31 października 2015

Od. Tiffany cd. Somniatisa

Dziewczyna zobaczyła kontem oka, że Somniatis zamyka drzwi do toalety. Gdy jej opiekun zniknął jej z oczu, wyciągnęła rękę z kieszeni. W swojej drugiej dłoni trzymała medalion. Otworzyła go. Było w nim zdjęcie jej braci oraz przyjaciół. Niektórzy z nich byli przekreśleni, a jeden chłopak ze zdjęcia był obrysowany czarnym kolorem. Zdrajca. Spojrzała na brata. Obejmował on  jakąś brązowowłosą dziewczynę. Miała, jak Tiffany, ciemne oczy. Uśmiechała się lekko. Każdy z jej przyjaciół był podpisany. Dziewczyna zaczęła czytać imiona na głos:
- Awenyks, Zahar, Awaron, Mona, Sawa, Wajper, Anubis, Fire... 
Dziewczyna nagle urwała. Spojrzała znowu na kolejną osobę. To była ta sama dziewczyna,  której wcześnie się przyglądała. Nie była podpisana. Miała jednak wrażenie, że ją znała. Wiedziała już, że osoby przekreślone prawdopodobnie nie żyją. Osoba podkreślona na czarno była zdrajcą. I pomyśleć, że kiedyś się w nim podkochiwała. Spojrzała na chłopaka w czarnych włosach, szarych oczach i bladej cerze. Popatrzyła na niego. Był całkiem przystojny. Tiffany jednak skarciła siebie za te myśli. Może on miał dziewczynę? Poza tym, Tytania miała już chłopaka, a nawet nie pamiętała jego imienia. Wiedziała tylko, że żyje. Może nie było go na tym zdjęciu? Z zamyślenia wyrwał ją głos Somniatisa:
- Chcesz coś do jedzenia? 
Młoda dziewczyna aż podskoczyła. Zamknęła szybko medaliony i popatrzyła na swojego opiekuna. Była trochę przerażona. 
- A jest może lazania? - zapytałam udając, że nic nie robiła.
- Chyba jest. Poczekaj. 
Gdy tylko Somniatis odszedł, ona szybko schowałam medalion głęboko do kieszeni. 

*Kilka godzin później* 
Tytania siedziała sobie spokojnie na przystank, czekając na autokar. Mielieli właśnie jechać na Arenę 6. Somniatis spoglądał na zegarek.
- Spóźnia się. - mruknął.
- Nie lepiej pojechać taksówką? - zapytała.
Jednak na jej pytanie właśnie pojawił się przed nimi autokar. Somniatis pomógł jej się przepchać przez tłumy ludzi i usiadł z tyłu. Nie mogła doczekać się widok pól i sadów. Chciała już dojechać na miejsce.
(Somniatis?)

Od. Tiffany cd. Chitoge

- Wi? - zapytałam się nieśmiało chłopaka siedzącego niedaleko Chitoge. 
- Nie, Święty Mikołaj. 
Uśmiechałam się na widok brata. Chłopak odwzajemnił uśmiech. Chitoge poczuła się pewnie niezręcznie w takiej sytuacji. Postanowiłam się więc za bardzo nie cieszyć. Wpadłam jednak na pomysł. 
- Wajper, masz może jeszcze przy sobie fiolkę smoczej krwi? 
- Czekaj.
Chłopak zaczął grzebać w swoich kieszeniach. Lina jednak utrudniała mu poruszanie się i miał małe problemy. Jednak w końcu udało mu się znaleźć małe szklane naczynie. Było po brzegi wypełnione ciemnoczerwonym płynem. Fiolka była zatkana korkiem. 
- Nic z tego. Zauważą nas. 
- A no nie wiem... miecz? Sztylet? Cokolwiek?  
- Nie mam
Przypomniałam sobie jednak. Terror.
- Co Terror? 
Z ciemności coś się wyłoniło. Był to ogromny, czarny smok. 
- Jak to możliwe, że cie nie zauważyli? - zapytałam.
- Teleportacja.
- Rozwiąż mnie. - rozkazałam.
Smok posłusznie wykonał moje polecenie. Gdy tylko mnie uwolnił wstałam i rozwiązałam Chitoge i Wajpera. Chłopak wstał. Chitoge nadal jednak siedziała na ziemi. Wajper pochylił się nad nią. 
- Wilk? - zapytał.
Zamyślona Chitoge popatrzyła na mnie.
- Jaki wilk?!
Miałam ochotę trzepnąć brata. Zawsze, ale to zawsze, musiał coś spierniczyć. 
- Nijaki wilk. Widzisz tu Wajperze wilka?
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony. Trzepnęłam go w ramię. 
- Jeszcze nie czas. - szepnęłam.
Widocznie mój niewiele starszy brat zrozumiał co miał na myśli. Wajper pomógł dziewczynie wstać i razem zaczęliśmy uciekać jak najdalej od obozu nieprzyjaciela. Schowaliśmy się na polanie, niedaleko zamku. Ćwiczyłam tam zawsze z Wajperem. Podeszłam do jednego z drzew. W drzewie była duża dziupla. Była w niej broń, zbroja i kilka kukieł. Wyciągnęłam z dziupli łuk, kołczan, miecze oraz trzy kukły. Ustawiłam je na środku, a łuk podałam Chitoge. Oddaliłam się od niej. 
- Zostawiam cię w rękach specjalisty od łucznictwa. Wajper, twoja kolej.
Chłopak podszedł do Chitoge. 
- Umiejętności walki przydają się nie tylko we Fragonii. SJEW może być niebezpiecznie dla twojej rasy. Dla tego, wraz z Tytanią, będziemy uczyć cię podstaw. 
- Skąd...?
- Jestem pół człowiekiem, pół żywiołakiem. Mam kontakt z ziemią. Zwłaszcza od kiedy moja siostra zdecydowała się wam pomóc. A teraz wyciągnij strzałę. 
Chitoge posłusznie wyciągnęła strzałę z kołczanu. Wycelowała w kukłę i naprężyła cięciwę. Jednak kiedy wypuściła strzałę cięciwa uderzyła ją w twarz, a strzała ominęła kukłę szerokim łukiem. Chitoge potarła sobie palący od bólu policzek. Jednak ślad szybko zniknął. Mój brat popatrzył współczującym wzrokiem na dziewczynę. 
- Uważaj na cięciwę. Strzała trochę wyżej.  
Wajper wziął łuk od Chitoge i w sekundę wypuścił strzałę w sam środek kukły.  Kukła zachwiała się i upadła po dłuższym czasie na ziemię. Wstałam i poprawiłam kukłę.
- Wajper ma za sobą lata treningu. Nie martw się, może w magii lepiej ci pójdzie.
(Chitoge? :3)

30 października 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

- Nie ruszaj się - głos mężczyzny był poważny i chłodny. Jego oczy utkwione były w ranie na brzuchu dziewczyny.
  Tiffany miała łzy w oczach. Trzęsła się, jednak usłuchała. Somniatis podniósł dłoń nad raną i wytworzył niewielką pieczęć. Jego oczy zajarzyły się złowrogim blaskiem. W tamtej chwili wyglądał jak kompletnie inna osoba. Po chwili rana jakby się zrosła, razem z okrywającym ją ubraniem. Krew wsiąkła w fotel. Nie został żaden ślad wcześniejszych obrażeń.
  Mężczyzna westchnął i oparł się ciężko o fotel. Przymknął oczy. Był wyczerpany. Iluzja, nałożona na Tytanię była niezwykle zaawansowana i skomplikowana. Musiał poświęcić wiele sił, by ją rozgryźć i przełamać.
  Otworzył oczy i spojrzał z ukosa na młodą towarzyszkę. Nadal wyglądała na roztrzęsioną. Skuliła się, chowając głowę w dłoniach. Atis widział, jak jej esencja drży, jak niespokojna i rozburzona jest. Przyglądał się jej jeszcze chwilę. Tak chłodno, tak obojętnie - jak nie on.
- Nie powinnaś użalać się nad sobą - powiedział wreszcie. - Cokolwiek zobaczyłaś, to jedynie iluzja złego ducha. Możesz z tym walczyć, możesz zwyciężyć albo się poddać i pogrążyć w rozpaczy. Twoja droga, twój jest wybór. Ale świat nie będzie czekał na ciebie, on pędzi na przód, burzy, by powstać na nowo. Nie wolno nam się zamartwiać zawaleniem domu, nie da nam to miejsca do spania. Musimy się przystosować. Zrobić tymczasowe schronienie i powoli odbudowywać nasz dom, odporniejszy, lepszy, wytrzymalszy o nasze doświadczenie. Powiem ci jeszcze coś. Jasne płomyczki świecy tak łatwo zdmuchnąć, tak łatwo przydławić, stłamsić, a gdy zgasną nikt nawet nie zwróci na nie uwagi. Będą przechodzić obojętnie, aż się wypalą. Dlatego nie możesz dać się stłamsić, bo te ręce... - tu spuścił wzrok na swoje dłonie - nie są już w stanie niczego zapalić.
  Tiffany przestała drżeć, jednak nie odpowiedziała. Czy zrozumiała, co jej opiekun miał na myśli? Somniatisowi przeszło przez myśl, że jest za młoda, by w pełni to rozumieć. Cóż, każde dziecko samo musi do tego dość. Nikt nie uwierzy dorosłemu na słowo. Nawet, jeśli bezgranicznie mu ufa, co niestety wątpliwe w ich wypadku. Czarnowłosy wstał i przeciągnął się. Na jego ustach ponownie widniał pogodny uśmiech. Położył dłoń na głowie dziewczynki i poklepał ją lekko.
- Nie zamartwiaj się. Póki to światło jest tak jasne jestem w stanie chronić je przed zdradzieckimi podmuchami wiatru. - To powiedziawszy swe kroki skierowałem w kierunku toalet.
(Tiffany?)

Od. Tiffany cd. Somniatis

Czarnowłosa spojrzała  na swojego opiekuna. Nie wiedziała co powiedzieć. Jego słowa cały czas obijały jej się o uszy. Nie chciała być demonicą. Nie chciała zabijać bez opamiętania. Ale, przecież...
- Ja jestem taka jak ona. Nic tego nie zmieni. Widziałeś kiedyś dobrego demona? Nie chcę zabijać, a mimo to muszę, aby chronić bliskich. Nie chcę być zła, ale ciągle jestem. Chcę być szanowana, ale kto by szanował demony?
Somniatis zaniemówił. Demon patrzył na tą scenkę z uśmiechem na ustach. 
- Jakie urocze... Szkoda tylko, że muszę spadać. 
*Kilka godzin później* 
Tytania siedziała w samolocie wraz z Somniatisem. Lecieli właśnie na  wyspę. Mało ludzi wybrało akurat ten kurs. Wyspa ta nie miała jakoś szczególnie dobrej opinii. Nie zdziwiło to Tiffany. Postanowiła trochę pospać.
- Zdrzemnę się na chwilkę. Jak dotrzemy po prostu mnie obudź. 
Somniatis tylko westchnął. Zamknęła oczy. Po paru sekundach odpłynęła do krainy koszmarów. Śniło jej się , że stała niedaleko Hause of sun. Dom płonął. Usłyszała krzyki.  Mieszkanie Mixi coś atakowało. Albo ktoś.  Widziała wilki i ludzi mordujących posiadaczy wilczego genu. Tytania chciała zapanować nad snem, wyobrazić sobie, że to tylko odbicie od tafli wody. Niestety, ta sztuczka się nie udała. Ale najgorsze było coś, co wyłoniło się z mroku. Była to dziewczynka latająca na czarnym trójgłowym smoku. Miała zbroję, więc Tiffany nie poznała twarzy. Smok zaatakował Hause of sun. Jakaś dziewczyna próbowała odciągnąć jego uwagę od  bazy. Jedna z głów smoka spojrzała na posiadaczkę wilczego genu i chwyciła dziewczynę w pasie. Bestia rzuciła nią, jak szmacianą lalkę. Młoda kobieta uderzyła dosyć paskudnie głową o murek. Straciła przytomność. Tytania poczuła nagle dotyk.
- Tak właśnie kończy się igranie ze światem ludzi... 
Odwróciła głowę w stronę postaci. Była to ta sama dziewczynka, którą Tiffany z Somniatisem spotkali w Polsce. Uśmiechała się.
- O czym ty mówisz?  
Dziewczynka pokazała na smoka. Z jego grzbietu zeskoczyła czarnowłosa dziewczyna. Była to Tytania. Uśmiechała się złowieszczo. 
- Tak mi przykro... ale nie mogłam pozwolić, by ktoś tutaj przeszkadzał mi w opanowaniu Ainelysnart. Jaka szkoda, że nie chcecie współpracować. Dla was tereny, dla mnie cała reszta. Ale skoro nie...
Dziewczyna wskazała gestem pobliskim ludziom, aby zaatakowali. 
Sen się zmienił. Tiffany stała pośrodku cmentarza.  Nie wiedziała, czego się spodziewać. 
- Pokazać ci coś? - zapytał demon.
- Nie skorzystam. 
Tytania chciała już się budzić, kiedy demonica pociągnęła ją za rękaw. Stanęły przed czarnym grobowcem. Na jego płycie widniał pewien znak. 
- Czyj to grób? 
- Twój. A ten znak... jaka to była runa? Aha! Czarna magia! 
- Ale...
Faktycznie. Na płycie widniało nazwisko Tiffany.  
- Zgniłaś za zdradę WKN'u. Mixi kazała cię wygnać. Zabili cię ludzie. A Wajper o to obwinił właśnie wilki. Zaczął je mordować bez opamiętania. I wybuchła wojna. Między ludźmi, wilkami i oczywiście całej Fragonii. 
Tym razem Tytania znalazła się w zupełnie innym miejscu. Była we Fragonii. Zwanej również Erdas. Popatrzyła za siebie. Zobaczyła wilka. W oczach miał łzy. Tytania nie poznała jej. Po prostu wiedziała, że to wadera. Wilk zaatakował. Tiffany nie czuła się teraz do końca jak we śnie. Rany nie były tylko iluzją. Tytania wyciągnęła miecz i zaatakowała. Wilk padł trupem. Zauważyła łucznika. Nie widziałam twarzy. Jego strzała przeszyła dziewczynę na wylot. Wrzasnęła z bólu. Był nieznośny. 
Tiffany obudziła się w samolocie. Ku swojemu przerażeniu miała na brzuchu ogromną ranę. Jej sny zaczęły się spełniać...
(Somniatis?)

Bastet

Imię: Bastet, jednak Tyks najczęściej zdrabnia jej imię do Bes.
Płeć: Kotka
Rasa: Magiczna kotka
Wiek: Coś około 563 lat.
Cechy charakteru: Bastet jest tajemnicza i nieśmiała. Niezwykle mądra. Jej wypowiedzi są często niezrozumiałe. Czasem bywa trochę sarkastyczna. Nieufna. Z Tyks dogadują się bardzo dobrze. Mimo, iż są przeciwieństwami, uważają, że nie umieją bez siebie żyć.
Moce i umiejętności:
  • Geokineza - potrafi wyczuwać obecność drogocennych metali i kruszców, może wykrywać podziemne tunele czy jaskinie oraz zmieniać ich kształt lub je niszczyć. Jest w stanie unosić głazy w powietrzu i formować z nich ostre pociski, wywoływać trzęsienia ziemi tak gwałtowne, że potrafią niszczyć drzewa i skały, a także otwierać kratery w podłożu.
  • Przemiana w Tyks i zamiana ciał ze swoją właścicielką.
  • Telepatia
  • Telekineza
  • Niewidzialność.
  • Odporność na ataki magiczne.
  • Niewidzialne dłonie - Bastet, mimo iż nie ma rąk, potrafi stworzyć coś w rodzaju dodatkowych kończyn. Nikt ich nie widzi, ale Bastet używa ich jak zwykłych rąk m.in. w walce
Właściciel: Tyks

Od. Tyks cd. Mixi, Roriego, Argony

Erna skończyła opatrywać mi rany. Odeszła potem w swoją stronę, a ja ułożyłam się wygodnie na łóżku. Nadal piekielnie bolały mnie żebra. Sięgnęłam więc po lek przeciwbólowy. Skrzywiłam się z niesmakiem, kiedy połykałam tabletkę. Poczułam po raz kolejny ból. Przeszywał mi całe plecy. Żebra już powoli przestawały mi dokuczać. Jednak ból w plecach nie ustawał. Czułam, jakby ktoś wbił mi z tyłu dosyć głęboko i mocno, dwa sztylety, a potem próbował wyciągnąć mi je "na żywca". Ból był nieznośny, a dostałam tylko dwie tabletki przeciwbólowe, które połknęłam za pierwszym razem. W oczach zbierały mi się łzy. Nie zamierzałam ani wrzeszczeć z bólu, ani nic. Po prostu czekałam. Wbiłam paznokcie do materaca. Zaczęłam go dosyć mocno ściskać. Błagałam bogów, aby to się wreszcie skończyło. Zastanowiłam się, czy nie zawołać kogoś z medyków. Oczywiście nie chciałam. I tak mieli ręce pełne roboty. Inni pewnie bardziej ich potrzebują. Przekręciłam sie na bok. Ból trochę ustał, ale nadal był nieznośny. Krzyknęłam. Nie wytrzymałabym dłużej. Nikt mnie chyba nie usłyszał, a jeżeli tak, to trochę sie cackał. Może i tak było to lepsze. niż niepotrzebne zamieszanie. Mogłam sie założyć, że to nic poważnego. Chyba...
- Ała! - po raz kolejny skrzywiłam się z bólu.
Jeszcze chwilkę to trwało. Potem na chwilkę ustało. Jednak tylko zaledwie na sekundę. Później znowu piekielny ból i chyba straciłam przytomność.

*Pół godziny później*

Otworzyłam oczy. Byłam nadal w sali dla pacjentów. Bólu nie czułam, jakby nigdy się nie pojawił. Wstałam powoli. Jednak nie schodziłam z łóżka. Poczułam za to dziwne uczucie, jakby z tyłu wyrosła mi dodatkowa para rąk. Coś uderzyło mnie w głowę. Rozglądnęłam się po sali. Na podłodze zobaczyłam parę piór. Nigdy takich nie spotkałam. Były złote i długie jak noże do rzucania. W kształcie przypominały sztylety. Spojrzałam na swoją poduszkę. Omal nie rzygnęłam. Była przesiąknięta krwią. Coś dotknęło mojej ręki. Była to Bastet.
- Jak się czujesz? Przyszłam do ciebie, ale zauważyłam, że krwawisz. Pobiegłam po jakiegoś medyka. Ale jak widzę, wszystko już w porządku.
- Tak. Co to było? 
- Wybijały ci się skrzydła. Znowu, ale tym razem ze skutkiem. Bastet podała mi lusterko. Przejrzałam się w nim. Byłam niezwykle blada i miałam liczne niewielkie blizny. Bastet swoją łapą skierowała lusterko na moje plecy. Kotka miała rację...
- Mam skrzydła?!
- Tak. Przyzwyczaisz się. Prędzej czy później ktoś nauczy cię, jak się nimi posługiwać. Wygląda na to, że w takim stanie zdrowia, nie będziesz mogła szybko stąd wyjść...
- Przyzwyczaję się. 
Bastet pogłaskała mnie łapą po ręce i odeszła z sali. Ktoś wszedł zaraz za kotką do pomieszczenia. Szybko położyłam się z niechęcią po czystej stronie poduszki. Niech myśli, że śpię...

(Ktoś z powyżej wymienionych?)

29 października 2015

Od Argony cd. Roriego


  Zgromadzenie w salonie Mixi nie wyglądało za wesoło. Tyk siedziała przy ścianie, trzymając twarz w dłoniach, Rori leżał nieprzytomny na boku, a z jego pleców sterczał sierp. Przez ranę krew powoli spływała na czystą podłogę i zabarwiała dywan szkarłatem. Mixi siedziała kilka kroków ode mnie. Trzęsła się, jednak nie wiedziałam: z ulgi czy z szoku. Sama nie byłam w najlepszej kondycji psychicznej. W tamtym momencie dawna ja wstałaby i zarządziła opatrywanie ran, jednak ja teraźniejsza jakoś nie potrafiła znaleźć w sobie siły, by tego dokonać.
- Czemu tak wszyscy leżycie?! - Niespodziewanie przed moją twarzą pojawiła się czerwona z oburzenia twarz. - Rori się wykrwawi, jak tak dalej pójdzie!
  Dopiero te słowa przebudziły mnie z letargu. Rori. Chłopak, który uratował nam życia, a prawdopodobnie i całe WKN. Wstałam chwiejnie, wspierając się o ścianę. Nie. W tym stanie nic nie zrobię. Przyzwałam mrok, by uleczył najbardziej bolesne rany i bez dalszego ociągania podeszłam do chłopaka. Oddychał. Przynajmniej tyle.
- Mixi! - spojrzałam na waderę, która niechętnie podniosła głowę. Musiała być wyczerpana torturami i kiepskimi warunkami. - Musisz zawiadomić Ernę! Teraz! Niech ta dziewczyna ci w tym pomoże!
  Tu wskazałam na naszą tą, która zmobilizowała mnie do działania.
- I co! Mam zostawić mojego braciszka?! Nie ma mowy! - Nieznajoma założyła ręce na piersi.
- Jeśli nie chcesz, by twój "braciszek" umarł, to rób, co ci każę! - warknęłam rzucając jej ogniste spojrzenie. - Jestem naukowcem, nie lekarzem. Nie dam rady go wyleczyć, a jeśli w ciągu 45 minut nie zostanie OPEROWANY to istnieje sto procent szansy, że pożegna się z życiem!
  Dziewczyna wyglądała dalej na naburmuszoną, jednak skinęła głową i podeszła do niebieskowłosej. Zaczęły się po cichu naradzać.
- Tyks? - spytałam. - Możesz przynieść apteczkę?
  Czarnowłosa skinęła głową i ruszyła w głąb domu. Chwiała się lekko i krzywiła z bólu. Musieli ją nieźle połamać. Przez chwilę patrzyłam na nią, po czym wróciłam do mojego poszkodowanego. Zbadałam go pobieżnie, jednak poza paroma śladami po uderzeniu bicza, siniakami i ewidentnie wbitym sierpem w plecy nic mu nie było. Ostrze nie przeszło na wylot, jednak istniała duża szansa, że wiele organów wewnętrznych zostało uszkodzonych. Delikatnie przetoczyłam go na brzuch. Rori stęknął przez sen.
- Cichaj, jak boli to znaczy, że żyjesz - mruknęłam. W tym momencie za moimi plecami pojawiła się Tyks z apteczką. 
  Szybko z wprawą wykonałam opatrunek usztywniający wbite w ciało ostrze, po czym namówiłam Tyks, by położyła się na ziemi i dała przebadać. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Złamano jej prawą nogę i trzy żebra z tej samej strony. Nogę usztywniłam, jednak nie miałam pojęcia, jak zająć się żebrami, więc tylko poleciłam dziewczynie nie ruszać się. Właśnie zaczynałam sprawdzać stan mojego ciała po pobieżnej regeneracji, gdy w pomieszczeniu pojawiły się Mixi, nieznajoma oraz Erna.
  Chyba zdążyły już w międzyczasie wyjaśnić sytuację, bo medyczka nie zadawała żadnych pytań, tylko od razu przystąpiła do pracy. Kazała nam przenieść poszkodowanych na ukryty poziom i tam zamknęła się z pacjentami, pozostawiając nas z szalejącą z zdenerwowania siostrą blondyna. Zaproponowałam herbatę. Mixi zgodziła się od razu, jednak nieznajoma odmówiła i z determinacją usiadła skrzyżnie przed drzwiami do prowizorycznej sali operacyjnej.
- Nigdzie nie idę! Tak będę siedzieć! - oznajmiła.
  Zostawiłyśmy ją więc i udałyśmy się do kuchni. Nic nie mówiłyśmy. To, co się wydarzyło nie wymagało komentarza. Obie wiedziałyśmy, jak dużo szczęścia miałyśmy, że jedno z nas było w stanie nas wydostać. Obie też byłyśmy pewne, że następnym razem nie pójdzie tak łatwo. Postawiłam dzbanek na herbatę, a gdy w ponurej ciszy domu rozległo się bulgotanie, kubki były już przygotowane. Podałam parujący, aromatyczny napój Mixi. Wyciągnęła po niego dłoń... paskudną, zmasakrowaną dłoń, na której wciąż widać było zakrzepłą krew. W połowie drogi zatrzymałam kubek, po czym odstawiłam na blat.
- Powinnyśmy to obmyć i zabandażować - oznajmiłam ponuro. - To zaboli.
- Na pewno mniej, niż wtedy - odparła z wisielczym poczuciem humoru. 
  Przyniosłam apteczkę i po kilku minutach syków bólu i zaciskania zębów obie dłonie pokrywała warstwa bandaży, a mała Alpha mogła wreszcie napić się, już niestety ostygniętej, herbaty. Oparłam się o blat. Ponownie zapadłą cisza. Niespodziewanie niebieskowłosa uśmiechnęła się lekko.
- Jak teraz na to patrzę, to tylko ty nie wyniosłaś z więzienia żadnych większych szkód.
  Ponuro pokiwałam głową, pokazując dłonie, pozbawione paznokci. Nie chciałam naprawiać ich sztucznie, niech przez jakiś czas przypominają mi, że nie mogę już wrócić do laboratorium.
- Zdaje mi się, że próbowali dowiedzieć się, która forma bólu najlepiej działa na ludzi z genem - powiedziałam beznamiętnie. - Co im wyszło dowiemy się, gdy następnym razem ktoś z nas wpadnie w łapy SJEWu.
- Trudno będzie teraz wrócić do normalnej pracy. Szczególnie tobie - Mixi popatrzyła na mnie, dmuchając zimną herbatę.
- Więc zajmę się podziemiem. Z tego co wiem nikt z nas nie próbował nawiązać kontaktów dyplomatycznych z ZUPĄ czy innymi półświatkami, tępionymi przez władze. Potem można by spróbować zjednać sobie gangi... trzeba by też rozpocząć aktywniejszą rekrutację w szeregi WKNu, bo w takiej ilości nie mamy szans ze stale rozwijającą się potęgą Ainelysnart.
- Cóż... ale skoro zostałaś nakryta i aktualnie nie masz pracy to może na powrót przejmiesz obowiązki Alphy? - Mixi spojrzała na mnie z ukosa.
  Byłam tego świadoma, jednak utkwiłam wzrok w powierzchni herbaty. Propozycja mnie nie zaskoczyła, jednak nie ucieszyła. Owszem, zawsze pragnęłam władzy, zwierzchności nad innymi, jednak czy to aby na pewno właściwe, by Zdrajca ponownie stawał na czele tych, których zdradził?
- Argono, znasz ludzi najlepiej. Na papierach i strategiach również znasz się niezgorsza. Nie widzę problemu w tym, byś znów zajęła się biurokracją i ogarnianiem, pod warunkiem, że będzie przy tobie jakiś strażnik.
  Otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, gdy do kuchni wpadła przyjaciółka Roriego.
- Skończyli! - wykrzyknęła radośnie. - No chodźcie!
  I zaprowadziła nas na dół. Przywitała nas Erna z palcem na ustach i cichym "szzzzz". Gestem pokazała nam, byśmy odeszli kawałek.
- Potrzebują nieco odpoczynku. Nie powinni na razie opuszczać tego domu. Ufam, że się nimi zajmiecie? - powiodła po nas wzrokiem.
(Mixi? Rori? Tyks? Wyszło zabawnie, wszyscy uratowani, wszyscy razem... a co z Hikaru?)

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Basior bez ruchu przyglądał się demonicy, stojącej kilka kroków od nich. Nigdy nie lubił demonów, choć nie potrafił powiedzieć, skąd właściwie bierze się wstręt do nich. Być może ich krwawa sylwetka i obrzydliwe kształty skutecznie go od nich odstraszały.
- Tiffany - zwrócił się do dziewczynki, stojącej koło niego. Wyglądała na wściekłą. Niemal jarzyła się czerwonym, niepodobnym jej rasie, płomieniem. - Tytatnio! Idziemy stąd. Natychmiast.
  Somniatis chwycił stanowczo dziewczynę za ramię i pociągnął w stronę przeciwną, niż stała demonica. To jakby obudziło małą z transu.
- Puszczaj! - krzyknęła. - Muszę odesłać ją do Tartaru!
- Nigdzie nikogo nie będziesz odsyłać - powiedział stanowczo czarnowłosy. - Musimy iść na najbliższe lotnisko i jak najszybciej wrócić do Ainelysnart. Mam paskudne przeczucie. 
- Chcesz zostawić tą szkaradę, by spokojnie grasowała po Polsce? - syknęła Tiffany, wyrywając się z uchwytu mężczyzny.
  Dopiero w tamtym momencie Atis zorientowała się, jak bardzo niepodobny jej był czerwony płomień. Dopiero w tamtym momencie zrozumiał znaczenie czerwonej aury wokół dziewczynki-demona. 
- To wywiera na ciebie zły wpływ - nalegał jeszcze bardziej stanowczo. - Jeśli będziemy dłużej przebywać w tego zasięgu to całkowicie cię zmieni. Chcesz być taka jak to?
(Tytanio?)

Od Chitoge cd. Tiffany

Do jaskini weszło dwóch mężczyzn ubranych w zbroję. Razem z Tiffany i Vanessą ukryliśmy się za wielkim głazem.
- Byłeś pewny, że coś słyszałeś? - zapytał jeden z nich.
- Na stówę, nawet widziałem feniksa, który tu wlatywał. - Jeden z żołnierzy palnął drugiego w łeb.
- W tych rejonach nie ma feniksów, idioto! Chodź, spadamy stąd, bo uczta nas ominie.
- Ale... ja naprawdę go widziałem!
- Nie marudź tylko chodź! - żołnierze zaczęli wychodzić, westchnęłam. Jesteśmy bezpieczni. Nagle... Vanessa zaczęła świecić jasnym blaskiem, cała jaskinia rozświetliła się.
- Przepraszam... czas na mnie. - Vanessa wzleciała w górę. - Spokojnie Chi... odnajdę cię. Przepraszam, że wprowadziłam cię w kłopoty. - Feniks przemienił się w proch. W najgorszym możliwym momencie! Czemu akurat teraz?! Nagle dostałam czymś metalowym w głowę, upadłam na ziemię.

*Kilka minut później* 

Otworzyłam powoli oczy, zaczęłam rozglądać się dookoła. Po mojej lewej leżała Tiffany, spała. Chciałam wstać, jednak coś trzymało mnie w miejscu. Dopiero wtedy zauważyłam, że jestem przywiązana do drzewa. Zaczęłam się wiercić, może uda mi się jakiś obluzować te liny...
- To się nie uda... już próbowałem. - Spojrzałam w prawo, obok mnie siedział chłopak.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam niepewnie.
- Sam dokładnie nie wiem, ale jestem pewny, że nie jesteśmy bezpieczni. - Wyczułam nutkę kłamstwa, na pewno wiedział co tu się dzieje, ale w jednym miał rację, nie jesteśmy tu bezpieczni. 
- Chitoge...? Z kim rozmawiasz? - spojrzałam w stronę Tiffany, powoli się budziła.
- Z jakimś chłopakiem.
- Tytania...? - usłyszałam niepewny głos chłopaka.
(Tiffany? Wreszcie napisałam ;) Sorry, że krótkie.)

Od Est cd. Tyks

*Est*
Usiadłam na podłodze obok Awerego. Westchnęłam, wiedziałam, że do tego dojdzie. Dotknęłam naszyjnika.
- Musimy się śpieszyć, za nim będzie za późno.
- Tak... nie pozwolę, by zabił moją siostrę. - Pokręciłam głową, chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nightmarowi nie o to chodziło... on ma plan. - Wstałam z podłogi. Poszłam do kuchni po apteczkę i wróciłam do Awerego. - Jeżeli byś mógł... przemień się w człowieka, ułatwi mi to opatrywanie cię. - Awery w mgnieniu oka przemienił się w człowieka, pomogłam mu usiąść na kanapie i opatrzyłam rany. - Teraz... chodź ze mną. - Ruszyłam w stronę schodów prowadzących na górę, weszliśmy na piętro. Chwilę szliśmy korytarzem, aż znaleźliśmy się przed moim pokojem. Otworzyłam powoli drzwi, a następnie weszłam do środka.
- Po co tu przyszliśmy? - spytał niepewnie Awery, wchodząc do pokoju.
- Zobaczysz. - Odsunęłam szafę, przede mną pojawił się znak w kształcie smoczego naszyjnika. Chwilę się wahałam, ale wreszcie podeszłam i przyłożyłam naszyjnik. Przejście zaczęło powoli się otwierać, przekroczyłam próg, za mną ruszył Awery.
- Co do... - Przed nami pojawił się portal o zielonej barwie rozświetlając całe pomieszczenie.
- Spokojnie, to tylko portal do Hadesu. Pojawił się kiedy Chitoge rozbiła naszyjnik, który pozwalał na umysłowe skontaktowanie ze światem zmarłych. Wtedy smoczy pierścień, przerodził się w naszyjnik. - Awery patrzył na mnie zdziwiony. - Chodź... musimy ruszać. - Pociągnęłam chłopaka wprost do portalu.

*Nightmare* 
Spadliśmy w dół, znaleźliśmy się na dnie Tartaru. Postawiłem Tyks na ziemi, dziewczyna patrzyła trochę zdziwiona, szybko zregenerowałem ciało. Wyglądałem jak poprzednio, żadnych śladów po walce.
- Przykro mi... mnie nie da się się zabić. Jestem, przecież władcą smoków ciemności. - Spojrzałem na nią smutno. Dziewczyna nadal patrzyła na mnie zdziwiona, jednak w jej oczach nadal tlił się płomyk nienawiści. Westchnąłem... co ja poradzę? - Wiem, że jesteś zła na mnie Tyksono, ale to tylko część mojego planu wydostania się z naszyjnika, chociaż obiecałem Hadesowi, że nie będę przebywać w Hadesie... mam zakaz. A co do planu... kiedy się wydostanę, to wypuszczę cię. Muszę odnaleźć pewną duszę i ją zniszczyć za nim ona dobierze się do mnie. Jedynym problemem jest Est, która wie, że mogę stracić nad sobą kontrolę i próbować zniszczyć świat, jednak to już nie jest mój interes. Niestety muszę uwięzić Est w Hadesie, wtedy będę wolny. - Czemu kiedy o tym mówię robi mi się... przykro? Nie rozumiem tego. - Jeżeli mi się nie uda ponownie zostanę zamknięty. - Poczułem mrowienie w ciele. - Est już jest... muszę iść dokończyć swój plan. - Zniknąłem w ciemności.
(Tyks? :3)

Od Roriego cd. Tyks

Dalej szliśmy w ciszy. Martwiłem się o nią. Jestem idiotą, że ją w tedy zapytałem i tak była już smutna. Incydent z chłopakiem... hyyyyym o co może chodzić. No nie wiem, strzelił jej ze stanika?!
- Lepiej ci? - spytałem z pokrzepiającym uśmiechem, dziewczyna kiwnęła powoli głową - To gdzie teraz idziemy?
- Do mojej koleżanki
- Aha... tooooo fajnie - podrapałem się po karku i schowałem ręce do kieszeni spodni
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Tyks ruszyła przodem i już po chwili zapukała do drzwi. Otworzyła nam niewysoka dziewczyna z długimi, białymi włosami. Od razu zauważyłem jej piękny różany kolor oczu.
- Cześć Est - przytuliły się - To jest Rori. Możemy wejść?
- Jasne wchodźcie - zrobiła nam miejsce nawet na chwile nie spuszczając ze mnie wzroku, uśmiechnąłem się lekko i w ciszy podążałem za moją kumpelą
Est zamknęła drzwi i zaprowadziła nas do salonu, potem poprosiła na chwilę swoją widocznie przyjaciółkę
- Co to za typ? - z pokoju obok dochodził śmiech białowłosej
- Ma Gen. To ten co ukradł papiery. Mówiłam ci o nim
- Racja - znowu zaczęła chichotać
Aha, okej. Wcale nie było ich słychać. Siadłem na kanapie i zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem młodą samą domu. No ale w końcu nie jest moją matką, żeby mówić mi, z kim i gdzie mam chodzić
- Rori, chcesz coś - spytała Tyks wyłaniając się z kuchni. Na jej twarzy widniał uśmiech, widocznie poprawił się jej humor - Est robi herbaty
- Ta, może być - wróciłem do rozmyśleń
- No ale choć do nas, co będziesz sam siedział - złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą
Byłem trochę... hymmm... zdziwiony. Ale poszedłem z dziewczyną

(Tyks? Lekki brak weny :/ )

28 października 2015

Od Roriego cd. Argony i Mixi

- Drzwi powiadasz? - uśmiechnąłem się - Nie ma sprawy. Zresztą plan mam już ułożony. Ta naprzeciwko ciebie to twoja siostra prawda? Nie ważne, miało być bez informacji - puściłem jej rękę - A ty co chciałaś?
- Już nic - powiedziała cicho rozmasowując nadgarstek, kiwnąłem głową niezbyt przekonany
- Nie martw się, już ja was stąd wyciągnę - na moją twarz wpłynął chytry uśmiech - i nic ci nie będzie. Ani twojej siostrze - przewróciłem oczami - To co, partyjkę? - przetasowałem karty
Dziewczyna się zgodziła i zagraliśmy parę razy, potem przyniesiona nam jedzenie. Swoją cześć oddałem Argonie pod pretekstem, że słabo wygląda. Kiedy dziewczyna położyła się na chwilę spać od tyłu wskoczyła na mnie siostra. Syknąłem z bólu i zgiąłem się w pół.
- Jejku przepraszam, co ci się...- przerwała i zasłoniła usta dłonią, gdy się wyprostowałem przełknęła ślinę - Wybacz nie wiedziałam - spuściła wzrok
- Przecież to nic takiego - mruknąłem i ją przytuliłem
- Nic? Masz całą zakrwawioną koszulkę. Mów co zrobiłeś tym razem
- Dlatego zawsze jak ja idę do paki, to ty się trzymasz z dala. No wiesz, robisz sobie ode mnie urlop i się nie martwisz - zaśmiałem się ponuro
- Mów.
- Wzięli mnie na przesłuchanie i byłem nieposłusznym kotkiem, miał kurna - usiadłem na skraju łóżka i podrapałem się po karku
- Pokaż, trzeba się tym zająć zanim... - uciszyłem ją ręką
- Ważniejsze jest to, że dziewczyny trzeba wyciągnąć. Dzisiaj - spoważniałem, a Rita zdębiała
- Kogo? - spytała patrząc ponad moim ramieniem
- No bo jest Argo i jej siostra.
- Wiesz, że mogę wyciągnąć tylko dwie osoby naraz.
- Wiem. Wiem też jak nie cierpisz innych i dlatego cię błagam, i proszę, wyciągnij je stąd. Ja se dam rade.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię w tym wariatkowie
- Ritaaaaaaa, ploooooooseeeeee
- Przestań! - warknęła i odwróciła głowę z założonymi rękoma
- Mówiłem już jaka jesteś piękna, cudowna i byssstra?- szepnąłem jej do ucha, a ta zamachnęła się żeby mnie uderzyć. Złapałem ją za nadgarstek i przycisnąłem do ściany - Proszę, zrób to dla mnie
- Przestań - powtórzyła i spróbowała się wyszarpnąć, w końcu dała za wygraną i odwróciła wzrok - Proszę
- Czekam tylko na twoją zgodę
- Dobra, zrobię to - puściłem jej rękę, a ta szybko przeniosła się na drugą stronę krat.
Dokładnie obejrzała zamek Argony i jej siostry. Potem wróciła do mnie i w głowie przedstawiła mi ich wygląd. Zrobiłem odpowiednie klucze i schowałem je do kieszeni spodni, które wymyśliłem chwilę wcześniej. Klucz do mojego lokum wyciągnąłem spod materaca, przygotowany był już wcześniej. Najciszej jak tylko mogłem otworzyłem drzwi i podszedłem do celi swojej sąsiadki.
- Argo wstawaj, no dalej nie ma czasu - wygrzebałem klucz i zacząłem otwierać, dziewczyna chwiejnie podniosła się na nogi
- Skąd to masz? - rzuciła podejrzliwie
- Może później ci opowiem, jak zaczniesz o mnie bardziej pochlebnie myśleć - uśmiechnąłem się chytrze - Gotowe
Wyciągnąłem rękę do dziewczyny z ostatnim już kluczem. Ona chwyciła go i ruszyła truchtem do swojej siostry. Tam już czekała Młoda i z niechęcią zaczęła konwersację. Ja zaś stanąłem przy masywnych metalowych drzwiach i zacząłem oglądać je z każdej strony.
- Nie zostawię Tyks - usłyszałem zaraz przy swoim uchu, kątem oka zobaczyłem niebieskowłosą podtrzymującą się ściany - Zabrali ją na przesłuchanie
- Jasne jasne, jak ona wygląda? - spytałem i sekundę potem w moich rękach pojawił się samoprzylepny ładunek wybuchowy. Dziewczyna mi ją opisała - Dobra, a teraz kucnij - pociągnąłem ją za rękę.
Usłyszeliśmy wybuch i zobaczyliśmy dużo dymu. Wszystkie trzy kobiety wybiegły na korytarz i chwilę potem zniknęły teleportowane przez moją siostrę. To teraz działam sam, tak? Ruszyłem biegiem do znajomego mi segmentu przesłuchań. Pierwsza pokój pusty. To samo z drugim, trzecim... siódmym. Kończy mi się czas, za plecami już słyszałem głosy strażników. ,,Muszę ją znaleźć"- powiedziałem w myślach. Następna cela, pusta i następna i następna. Zaraz chyba coś słyszałem. Wredny śmiech. Ten sam co kiedy zginął ten starzec. Otworzyłem drzwi z kopa i zobaczyłem zdziwionego kata stojącego przy jakiejś dziewczynie. Trzymał zardzewiały sierp, a podłoga aż się lepiła od krwi.
- Gościu, chyba nie spełniasz zasad BHP - mruknąłem
Zanim zareagowałem mężczyzna chwycił mnie za gardło, swoje narzędzie w bił mi w lewą łopatkę i zaczął ciągnąć. Sierp wżynał mi się coraz mocniej w ciało, zacisnąłem zęby i mocno się zamachnąłem uderzając przeciwnika w skroń. Zostawił swoją broń i odsunął się oszołomiony. Wyrwałem sierp i rzuciłem gdzieś na podłogę. Zatoczyłem się lekko i zobaczyłem, że napastnik wrócił do siebie. Kopnąłem typa w splot słoneczny, a gdy uderzył plecami o ścianę złapałem leżący pod jego stopami gwóźdź i wbiłem go z całej siły w jego dłoń. Dla pewności jeszcze dobiłem metal butem. Mężczyzna zaryczał z bólu i zaczął szarpać ręką. Przyszpiliłem go chociaż na chwilę do ściany, dobra moja. Podbiegłem do kobiety na krześle
- Tyks? - spytałem, a ledwo żyjąca dziewczyna kiwnęła głową - Spokojnie jestem po waszej stronie - uśmiechnąłem się i uwolniłem ją z więzów. Zaraz zjawi się po nas moja siostra. Musimy iść - przełożyłem jej rękę nad moją głową i zaczęliśmy zmierzać do wyjścia.
Ledwo wyszliśmy na korytarz, a zza rogu wybiegło kilku żołnierzy celujących do nas z AK-74
- Stać dziwolągi - warknął któryś na przedzie
- Panowie spokojnie, nie chcemy przecież rozlewu krwi - wysapałem - Macie taką czystą podłogę
- Milcz - warknął ten napakowany co wbił mi sierp i chciał wybiec z sali, ale z kopa zatrzasnąłem mu drzwi przed samym nosem
- No chłopaki, to na nas czas - uśmiechnąłem się - Ale naprawdę świetna zabawa, zadzwońcie na przyszłość
Skończyłem swój monolog i wtedy za nami pojawiła się Rita. Złapała nas za ramiona i teleportowała do jakiegoś domu. Stałem chwiejnie, Tyks odsunęła się ode mnie i kawałek dalej zjechała po ścianie plecami. Schowała twarz w dłoniach. Naprzeciwko mnie siedziała Argona, kawałek dalej jej siostra. Straciłem równowagę i wylądowałem na plecach. Coś wbiło mi się w łopatkę. Czyżbym nie wyciągnął całego sierpa? -
- Zajebiście! - zacząłem się śmiać - udało się - wyszeptałem i zasnąłem

(Argona? Tadam! I jesteśmy w domu Mixi. WSZYSCY :d )

Od. Tyks cd. Roriego

Ja poprosiłam o kubek owocowej herbaty i ciastko.
- W pełni cię rozumiem. - uśmiechnęłam się.
- W czym? - zapytał Rori.
- Ja mam brata, który również zakazuje mi spotykanie się z osobami innej płci.
- Moja robi to z zazdrości. A twój brat czemu ci zakazuje?
- Nie ufa chłopakom. Bez względu na to czy to człowiek, czy inne stworzenie. Od... pewnego incydentu.
Nie chciałam ciągnąc tematu mojej przeszłości. Nie lubiłam do tego wracać. Tego typu rozmowy nie są przyjemne. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o gwałt.
- Jakiego incydentu? - zapytał zaciekawiony chłopak.
Tego pytania bałam się najbardziej.
- Nic... takiego.
Z oczu poleciło mi kilka łez. Nie wiem czemu...
- Tyks? Wszystko w porządku? - zapytał Rori.
- Taak... - wyjąkałam.
Kelnerka podała mi ciastko i herbatę. Próbowałam je wziąć, ale moje ręce za bardzo się trzęsły. Rozlałam pół kubka. Rori widać zobaczył, że się denerwuję. popatrzył na mnie. Ogarnęłam się nieco. Zjadłam posiłek i wraz z Rorim wyszłam na ulicę. Zauważyłam kilka znajomych twarzy. Nie zwracałam uwagę jednak na innych. Po prostu rozmyślałam. Wraz z Rorim szliśmy w ciszy do Est. Postanowiłam go zabrać do mojej przyjaciółki...
(Rori?)

27 października 2015

Od Mixi cd. Tyks

Słyszałam odgłosy jakiejś szarpaniny z sąsiedniej celi. Po chwili usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.
- Tyks? - zapytałam szeptem, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
Próbowałam wyjrzeć przez kratkę do niej lecz było zbyt ciemno, żeby cokolwiek dostrzec. W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wszedł strażnik. Złapał mnie za ramiona i z łatwością podniósł, jakbym była lalką. Niósł mnie jakimiś korytarzami aż wreszcie dotarliśmy do sali z ogromnym pręgierzem na środku. Przestraszona przełknęłam ślinę, jednak nie miałam wyboru. Przywiązali mnie do pręgierza, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna w białym stroju z batem.
- Możesz nam wyjawić tajemnice tej waszej organizacji albo dostać kilka razy biczem, wybór należy do ciebie - oznajmił.
Zacisnęłam wargi, wiedząc, że muszę utrzymać jak najwięcej w tajemnicy. Jednak nie wiedziałam ile wyjawię widząc nad sobą kata. Ale przecież się nie poddam! Muszę chociaż spróbować, bo inaczej będę się tym zadręczać do końca życia.
- Nie złamiecie mnie tak łatwo - posłałam im delikatny uśmiech.
- Zaraz się o tym przekonamy - mój kat uśmiechnął się.
Odsunął się nieco, zamachnął się... Zamknęłam oczy. Coś plasnęło. I wtedy poczułam ból. Tak okropny jak jeszcze nigdy wcześniej. Otworzyłam oczy spoglądając na swoje ręce - przechodziła przez nie pokaźnych rozmiarów rana.
- To jak będzie z tymi informacjami? - on wciąż się uśmiechał.
- Nie dostaniesz ich - wysyczałam starając się nie pokazywać jak cierpię.
- W takim razie... - bez ostrzeżenia zamachnął się i uderzył. Tym razem nie powstrzymałam krzyknięcia z bólu.
Nie wiem jak długo to trwało, miałam wrażenie, że upłynęły całe wieki, jednak w końcu któryś z nich odprowadził mnie do mojej celi. Słaniałam się na nogach i wszystko wokół wirowało. Nie miałam już siły udawać, że nic mi nie jest. Miałam jednak powody do dumy, nie zdradziłam im niczego, wiedziałam jednak, że jeśli to się powtórzy po prostu nie dam rady i powiem im dla świętego spokoju.
Mężczyzna wręcz wrzucił mnie do celi, a ja opadłam bezsilnie na prycz. Marzyłam tylko o tym, żeby ten ból ustał. Oddałabym za to wszystko, byleby tylko przestało tak okropnie boleć.
Wrzucili mi posiłek do celi. Skoro ta tabletka zawiera praktycznie wszystko to może też i na to pomoże...? Myśląc tylko o tym by pokonać ból zsunęłam się z pryczy i sięgnęłam po tabletkę. Wzięłam ją do ust i przełknęłam. Zwykle zaczynała działać po dziesięciu minutach, tym razem było tak sam. Ręce jednak wciąż bolały tak samo. Wtedy zaczęłam się zastanawiać. A co jeśli dostanę zakażenia? A co jeśli nigdy mnie stąd nie wypuszczą i codziennie będę musiała to przeżywać? A co jeśli... NIE! Nie możesz o tym myśleć! Musiałam coś robić żeby się nie zadręczać myślami o tym. Jedyną rzeczą jaką mi teraz przychodziła do głowy była rozmowa.
- Tyks? - zapytałam szeptem.
(Tyks? W końcu napisałam jakieś dłuższe opko, a nie nieco ponad dziesięć zdań XD)

Od Argony cd. Roriego

  Tą noc spędziłam niespokojnie, jak każdą inną. Nie ma sensu rozwodzić się nad koszmarem, który i tak przeżywałam co noc. Biały wilk. Złote ślepia. Kałuża krwi pod martwym ciałem wilka. Raz po raz sen się urywał, by od razu po zmrużeniu powiek powrócić na nowo. Zapalenie świateł w korytarzu podziemi przywitałam z radością, choć oznaczało to, że na nowo zaczną się przesłuchania. Kroki. Czy to już po mnie zmierza kat, pobrzękując kajdanami? Minął moją celę, szedł nieco dalej, tym razem będę przesłuchiwać Roriego. Ostrożnie podźwignęłam się na nogi i podeszłam do kraty w drzwiach. Niestety okienko było nieco ponad linią moich oczu i musiałam stanąć na palcach. Skrzywiłam się z wysiłku. Nawet krótkotrwały pobyt w tym więzieniu nie służył mojemu zdrowiu.
  Zdołałam ujrzeć tylko szerokie, barczyste plecy więźnia i jego krótkie włosy po bokach czarne, a na środku złote. Udało mi się jeszcze ujrzeć paskudną bliznę na szyi i fragment tatuaża, wystający z koszuli, nim zniknął mi z pola widzenia. Opadłam ciężko na ziemię. Tatuaż... on może być powodem aresztowania Roriego, jednak równie dobrze chłopak może być członkiem Feldgaru lub nawet posiadaczem genu. Jak się zastanowić, to czuło się od niego to coś... tą aurę buntu. Jednak nie wyklucza to jego roli szpiega.
  Oparłam głowę o ścianę za moimi plecami. To i tak nieistotne. Ważniejsze jest, jak się stąd wydostać. Siebie i Mixi. Tak słaba... kiedyś nie wahałabym się ani chwili, teraz musiałam znaleźć inną drogę. Westchnęłam i podjęłam ryzykowną decyzję. Zaufam blondynowi, choćby tylko do pewnego stopnia. Jeżeli jest kimś innym, niż zwykłym więźniem na pewno zgodzi się współpracować. 
  Chyba że nie powróci z przesłuchania.
  Gdyby tak się stało, byłoby na prawdę kiepsko. Wtedy musiałabym liczyć na akcję ratunkową ze strony WKNu, co może... być dość nieprzewidywalne w skutkach. W końcu to właśnie przez tamtą misję tu jesteśmy.
  Ponownie rozległy się kroki na korytarzu. Myślałam, że to wraca mój dobry sąsiad totoro, jednak szybko się zorientowałam, że prócz kroków da się usłyszeć również niezidentyfikowany dźwięk ciała ciągniętego po posadzce. Nowy więzień? Mają niezłe obłożenie przez ledwie kilka dni. Nie zdążyłam wstać, żeby zobaczyć kogo przywiedli, bo już szczęknęły drzwi celi i coś nieprzyjemnie huknęło o ziemię. 
  Nagle pociemniało mi przed oczami, wsparłam się dłonią o czoło, jednak to nie pomogło. Kręciło mi się w głowie, świat wirował. Opadłam w ciemność.

  Nie wiem o której się obudziłam ani co się działo przez tamten czas. Dla mnie było to jak mrugnięcie powieką. Wsłuchałam się w odgłosy więzienia. Ciche szepty z przeciwległych celi, delikatny oddech od strony Roriego. Podpełzłam do kraty.
- Śpisz? - spytałam. Zachwianie oddechu. To ciekawe, większość rozmów zaczynałam właśnie ja. Czy brakowało mi towarzystwa? - Zagramy partyjkę?
  Ciche szuranie.
- Jak bardzo chcesz.
  Wyciągnęłam dłoń przez kraty. Niespodziewanie osobo po drugiej stronie chwyciła ją mocno i pociągnęła mnie bliżej metalowych drągów tak, że moja twarz znalazła się dokładnie naprzeciw jego. Instynktownie spróbowałam się wyszarpnąć, jednak miałam za mało siły. Chłopak był w znacznie lepszym stanie niż ja. Zrezygnowałam. 
- W sumie i tak chciałam z tobą porozmawiać - stwierdziłam poważnie, wzruszywszy lekko ramionami. - I to przedtem, nim stracę część zbędnych, wystających elementów. Ale najpierw powiedz, czego chcesz.
- Pomogę wam uciec - oznajmił stanowczo. - Ale...
  Zmarszczyłam brwi.
- Nie oczekuj za to informacji. 
- I tak wiem, kim jesteś. Nie obchodzi mnie to. Postanowiłem wam pomóc i to zrobię, bez względu na to, co o mnie uważasz.
- Odważnie. - Pokiwałam głową. Nie chciałam dać po sobie poznać, że przed chwilą sama chciałam prosić go o pomoc. - Jednak ten "loch" jest przystosowany dla przetrzymywania wilków, a co dopiero ludzi. Ściany pochłaniają siłę na nie oddziałującą. Jedyną drogą są drzwi. Sama to projektowałam.
(Rori? Taa... będę się starała ci odpisywać jak najszybciej, ale w moim domu zagnieździły się czasonki, pożeracze czasu, wyjątkowo paskudna odmiana. Zjadają cały mój wolny czas, który mogłabym poświęcić na eliminację ich)

26 października 2015

Od Elizabeth cd. Lavi'ego

Wstałam z ziemi, otrzepałam ubrania i ponownie podeszłam do chłopaka. Nie miałam zamiaru stwarzać sobie większej ilości problemów...
- Przepraszam, że na ciebie wpadłam! - powiedziałam tak cicho, by tylko chłopak mógł mnie usłyszeć. - I przepraszam, że próbowałam cię uderzyć! Najmocniej przepraszam... - Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. No cóż... też byłabym zdziwiona, gdyby dziewczyna, która przed chwilą tak mocno walczyła o swoje, a nagle poddała się, gdy tylko akcja bardziej się zaostrzyła. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się smutno. Odwróciłam i ruszyłam ku wyjściu, kilka łez spłynęło po mojej twarzy, szybko je wytarłam. Kiedy miałam już wychodzić ostatni raz spojrzałam w jego stronę, chłopak wrócił do swoich zajęć, jakby nic się nie stało... Było się tego spodziewać. Ponownie się uśmiechnęłam i szepnęłam:
- Do zobaczenia... - Wyszłam pośpiesznie z budynku i skręciłam w zaułek. Usiadłam na ziemi... - Czego ja się spodziewałam? Że przeprosi? Przecież wszyscy chłopcy są tacy sami... Brutalni i bez serca! - Zaczęłam mówić sama do siebie... no pięknie! Chyba oszalałam... W ogóle się ostatnio nie poznaje. Czemu miałam ochotę go uderzyć? Nigdy tak się nie czułam. Czemu jego słowa... mnie zabolały? Znam go od nie całych dziesięciu minut, a już udało mu się doprowadzić mnie do płaczu. Nie rozumiem tego... Do tego zauważmy, że ani tamta dziewczyna, ani tamten chłopak nie brali mnie na poważnie. Widać od razu, że byłam tą głupszą z ich punktu widzenia. Nikt nigdy nie był dla mnie miły... zawsze byłam brana za tą naiwną i głupiutką... Nikt nigdy mnie nie szanował. Taka jest... okrutna prawda. Wiem to... ale nie rozumiem czemu nie potrafię tego zaakceptować. Mam siostrę, mam córkę... ale zawsze czegoś mi brakowało. Jestem do niczego... bez wartościowa dziewczyna. Powinnam... nigdy się nie urodzić! Zaczęłam płakać... po co ja w ogóle żyję?
- Och jaka słodka dziewczyna, czemu płaczesz? - podniosłam wzrok, nade mną stał chłopak w irokezie, ubrany w ciemne ubrania. Taki typ spod ciemnej gwiazdy. Niedaleko stała grupka chłopców podobnie ubrana. Śmiali się z nie wiadomo czego.
- Przepraszam... nie chciałam robić problemu... Lepiej już sobie pójdę. - Wstałam i chciałam już odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę i przyparł do ściany.
- Taka słodka i się marnuje... co powiesz by się trochę z nami zabawić?
- Puszczaj mnie! 
- Ani mi się śni. - Chłopak przybliżył się i polizał mnie w szyję. Odrażające... Złapałam drugą ręką miecz i przystawiłam chłopakowi do szyi.
- Odsuń się, bo inaczej zginiesz. - Nieznajomy spojrzał na mnie lekko wystraszony, jednak w jego oczach nadal widziałam tą samą pewność siebie. Spojrzałam na niego z nienawiścią w oczach. Tacy jak on zasługują tylko na śmierć. Nagle... moje znaki zaczęły palić, wypuściłam miecz. Nim się obejrzałam chłopak powalił mnie na ziemię.
- Teraz mi nie uciekniesz... - Zamknęłam oczy. Niech ktoś mi pomoże!
(Lavi? ;3)

25 października 2015

Od. Tyks i Awerego cd. Est

*Tyks*
- AWERY! EST! - krzyknęłam.
Byłam szczęśliwa, gdy tylko prawdziwa Est i Awery ruszyli w moją stronę. Oboje byli w ludzkiej formie, podobnie jak ja. Byłam zadowolona, że nie musiałam ich ratować. Oboje przytulili się do mnie. Est miała łzy w oczach:
- Tak się cieszę, że cię nie zabił.
- Ja też - odpowiedziałam.
Radość jednak nie trwała długo. Zobaczyłam ogromnego, czarnego smoka. Nightmare. Wylądował twardo na ziemi. Widać było, że jest wściekły.
- To teraz może inna gra - warknął, już nawet nie udając miłego.
- Spier*** - zawołałam do smoka.
Byłam na niego  wkurzona.
- Tak się bawimy Tyks?! - zapytał.
Smok zaczął ziać ogniem jak szalony. Nie zwracał na nic uwagi. Chciał mnie wykończyć. Rzuciłam się na smoka ze sztyletem. Smok to zauważył, ale trochę za późno. Wbiłam mu sztylet w oko. Nightmare zawył z bólu i popatrzył na mnie. Na rękach miałam czarną, smoczą krew.
- Jeden ruch, a cię zabiję! - zawołałam.
Smok po raz pierwszy w oczach miał strach. Wiedział,że mając jego krew, mogłam go zabić z łatwością. Jednak smok tylko się uśmiechnął:
- Jeżeli to zrobisz, sama zginiesz. To zaklęcie rozsadzi twoje ciało. Może i ja też zginę...
- CICHO! - zawołałam.
Smok tylko się wyszczerzył:
- Jeżeli mam zginąć... TO TYLKO Z TOBĄ W TARTARZE!
Nightmare chwycił mnie ogonem i razem z nim poleciałam do Tartaru.

*Awery* 
Obudziłem się w wilczej formie na podłodze w domu Est. Obejrzałem się na gospodynię. Była w ludzkiej formie. Zrozpaczona chodziła tu i tam. 
- Bogowie... biedna Tyks...
- Nightmare porwał ją do Tartaru... - pokazałem na miejsce, gdzie powinno być ciało Tyks. 
Est zrozpaczona chodziła po pokoju. Sam zresztą byłem nie w lepszym stanie. 
(Est?)

Od Roriego cd. Tyks

- No...- przerwałem, bo za plecami Tyks zobaczyłem stojącą Rite z wrogą miną - nie wiem - podrapałem się po karku - Może, ale najpierw chcę kawy... a ty herbaty - uśmiechnąłem się lekko zakłopotany i zacząłem przyrządzać napoje. Siostra poszła do salonu - No, a gdzie mielibyśmy iść?
- W każdej arenie mamy swoje tajne miejsce spotkań, ale teraz musimy pójść do Areny 1.
- Czemu? - wypaliłem od razu
- Bo tu naszą bazą jest dom Mixi. Naszej alfy, która została przechwycona przez wroga i dlatego pójdziemy w inne miejsce - wyjaśniła.
- Jasne nie ma sprawy
Podałem parujący kubek dziewczynie, a sam oparłem się z kawą o blat. Chwilę jeszcze gadaliśmy po czym do kuchni wparowała młoda i wyciągnęła mnie za koszulkę do innego pokoju.
- Masz zamiar z nią iść? - warknęła
- Rany Rita, nie możesz mnie całe życie izolować od dziewczyn. Od czasu do czasu muszę gdzieś wyjść.
- Wystarczy, że pozwalam ci chodzić na imprezy.
- Nie zapominaj kto jest starszy - szepnąłem jej do ucha i zacząłem wracać do Tyks
- A ty nie zapominaj kto ci uratował dupsko - jej głos był cichy, ale mnie sparaliżował
- Masz zamiar mi to wypominać? I w ogóle o co ci chodzi? Chce dołączyć do nich i się czegoś dowiedzieć o Genie, poza tym potrzebujemy sprzymierzeńców - mruknąłem i spojrzałem na nią przez ramie - Jak tego nie chcesz zrozumieć to nie moja sprawa. Zaraz wychodzę, idziesz ze mną?
- Zostanę - odwróciła głowę w inną stronę, westchnąłem tylko i wróciłem do kuchni
- Jak chcesz młoda - rzuciłem i wyszedłem z pokoju
Duszkiem wypiłem resztki napoju i po chwili wyszliśmy z domu. Z Tyks szła mała słodka kotka.
- Słodka - uśmiechnąłem się patrząc na malucha
- Wiem
- Daleko jeszcze? - zapytałem ziewając
- Dopiero wyszliśmy - zaśmiała się
- Noooo wiem, ale daleko czy nie?
- Nie. Twoja siostra mnie nie lubi - stwierdziła
- Ona nie lubi nikogo, kto ze mną rozmawia. A zwłaszcza dziewczyn. Nie przejmuj się nią.
Po dłuższym czasie doszliśmy do chyba starej herbaciarni.
- Wole kawę - skrzywiłem się lekko

(Tyks?)

23 października 2015

Od Tyks cd. Roriego

- Jeżeli możesz, poproszę o herbatę. - powiedziałam łagodnie do Roriego.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i zniknął mi z oczu. Zdjęłam kurtkę. Zawołałam moją towarzyszkę, aby weszła do domu gospodarza. Bastet rozejrzała się uważnie:
- Ciekawe mieszkanko...
Uśmiechnęłam się:
- Tobie każde mieszkanie się podoba.
Weszłam po schodach do jadalni. Rori już czekał.
- To jak?
- Możesz dołączyć. Im więcej pary rąk do pomocy, tym lepiej. Tu masz formularze. - rzuciłam chłopakowi na stolik różne papiery. Mam szczęście, że dołączyłam jeszcze za czasów watahy, inaczej musiałabym to wszystko wypełnić.
Chłopak po dłuższym czasie oddał mi formularze.
- Coś jeszcze?
 - Co powiesz na chwilowy wypad do innych z genem?
(Rori? Sorry, ze takie krótkie)

Od Est cd. Tyks

*Nightmare*
- Wiem, że obiecałem i tak dalej, ale no wiesz... bez tego byłoby nudno. Chcę trochę zaostrzyć grę, ale za nim opowiem ci o nowych zasadach pozbędę się tego niewygodnego ciałka. - W mgnieniu oka, zamieniłem się z powrotem w smoka. Tyks patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach. - Po pierwsze od teraz będziesz w ludzkiej postaci, mam nadzieję, że ci to utrudni życie. - Uderzyłem ogonem w ziemię. Po chwili Tyks, przemieniła się w człowieka. - Po drugie masz do uratowania też swojego braciszka...
- Co?!
- Uspokój się nic mu nie będzie... na razie. No i to na tyle, powodzenia. - Uśmiechnąłem się i wycofałem w cień. Zaczyna mnie to już nudzić... ale nie odzyskałem do końca sił, by ich zaatakować. Wrócę do Est i wypełnię swój plan do końca. 
*Est*
- Wiesz co? Już nie ważne...
- Ej no jak już zaczęłaś to dokończ
- Naprawdę... to już nie jest ważne. - Westchnęłam, nie czas na takie pytania. Powinnam wymyślić jak się stąd wydostać... i to szybko, za nim będzie za późno.
- Na co będzie za późno? - zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Wychodź Nightmare! I przestań czytać mi w myślach! - z ciemności wyłonił się się smok.
- Nie chciałem panienki urazić...
- A od kiedy taki szarmancki się zrobiłeś?
- Od... nie twoja sprawa! A teraz... kto... kto ci pozwolił dotykać Est! - Co?! Nawet nie zauważyłam, że Awery mnie obejmuje. Szybko zdjęłam z ramienia jego łapę i kiedy miałam już coś powiedzieć nagle... na moim ciele zacisnął się żelazny uścisk. Zostałam pociągnięta do tyłu, wisiałam chwilę w powietrzu a potem upadłam na ziemię. Byłam poza magiczną klatką. Lekko zdziwiona wstałam i spojrzałam na smoka, co on znowu kombinuje?
- A teraz... weźmiemy ślub.
- Aha... czekaj... CO?! - zrobiłam się czerwona jak burak. - Chyba cię powaliło.
- Nie...?
- Tak!
- Dobra, siedź cicho... trzeba cię przygotować. - Całe pomieszczenie rozświetliło się, wszędzie świeciły lampy. Światło raziło mnie w oczy. - Ślub upodobnimy do ludzkiego, więc zamienimy cię w człowieka. - Nightmare uderzył ogonem o ziemię. W mgnieniu oka przemieniłam się w człowieka. - Teraz postarzymy o dwa miliony lat byś była około w moim wieku. - Smok ponownie uderzył ogonem o ziemię. W ciągu kilku sekund zestarzałam się. - Spójrz... - Przede mną pojawiło się ogromne lustro, chwilę się w nim przeglądałam. Byłam wysoką dziewczyną o szczupłej sylwetce z długimi włosami, aż do ziemi, oczy znacząco pojaśniały. Cera dalej była śnieżnobiała bez żadnych zmarszczek. - Te włosy są za długie... trzeba je związać. - Po tych słowach włosy same z siebie związały się w dwa kucyki. - Teraz... czas na twoją suknię ślubną. - Suknia sama z siebie pojawiła się na mnie, była biała i szeroka. Miała koronki na dole. Cała była pomarszczona, co dodało jej uroku. Gorset był bez ramiączek, wąski i przylegający do ciała. Do sukni przyłączony był przepiękny długi koronkowy welon, do tego białe buty na wysokim obcasie, ale... ja tego nie chcę! Nie chcę żenić się z Nightmare'm. Chciałam krzyczeć, uciekać... nie mogłam. Coś trzymało mnie w miejscu, nie mogłam... nic zrobić. - Zostałem jeszcze ja. - Nightmare przybrał wygląd wysokiego chłopaka o szczupłej sylwetce. Miał czarne włosy i złote oczy, a na sobie miał czarny garnitur. - A... i jeszcze ten cymbał. Będzie naszym świadkiem. - Nightmare pstryknął palcami. Klatka razem z Awerym zniknęła. Po chwili Awery ponownie się pojawił, był przywiązany do krzesła, usta miał zaklejone taśmą. Na sobie miał garnitur. - Czas zacząć ślub...! - Nightmare ponownie pstryknął palcami, przed nami pojawiło się kilka stopni. Nightmare wszedł pierwszy potem złapał mnie za ręce i wprowadził na górę. Chciałam się wyrwać, uderzyć, uciec, jednak moje starania szły na marne, byłam najwyraźniej kontrolowana przez Nightmare'a. - Odpuśćmy sobie przysięgi i przejdźmy do rzeczy.
- Nightmare przyciągnął mnie do siebie. Nachylił się i kiedy miał mnie pocałować... poczułam, że odzyskałam władze nad ciałem. Natychmiast kopnęłam go w brzuch i odepchnęłam z całej siły, Nightmare upadł na ziemię i chwilę się po niej toczył. Szybko podbiegłam do Awerego i rozwiązałam go.
- Musimy stąd jak najszybciej uciekać. - Chłopak kiwnął głową i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Pchnęłam wielkie drzwi i wbiegliśmy do labiryntu.
*Nightmare*
Patrzyłem jak uciekają... Nie od puszczę jej tego, wszyscy... zginą. Jeżeli nie będzie ze mną, to nie będzie z nikim. Zacząłem kaszleć i pluć krwią. Koniec zabawy, w miłego smoczka... Wstałem i powolnym krokiem ruszyłem w stronę ofiar.
(Tyks? Jest dobrze? :3)

22 października 2015

Od Roriego cd. Argony

Siedziałem na swoim łóżku i wpatrywałem się tępo w ścianę, obok stała Rita i zszywała mi ranę na głowie.
- Jeszcze chwila - uśmiechnęła się co zauważyłem kontem oka. Syknąłem z bólu kolejny raz i w tym momencie dziewczyna skończyła. Poklepała mnie po ramieniu i spakowała swoje akcesoria medyczne - następnym razem zostaw tych zwykłych ludzi, tylko sobie narobisz kłopotów.
- No niby tak, ale nie wiedziałaś co on chciał zrobić Argonie - mruknąłem i spojrzałem jej w oczy
-A ty wiedziałeś?- zdziwiła się - to ja czytam w myślach nie ty miśku- westchnąłem ciężko i położyłem się na plecy
- Widziałem do czego potrafi być zdolny facet nawalony jak prosiak - zamknąłem na chwilę oczy przypominając sobie to co ujrzałem, gdy byłem małym szczylem na ulicy, podniosłem powieki - Nie chciałem tego znowu oglądać, czy nawet słyszeć.
Dziewczyna położyła się obok tak, że głowę trzymała na mojej klatce piersiowej po czym złapała mnie za rękę i zaczęła rysować jakieś wzorki na wewnętrznej stronie dłoni.
- Trochę poszukałam i powęszyłam o tej twojej Argonie. Była alfą w WKN, niektórzy mówili że została zdrajcą, ale to nie jedyna wersja. Tak czy siak ma siostrę, która zajęła jej miejsce, ale ona gdzieś zniknęła niedawno. Wilki z WKN zmieniły się w ludzi i ukrywają się pod ich postacią
- Tyle to wiem, sam miałem za zadanie ich wytępić - szepnąłem bez wyrzutów chociaż powinienem je mieć, przecież teraz jestem taki jak oni itp.
- Tak czy siak Argona zaczęła pracę jako naukowiec, ale i tam jej nie wypaliło i wylądowała obok ciebie... a raczej ty obok niej. Chociaż trafiliście tu w tym samym dniu, tylko ona była trochę wcześniej. Nie mogę was stąd wyciągnąć. Domyślą się, że coś jest nie tak, a tym bardziej jak...- zakryłem jej usta dłonią.
Metalowe drzwi się otworzyły i strażnik wprowadził, niską, drobną niebieskowłosą dziewczynę. Zamknął ją w celi naprzeciwko Argony. Gdy wyszedł rozległ się głos mojej sąsiadki:
- Kim jest osoba w celi przed moją? - szepnąłem na ucho siostrze, aby była cicho i wzruszyłem ramionami
- Również jakaś dziewczyna. Niska i drobna. Ma niebieskie włosy - "Ja już znikam, kocham cię "- usłyszałem szept w głowie i sekundę po tym ciepło na mojej dłoni zniknęło jak i ciężar na piersi- Znasz ją? - spytałem bez większego zainteresowania
- Tak jakby... to znaczy nie. Nie znam jej - powiedziała szybko, ciekawe - Zresztą czemu się tym interesujesz, co?
- Nie wiem, tak jakoś - moje słowa były zgodne z prawdą - Skoro wstałaś to może partyjkę zanim nam przyniosą śniadanie?
- Może nie teraz - powiedziała cicho
- Jak chcesz - wyciągnąłem się na łóżku i patrzyłem w sufit wyobrażając sobie tam kosmos, gwiazdy, galaktyki.
Zawsze lubiłem te widoki. Co najlepsze one tam były żywre, bo je wymyśliłem oczywiście. Czasem się zastanawiam jak to jest możliwe, ale jeszcze nigdy nie doszedłem do racjonalnego wyjaśnienie... właściwie to nie doszedłem do żadnego wyjaśnienia. Po kilku godzinach dostaliśmy jedzenie, niebieskowłosej nie widziałem od czasu wrzucenia jej do celi. Może się załamała, że jest w więzieniu? A może obmyśla ucieczkę? Lub najzwyczajniej jest nieprzytomna albo tak obolała. Nie wiem. Po jedzeniu stanąłem pod kratą w oknie i zapaliłem papierosa. Argo na pewno słyszała dźwięk zapalniczki, a tak ogólnie to się do mnie nie odzywa. Może, mnie o coś podejrzewa. Teraz tak jakby straciła do mnie to "zaufanie" czy "chęć do współpracy" jeśli tak to mogę nazwać. Ciekawe co jej tam naopowiadali. Wróciłem na materac a na suficie pojawiały się kolejne obrazy.

-Później-

Właśnie kończyłem ćwiczenia, gdy zaczęło zachodzić słońce, drzwi od więzienia otworzyły się z cichym piskiem. Do celi nowej dziewczyny podeszło dwóch strażników i wyciągnęli ją pewnie na jakieś przesłuchanie. Wróciła dopiero wczesnym świtem, gdy ją zamknęli jedynie cicho westchnęła. Usłyszałem kroki, ale nie oddalające się a wręcz przeciwnie. Myślałem, że idą po Argonę, ale jednak nie. Starszy, siwiejący już mężczyzna zatrzymał się przed moją celą i otworzył ją.
- Nie ruszaj się rozrabiako, nie chcę ci nic robić. Po prostu daj się skuć.
- Jasne szefuńciu - uśmiechnąłem się i usiadłem wyciągając ręce do strażnika, zakuł mnie i wskazał ręką abym wyszedł.
Gdy przechodziłem obok celi ciemnowłosej, mimowolnie spojrzałem w jej kierunku. Dziewczyna leżała na boku odwrócona twarzą do ściany. Słyszałem jej cichy oddech, był spokojny i stabilny. Albo spała albo chciała żeby tak było. Tak czy inaczej staruszek zaprowadził mnie do słabo oświetlonego pokoju. Ściągnął ze mnie koszulkę i zapiął ręce w inne kajdany przywieszone do sufitu na łańcuchach, to samo zrobił z nogami. Obok na stole leżał bat. Wiedziałem co się tu będzie działo.
- Co ten napis znaczy? - wskazał na mój nadgarstek
- Per aspera ad astra - Przez trudy do gwiazd. Tym się kieruję w życiu.
- Mądrze. Dam ci jedną radę chłopcze, powiedz im to co chcą usłyszeć. Nie obchodzi ich prawda, a tym bardziej kłamstwa. Miałem syna w twoim wieku - uśmiechnął się smutno i dotknął mojej twarzy - umarł tu w męczarniach przez naiwność, a potem niewinność - nie życzę ci tego.
I odszedł. Później nie liczyłem ile to trwało zgasło światło, a ja wisiałem i nie mogłem nic wymyślić. Światła, klucza, galaktyki. Po prostu nic. Coś tu blokowało te moce. Po długim czasie drzwi się otworzyły, zalało mnie jasne światło. W przejściu stanął kat i pewnie ten co miał pytać. Zapalili światło, zamknęli drzwi i czynili swoją powinność. "Co wiesz o WKN'ie"- pytał, nic nie odpowiadałem albo mówiłem, że nie wiem o co mu chodzi i tu wchodził kat i chłostał mnie po nagich plecach. "Wiesz kim oni są?"- pokazywał zdjęcia wilków i ludzi, zaprzeczałem zgodnie z prawdą. Baty. Pytał o Gen, nic nie mówiłem, bo sam prawie nic nie wiedziałem. Kara.
- Żadnego z ciebie pożytku. Ostatnie pytanie: Wiesz dlaczego tu jesteś? - spytał i stanął zaraz przede mną
- Po podpadłem tym co nie trzeba, a oni wiedzieli o mnie za dużo - powiedziałem cicho i opuściłem głowę, zacisnąłem pięści i zęby.
Byłem gotowy na kolejne baty. Ale nie nastąpiły. Za to usłyszałem zgrzyt kajdanek i runąłem na ziemię. Splunąłem krwią, psia jucha. Strażnik mnie podniósł i postawił na nogi, spiął ręce i zaczął prowadzić przed sobą.
- Czas na ciebie dziadku - usłyszałem cichy śmiech i wystrzał z broni. Niestety tak to wszystko działa
Strażnik wepchnął mnie do celi i rzucił mi koszulkę. Potem zniknął. Usiadłem na skraju łóżka i patrzyłem w podłogę czując radość z odczuwanego bólu. To chore, ale taki właśnie jestem. Przypomniała mi się ta dziewczyna. Siedziałem ukryty pod stołem, wybudzony ze snu. A ten śmieć nawalony ją... Łzy napłynęły mi do oczu i pociągnąłem nosem. Czemu nic w tedy nie zrobiłem. Może jak bym nie był takim przestraszonym gnojkiem, ona nadal by żyła. Potrząsnąłem głową, nie chciałem tego oglądać. Wytarłem oczy i spojrzałem w ścianę przed sobą. "Weź się w garść Rori" - powtarzałem w myślach. Zamknąłem oczy, a po chwili jak je otworzyłem, właśnie w tej chwili obiecałem sobie, że wyciągnę stąd te obie dziewczyny, a sam ich wszystkich rozwalę. Już mnie nic nie obchodziło. Założyłem koszulkę i zacząłem ćwiczyć. Do upadłego.

(Argona. Wybacz zwłokę, brak weny i czasu. Ale już jest okej :d )

Od Roriego cd. Tyks

- Wow - wyprostowałem się lekko na krześle - Znaczy wiesz... no wow. Ale fajnie. Groźba śmierci wisząca nad wilkami i jedyny sposób na życie to ukrywanie się w śród ludzi. Super - dziewczyna spojrzała lekko zdziwiona
- Nie znałeś tej historii?
- Eeeee... no jasne, że znałem - podrapałem się po karku - tylko trochę inną wersje - skłamałem
- Jaką w takim razie? - spytała podejrzliwym głosem
- Nie ważne, a jak to się przenosi? Ten cały Wilczy Gen?
- Nie przenosi się - uniosła jedną brew - A przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Są to wilki umiejące ukrywać się pod postacią ludzką. Skąd taki pomysł?
- Nie ważne, no a jak to wyczuć? No wiesz, że ktoś też jest tym wilkowatym?
- Po zapachu. Ci co to potrafią mają inny zapach niż zwykli ludzie - odparła
Pokiwałem głową w zamyśleniu i spojrzałem na siostrę. Teraz patrzyła na dziewczynę bardziej zaciekawionym czy zainteresowanym wzrokiem. Z powrotem spojrzałem na Tyks. Jak bym do nich dołączył, to może bym się dowiedział czegoś więcej o tym całym Genie.
- A jak bym chciał was znaleźć. W sensie ten cały WKN i pomógł bym wam psuć humor ludziom...
- Myślę, że każda para rąk się przyda. Jak byś chciał musiał byś się stawić w kilku konkretnych miejscach. Dopytam i przyjdę do ciebie z informacjami, okej?
- Jasne - uśmiechnąłem się
- A teraz wybacz, ale muszę wracać, bo mam jeszcze parę obowiązków. Było mi bardzo miło, może jeszcze kiedyś mi coś ugotujesz?
- Ta, czemu nie? - wstałem i odprowadziłem dziewczynę do drzwi. Ledwo wróciłem do kuchni, a siostra już zaczęła swoje teorie.
- Mówię ci ona mi śmierdzi.
- Jak każdy kto ze mną rozmawia - uśmiechnąłem się krzywo i zabrałem się za mycie naczyń
- Nie w tym rzecz - spojrzała przez okno na zanikającą w ciemności postać kobiety- Widziałeś jak podejrzliwie na ciebie patrzyła? Opowiedz jeszcze raz jak to się stało, że masz gen.
- No byłem na misji i ugryzł mnie czarny wilk z czerwonymi ślepiami, straciłem przytomność a jak się ocknąłem zaraz ze szpitala zabrali mnie do więzienia dla tych całych wilkowatych - Rita w milczeniu pokiwała głową.
- To nie jest normalnie, ogólnie Wilczy Gen jest u wilków, a nie się przenosi. Chyba, że o czymś nie wiemy...
- Może - usiadłem na stole na przeciwko młodej - a może ona nam czegoś nie powiedziała. Nie ważne, jak uda mi się do nich dołączyć to wszystkiego się dowiemy - uśmiechnąłem się
- Pewnie masz racje
- Wow, rzadko to od ciebie słyszę - zaśmiałem się
- Bo to ja jestem ta mądra, a ty ten głupi i od bicia - huknęła mnie w ramie i poszła do swojego pokoju na górze.
Siedziałem jeszcze chwile i patrzyłem się w obraz miasta za oknem. Potem wstałem i wróciłem do robienia amunicji, koło 9:17 położyłem się spać. Obudziła mnie Rita.
- Wstawaj, twoja koleżanka przyszła- powiedziała z nieukrywaną odrazą w głosie
- Jasne już wstaje- mruknąłem i odwróciłem się na bok i przykryłem głowę poduszką
- No rusz, że się. Ja z nią gadać nie będę- warknęła i zepchnęła mnie z łóżka
Podniosłem się z podłogi i przetarłem zaspane oczy.
- Nie cierpię cię!- wrzasnąłem i w tym momencie usłyszałem trzask drzwi- Taaa
Ubrałem się i zszedłem do kuchni zrobić kawy. Na miejscu już siedziała Tyks.
- Cześć kumpelo- uśmiechnąłem się- kawy, herbaty?

(Tyks? Wróciłem :) )

Od Lavi cd. Elizabeth

Chłopak spojrzał na białowłosą nieznajomą wzrokiem pełnym obojętności, a zarazem pełnym znudzenia. Natomiast siostra ognistowłosego olała dziewczynę i wzięła jakiś thriller z jednej z półek w kawiarence, po czym zaczęła ją czytać.
- Powiedz mi szczerze, po co mam Cię przepraszać skoro to TY na mnie wpadłaś? – spytał Lavi wyraźnie zaznaczając słowo „Ty” – Przecież trzeba patrzeć jak się łazi, bo jeszcze wpadnie się w kłopoty... – westchnął głęboko chłopak kręcąc głową z udawanym politowaniem
- Słucham?! – zapytała dziewczyna zapewne niedowierzając Lavi’emu
- To co usłyszałaś… - wzruszył ramionami chłopak – Jeżeli nie usłyszałaś, to idź do lekarza, bo ja z głuchymi nie gadam. – chłopak spoglądając na dziewczynę podparł się na łokciu
- Ty bezczelny…! – dziewczyna widocznie podenerwowana uniosła dłoń, by najpewniej uderzyć ognistowłosego.
Chłopak jednak nie miał czasu na zastanawianie się czy zrezygnuje ona z bicia go czy też nie, więc kiedy ręka dziewczyny była już centymetr, może dwa od policzka Lavi’ego, chłopak w owym momencie złapał ją za nadgarstek.
- Życie Ci niemiłe, że próbujesz mnie bić? – zapytał chłopak ze sztucznym, miłym uśmiechem na twarzy
Na twarzy białowłosej malowało się zarazem zaskoczenie, jak i wściekłość, a więc próbowała wyswobodzić swoją dłoń z uścisku chłopaka. Chłopak jednak puścił jej dłoń, kiedy ta mocniej przyłożyła się do wyrwania dłoni, a więc kiedy puścił jej nadgarstek, dziewczyna poleciała do tyłu.  Większość ludzi w kawiarence spojrzała się na dziewczynę, jednak potem wrócili do swoich zajęć. Kiedy nieznajoma białowłosa patrzyła na niego z nienawiścią, on patrzył na nią z niemałym rozbawieniem, powiem więcej. Ledwo powstrzymywał swój śmiech, ale wybuchłby nim, gdyby nie to, że było za dużo ludzi w budynku, a on sam nie chciał jeszcze trafiać do psychiatryka. Nieznajoma patrzyła na Lavi’ego, tak jakby zaraz miała go zamordować, jednak chłopak nic sobie z tego nie robił. Mógł on jej przywalić, jeżeli sytuacja tego wymagała, jednakże nie chciał na razie robić z siebie damskiego boksera. Więc przyglądał się tak dziewczynie, która pewnie rozmyślała jak rozprawić się z chłopakiem.
(Elizabeth?)

Od Tyks - Jak poznałam Bastet

Był pochmurny i deszczowy wieczór. Mimo to jednak przechadzałam się z ulicy na ulicę. Schowałam ręce do kieszeni mojego swetra. Nie miałam nawet parasolki. Nie zważałam jednak na pogodę. Nie obchodziło mnie, że mogę zachorować. Życie dla mnie i tak nie miało sensu. Nic mnie już nie obchodzi. Jednak nie chciałam za bardzo przemarznąć. I tak dałam sobie do zrozumienia, że jestem kompletnym dupkiem. Postanowiłam więc, pójść do mojej samotni. A tą samotnią była damska toaleta na budowie, niedaleko szkoły. Przyśpieszyłam kroku i dotarłam do upragnionego miejsca. Rzadko ktokolwiek tu przychodził, a zwłaszcza w taką pogodę. Zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze. Ubikacja wbrew pozorom była czysta. Miała trochę miejsca, i nie musiałam opierać się o kibel. Wyciągnęłam telefon, i zaczęłam grać w Green Farm 3. Akurat gry mnie zawsze uspokajały. Mimo jednak iż grałam nadal nie wiadomo czemu chciało mi się płakać. Włożyłam telefon do kieszeni i zaczęłam płakać. Dlaczego? Może dla tego, że mi było szkoda. Szkoda, że wataha upadła, ze musiałam kryć się wśród ludzi... Wstałam. Chciałam już wychodzić, ale coś trąciło moją nogę. Upadłam na ziemię, nie mogąc się ruszyć.
- Co do...
Nagle przed moimi oczami pojawiła się kotka. Miała piękne, szaro-czarne futerko i białe oczy. Popatrzyła na mnie uważnie, co chwila przekręcając głowę. Ponownie dotknęła mnie łapą i znowu mogłam się ruszać. Wstałam ostrożnie, a kotka dalej przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Wiem kim jesteś, ale nie wiesz kim ja jestem. -_odezwała się po dłuższej chwili, dostojnym, kobiecym głosem.
Usiadłam na ziemi. Patrząc na kotkę zapytałam:
- Kim jesteś?
- Wszystkim i niczym. Wędrowcem, Obieżyświatem, zagubioną istotą, szukającą swojego miejsca we wszechświecie.
- Masz jakieś imię?
- Mam.
- Jakie? -_zapytałam zaciekawiona.
- Nie wiem.
- Jak to NIE WIESZ?!
- Zwyczajnie. Każdy z nas ma imię. Ale nie wszyscy o nim pamiętają.
Zrezygnowana westchnęłam:
- Jak się dowiedziałaś, kim ja jestem?
- Wiem wszystko, choć tak naprawdę nie wiem nic. Jesteś Tyksona, ale nie lubisz tego imienia. Takie przypadki też się zdarzały...
Kotka otarła się o moje kolano, i wskoczyła mi na brzuch. Była niewiarygodnie lekka.
- Do nikogo nie należę. Świat to moja ojczyzna. Jestem niczyja.
Kotka przytuliła się do mnie. Nawet nie wiem czemu, gdy mnie dotykała robiło mi się lekko na sercu. Wtulona w futerko kotki, zasnęłam. Słońce już wstało. Otworzyłam oczy. Poczułam, że na moim brzuchu nie ma już kotki. Znowu trochę posmutniałam. Jednak wstałam, i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam stukot. Odwróciłam głowę. Spojrzałam na okienko. Zobaczyłam tą śliczną ,szaro-czarną kotkę. W pyszczku trzymała hot-doga. Zeskoczyła z okienka.
- To dla ciebie, pomyślałam, że mogłaś zgłodnieć.
Wzięłam hot-doga i podziękowałam kotce skinieniem głowy. Ta odwzajemniła gest. Zaczęłam jeść. Hot-dog był przyjemnie ciepły. Gdy zjadłam, przyjrzałam się kotce.
- Czemu się mną zajmujesz?
- Od kiedy pierwszy raz cię ujrzałam, poczułam coś...wyjątkowego. A kiedy cię dotykałam, w moim sercu zagościł spokój.
Zastanawiało mnie, jak to się dzieje? Magia?
-_Bastet, co powiesz na dołączenie do mnie?
Kotka skamieniała.
- Ty...ty mi proponujesz dołączenie do ciebie?
Kiwnęłam głową potakująco. Kotka zamruczała i wtuliła się w moje ramiona. Odwzajemniłam uścisk. Kotka na chwilę otworzyła oczy.
-_Dlaczego Bastet? -zapytała się nieśmiało.
-_Bo, jesteś kotem ,i na dodatek magicznym. Jest w nas coś wspólnego. A Bastet, to egipska bogini kotów.
Kotka znowu się uśmiechnęła i zamruczała. Wstałam. Bastet wskoczyła na moje ramię i dalej poszliśmy już razem, do domu Est.

20 października 2015

Od. Tyks cd. Xavier

-_Może o tym, że oboje mamy wilczy gen. -_odpowiedziałam spokojnym tonem, nadal jednak myśląc o tym, co przed chwilką powiedziałam. Xavier nadal się na mnie patrzył. Nie wiedział pewnie co myśleć. Jednak nic sobie nie robiłam. Po prostu czekałam, co mi powie. Byłam gotowa na wszystko. Odwróciłam się w stronę domostwa, w którym obecnie mieszkałam. Zamyśliłam się chwilkę. Postanowiłam zmienić temat.
-_A jeżeli chodzi o mojego brata, to wkurzający człowiek, ale można z nim żyć. Miałeś kiedyś brata, co troszczył się o ciebie? Masakra! Ciągle tylko nawija, co mi wolno, a co nie. 
(Xavier? Jeżeli tu jest jakiś błąd (nie licząc interpunkcyjnego) to potnę się mydłem fa w płynie! Acha i sorry że takie krótkie, ale mam duużo roboty!)

19 października 2015

Od Ookaminoishi cd. Finna

Szłam szybkim krokiem przed siebie. Wolałam nie oglądać się do tyłu, mimo iż najprawdopodobniej SJEW zlokalizował mnie. Nadal jednak pozostawał procent szansy, że wyczuwają tylko Wilczy Gen i nie wiedzą, że to ja. Taaaak… W prawo, w lewo, prosto, znowu w lewo… Tak właściwie, to jestem ostatnio dość częstym gościem na tej Arenie. Mimo wszystko, to tutaj dzieje się najwięcej… Ogółem nie byłoby problemu, gdybym się na owej Arenie orientowała. Za każdym razem chodzę po niej „na czuja”. A ten cholerny SJEW nadal za mną idzie. Przynajmniej jeszcze mnie nie złapali… Cud normalnie. Albo nie, nie cud. Po prostu przyćmiewam ich umiejętności swą zajebistością. Tak, to na pewno o to chodzi. Przyspieszyłam nieco kroku i od razu wpadłam na kogoś. Coś tam powiedział, jakieś przeprosiny albo co… Więc normalnie nie zwróciłabym uwagi na przewróconego z mojej winy osobnika, gdyby nie fakt, że zajeżdżało od niego Wilczym Genem na kilometr. No, może trochę przesadzam, ale było go czuć. Słyszałam kroki coraz bliżej. Nie myśląc dłużej złapałam chłopaka za jego krótkie włosy i zaczęłam ciągnąć go za sobą. Przez chwilę był nieco zdezorientowany, jednak po chwili zaczął się rzucać jak opętany. Nosz… Mógłby chociaż współpracować, a nie takie co odstawiać. Przynajmniej nie krzyczał. Omiotłam wzrokiem najbliższy teren. Moją uwagę przykuł mały, ledwo widoczny zaułek. Ruszyłam w tamtym kierunku i wrzuciłam do niego osobnika, którego tachałam. Posłałam nieco dodatkowej energii do cienia oddalonego od nas, po czym wskoczyłam za nim i zanim zdążył się podnieść, przycisnęłam go do ściany i zatkałam usta dłonią. Drugą naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i wpatrywałam się w wylot uliczki.
- Nic nie mów i nie ruszaj się – syknęłam do chłopaka. Kroki członków SJEWu były coraz lepiej słyszalne, aż wreszcie pojawili się w naszym zasięgu wzroku. Stanęli przy naszej kryjówce i zaczęli się rozglądać. Skamieniałam w bezruchu nadal lustrując ich wzrokiem, dopóki nie ruszyli dalej w stronę mojej zmyłki. Odczekałam jeszcze chwilę i puściłam mojego „zakładnika”. Zemdliło mnie, oparłam się o ścianę a wzrok skierowałam na ziemię i lekko się pochyliłam. Przez chwilę oddychałam głęboko i dopiero kiedy czarne plamki zniknęły mi sprzed oczu wróciłam do poprzedniej pozycji. Jasnowłosy o dziwo nadal stał tam, gdzie go zostawiłam i wpatrywał się we mnie. – Kim jesteś? – spytałam się go po krótkiej wymianie spojrzeń. Moje – zimne i wrogie, jego – nieco zdezorientowane, z lekkimi przebłyskami złości i… niepokoju? Pfff, ciekawe o co… Bo na razie jego zadek jest bezpieczny.
(Finn? Chcesz odpis, masz odpis. Życzę miłej i szybkiej śmierci w Ookamiowym towarzystwie^^ )

Od Tyks i Awerego cd. Est

*Tyks*
Est ruszyła w stronę wyjścia
., nie czekała na mnie. Usłyszałam łopot skrzydeł, ale smoka go nie zauważyłam. Zdziwiło mnie też to, że Est wcale, a wcale nie ruszyła się z miejsca. Odwróciła się w moją stronę., miała niezwykle szarmancki i cyniczny uśmiech. Oczy miała czerwone i roześmiała się:
-
_A teraz Tyksono, czas na zmianę zasad...
*Awery*
Klatka była obszerna. Est siedziała na jej dnie układając sobie sierść i szlochając zarazem. Zrobiło mi się jej trochę żal. Usiadłem przy niej i objąłem ją lekko moją wilczą łapą.
 -
_Wszystko będzie dobrze. Znam moją siostrę, poradzi sobie.
 Est popatrzyła na mnie. W oczach miała łzy i lekki uśmieszek.
(w oczach miała i łzy, i uśmiech?)
 -
_Mogę prosić cię o radę? -_zapytała lekko drżącym głosem.
 -
_Wal -_odpowiedziałem._- Nie gryzę.
Na chwilę zapadła cisza.

(Est? Sorki, że takie krótkie, śpieszę się!)

Od Tiffany cd. Chitoge

*Tiffany*
-
_Mój brat ma kłopoty, i muszę mu pomóc. -_wydusiłam to z siebie. Musiałam znaleśźć schronienie przed burzą. W oddali już grzmiało. Wstałam., posłałam spokojne spojrzenie Chi, dając jej znak, aby się nie bała. Jako dwunastolatka byłam i tak niezwykle odważna i nigdy nie płakałam ze strachu. Taka natura mroku. Mrok się nie boi, mrok sam w sobie jest strachem. Zawsze dążył do władzy. Jednak nie każdy., mi zależało jedynie na moich bliskich. I tego zamierzałam się trzymać.
*Wajper*
Obudziłem się przywiązany do drzewa. Wokół mnie roznosiła się
(jak uczta może się roznosić?) uczta. Brzuch skręcał mnie z głodu. Ciekawe, co obecnie robi moja siostra? Ręce miałem związane liną, oczywiście (?) więc nie mogłem się ruszyć. Siedziałem więc i czekałem. Nawet nie wiem na co. W tłumie wojowników dało się dostrzec wilki i zmiennokształtnych., żywiołaków tu nie było. Raz po raz przyglądałem się, co zamierzają ze mną zrobić. Kilka razy okazałem się zbyt wielkim tchórzem i zostawiałem swoją siostrę. Tym razem będę twardy.
*Tiffany*
Słysząc grzmoty czym prędzej wybiegliśmy z lasu do pierwszej lepszej jamy. Nie wyczułam w niej żadnego zagrożeni
ea. Chi przemarzła do suchej nitki. Zdjęłam swój sweter i podarowałam go koleżance. Podziękowała mi skinieniem głowy. Odwzajemniłam. Czekały nas ciężkie dni. Do jaskini ktoś wszedł.(Chitoge? :3)