potarł bolące miejsce i z miłym uśmiechem odwrócił się do Akiro. - Mieliśmy gdzieś plany magnetyczno-neonowego zegara. Nie pamiętasz może gdzie? - Akiro pokręcił głową. - Szkoda... - Wzrok Zegarmistrza padł na nieznajomego. - To zapewne musi być ten "ktoś z rodziny", o którym mówiłeś?
- To Gabriel Noc - przedstawił go chłopak. - Przyszliśmy tutaj, bo uznałem, że możesz coś wiedzieć o pewnym medalionie.
- Medalionie? To nie do końca moja specjalizacja... - Uśmiech Somniatisa zrobił się nieco przepraszający. 
- Ale może jednak. - Akiro dał znać swojemu towarzyszowi, by ten pokazał Zegarmistrowi co ma. Tamten niechętnie wyciągnął niewielkie zawiniątko i podał nieznajomemu. Gdy czarnowłosy odwinął je, jego oczy zaświeciły się z niedowierzaniem.
- Niesamowite, nie sądziłem, że jakiś jeszcze się ostał. Skąd go masz, chłopcze? - spojrzał z entuzjazmem na Gabriela. 
- Należał do mojej matki - powiedział i zrobił krótką pauzę. - Chcę odnaleźć moją rodzinę.
- Ah rodzinę. - Somniatis skrzywił się lekko, po czym szybko zreflektował i uśmiechnął. - Jestem przekonany, że Alpha mojej dawnej watahy nosił identyczny medalion. Zapewne możesz być z nim spokrewniony...
- Wiesz co się z nimi stało? - chłopak ożywił się nieco.
- Wiem, że przeżyli... - odparł niechętnie Zegarmistrz. - Wiem też, gdzie można zacząć poszukiwania. Ale to dość daleko.
- A dokładniej?
- Grecja.
(Gabriel? Akiro?)