28 sierpnia 2017

Nie(ch) żyje bal u Jasia Srebrnego-Jeziora, czyli detektyw Camille na tropie wyciekłych danych

  Droga Camille



Kilka godzin temu na świat wypłynęło kilka dość niezręcznych faktów, dotyczących szczegółów znajomości premiera Leniniewskiego oraz Sławomira Witkiewicza, z czasów, gdy jeszcze mieszkali w Polsce. Chciałbym, żebyś sprawiła, by niepożądane informacje zostały wymazane. W załączniku przesyłam ci szczegółowe dane, dotyczące sprawy.



Elias Staliński



PS.

Bądź ostrożna. Wygląda na to, że sprawa wzbudziła zainteresowanie naszego przyjaciela ze stanów. A wiesz, że pisanie nekrologów nie jest moją mocną stroną.

Zerknęłam na maila od Eliasa. Oczywiście! Jak trwoga to do Camille! Ja wiedziałam, że tak to się skończy. Jednak perspektywa awansu była bardzo kusząca. Liczyłam również na choć trochę niespodziewanych wydarzeń, które umiliłyby mi wykonywanie tego zadania. Na samym początku zadzwoniłam do Eliasa.
-Wiesz, że wystarczyło zadzwonić; nie musiałeś pisać - powiedziałam zamiast przywitania.
-Rzeczywiście, perspektywa usłyszenia twojego słodkiego głosiku była niezwykle kusząca - powiedział z ironią (a szkoda).
-Tak właśnie myślałam. Powiedz mi teraz, gdzie dokładnie był wyciek danych?
-Właściwie informacje te zostały umieszczone na jednej ze stron internetowych, wiedzą o tym pojedyncze jednostki. Strona została usunięta przez jednego z naszych hakerów, listę osób dostaniesz za piętnaście minut.
-Brzmi dość łatwo. Jaki jest haczyk?
-Masz mało czasu. Silverlake urządził wielkie przyjęcie na które dziwnym trafem zaprosił większość osób zaznajomionych z tymi faktami. Razem z Witkiewiczem.
-Niech to szlag - skomentowałam - Ma chłop rozmach.
-To nie jest śmieszne - zganił mnie
-Przyznaj, że trochę jest - powiedziałam podchodząc do swojej szafy i przeglądając potencjalne sukienki na dzisiejszy bal.
-Myślę, że jeżeli uda ci się załatwić choć kilkanaście osób z listy, to resztę, oraz Silverlake'a, załatwić na balu.
-Myślisz, że Sławuś będzie chciał ze mną iść? - spytałam smutnym głosikiem.
-Myślę że tak.- wzięłam do ręki dwie sukienki, telefon przytrzymując między uchem a ramieniem. - To jak? Zgadzasz się?
-Myślisz, że ładniej mi w zielonym czy pomarańczowym?
-Cam, wiesz że rozróżniam tylko trzy kolory i nie mam tu na myśli podstawowych.
-Tak wiem - parsknęłam śmiechem. - Do jutra nikt nie będzie wiedział o tym zdarzeniu, słońce ty moje.
-Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Tylko pamiętaj, żadnego zabijania!
-Zawsze zabierasz mi najlepszą zabawę - prychnęłam obrażona i rozłączyłam się. Za kilka minut dostałam listę z prawie pięćdziesięcioma nazwiskami. Zaznaczone zostały osoby, które będą na imprezie u Johna. I ja mam do nich wszystkich pojechać?! Oj Eli, Eli, będziesz mi płacić za benzynę. Zebrałam się szybko i wsiadłam do samochodu. Pół dnia zabrało mi objeżdżanie caluśkiej Akatsuki i przekonywanie ludzi, że wcale nie trzeba pamiętać jak minęła znajomość Witkiewicza z Leniniewskim. "Pozbyłam" się w ten osób połowy osób. Byłam już cholernie zmęczona, a czekała mnie jeszcze wizyta u Witkiewicza i ten cholerny bal. Z tą myślą podjechałam pod siedzibę ministra. Zaparkowałam na jego podjeździe (a co się będę ograniczać?!) i zapukałam grzecznie (zupełnie jak nie ja). Otworzył mi lokaj, którego ubranie kolorystyką przypominało mi pingwina. Uśmiechnęłam się miło.
-Dzień dobry - powiedział lokaj - pani tu w jakiej sprawie?
-Jestem Camille Belcourt. Przysyła mnie Elias Staliński. Pan Witkiewicz chyba został powiadomiony o mojej wizycie, prawda?
-Tak, tak. Zapraszam - wpuścił mnie do środka i poprowadził do salonu. - Proszę się rozgościć. Pan minister zaraz przyjdzie.
-Dziękuję bardzo - usiadłam na kanapie wyprostowana jak struna, czekając na pana domu. Po chwili do pokoju wszedł blondyn w średnim wieku, ubrany w garnitur. Wstałam i podałam mu rękę, którą uścisnął.
-Witam w moich skromnych progach, pani Belcourt. Przysłał panią Elias, czyż nie?
-Owszem. Proszę się nie martwić, do jutra pańska sprawa ucichnie. Jak to mówią "Nobody will notice, if there's nobody to notice". - minister spojrzał na mnie ze zgrozą - Proszę się nie martwić, oczywiście cała sprawa zostanie załatwiona bez ofiar. Jednak potrzebuję pańskiej pomocy.
-Mojej? W czym mogę pani pomóc?
-Został pan zaproszony na dzisiejsze przyjęcie u Johna Silverlake'a, prawda?
-Tak - przytaknął po chwili ciszy mężczyzna. - Szczerze mówiąc, nie zamierzałem w ogóle tam iść.
-W takim razie muszę pana prosić, by wybrał się pan tam. I wziął mnie ze sobą.
-Panią? Czy Silverlake....
-Nie sądzę by mnie pamiętał - weszłam mu w słowo - Jednak muszę tam być, a pan może mi to umożliwić.
-Niech będzie - westchnął w końcu. - Moja limuzyna przyjedzie po panią wpół do dwudziestej, dobrze?
-Wspaniale. Dziękuję bardzo za pomoc. Właściwie, nie ma pan już się czym martwić. Do widzenia - pożegnałam się i opuściłam siedzibę Witkiewicza 
-Cieszę się, że tak dobrze ci idzie - głos Eliasa płynął z głośnika mojej komórki. - Ile ci jeszcze zostało?
-Osób z listy? - upewniłam się - Dziesięć. Plus Silverlake. Wszystkie będą na przyjęciu.
-Wspaniale. Załatwiłaś sobie transport?
-Tia... Z domu zabierze mnie "limuzyna szanownego lorda, ministra zdrowia".
-Chyba nie jest taki zły? W takim razie w drugą stronę przyjadę po ciebie około północy. Tyle czasu ci wystarczy.
-Niby tak, ale... Dlaczego?
-Pijany Silverlake ma w zwyczaju robić dziwne rzeczy, zwłaszcza, gdy otaczają go piękni, bogaci i młodzi ludzie.
-Czyżbyś był zazdrosny? - naigrywałam się z niego.
-Nie - uciął - po prostu nie chcę narobić wstydu naszej mafii. Dlatego też zabraniam ci robić cokolwiek głupiego.
-I po moim ognistym romansie z Silverlake'iem nici - powiedziałam niezwykle dramatycznie.
-Już nie przesadzaj...
-Pffffff, jesteś nieczuły. Zdążę do północy. A Silverlake'owi zostawię najwyżej szklany pantofelek. Do zobaczenia - rozłączyłam się. Zerknęłam na swoje łóżko na którym miałam przygotowany strój na dzisiejszy wieczór. Miałam jeszcze dwie godziny do przyjazdu Witkiewicza, więc wiedziałam, że mam wystarczająco dużo czasu. Na początek skorzystałam ze swojej wanny, potem wysuszyłam włosy i rozczesałam je, zostawiając rozpuszczone. Później zrobiłam makijaż i znów wróciłam do pokoju, by się przebrać. Przygotowałam coś specjalnego. Założyłam obcisłą sukienkę do ziemi z nieco dłuższym tyłem, która fakturą przypominała trochę łuskę. Kolor błyszczącej, ciemnej zieleni wyglądał na mnie dość dobrze. Długie rękawy i zakryte plecy (niemożność założenia czegoś z krótkim lub z odkrytymi plecami) rekompensował dość głęboki, trójkątny dekolt. Całości dopełniały czarne szpilki i tego samego koloru kopertówka, w której schowane były wszystkie moje najpotrzebniejsze rzeczy. Byłam gotowa. Za kilka minut usłyszałam dzwonek do drzwi, dlatego poszłam otworzyć. W drzwiach stał Witkiewicz.
-Wygląda pani olśniewająco - powiedział uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, choć nieszczerze.
-Dziękuję - odpowiedziałam, dopowiadając w myślach: "A spróbuj mnie tylko dotknąć, stary dziadygo, to ci rączki poucinam".  Wsiadłam do samochodu i założyłam nogę na nogę. Przez kilkanaście minut prowadziłam z Witkiewiczem dość uprzejmą konwersację o wszystkim i o niczym. W końcu dojechaliśmy do celu. Silverlake naprawdę wykosztował się na tę imprezę. Wynajął ogromną salę z podium, na którym stał mikrofon. Miejsce miał tam także wynajęty przez niego zespół muzyczny. W drugiej, mniejszej sali był szwedzki stół. Już gdy tam przyjechaliśmy było tam mnóstwo ludzi, w tym podwładni Johna i kilku członków ZUPA'y, których, prawdę mówiąc, nie powinnam znać. Skinęłam Loremowi, którego zauważyłam niedaleko i pożegnałam się z Witkiewiczem. Starałam się znaleźć jak najwięcej osób z mojej listy, co nie było bardzo trudne, jednak musiałam się spieszyć, by zdążyć przed Johnem. Jego zostawiłam sobie na deser. A okazja była wręcz idealna, bo zespół zaczął właśnie grać jakiś wolniejszy kawałek, a ja "dziwnym trafem" znalazłam się dość blisko Silverlake'a. "Poproś mnie do tańca, kretynie" myślałam, patrząc w jego stronę i uśmiechając się. Odetchnęłam z ulgą, gdy wyciągnął dłoń w moją stronę i zapytał:
-Można panią prosić? - Skinęłam głową i dałam się poprowadzić na parkiet. Poruszaliśmy się wolno w rytm muzyki.
-Nie przypominam sobie, żebym panią znał lub zapraszał - powiedział po chwili.
-Ale mam nadzieję, że nie sprawiłam panu wielkiego kłopotu? - zapytałam, udając zaniepokojenie - Jestem tu ze znajomym.
-Nie, proszę się nie martwić. Poza tym, nie jestem żadnym "panem". Wystarczy John.
-W takim razie... Nazywam się Evangeline - skłamałam, wspominając starą, niestety zmarłą przyjaciółkę - Evangeline Nobody.
-Nobody? To... Ciekawe nazwisko.
-O tak, jak mówi moja - "a właściwie nie moja" dopowiedziałam w myślach - dewiza: "Nobody is perfect. I'm nobody so I'm perfect." - Silverlake zaśmiał się.
-Jeśli można mi spytać  - zaczął - Co cię tutaj sprowadza?
-Hmmm... Jest wiele powodów. Dobry alkohol, przystojni, młodzi mężczyźni: ale przede wszystkim - nachyliłam się lekko w jego stronę i ściszyłam głos - informacje. A raczej ich brak - odsunęłam się i podziwiałam jego zadziwiony wyraz twarzy.
-Informacje? - zapytał.
-Dokładnie. Dlatego miałam nadzieję, że cię tu spotkam. - postanowiłam, że "włączę" swoją umiejętność. - Co wiesz o znajomości Witkiewicza?
-Nie mogę ci....
-Gadaj - moje spojrzenie w tamtym momencie mogło chyba zabijać a natężenie mojej mocy niemalże wierciło dziurę w jego głowie. Musi być dość silny psychicznie, ale i tak musiałam być silniejsza.
-Wszystko. - uśmiechnął się iście diabelsko - I niedługo.... Już niedługo... Powiem tak "Wszyscy, wszystko wiedzą"
-Nie - zaprotestowałam. - Nie możesz tego pamiętać.
-Nie? Ależ przecież...
-Wiem co mówię, nie wiesz tego! Nic nie słyszałeś, nic nie wiesz.
-Tak?
-Tak.
-Ale....
-Nie pamiętasz nic w związku z tą sprawą, jasne?
-Ale z jaką sprawą? O co pani chodzi?
-O nic, kochaneczku - muzyka zamilkła. Wiedziałam, że mam jeszcze trochę czasu do północy, więc mogłam się zabawić - Do zobaczenia. - odsunęłam się od niego i zniknęłam w tłumie. Od razu chwyciłam w dłoń kieliszek z winem. Gdy wybiła północ, byłam już nieźle pijana i nie pamiętałam za bardzo, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Kierując się do wyjścia, ciężko było mi utrzymać równowagę. Tam już czekał na mnie samochód Eliasa z nim samym za kierownicą. Wsiadłam do niego. Elias wyglądał na dość rozbawionego moim stanem. Zamiast powitania usłyszałam:
-I jak tam, Kopciuszku? Skończyłaś już z księciem?
-Wiesz, że ty jesteś moim jedynym księciem - powiedziałam, lekko bełkocząc. Staliński zaśmiał się cicho.
-No nic, zapytam cię jutro.

24 sierpnia 2017

Od Camille cd. Calii

-Niech będzie - powiedziałam w końcu - Ale mówimy całą prawdę.
-Stoi. Ty zaczynasz.
-Meh - blondynka wyszczerzyła się do mnie.
-No dajesz.
-Niech będzie. Powiedzmy, że potrafię.... Przekonywać ludzi. W Skyrimie to się nazywało "speechcraft". Robią to, co zechcę.
-Serio? - skinęłam głową - Ale bajer! - parsknęłam śmiechem. - Czy teraz, jak o tym wiem, to będzie działało?
-Hmmm.... Nie jestem pewna, ale możemy spróbować.
-Dajesz.
-Uklęknij i oświadcz mi się - powiedziałam, starając się nie umrzeć ze śmiechu.
-Ale...
-No dajesz... - dziewczyna uklękła przede mną i zapytała:
-Wyjdziesz za mnie?
-Widzisz? Jednak działa. - dziewczyna potrząsnęła głową. - Jednak było trudniej niż zwykle.
-Faktycznie. Kiedy to do mnie powiedziałaś, czułam się, jakby to była najmądrzejsza i najzwyklejsza rzecz na świecie.
-Cam prawdę ci powie - rzuciłam tonem sędziwego mędrca. - Twoja kolej. Bo o moim pierścieniu już wiesz.
-Hmmm.... Jakby to wyjaśnić...  Potrafię wyczuwać aurę innych ludzi. Mogę oceniać w jakim są humorze, czego ostatnio doświadczyli, jakie emocje przeważają u nich w tym momencie i takie tam. Dość to przydatne.
-Fajne! - skwitowałam. - No i masz jeszcze ten swój... - pokazałam na swoje czoło - nagłownik kameleona.
-"Nagłownik"? Nie ma chyba takiego słowa - parsknęłyśmy śmiechem. - Ale w gruncie rzeczy masz rację.  Myślisz, że to zadziała u nas nawzajem? - zapytała.
-Nie wiem. Kilka osób próbowało z moim pierścieniem i nie wychodziło.
-Ja też tak miałam.
-Ale z drugiej strony, czemu by nie spróbować?  - zdjęłam z palca swój pierścień. Calia zrobiła to samo ze swoim "nagłownikiem". Założyłyśmy sobie nawzajem magiczne atrybuty.
-Jak się z tego korzysta? - spytała Calia.
-Hmmm... Trudno powiedzieć. Będę mówić do ciebie jakieś zdania, a ty spróbujesz stwierdzić, czy to prawda, czy kłamstwo.
-Dajesz.
-Mieszkam w arenie drugiej.
-Prawda.
-Mam mega przystojnego chłopaka.
-Hmm.... Prawda, fałsz?
-Nie możesz mówić tych dwóch słów obok siebie.
-Fałsz. - skinęłam głową - Jest brzydki? - dopytała.
-Nope. Lecimy dalej.... Ale chyba już wiesz jak to działa?
-Tak. Teraz twoja kolej. Musisz dotknąć do czegoś i pomyśleć o tego fakturze, o kolorze... spróbuj. - podeszłam do ściany i dotknęłam jej, myśląc o tym, co powiedziała mi Calia.
-I jak? - Zapytałam, na co zaśmiała się.
-Kolor został, ale masz fakturę jak ściana, jeśli to cię pociesza.
-Bardzo zabawne - spróbowałam jeszcze raz. - I jak teraz?
-Nie widać cię.
-Yay! - ucieszyłam się, paradując blisko ścian - Jestę kameleonę! - po chwili odsunęłam się od niej i zdjęłam z głowy ozdobę i oddałam ją Calii, która zrobiła to samo z pierścieniem.
-Dziwne... - rzuciłam po chwili.
-Taaaaak - odpowiedziała.
-Będziemy musiały to zbadać. Jednak teraz.... Musimy znaleźć tę morderczynię i ją wsadzić.
-Tak jest!
-Bierzmy się do roboty.

(Cal? you know what to do, darling)

22 sierpnia 2017

Od Calii cd. Argony

– Czyli... Laboratorium drugie jest w Dziewiątej? – zastanowiłam się. – Coś mi tu nie gra. 
– Może masz złe informacje? – podsunęła Argona zimno. 
Pokręciłam przecząco głową. 
 – Wykluczone – odpowiedziałam. – Ja zawsze mam dobre informacje. 
 – Więc? – uniosła brew Alpha. 
– Gdybyś była Silverlake'iem – zaczęłam. – Gdzie byś ukryła tajne labolatorium?
Brunetka zastanowiła się. 
 – Na pewno nie pod nosem sześciu gangów – odmruknęła. 
 – Właśnie – przytaknęłam. – A skoro w Czwartej też go nie ma... – zaczęłam, a gdy uświadomiłam sobie, o co tu chodzi, wciągnęłam głośno powietrze.
 – To jest prowokacja – szepnęłam. 
– Że co? – Argona spojrzała na mnie groźnie.
– Później porozmawiamy, teraz trzeba się stąd wydostać – oznajmiłam. – Skoro czołg zajmuje drugą stronę ulicy, a ta jest zajęta przez całe wojsko, musimy przedostać się podziemiem albo powietrzem. 
 – W powietrzu łatwiej nas będzie zestrzelić – zauważyłam, co Alpha potwierdziła skinieniem głowy. – Czyli podziemie – dokończyła. Obie jak na zawołanie spojrzałyśmy na umieszczony obok kanał ściekowy. Następnie popatrzyłyśmy po sobie zniesmaczone. No cóż, taka praca. Przemknęłyśmy niezauważone do kanału. Przesunęłam metalowe koło i spojrzałam w dół w poszukiwaniu drabinki. I nagle poczułam, że lecę. Odruchowo zatknęłam nos i usta i wylądowałam w śmierdzącej cieczy. Zaraz za mną skoczyła Argona. Spojrzałam na nią z wyrzutem. 
– No co? – warknęła. – Patrol był blisko. 
Przewróciłam oczami. 
– Przez ciebie mam wszystkie ciuchy do prania.

(Argo? Skończyłyśmy w ściekach XD)

20 sierpnia 2017

Od Calii cd. Camille

– To wracamy do mnie? – zapytałam. Camille skinęła głową.
– Wypadałoby, zostawiłam u ciebie rzeczy – przypomniała mi. Postanowiłyśmy nie zwracać na siebie uwagi kierowców nocnych autobusów i pójść pieszo. Po drodze prawie się nie odzywałyśmy. Zastanawiałam się, czy mam powiedzieć towarzyszce o swoim talizmanie, czy lepiej ten fakt przemilczeć. I zastanawiałam się też, co zrobimy z teczką, zabraną z archiwum. Gdy dotarłyśmy do mojego mieszkania, wyjęłam teczkę zza pasa i rzuciłam ją na stół. Brunetka usiadla na stołku barowym, uważnie mnie obserwując. Wyjęłam wodę z lodówki, napiłam się i rzuciłam butelkę Camille. Dziewczyna podziękowała skinieniem głowy i również upiła kilka łyków.
– No więc? – zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Powiem ci wszystko – zdecydowałam, opierając się o barek i patrząc jej w oczy – jeśli będziemy grać w otwarte karty i od ciebie również dowiem się całości.
Camille wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym wyciągnęła do mnie rękę.
– Stoi – powiedziała poważnie. Uścisnęłam jej dłoń.
– Czekaj, skąd będę miała pewność, że mnie nie okłamiesz? – zapytałam z powątpiewaniem.
– Wygląda na to, że będziesz musiała mi zaufać – westchnęła.
– Ale ty mi już nie, prawda? – zapytałam ironicznie.
– A to niby dlaczego? – zdziwiła się, na moje oko trochę zbyt teatralnie.
– Przecież masz ten swój pierścień prawdy – pokazałam ostentacyjnie na jej dłoń. Brunetka westchnęła ze zrezygnowaniem...

(Cam? :3)

16 sierpnia 2017

Od Lorema cd. Camille

- Żołnierskie racje nie są smaczne - oznajmił, nie wyglądając bynajmniej na zbytnio zmartwionego tym faktem.
- Przekonamy się. - Camille położyła się na swojej koi i zamknęła oczy. - Przynajmniej resztę drogi przebędziemy dość komfortowo. Nie martwiąc się czy płyniemy w dobrym kierunku, czy wręcz przeciwnie.
  Dziewczyna wyglądała bardzo beztrosko, jednak Lorem zaczynał odczuwać kłucie gdzieś głęboko w żołądku. Uśmiech na jego ustach nieco wyblakł. W zaistniałej sytuacji... nie mógł zajmować się swoimi zwykłymi sprawami. Nie mógł po cichu przyglądać się sytuacji, zbierać materiałów i przekazywać dalej. Niedobrze. Musiał się skontaktować ze swoim panem. Jednak robienie tego przed...
- Rozluźnij się trochę. - Dziewczyna rzuciła w niego poduszką. - I tak nie jesteśmy nic w stanie zrobić. Przynajmniej na razie. Najważniejsze, byś zachował swoje życie, prawda? Reszta to szczegóły.
- Prawda - przyznał niechętnie Lorem. W końcu martwy się nikomu nie przydam, dodał w duchu.
- W sumie... godzina to dużo czasu, myślisz, że pozwolą nam zwiedzić statek? - zastanawiała się głośno Cam. Mężczyzna drgnął. Przechadzka byłaby miłą odmianą, jednak informacje na temat rozkładu pomieszczeń... nie. Stop.
- Brzmi dobrze - powiedział, uśmiechając się nieśmiało, a brunetka podniosła się ze swojego posłania i podeszła do drzwi.
  Lorem również dźwignął się ze swojego i spychając na bok małe ciernie, wbijające się w jego serce, ruszył za dziewczyną na wycieczkę.
  Statek nie był czymś specjalnym od środka. Każdy korytarz wyglądał tak samo - szara blacha, połączona z kolejnymi segmentami solidnymi nitami i spawami. Drzwi do różnych kajut były szczelnie zamknięte. O dziwo na korytarzach było niewielu strażników, a przynajmniej takie wrażenie odniósł mężczyzna, przechadzając się w tej plątaninie przejść.
  Skręcili jeszcze kilka razy i znaleźli się w obszernym, pełnym przechadzających się we wszystkich kierunkach ludzi w kitlach, pomieszczaniu. Na jego środku stała jakaś dziwna machina, której przeznaczenie było dla Lorema zagadką. Oboje z Camille skamienieli na chwilę ze zdziwienia. Tajemnicze plany Silverlake'a, o których słyszał jasnowłosy powoli zaczynały się klarować.
(Camille? Jestem z siebie dumna, że wreszcie udało mi się odpisać^^ Wybacz, że to tyle trwało.)

15 sierpnia 2017

Od Argony cd. Calii

-  Dokończymy tą rozmowę w jakimś bezpiecznym miejscu - zadecydowała błyskawicznie Argona. - Za mną.
  Wyminęła "Szafira" i ruszyła w tylną uliczkę, którą zwykli ulatniać się informatorzy, gdy sprawy szły nie tak, jak powinny. Dziewczyna bez słowa podążyła za nią. Próbny nalot to nie przelewki. Każdy mieszkaniec Areny 9 był przygotowany na taką ewentualność i zwykle wszyscy z góry wiedzieli, kiedy będzie następny. Tym razem chyba jednak coś zawiodło w systemie wczesnego ostrzegania. Czyżby dziewczynki Chloe miały jakieś poważniejsze sprawy, którymi musiały się zajmować?
  Alpha skręciła w pustą framugę drzwi dawnego kluby go go i skierowała się do piwnicy, mijając porwane plakaty nagich panienek i poprzewracane krzesła oraz stoły. Gdy otworzyła drzwi, prowadzące do jednej z podziemnych dróg ewakuacyjnych czekała ją jednak niemiła niespodzianka.
- Dawno mnie tu nie było - mruknęła do siebie, zatrzaskując drzwi wychodzące na zawalony korytarz i odwracając się do omotanej w turban barmanki. - Wygląda na to, że mamy dwie opcje: albo przeczekamy tutaj, z nadzieją że wojskowi nie wpadną tu z karabinami, albo spróbujemy się przebić do przejścia...
- Pod domem przy Łakotnej 32. Wiesz, orientuję się nieco w terenie - powiedziała Szafir, przypominając jeszcze dobitniej Argonie, że nie jest już bywalcem Areny Mieszkalnej, tylko Alphą Watahy.
- Zgadza się - przyznała.
- To nie jest tak daleko, jeśli skorzysta się ze skrótu.
- Zatem idziemy - zadecydowała czarnowłosa, nie chcąc ciągnąć tej rozmowy. Wydobyła z pochwy pistolet i upewniła się, że jest naładowany, po czym spojrzała z błyskiem w oku na nową towarzyszkę. - Będę cię osłaniać. Prowadź.
  Szfir uchyliła drzwi i wyjrzała na zewnątrz. I błyskawicznie je zamknęła.
- Żołnierze są na ulicy - oznajmiła.
- Yhym - mruknęła Argona, ruszając do drzwi. Odłożyła pistolet do kabury i odetchnęła. - Wiesz kim jestem, więc nie powinnaś być zbytnio zszokowana, ale i tak wolę cię ostrzec - za chwilę zmienię formę. Odciągnę ich uwagę. Spotkamy się na Łakotnej, zgoda?
  I nie czekając na reakcję dziewczyny otworzyła drzwi i wyskoczyła na zewnątrz już jako wilk. Pomknęła ulicą, pod nogami zaskoczonych żołnierzy, którzy po chwili otworzyli ogień. Gdyby to był film kule świstałyby dookoła Argony, nie raniąc jej. Jako że jednak to było prawdziwe życie, wadera zmuszona była włożyć sporo wysiłku w tworzenie wilgotnych, mrocznych zapór, mających chronić ją przed atakami. Gdy rzuciła spojrzenie z końca ulicy w kierunku, w którym zostawiła Szafir przez chwilę wydawało jej się, że widzi skrawek turbanu, znikający za rogiem, po przeciwnej stronie ulicy. A potem skupiła się na zgubieniu goniących ją żołnierzy.(...)

  Do domu przy Łakotnej 32 wbiegła zdyszana, jednak gdy ponownie stała się człowiek wyglądała znacznie lepiej, niż w punkcie informacyjnym. Zagrożenie życia i bieg podziałały na nią niezwykle motywująco i orzeźwiająco.
  Szafir już czekała. Skrót, z którego musiała skorzystać musiał być na prawdę niezły, skoro wylądowała tutaj przed czworonogiem. A może sama dziewczyna była tak dobra? Kto wie?
- Idziemy dalej? - spytała, uśmiechając się lekko wilczo.
- Przed chwilą był tu jakiś dzieciak. Powiedział, że druga strona przejścia jest zastawiona - oznajmiła Szafir.
- Zastawiona? Przez co? Przez czołg? - Z jakiegoś powodu wtaszczenie takiego urządzenia do Areny 9 wydało jej się dość absurdalne.
- Wygląda na to, że tak.
  Zapadła chwila ciszy. Czołg w mieście? Czy oni powariowali? Chyba że mają w perspektywie niszczenie jakiejś broni o olbrzymiej mocy rażenia, a z jakiegoś powodu nie chcą wyjmować samolotów z ich garażów.
- Wcale bym nie była zdziwiona, gdyby Leniniewski też już wiedział o tej broni i czynił wysiłki w celu jej zlikwidowania... To Arena 9 więc może sobie pozwolić na trochę huku. I tak nikogo to nie zainteresuje.
(Calia? Spoko, ja też mam teraz sporo wyjazdów ;) )

1 sierpnia 2017

Od Camille cd. Calii

Nagle tuż za naszymi plecami usłyszałyśmy męski głos:
-Co tu robicie? - światło świeżo zapalonej latarki nieco nas oślepiło, gdy odwróciłyśmy się wyprostowane jak struny. Za nami stał jeden ze strażników. Cal zaklęła. Ujrzałam w jednej z jej dłoni srebrny błysk sztyletu. Przytrzymałam ją za nadgarstek, patrząc na nią wzrokiem "Nawet-Nie-Próbuj"
-No już! - ponaglił nas mężczyzna. - Odpowiadajcie! Bo zawołam resztę straży, a wtedy już nie wyjdziecie na wolność.
-Oczywiście, proszę pana - powiedziałam uprzejmie. Wyglądał na trochę skołowanego. Zdjęłam maskę. Skorzystałam ze swojej umiejętności, skupiając na nim całą uwagę. - Czy jednak mógłby nas odprowadzić nas do wyjścia? Byłybyśmy niezmiernie wdzięczne - uśmiechnęłam się.
-Co? Ach, tak. Nie ma problemu.
-Chciałybyśmy też uniknąć reszty patroli - odpowiedział na mój uśmiech.
-To da się załatwić. - poprowadził nas wieloma korytarzami. Nagle zza rogu usłyszałyśmy krzyk:
-Sam, to ty?
-Szybko! - szepnęłam do Cal - Musisz zniknąć. Nie wiem, czy dam radę wyjaśnić jeszcze twoją obecność. Potem idź za nami. - kiwnęła głową. Usłyszeliśmy kroki. Cal dotknęła ściany i zniknęła. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo po chwili przed nami pojawił się kolejny strażnik.
-A pani co tu robi? - zapytał podejrzliwie.
-Zwiedzam - odparłam. - A co? Ma pan coś przeciwko?
-Nie... W sumie to nie... No to... Spotkamy się później, Sam.
-Nie ma sensu tego pamiętać - rzuciłam. Mężczyzna kiwnął głową i odszedł. Ruszyliśmy dalej. W końcu doszliśmy do tylnego wyjścia, z którego Sam uprzednio, na moją piękną prośbę, zdjął zabezpieczenia. Otworzyłam drzwi. Poczułam koło siebie lekki powiew powietrza i wiedziałam, że Calia jest już po drugiej stronie, bezpieczna.
-Zachowaj nasze spotkanie w sekrecie, dobrze, Sammy?
-Jasne. Nikt się nie dowie. - zamknęłam drzwi za sobą. Usłyszałam trzask klucza w zamku, a potem pytanie Calii:
-Co to, do cholery, było?
-Mogłabym zapytać o to samo.

(Cal? Poważna rozmowa cd. XDDD)

Od Calii cd. Camille

Znalezienie archiwum było stosunkowo proste, zwłaszcza że Camille znała budynek, a ja przestudiowałam plany. Znalezienie tego, czego potrzebowałyśmy, było już o wiele trudniejsze.
– Dziwne, że nie ma tu kamer, nie? – zapytała brunetka, przeszukując jakieś akta szafkę dalej. – Chyba nikt nie przypuszczał, że ktoś siętu w ogóle dostanie – zaśmiała się cicho.
– Archiwa nie są pierwszym celem złodziei – powiedziałam, przygryzając wargę. Wyciągnęłam teczkę z zapisem rozprawy. – Ej, Cam, spójrz na to. – Podsunęłam jej papiery pod nos. Brunetka pobieżnie zerknęła na nie i powiedziała:
– Tak, to rozprawa dotycząca śmierci Takamoto – mruknęła. – No dobra, to jeden punkt już mamy odhaczony. Wynośmy się stąd.
– Czekaj – powstrzymałam ją.
– Cal, jeżeli ktokolwiek mnie tu znajdzie... – ściszyła głos.
– Shh, przymknij się – szepnęłam. Złapałam ją za przegub dłoni i pociągnęłam lekko, jednocześnie bezgłośnie przekazując wiadomość: "Idź za mną". Nie wiedziałam, czy Camille umiała czytać z ruchu warg, czy po prostu mój gest był wystarczająco dosadny, w każdym razie cicho ruszyłyśmy przed siebie. Miałam wrażenie, że buty dziewczyny szurają dwa razy głośniej niż normalnie, ale wiedziałam, że to tylko złudzenie, wywołane nerwami. W rzeczywistości nie były aż tak głośne, choć mimo wszystko słyszalne. W końcu ona jest prawnikiem, nie szpiegiem. Nie mogła poruszać się aż tak bezszelestnie jak ja, choć jej niektóre zachowania budziły we mnie uznanie. Nagle drzwi do archiwum otworzyły się. Obserwowałyśmy, jak wąski snop światła latarki przesuwa się w naszym kierunku. Osoba, która weszła, musiała być kimś stąd, bo poruszała się po pomieszczeniu pewnie, pogwizdując przy tym cicho. Pokazałam Camille ręką, by pozostała w bezruchu, sama tymczasem najwolniej jak umiałam sięgnęłam po swój sztylet. Słyszałam przyspieszony oddech brunetki i modliłam się tylko, by "intruz" go nie usłyszał. "Kto normalny pracuje o tej porze?" – pomyślałam z rozdrażnieniem. W końcu mężczyzna chyba znalazł to, po co przyszedł, bo snop światła zaczął się oddalać. I wtedy...

(Cam? Co z tym fantem zrobisz? XD)