6 lipca 2016

Od Dragonixy cd. Vincenta

Zostałam na swoim miejscu i postanowiłam, że nie będę na siłę za nim się uganiać. Wstałam i odeszłam trochę od reszty żeby się otrzepać z krwi, po czym przybrałam ludzką postać, która nie wyglądała lepiej. Cóż... Lepiej lekko oblepione włosy i brudna od krwi skóra, niż całe posklejane futro i skrzydła do czyszczenia. Zauważyłam wśród ruin jakiś kranik, z którego ciurkiem sączyła się woda i postanowiłam w tym się obmyć. Rozebrałam się do samej bielizny i zaczęłam oczyszczać się z czerwieni. Przeklęta przypadłość...
Kilka dni później, spacerując sobie spokojnie po ulicy, zauważyłam Vincenta na przeciwko siebie. Uśmiechnęłam się lekko, pogodzona już ze stratą członków watahy, i pomachałam mu. Uniósł wzrok i skinął do mnie głową.
- Cześć, Vincent - zagadnęłam i zaczęłam iść u jego boku. - Gdzie idziesz?
- Wykonywać swoją pracę - odparł mi po prostu. - A ty?
- Ja właściwie nigdzie, jak zwykle się tułam... - zamyśliłam się.
- Nie masz niczego do roboty? - zdziwił się.
- No... właściwie to tak.
Wilk najwyraźniej się zdziwił.
- To jak ty zarabiasz na życie?
Rozejrzałam się, czy nikt nie podsłuchuje.
- Kradnę - odparłam mu po cichu. - Ale nigdy nie okradłam wilka, więc się nie martw, bo nie mam nawet zamiaru.
- Dziwne, że jeszcze nie zostałaś na tym złapana... Nie myślisz nad rozpoczęciem jakiejkolwiek pracy?
Zastanowiłam się. Ja i praca? To musiałaby być anomalia...
- Nie w sumie... A masz jakieś propozycje?

(Vincent?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz