30 maja 2019

Od Akiro cd. Argony do Camille - "Początek końca"

    Akiro zatrzymał się przed drzwiami do pokoju sto jeden. Na widok tej cyfry chłopak roześmiał się w duszy,  przypominając sobie boską kreskówkę "101 dalmatyńczyków". Wszedł do pomieszczenia, gdzie czekała Camille, przywódczyni Mafii Pectis. Argona podeszła do dziewczyny i wspomniała o wygranej.
- Założyli się o to, która pierwsza mnie znajdzie.  - powiedział w myślach, obserwując kobiety. W pomieszczeniu zostały tylko one, on i Somi. Argona wskazała brązowowłosemu chłopakowi miejsce, które miał zająć. Ori bez żadnych niepotrzebnych ruchów zajął wskazane miejsce, zbierając informacje z przebieganej w tym monecie akcji rozgrywanej przed nim. Camille zaskoczona odpowiedzią Ryuketsu, zajęła miejsce, gdzie czarnowłosa odsunęła krzesło. Słowik wygodnie usiadł na krześle wyścielonym materiałem, ręce położyła na stole o ciemnym kolorze. Somniatis z lekką niechęcią opuścił pomieszczenie. Atmosfera tuż po zamknięciu drzwi stała się jeszcze bardziej napięta niż wcześniej. Akiro obserwował dziewczyny swoimi kremowymi kocimi oczami.
- Więc... dlaczego Argona uważa, że jesteś moim człowiekiem?
- Ponieważ pracowałem dla Władysława Leniniewskiego. Zajmowałem się podobnymi sprawami co wasza grupa, też się z wami kontaktowałem w imieniu Władysława i nie raz pomagałem wam w akcjach. - Rozmowa toczyła się już dłuższą chwilę, a po plecach jasnowłosego przeszedł zimny dreszcz, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły na widok, sunącego w ich stronę węża o czarnych świecących jak lakierowany pasek łuskach. Wąż przyspieszył i podnosząc się na raz połknął cała trójkę i zapadła ciemność.
***
  Cała trójka leżała nieprzytomna na zielonym polu, przeczesywanym przez chłodny wiatr. Argona wraz z Camille, ocknęły się jako pierwsze. Rozejrzały się po okolicy ich wzrok przykuł Akiro, który miał na sobie coś w rodzaju ciuchów gwardii. Jasnowłosy otworzył oczy i ujrzał bardzo znany mu krajobraz, z niedowierzaniem przyglądał się dali tego świata.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała jakby w powietrze przyglądając się reakcji chłopaka.
- Jesteśmy w Dareno, w moim domu. - odparł bez zawahania, stając na równe nogi i ruszając przed siebie.
- A ty dokąd Akiro! - Warknęła na niego alfa.
- Musze coś sprawdzić i odwiedzić mojego króla. - Odparł po czym ruszył na ścieżkę, kobiety go dogoniły. Akiro nie zwracał uwagi na to, co one w tej chwili mówiły lub robiły. Szedł przed siebie analizując wszystko co docierało do jego świadomości z otoczenie. Po nieokreślonym czasie dotarli do niewielkiej wioski, gdzie ku samemu wejściu zbudzili zainteresowanie wśród najmłodszych mieszkańców. Dzieci otaczały ich radośnie i zaciekawieniem, w ten jedna z dziewczynek stanęła przed chłopakiem.
- Ty jesteś "Wenur" jeden z wężowych rycerzy. - mówiąc to nie miała ani kropli zawahania w tonie swojego głosu. Czarnowłosy chłopak stojący niedaleko niej przycisnął jej lekko głowę dłonią.
- Przepraszam za siostrę, gada głupoty. - Akiro znany tutaj po tytułem "Wenur" uśmiechnął się i pogłaskał ich oboje po głowie.
- Nic się nie stało. Widać, że jest mądrą dziewczynka. A teraz powiedzcie którędy do zamku Genero.
- Genero? Ono zostało przejęte pięć lat temu przez zdrajcę. Węże przegrali i nikt nie wie, gdzie obecnie są. Chociaż chodzą plotki, że są wiezieni gdzieś na zamku. - Podczas rozmowy, było słychać śmiech dzieci, które przedrzeźniały kobiety, ponieważ słyszeli dziwne dźwięk wydawane przez nie, a nie normalne słowa, które wypowiadały.

(Camille?)

28 maja 2019

Od Camille cd. Lorema

    Słysząc odpowiedź mężczyzny, uśmiechnęłam się z mieszaniną smutku i zimnej satysfakcji.
- Kłamiesz - powiedziałam tylko. Czułam to całą sobą. Moc pierścienia sprawiła że aż prawie zcierpła mi dłoń. Widziałam w jego twarzy strach i nie trzeba było do tego magicznych mocy. Próbował zaprzeczyć, jednak przerwałam mu:
- Nie próbuj nawet znowu tego robić. Nie wiem dlaczego od razu nie powiedziałeś mi prawdy. - czułam się zraniona i zdradzona faktem, że nie potrafił mi nawet podać swojego prawdziwego imienia. Eukalipso odeszła kawałek dalej, by dać nam chwilę na wyjaśnienie spraw między naszą dwójką, co w gruncie rzeczy było naprawdę miłe z jej strony, jednak w tamtym momencie z pewnością nie była to rzecz, na której zamierzałam się skupiać. - Nie wiem również co teraz powinnam zrobić. Ale... - zawiesiłam głos, postanawiając, że nie mogę zrobić nic wbrew Loremowi. Nie pamietałam kim był dla mnie, ba!, parę minut temu nie wiedziałam nawet czy jeszcze żyje albo jak wygląda, jednak wiedziałam że nie mogłabym go skrzywdzić. Sama myśl o tym była dla mnie przykra. - Ale jeśli chcesz odejść, nie wyjaśniając tego wszystkiego, po prostu zostać tu, prowadzić własne życie, to... nie zamierzam cię dłużej męczyć. Wrócę do domu, tam gdzie moje miejsce. A ty... Po prostu zajmiesz się swoimi sprawami, tu, w Rzymie, zapominając o tym incydencie - ostatnie słowo ledwie przeszło mi przez gardło, czułam w nim gulę, a w oczach zbierały mi się łzy. Jednak słowa zamierzałam dotrzymać. Dlatego też po prostu wzięłam swoją torbę i, zostawiając Lorema, podeszłam do nimfy. Obtarłam rękawem wilgotne oczy i zapytałam:
- Czy możesz odejść dalej od tej fontanny? Chciałabym z tobą porozmawiać, ale... - zerknęłam na mężczyznę - nie tutaj. Oczywiście jeśli ty też tego chcesz.
(Lorem?)

26 maja 2019

Od Lorema cd. Camille

    Lorem już wiedział, jaka będzie odpowiedź nimfy. Jego ręka gwałtownie sama wystartowała i wepchnęła Eucalipso z powrotem pod wodę. Ciemnowłosa wstała zdziwiona, a on odskoczył jak oparzony. Jego wąska źrenica zwęziła się jeszcze bardziej. Przez chwilę stał w bezruchu, wpatrując się w Camille z lodowatym przerażeniem.
  Gwałtownie nimfa wyłoniła się ponownie z fontanny, rozchlapując wodę na boki. Miała nadąsaną minę.
- To było nieuprzejme! - prychnęła.
  Dla jasnowłosego jej głos był niczym impuls. Obrócił się na pięcie i rzucił biegiem w tłum ludzi, zgromadzonych na placu. Nie zdążył jednak w nim zniknąć, gdyż został zatrzymany przez miękką, delikatną dłoń, chwytającą go za nadgarstek. Odwrócił się. Trzymała go, nie pozwalając uciec. Jej oczy błyszczały - czy to ze szczęścia, czy też zaszły łzami? Hałas emocji dokoła był tak intensywny...
- Zaczekaj, Loremie!
  Na dźwięk swojego imienia w jej ustach mężczyzna drgnął. Poczuł lekkie pociągnięcie i dał się poprowadzić z powrotem do fontanny. Nimfa nadal wyglądała na nadąsaną, jednak ukradkiem spoglądała ciekawie na siedzącą na brzegu fontanny parę. Lorem spuścił wzrok. Nie chciał patrzeć tej dziewczynie w oczy. Było mu głupio, że zareagował tak gwałtownie.
- Musi chodzić o kogo innego - powiedział cicho. - Nie znamy się.
  Woda w fontannie pluskała monotonnie. Tłumy ludzi przechodziły koło nich, wytwarzając nieokreślony gwar tysięcy rozmów, jednak nawet pomimo tego mężczyzna mógł wyraźnie usłyszeć odpowiedź Camille.
(Camille?)

23 maja 2019

Od Camille cd. Lorema

     Non est, non potest esse vera (Nie. Nie, to nie może być prawda) — rzuciłam po łacinie, po czym ukryłam twarz w dłoniach, starając się nie dać się ponieść panice — non, ego sum certus est Romae. Non possum non sentire. Si non est hic? Haec ubi sum? Quid de me? (nie, jestem pewna że jest z Rzymu. Czuję to. Jeżeli nie ma go tutaj? To gdzie jestem ja? Co ze mną?) — spojrzałam na dziwną kobietę stojącą obok mnie. — Vere omnibus mortuus est? (Naprawdę wszyscy zginęli?) — zapytałam pusto po raz kolejny.
Ut dixi. Omnes. Iliados, Lorem, Patricii. Illic est nemo. (Tak jak mówiłam. Wszyscy. Iliada, Lorem, Patrycjusz. Nie został nikt) — Trzy imiona dźwięczały mi w głowie jak dzwony. Pierwsze, kobiece, kojarzyło mi się tylko z dziełem Homera. Drugie z pewnością należało do człowieka, którego szukałam, nie wiadomo nawet po co. Trzecie zaś...? Przeliterowałam je sobie w głowie, aż nagle dotarło do mnie dlaczego jego brzmienie jest dla mnie znajome. Spojrzałam na mojego towarzysza dziwnym wzrokiem, a nasze spojrzenia spotkały się.
— Panie Tenebris... Niech mi pan łaskawie przypomni: jak ma pan na imię?
— Patrycjusz — odparł cicho, a ja podniosłam brew.
— Eukalipso? In quodam loco huic adiunctus est? Faciem cognoscis? (Eukalipso? Czy kojarzysz skądś tego mężczyznę? Czy poznajesz jego twarz?) — spojrzałam na nimfę wyczekującą, uważnie obserwując jej twarz. Może zwariowałam, może nie szukam wcale tam gdzie trzeba, może to nawet nie chodzi o Rzym. Jednak jeśli była jakaś szansa, jakakolwiek szansa - musiałam spróbować. Widziałam jak mruży oczy, by skupić wzrok na twarzy Tenebrisa, który wydawał się lekko podenerwowany obrotem spraw. Nagle oczy nimfy rozszerzyły się ze zdziwienia, a gdy otwierała usta, by mi odpowiedzieć, na moją twarz wypłynął szeroki uśmiech.
(Lorem?)

8 maja 2019

Od Somniatisa i Argony cd. Akiro

    Czarna Wołga niemal bezgłośnie jechała niemal pustymi ulicami Areny Pierwszej. Argona siedziała z przodu, a Akiro wraz z Somniatisem i mężczyzną w czarnym, eleganckim garniturze zostali wepchnięci do tyłu. Nieznajomy wyglądał profesjonalnie, jakby podobne sytuacje były dla niego codziennością (co w sumie mogło być bliskie prawdy). Akiro wyglądał na beztroskiego i mimo spiętych dłoni znalazł wygodna pozycję i wyglądał, jakby słuchał muzyki, której nikt poza nim nie mógł usłyszeć. Zaś Somniatis starał się nie bawić nerwowo palcami. Jego przyjaciel prosił, by mu zaufał, nie powinien się tak denerwować, skoro ten najwyraźniej miał jakiś plan, jednak nie mógł pozbyć się myśli o publicznej egzekucji. Było to dość absurdalne, bo z tego co wiedział Wataha nie stosowała czegoś takiego... niemniej niepokoił się. Dobrze pamiętam, gdy podczas paranoi, jaka ogarnęła część podziemia artystycznego jeden z jego przyjaciół został zamordowany w kanałach i przyozdobiony symbolem wilka. Nawet najbardziej łagodna i pacyfistyczna organizacja zrobiła coś takiego. A Argona nigdy nie była łagodna i pacyfistyczna. No i Pectis. Pectis służyło Leniniewskiemu. Załatwiało za niego wszystkie jego ciemne interesy. Mogą nie uwierzyć w to, że on żyje. Mogą nie uwierzyć nawet jego mocy. Przecież jaką mają gwarancję?
  Drzwi otworzyły się ze szczękiem, wytrącając Somniatisa z równowagi. Mężczyzna spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na szofera, po czym szybko odpiął pasy i wysiadł. Zaraz za nim z pojazdu wydostał się Akiro. Przeciągnął i rozejrzał beztrosko.
- Myślałam, że pojedziemy gdzieś dalej - skomentował, gdy jadący z nimi już wcześniej prawnik wskazał im drzwi do pobliskiej kamienicy.
 Słowa chłopaka pozostały bez komentarza i cała grupa weszła do wnętrza budynku. Było ono urządzone w sposób nowoczesny, dominowały w nim czernie i biele oraz ostre, proste krawędzie i bryły. Minęli recepcję, w której młodziutka dziewczyna rzuciła im przelotne spojrzenie, po czym wróciła do rytmicznego wybijania znaków na klawiaturze.
  Weszli po schodach i skierowali się do niepozornych, czarnych drzwi. Tabliczka na nich głosiła: pokój 101. Somniatis poczuł nieprzyjemne uczucie. Kojarzył ten numer z jakiejś książki, nie mógł sobie jednak dokładnie przypomnieć z jakiej.
  Drzwi zostały pchnięte i znaleźli się w niewielkim, obłożonym materiałem tłumiącym dźwięki pomieszczeniu, na którego środku stał stolik i trzy krzesła. Przy jednym z nich stała już wysoka, ładna dziewczyna, ubrana w elegancką marynarkę i spodnie. Miała czarne włosy i pełne usta. Argona skierowała się od razu do niej z ponurym wyrazem twarzy.
- Wygrałam - powiedziała, ściskając kobiecie dłoń, po czym odwracając się tak, by stać bokiem do dziewczyny i przodem do pozostałych. - To jest Akiro Ori. I jest odpowiedzialny za upadek Wieży.
- Czyli jednak zrobił to członek Watahy? - Camille spojrzała z przekornym uśmiechem na Alphę.
- Nie zrobił tego jako członek Watahy - ucięła kobieta i dała znać Akiro, żeby usiadł. - Powiedziałabym, że pracował raczej jako twój człowiek.
- Jak to? - Camille zmarszczyła brwi.
- Przekonaj się. - Argona odsunęła jej krzesło i wskazała, żeby usiadła, a sama z założonymi rękami stanęła za jej krzesłem.
  Prawnik, który ich tutaj przyprowadził opuścił pomieszczenie, a Somniatis stał, rozglądając się na boki i nie wiedząc co z sobą zrobić. Wreszcie podszedł do Akiro i stanął za przyjacielem.
- Nie będziesz nam potrzebny, Somniatisie - oznajmiła Alpha. - Zaczekaj na zewnątrz.
(Akiro?)

1 maja 2019

Od Akiro cd. Somniatisa i Argony

    Akiro, przepraszam. - Zegarmistrz ostrożnie wziął się do opatrywania zadrapań wytworzonymi naprędce bandażami, starając się nie patrzeć chłopakowi w twarz. - Przepraszam, że tyle mi to zajęło i że nie byłem w stanie ci pomóc. Przepraszam, że tak zareagowałem, gdy mi powiedziałeś. Czasem... czasem nie wiem, co powinienem myśleć. Nie chciałem cię zranić. A tym bardziej nie chciałem, by do tego doszło. Czy mi wybaczysz? - Słowa Somnatisa dobijały się do przemyśleń chłopaka, który myśli już nad całokształtem, lecz szybko przeanalizował słowa przyjaciela.
- Oczywiście, przecież nie jestem zły. - odowiedział z uśmiechem na twarzy. Usiadł wygodnie, a Somnatis zaczął opatrywać jego rany bandażami. - Ale miło wiedzieć, że możemy na sobie polegać. - Somi podniósł głowę.
- Co masz na myśli?
- Mimo, że jesteśmy swoimi przeciwieństwami, to się dogadujemy.
- Dużo się nie różnimy, wbrew pozorom. - Brązowowłosy uśmiechnął się, słysząc słowa chłopaka. - A co z dzisiejszymi zamówieniami? - ciemnowłosego coś tknęło, gdy usłyszał zapytanie chłopaka i lekko nim potrząsnął.
- O czym ty myślisz?! Wyglądasz jak przepuszczony przez ostre sito! - Niższy z mężczyzn, miał lekko wykrzywioną twarz z bólu i odwrócił wzrok skupiając go na innym, bliżej nie określonym punkcie. Gdy czuł wbity na sobie wzrok przyjaciela, podniósł ręce i położył je na dłoniach przyjaciela.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedział spokojnym głosem i widocznym spokojem w oczach, jak gdyby nigdy to co miało miejsce parę chwil temu, nie miało miejsca.
Somnatis słysząc to zwiesił głowę, a z jego oczu spłynęło parę łez, a ramiona lekko zaczęły się poruszać.
- Czy ty nie rozumiesz, że ja się o ciebie martwię. - Reakcja chłopaka zaskoczyła więźnia watahy, dawno nikt tak nie zareagował na jego słowa i na to co robi. Mężczyzna w bandażach podniósł głowę czarnowłosego wyżej, a następnie przytulił go do siebie.
- Przepraszam nie powinienem tego tak ująć. - znajdowali się w tej pozycji przez dłuższy czas. Na pokładzie statku trwał właśnie uporządkowany chaos, który był oznaką docierania do portu i czas przygotowywać złowione owoce morza do podróży. Po paru minutach Som, który zazwyczaj opanowany, zdołał opanować z powrotem swoje emocje. Kremowe oczy ujrzały węża w okolicy szyi zegarmistrza i wyciągnął rękę a ten przeszedł na niego.
- Skąd on się wziął? - zapytał zaskoczonym tonem głosu chłopak.
- Nie bój się, on jest nie groźny - powiedział, a wąż otarł się o jego policzek i syknął mu coś do ucha. - Och, naprawdę? - brązowowłosy się cicho zaśmiał, zwracając tym samym uwagę kolegi. - Miło z strony tego wilka morskiego, że ci pomógł, i mimo że widział węża, to nic ci nie powiedział. - znowu zaczął chichotać.
- Akiro! - Somniatis podniósł głos na chłopaka w przyjaznym stosunku, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Gdy ponownie nastała ciężka atmosfera Somniatis zapytał ponownie towarzysza, nie zwracając większej uwagi na węża chowającego się w jego kieszeni. - Więc co zamierzasz teraz zrobić?
- Oczywiście pójdę na swój proces, który jest prowadzony przez Watahę i Pectis, którzy mają więcej informacji niż wam się wydaje na temat Wież. Mają spis umarłych i rannych oraz uciekinierów z laboratoriów i więzienia. Na pewno będą potrzebowali twojej mocy, bym mówił prawdę. - Akiro spojrzał na drzwi wyczuł osobę, która tyle co podeszła pod drzwi. - Więc niezależnie od tego co się wydarzy zaufaj mi i zajmij się swoim zwierzątkiem. A teraz załóż mi te kajdanki, o które prosiła nasza Alfa. - Somniatis zapiał kajdany na rękach, gdy wstali. Gdy wykonali tą czynność do pomieszczenia weszła jakoś osobo i kazała im wyjść na zewnątrz. Ruszyli korytarzem w górę gdzie czekała Argona. gdy się z nią zrównali zeszli z pokładu i wsiedli do czarnego samochodu.

(Argo, Somi. Czy to wszystko było pewne XD)