23 marca 2019

Od Akiro cd. Somniatisa do Argony

    Głos, tak ten głos należał do Argony, jej tonacja i sam wydźwięk zmroził krew w ciele niskiego chłopaka. Przez jego myśli przeplotła się wiadomość.... „Czy on jej powiedział? Czyżby popełnił błąd, ufając komuś?” jego myśli zostały rozerwane, przez ruch Somnatisa, który po chwili, był unieruchomiony na ścianie jednego z magazynów. Metalowa lufa wycelowana w jego czoło wydawała się iskrzyć przy promieniach zachodzącego słońca. Chłopak wziął głębszy oddech i powoli podniósł ręce w geście kapitulacji.
- Pójdę z tobą, ale proszę pozwól oddać klucze, do sklepu. - Argona machnęła lekko bronią, wypowiadając słowo „Powoli". Akiro powoli ruszył w stronę przyjaciela i oddał mu klucze, do ręki.
- Do zobaczenia. - Wypowiedział cicho do chłopaka i przyjaźnie się uśmiechnął, po czym wrócił do zwyczajnej mimiki twarzy, odwracając się do Argo. - Nie mam zamiaru uciekać. -Powiedział, ale po tych słowach oberwał w twarz bronią, siła uderzenia spowodowała, że ledwo utrzymał się na nogach.
- To się jeszcze okaże. - Ruszyli przed siebie, cień zostawił Somnatisa. Akiro w takiej sytuacji zazwyczaj znikał, ale zdawał sobie sprawę, że to daremne. Argona wszędzie i tak, by go znalazła. Brązowowłosy nawet nie zorientował się, jak w krótkim czasie znaleźli się przed drzwiami, do pomieszczeń, z których nie miał już ucieczki. Gdy tylko przekroczył próg, jego ciało zostało spętane cieniem, tak mocno, że z jego tchawicy wydobył się cichy pisk, natomiast na twarzy czarnowłosej wymalował się uśmiech. Cienie ściągnęły go, piętro niżej, gdzie obwiązały go żyłkami, a same się wycofały. Wzrok chłopaka przeczesał pomieszczenie, w którym się znajdował, w większości spowite, było mrokiem, a oświetlało je delikatne światło żarówki, gdzie przy schodach znajdowało się pokrętło do regulacji jasności. Chłopak wbił wzrok w podłogę, analizując sytuacje i doszedł do wniosku, że nie ma sensu nic planować. Tortury, sąd, śmierć...
- Może to i lepiej... - Wymruczał, gdy jeden z cieni naciął jego skórę. W ten zauważył Argonę zmierzającą w jego stronę, jego ciało przeszywał niepokój, ta kobieta jest straszna.
(Somi i Argo?)

22 marca 2019

Od Somniatisa cd. Akiro

    Mężczyzna wyszedł, nie do końca wiedząc, co myśleć. Ostatecznie... Akiro powiedział mu prawdę. I była ona tą złą prawdą. Tą, której czarnowłosy wcale nie chciał usłyszeć. A jednak była prawdą. Tym razem. Powinien to docenić, prawda? Mimo to był rozdarty. Być może chłopak udzielił mu swojej pomocy w zakładzie, przy poszukiwaniu winnego upadkowi oraz... podczas spotkania z Kathleen, jednak... czy to wszystko miało sens teraz, gdy wiedział, że to on za nim stał?
  Stanął nad brzegiem oceanu. Był tak odległy i tak spokojny. Zupełnie inny, niż dusza mężczyzny w tamtym momencie. Somniatis zwrócił swoja uwagę na dryfującą na wietrze mewę. Cudownym byłoby oderwać się od wszystkich problemów tego świata i po prostu odlecieć. Dlaczego nie urodził się ptakiem, tylko wilkiem?
  Próbował oczyścić myśli, jednak te ciągle wracały do twarzy Akiro w momencie, w którym wyznawał mu prawdę.
  Mężczyzna nie wiedział, jak długo tak stał. Wtem do jego rozważań wkradła się macka prawdziwego niepokoju.
  Argona będzie wściekła - przemknęło Somniatisowi przez myśl. Alpha miała ostatnio męczący okres i zapewne ta wiadomość spowodowałaby ujście wszelkich frustracji i niepowodzeń w gwałtownym wybuchu złości. I czarnowłosy wolałby, by nie wylały się one na biedną skórę Akiro. Mimo wszystko przecież...
- Somniatisie, możemy porozmawiać? - z cienia magazynu wychynęła czarna postać. Od razu ją rozpoznał. Któżto inny mógł być, jak nie ona. Mówi się "nie wywołuj wilka z lasu" i czarnowłosy miał nieprzyjemne wrażenie, że właśnie to zrobi.
- Oczywiście - zgodził się niechętnie, podchodząc do dziewczyny i zanurzając się w cieniu, który wydał mu się głębszy i bardziej lepki niż zazwyczaj. - Coś się stało?
- Tak. Dotarłam do grupy, która zorganizowała zamach na Wieżę - oznajmiła kobieta, zakładając ręce na piersi. - Zgadnij, kto nimi przewodził
  Somniatis westchnął i spuścił głowę. W oczach Argony pojawił się niebezpieczny błysk.
- Wiedziałeś? - syknęła, gwałtownie chwytając go jedną ręką za klapy płaszcza i przyciągając do siebie. Była silniejsza, niż mężczyzna pamiętał, choć zauważył, że jej ręka drży z wysiłku zmuszana do ruchu tylko przez silną wolę właścicielki.
- Dzisiaj mi powiedział - wyznał, nie chcąc okłamywać Alphy. Nawet, gdyby chciał pozostać wierny przyjacielowi nie miało to sensu, skoro ona i tak wiedziała.
- Tu jesteś, Somniatisie - zauważył czyjś głos od strony morza.
Obaj rozmówcy spojrzeli w tamtym kierunku. Argona puściła frak czarnowłosego i wyciągnęła pistolet z pochwy, celując w czoło chłopaka.
- Akiro, będę cię sądzić za zbrodnie przeciwko Watasze. Możesz ze mną pójść dobrowolnie lub też otrzymać przyspieszony wyrok - powiedziała lodowato.
  Somniatis zastąpił jej drogę, stając na torze kuli.
- Argono, posłuchaj... - zaczął jednak został odepchnięty przez lepką i ciemną masę w kierunku ściany magazynu. Alpha minęła go, wychodząc z cienia i robiąc krok w kierunku Akiro.
(Akiro?)

Od Lorema cd. Tiffany

    Lorem przechylił głowę, a jego oczy uciekły w lewo w zamyśleniu. Somniatis Tenebris, Somniatis Tenebris. Mężczyzna był pewien, że gdzieś to nazwisko już słyszał. Nawet niejasno był w stanie powiązać jego osobę z ZUPA'ą, jednak nie bardzo przypominał sobie w jaki sposób. Być może inni będą w stanie mu powiedzieć. Spojrzał na dziewczynkę i kiwną głową. W jej oczach pojawił się nagły błysk nadziei.
- ZAPROWDŹ MNIE DO NIEGO! - wykrzyknęła rozkazując. Lorem zwiesił smutno głowę i nią pokręcił.
- Nie wiem, gdzie jest - powiedział.
- To się dowiedz! - głos dziewczynki nieco osłabł, jakby zmęczyło ją krzyczenie.
  Jasnowłosy pokiwał potakująco głową. Musiał się wybrać do podziemia ZUPA'y i wypytać artystów o tego człowieka. Jeśli Somniatis Tenebris był jej bliskim to chyba oddanie jej w jego ręce będzie dobrym pomysłem, prawda? PRAWDA?! Impsum wstał również i poszedł do przedpokoju, by ubrać płaszcz. Dziewczynka podążyła za nim i przyglądała się, gdy poprawiał niepewnie muchę i władał dodatkowe dwa długopisy do kieszonki. Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa, jednak nie byłby w stanie powiedzieć, co myśli. Wyglądała na zniecierpliwioną i tupała miarowo nóżką, jednak otaczające ją emocje były mieszaniną ekstazy, strachu i złości. Ręce Lorema drżały, gdy wyjmował klucz z kieszeni. Trochę obawiał się, że w tym stanie nie da rady przeprowadzić normalnej rozmowy, co i tak było dla niego bardzo trudne.
  Otworzył drzwi i skłonił się lekko, pokazując dziewczynce wyjście otwartą dłonią. Tiffany mruknęła coś pod nosem, czego nie zrozumiał i wyszła na zewnątrz. Razem zeszli kilka pięter w dół, by wydostać się na niezbyt ruchliwą ulicę. Gdy tylko się tam znaleźli, mała wykonała gwałtowny ruch, a Lorem instynktownie chwycił ją za nadgarstek, zaciskając na nim ciasno swoje palce.
- Puszczaj mnie! - krzyknęła, miotając się gwałtownie. - Pedofil! Ratunku!
  Jasnowłosy był kompletnie zbity z tropu. Zbity z tropu i niemal ogłuszony nawałem emocji. Miał tak głupią minę, że jakaś kobieta klepnęła go po ramieniu przechodząc i powiedziała:
- Ach, te dzieciaki. Mnóstwo z nimi kłopotu. - Mężczyzna kiwnął głową, a ona poszła dalej, nie zwracając uwagi na miotającą się dziewczynkę. Inni ludzi dziwnie patrzyli na nich, jednak i oni nie wydawali się zbytnio zainteresowani sytuacją. Lorem, męczony przez narastający ból, pociągnął więc dalej miotającą się i wrzeszczącą Tiffany w kierunku najbliższego zaułka, prowadzącego do jednego z sekretnych przejść do podziemi.
  Dopiero tam wypuścił dłoń dziewczynki, popychając ją nieco do przodu. Gdy odwróciła się do niego, chcąc najwyraźniej coś powiedzieć z rozmachem uderzył ją w twarz, aż jej głowa odskoczyła na bok.
- Uspokój się - powiedział chłodno. Musiała się uspokoić. Nie mogła bombardować go przez cały czas tymi rozchwianymi, namolnymi, okrutnymi emocjami. Przez ich natłok nie był w stanie trzeźwo myśleć. Chciał, żeby wreszcie się zamknęła. - Szukam tamtego mężczyzny.
(Tiffany?)

21 marca 2019

Od Akiro cd. Somniatisa

    "Słowa, które wypowiedział czarnowłosy dotarły do mnie, budząc mnie jak kubeł zimnej wody, który ktoś bez ostrzeżenia wylał na moją głowę. Dźwięk w mojej głowie rozbrzmiał, śpiące kłamstwo z prawdą zaczęły rozmowę”
- Byłeś nieostrożny, kłam on łyknie to jak ryba.
- Przyjaciela nie powinno się okłamywać. On mi ufa. - Rozśmiał się głos mroku.
- Ufa ci? A to dobre, przecież sam temu zaprzeczył, jak słuchasz? - Kłótnia między miedzy dwiema częściami duszy trwała jeszcze chwile, a sam Akiro starał się wygrać z mrokiem. Słońce wpadło do pomieszczenie i oświetliła twarz niższego chłopaka. Chłopka uspokoił myśli i spojrzał na towarzysza, jego oczy były w pełni skupieniu.
- Tak, to prawda. Byłem przy planowaniu upadku wieży, ale sądziłem, że to wiesz. Mówiłem ci, że działałem na zlecenie byłego premiera. – powiedział w miarę spokojnym tonem, jednak Som, miał szanse wyczuć niepokój w tonacji chłopaka. Somnatis został zszokowany tą informacją, a jego oczy widocznie posmutniały, a Akiro też posmutniał widząc jego reakcje.
- Muszę to przetrawić. - Odparł czarnowłosy, kierując się w stronę drzwi. Akiro usiadł i zastanawiał się czy to był dobry pomysł, by mówić mu prawdę. Gdy drzwi się zamknęły, czarnowłosy wrócił do pracy, bo za chwilę mieli przyjść klienci, po odbiór rzeczy. Minęły cztery godziny, Akiro zamknął sklep i ruszył poszukać Somnatisa, bo zaczął się o niego martwić, po paru minutach zauważyła chłopaka, który z kimś rozmawiał.
(Somniatis, decyzję co do naszego planu zostawiam tobie)

19 marca 2019

Od Somniatisa cd. Akiro

    Zegarmistrz westchnął. Wiedział, że nie może tego ukrywać wiecznie. Że im dłużej nosi to w sobie, tym bardziej poczucie winy rośnie. Zachowywanie takich rzeczy dla siebie nie było grzechem, jednak mężczyzna czuł... je w pewien sposób okłamuje przyjaciela.
- Dobrze. Zrobię - powiedział, po czym powoli wstał ze swojego miejsca. Odwrócił się do Akiro. Zamknął oczy i przełknął ślinę. Odetchnął. Gdy odemknął powieki oboje jego oczu płonęło złotym blaskiem. - Akiro. Ja również uważam ciebie za przyjaciela. I chcę ci zaufać. Ale nie potrafię. Rozmawiałem z Vincentem, wtedy, gdy odciągnął mnie na stronę. Mówił, że zdołał wyrwać wspomnienia z twojego umysłu, gdy zetknęliście się skórami. Mówił, że widział ciebie z jakimiś dziwnymi ludźmi, planującego zamach na Wieżę. Ja... przykro mi Akiro, nie mogę całkowicie odrzucić tej wersji wydarzeń. Nie mogę ufać nawet moim własnym zmysłom jak się okazuje. I to jeśli chodzi o przyjaciela. Ja...
  Zwiesił głowę, a jego oczy wróciły do normalności. Gdy już to z siebie wyrzucił poczuł się lepiej. Dużo lepiej. Nie miało znaczenia, co Akiro na to odpowie. A jednak czekał. Czekał na jego odpowiedź w pełnej napięcia ciszy. Kłamstwo? Prawda? Uniósł głowę i spojrzał chłopakowi prosto w oczy. Cokolwiek ten powie, Somniatis postanowił uznać to za bezprecedensową prawdę i trzymać się tego. Nie chciał wątpić w przyjaciela. Nie teraz, gdy ta relacja... no... stała się właściwie faktem. Somniatis zdobył prawdopodobnie swojego pierwszego przyjaciela.
(Akiro? Welp. Potrzebuję twojej odpowiedzi xd)

Od Akiro cd. Somniatisa

    Spotkanie potoczyło się dosyć szybkim tempem, jednak tak jak sądziłem, z własnej woli nie poruszy tak drobnej sprawy. Zanim się obejrzałem, czarnowłosy zrobił taktycznym błąd przy tej osobie, a mianowicie chwyciła ją, naruszył jej przestrzeń osobistą, co skutkowało oberwaniem w twarz. Zdążyłem się podnieść i przytrzymać chłopaka, powodując, że nie zderzył się z stołem. Skupiłem swój wzrok na dziewczynie.
- Ori, wezwałeś mnie z takiego błahego powodu, ty sobie ze mnie kpisz?! - Wyparła w moja stronę, po czym ruszyła w stronę kotary, wyminąłem towarzysza.
- Kat, prawo dearena! - zawołałem w jej kierunku, a ona zatrzymała się na jednym kroku przed kotarą, zsunęła ręką wzdłuż kotary, zasłaniając z powrotem pomieszczenie. Blondynka spojrzała na mnie, lekko zaskoczona.
- Jesteś pewny tego posunięciom? Zdajesz sobie sprawę, że zostaną ci tylko dwa tego typu ruchy. -Spojrzałem na Somnatisa i z powrotem na dziewczynę.
- Tak jestem! - Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc, w geście kapitulacji.
- Macie jakieś zdjęcie tej dziewczyny? - Somi wyciągnął zdjęcie dziewczynki z kieszeni garnituru i podał dziewczynie. - Jak czegoś się dowiem, to cię poinformuje. - Po tych słowach opuściła pomieszczenie, czarnowłosy spojrzał na mnie.
- Co to jest dea...? - Zamknąłem mu usta ręką.
- Tego słowa nie można wypowiadać, bez potrzeby. - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Mamy dużo pracy lepiej wracajmy. - Ruszyłem w stronę wyjścia, a Somi za mną. Mijały kolejne godziny w pracy, czułem jak wzrok czarnowłosego, wierci mi dziurę w plecach. Coś go najwyraźniej trapiło, ale nie chciałem grzebać w jego umyśle, nie robię tego przyjaciołom.
- Wiesz co? - zwróciłem się do chłopaka, po czym odwróciłem się w stronę czarnowłosego. - Od dawien dawna, nie miałem bliskiego przyjaciela, a ciebie nazwałbym bratem. - szczera mimika towarzyszyła tym słowom. - Jeśli masz coś do powiedzenia, zrób to. - Jego usta rozchyliły się do wypowiedzi słów.
(Somniatis?)

18 marca 2019

Od Tiffany C.D Lorem

    Oczy mimowolnie się już zamykały. Wymęczające impulsy emocjonalne niczym typowe wampiry energetyczne wyssały z dziewczyny niemal całą chęć do życia oraz siły witalne. Tak bardzo, ale to bardzo chciało jej się spać, że zrobiłaby to teraz, po prostu kładąc swój pusty łeb na jego kolanach. Kiedy zdała sobie nieprzytomnym umysłem sprawę, że NAPRAWDĘ się na nim położyła, to zaczęła panikować. Chciała się podnieść, ale ten jej nie pozwolił. Przeniósł swojego małego gościa. Była bardzo leciutka, a przynajmniej w jego mniemaniu. I potem została położona na kanapę.
  - Kurwa. - mruknęła, próbując przekręcić się na drugi bok i wpatrując się przyćpanym wzrokiem w twarz mężczyzny, jakby próbowała coś dojrzeć. Coś znajomego, ciepłego. Pomyślała o ojcu, który pewnie teraz przebywał w więzieniu i zbierał manę, aby tylko dostać się do umysłu córusi i znowu męczyć ją jakimiś swoimi cholernymi wywodami na temat jego, jaka ziemia jest zła. Ale ona nie mogła wrócić do domu, no cóż poradzić? Jedyną jej bliską osobą, naprawdę bliską, był Somniatis z którym nie widziała się już szmat czasu i do którego tęskniła. Nawet bardzo tęskniła. Był praktycznie jak ojciec, przewodnik dla dziewczyny kiedy przechodziła trudniejsze chwile. Zabrał ją z domu dziecka. Nigdy mu tego nie zapomniała.
  Zerwała się z kanapy, ponownie strasząc starego "sępa", który siedział nad nią i przypatrywał się jej twarzyczce. Może to był pedofil, a jej niewinna, dziecięca buźka tylko go dodatkowo podniecała?
  - SOMNIATIS TENEBRIS. KOJARZYSZ?! - zamiast grzecznie zapytać: zakrzyczała. Ponownie emocje uderzyły jej do głowy. 
(Ekhem ekhem, Lorem?)

Od Somniatisa cd. Akiro

    Elegancka restauracja, w której się umówili była urządzona w stylu nieco orientalnym. Na ciemnych ścianach wisiały złote podobizny bogów, których Somniatis nie poznawał oraz znaki, których transkrypcja była mu obca. Niewielkie pomieszczenie dla VIP-ów, do którego zostali zaprowadzani przez kelnera wyposażone było w niewielki, czarny stolik oraz sześć również czarnych krzeseł wyposażonych w złote poduszki, ustawionych dookoła niego. Poza tym był też parawan, odgradzający to miejsce od bardziej tłocznych części restauracji.
  Mężczyźni usiedli. Czarnowłosy poprawił krawat i nerwowo spojrzał na wyjęty z kieszeni zegarek. Zwykle nie przywiązywał wagi do czasu, teraz jednak było inaczej. Spotkanie z Kathleen Gregorson, prawą ręką premiera, napawało go przerażeniem. Nie był też pewien czy to dobrze, że Akiro jest tutaj z nim. To, co zamierzał zrobić... mogło boleśnie w niego ugodzić. Nie chciał tego, jednak nie wiedział, jak to powiedzieć chłopakowi. Ostatecznie zdecydował się zaczekać na odpowiedni moment i poprosić go, by zostawił ich samych.
  Siedzieli w milczeniu, czekając na przybycie kobiety. Akiro nie wyglądał na ani trochę spiętego, jakby takie spotkania zdarzały mu się codziennie. Cóż, może się zdarzały, skoro udało mu się załatwić audiencję u Kathleen w tak krótkim czasie. Somniatisa zaczęło wręcz zastanawiać, co takiego powiedział jego towarzysz, że zgodziła się tu przyjść. Z drugiej strony nie był pewien czy chce słyszeć odpowiedź.
  Parawan zaszurał cicho i do pomieszczenia wmaszerowała  szczupła, elegancko ubrana kobieta o... niezwykle jasnych, blond włosach, spiętych w kok i przeszywających, szarych oczach, skrytych za okularami. W dłoni trzymała czarną teczkę.
  Somniatis poderwał się gwałtownie ze swojego miejsca i uśmiechnął uprzejmie.
- Dzień dobry, pani musi być Kathleen Gregorson. Zapraszam panią do stołu. - Obszedł mebel i odsunął jej krzesło. Kobieta podeszła i usiadła, a czarnowłosy wrócił na swoje miejsce. Dłonie mu nieco drżały, gdy odsuwał swoje krzesło, by znaleźć się na przeciwko tej kobiety. Jakaś część percepcji Atisa zauważyła z goryczą, że Akiro zdawał nic sobie nie robić z obecności doradczyni i siedział wygodnie rozparty na krześle.
- Zatem pan musi być Akiro Ori - zauważyła. - Bardzo mnie pan zaskoczył tym zaproszeniem.
- Właściwie to jestem Somniatis Tenebris, a mój towarzysz - to mówiąc wskazał na siedzącego obok chłopaka - nazywa się Akiro Ori.
- A więc to tak - kobieta pokiwała głową. - Więc?
  Utkwiła wyczekujące spojrzenie w czarnowłosym. Pod jego naciskiem mężczyźnie zdawało się, że robi się coraz mniejszy. Zaschło mu w ustach.
- Zaginęła dziewczynka - zaczął. - Moja... córka. Już jakiś czas temu. Próbowałem już wszystkiego, jednak nie mogę jej odnaleźć. Być może... pani...?
  Kathleen nie drgnęła. Nie wykonała najmniejszego ruchu.
- To wszystko? - spytała po chwili, unosząc brew. - Jeśli tak, muszę się już zbierać. Nie mam zbyt wiele czasu, by marnować go na głupstwa.
  Somniatis poczuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej. Głupstwa? Głupstwa? Zaginięcie Tiffany miało być głupstwem?
-  N-nie - wydusił wreszcie, powstrzymując się przed wybuchem. - Ma pani pozdrowienia od Władysława Leniniewskiego.
  Przez twarz kobiety przeleciał cień. Cień szczerej nienawiści. Był tylko ulotnym grymasem, jednak miał już na zawsze pozostać w pamięci Somniatisa.
- Rozumiem - powiedziała szorstko i wstała. Jej wargi zaciśnięte były w wąską linię. - Czy to wszystko, panie Tenebris?
  On również wstał. Zacisnął dłonie w pięści.
- On mówił, że pani może mi pomóc... - zaczął, jednak przerwała mu stanowczym ruchem dłoni, jakby opędzała się od namolnego komara. Ruszyła w kierunku parawanu.
- Chwila! - Somniatis prawie krzyknął. Chwycił kobietę za ramię. - Proszę. Jeśli ją odnajdziesz... ja...
  Odwróciła się i uderzyła go w twarz. Czarnowłosy zatoczył się i pewnie by upadł, gdyby nie wyrósł za nim Akiro i go nie podtrzymał.
(Akiro? Zostawiam ci zakończenie tej sytuacji^^)

6 marca 2019

Od Akiro cd. Somniatisa

    Widząc zbliżających się towarzyszy, jasnowłosy naciągnął kaptur na oczy, by ukryć swoje zapłakane oczy. Somnatis staną obok, ale w taki sposób, że znajdował się miedzy Akiro, a nagrobkiem.
- Ktoś z rodziny? - zapytał cicho, gdy zawiał wiatr, który sunął lekko czarny kaptur do tyłu. Jasnowłosy przetarł oczy spojrzał na Soma. Jego oczy były lekko opuchnięte i czerwone od słonych łez.
- Tak.. - Odparł drżącym głosem, wziął głębszy oddech. -To grób rodowy, spoczywa tu cała moja rodzina, a obok leży mój pierwszy przyjaciel, który pozbawił się życia na moich oczach. - Somnatis poczuł jak ciężka kula utkwiła mu w gardle, nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Ta wiadomość taka niemożliwa a jednak prawdziwa. - Gdybym dotarł tam szybciej zdążyłbym go uratować. - Podniósł się do góry i zaczął chaotycznie wykonywać gest do słów. - Dlaczego to musiało spotkać go, a ten pierdolnięty gnój żyje, ale za kratami! – po jego policzkach, w połowie zdania znowu zaczęły spływać łzy, zaczął je wycierać i kląć po cichu, mając lekko odchyloną do tyłu głowę. Somnatis powoli wziął jasnowłosego w ramiona, by mógł się uspokoić. Trwali tak w jeszcze przez jakiś czas, aż niższy chłopak, całkowicie się uspokoił. Akiro odsunął się od Somnatisa i wziął głęboki wdech i się uśmiechnął do swojego przyjaciela.
- Dziękuję. - powiedział z uśmiechem. - To dokąd teraz się wybieramy?
- Kathleen, ale nie wiem kto to jest. - Powiedział w rezygnacją w głosie, Leni zniknął gdzieś w mroku. Akiro sięgnął dłonią do brody i chwile się zastanawiał.
- Chyba wiem gdzie możemy ją znaleźć, ale to dopiero jutro. Teraz wracajmy musimy skończyć zamówienia
**po pracy*
Akiro spotkał się na chwile z Kat, by umówić się na spotkanie następnego dnia, gdy zbliżała się godzina spotkania Som i Akiro czekali na wydzielonej części dla Vipów na Kath.
(Somniatis?)

2 marca 2019

Od Somniatisa cd. Akiro

    Mężczyźni zostali sami w pomieszczeniu. Somniatis milczał, czując się dość niezręcznie w obecności tego człowieka, który nawet w obliczu utraty wszystkiego zachowywał się tak spokojnie. Nie tknął nawet swojej herbaty. Władysłam również milczał, popijając powoli ciepły napój z filiżanki. Nie wyglądał na skrępowanego. Nie wyglądał nawet, jakby czekał na kontynuację tematu czy jakby myślał. Jego spojrzenie było tak puste, a magiczne oczy Somniatisa ledwie odważały się na niego spojrzeć. Patrzenie tej białej postaci w twarz wydawało się zbyt przerażające. Nie białej jak świeżo położony tynk czy śnieg, który spadł o poranku. Białej, jak bezdenna pustka jego oczu. Jak niemy anioł, który tylko na chwilę opuścił niebo. Zegarmistrz nigdy wcześniej, a prawdopodobnie też nigdy później nie widział człowieka tak białego. A przy tym o tak przerażającym wyglądzie.
  Jeszcze chwilę siedzieli w milczeniu. Gdyby był tu zegar, jego tykanie stawałoby się przeraźliwie głośne. Jednak niczego takiego nie było i przez to cisza była nawet bardziej przytłaczająca. Wreszcie Atis zebrał w sobie całą odwagę, by ją przerwać.
- Nigdy nie poprosiłeś, bym zrekompensował ci się za wypuszczenie Est - zauważył powoli.
- Nie - przyznał Leniniewski spokojnie popijając herbatę. - Ale nie o to chodzi, nieprawdaż panie Tenebris?
- Szukam kogoś, myślę, że byłbyś w stanie mi pomóc... - Mężczyźnie zaschło w ustach. Nerwowo oblizał wargi. - Tiffany. Zaginęła.
- Nie przetrzymuję jej u siebie - oznajmił mężczyzna, odkładając filiżankę na spodeczek. - Ale to nie powinno cię zdziwić.
- Dlaczego Wieża? - Somniatis gwałtownie zmienił kierunek. Nie czuł się dobrze wracając do tamtych tematów przy tym mężczyźnie. Wolałby w ogóle o nich nie myśleć. Sprawiały zbyt dużo bólu.
- Jeśli chcesz odzyskać Tiffany to sądzę, że Kathleen jest odpowiedniejszą osobą. - dłoń Leniniewskiego, leżąca na stole zaczęła delikatnie stukać palcami o blat.
- Kto? - Atis zdziwił się, nie kojarzył tej osoby. Z drugiej strony nie obracał się w takich kręgach, jak były premier.
  Władysław spojrzał w okno niewidzącym wzrokiem, po czym wstał.
- Przejdźmy się - zaproponował.
  Czarnowłosy również podniósł się ze swojego miejsca. Jego herbata dawno wystygła, nietknięta w swojej filiżance. Wyszli z kuchni, przeszli przez salon. Gospodarz wziął coś z komody, a następnie opuścili wnętrze ciemnego mieszkania wydostali się na dwór. W chłodnym wietrze nocy
  Szli powoli, znów w milczeniu. Leniniewski najwyraźniej nie kwapił się do dalszych wyjaśnień.
- A jeśli chodzi o naszą sprawę... - zaczął ponownie Somniatis.
- Rozmawiasz z martwym człowiekiem, Tenebris. - Blondyn patrzył w niebo, na którym nie było gwiazd, a Atis zastanawiał się, co zatem tam widzi. - Problemy żywych nie są moimi problemami.
- A co z ludźmi, którzy na tobie polegali? Zostawisz ich? - Zegarmistrz poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Słyszał, co się stało z zaufanymi ludźmi Leniniewskiego. Zwykle ich los obejmował więzienie lub bojkot.
  Mężczyzna nie odpowiedział. W jego oczach odbiło się coś, może żal? A może tylko światło gwiazd, których Somniatis nie był w stanie dostrzec. Cisza się przedłużała.
- Dokąd idziemy? - Czarnowłosy rozejrzał się, jednak nie znał tej okolicy. Rzadko przebywał na otwartej przestrzeni. Były premier bez słowa przekazał ku niewielką karteczkę. Znajomym pismem ktoś napisał na niej tylko jedno słowo "cmentarz". Mężczyzna zmarszczył brwi. Po co Akiro miałby iść na cmentarz?
  Przez większość drogi nie odzywali się do siebie. Somniatis wolał nie dopytywać Władysława o więcej spraw. Było to dość krępujące. Nie potrafił zawczasu zgadnąć, co rozmówca odpowie. I czy odpowie.
- Jeśli spotkasz się z Kathleen przekaż jej pozdrowienia ode mnie - powiedział niespodziewanie blondyn. Somniatis nie odpowiedział. Nie bardzo wiedział jak, zresztą jego myśli zaczęły już krzątać się wokół tej tajemniczej osoby, jaką była ta kobieta. W oddali widać było cmentarz.
  Po kilkunastu kolejnych minutach dało się już rozróżnić sylwetki nieruchomych grobów, od postaci nieruchomego chłopaka. W oczach Akiro coś się błyszczało. Czyżby... nie. Nie możliwe. Leniniewski zatrzymał się, Zegarmistrz zrobił to samo i spojrzał na byłego premiera pytająco.
- Nie krępuj się. - Władysław zrobił zachęcający ruch ręką w kierunku Akiro. Najwyraźniej chciał, by to Somniatis porozmawiał z chłopakiem. Co wcale nie sprawiło, że czarnowłosy poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie.
  Przełknął ślinę przełknął ślinę i ruszył dalej, pozostawiając blondyna samego. Chwilę później stanął obok Akiro i spojrzał na grób, który przykuł uwagę chłopaka. Litery już dawno zostały wytarte, nie mógł więc odczytać imienia pochowanej tutaj osoby. Spojrzał z ukosa na jasnowłosego i ku jego zdziwieniu zobaczył pozostałości łez w kącikach jego oczu. Odchrząknął, czując się bardzo niezręcznie.
- Ktoś z rodziny? - spytał cicho.
(Akiro?)