24 maja 2020

Od Lorema cd. Tiffany

- Na razie chyba wrócimy do mnie - powiedział, wyjmując z kieszeni zegarek na łańcuszku, którego tarcza świeciła lekko w mroku. - Kathleen będzie zła - mruknął bardziej do siebie, niż do dziewczynki.
  Nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach na wspomnienie tej kobiety. Spojrzał na dziewczynkę, a myśli w jego głowie z dużą prędkością zmieniały położenie, układając się w sprawdzone, książkowe koncepty. I to ona była w nich bohaterką. A on stawał w roli "tego złego". Lorem nie myślał nigdy o sobie, jako o złej osobie. Narzędzie nie może być złe. Tylko czy chciał być narzędziem w rękach Kathleen i rządu?
  Mimo wszystko słowa Aligatora utkwiły mężczyźnie w głowie. Somniatis jest mordercą. Morderstwo uważane było za zły czyn, a w tym wypadku miał do czynienia z mordercą ludzi, których jego Pan pozostawił jego opiece. 
  Lorem zatrzymał się przy wilgotnych, stalowych prętach, wbitych w beton i biegnących aż do stropu kanałów. 
- Pójdę przodem, zaczekaj - powiedział cicho, nie do końca myśląc o tym co robi. Ciało automatycznie powtórzyło wyuczone przez lata ruchy. Wspiął się po stalowych stopniach. Na sekundę przylgnął uchem do pokrywy studzienki, zanim nie odsunął jej powoli, nasłuchując. Wychylił się lekko, badając okolicę szybkim spojrzenie, po czym wychynął cały z otworu, by następnie dać znać dziewczynce, by poszła w jego ślady. Mała miała na twarzy mieszane uczucia, wspięła się jednak szybko za nim, robiąc przy tym nieco niepotrzebnego hałasu, na który Skryba się skrzywił. Zasunął za nią pokrywę i wstał, otrzepując się i wygładzając ubranie. Wyciągnął do dziewczynki dłoń, a gdy ją chwyciła poprowadził jak gdyby nigdy nic znajomymi uliczkami do starej kamienicy. Bez większego problemu dostali się z powrotem do domu. Mężczyzna, wchodzą, ściągnął muszkę i odwiesił na haczyku. Jego wzrok powędrował do eleganckiego, czarnego płaszcza, wiszącego tuż obok. Ruszył powoli przedpokojem, słysząc za sobą ciche kroki dziewczynki.
- Już myślałam, że uciekłeś. - Wysoki, kobiecy głos dobiegał z fotela w salonie. Elegancka kobieta o jasnych włosach przeglądała właśnie coś na tablecie, leniwie wodząc piórkiem po jego powierzchni.
- Pójdziesz się wykąpać. - zarządził Lorem, opuszczając spojrzenie na wciąż przykrytą jego wierzchnim odzieniem dziewczynkę. - Możesz sobie wybrać coś z mojej szafy. Zaczekaj na mnie w pokoju.
  Pchnął ją lekko, lekko za mocno w stronę łazienki. Zachwiała się i zrobiła kilka kroków, by się nie wywrócić. Mężczyzna miał nadzieję, że nie będzie miała tym razem swojego ataku agresji.
- Dziecko? Skąd je masz? - Oczy kobiety za okularami zwęziły się w cienkie szparki. Wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę przybyszów.
  Lorem pochylił głowę i spuścił wzrok, nie mogąc znieść jej świdrujących, błękitnych oczu.
- Spotkałem przypadkiem - opowiedział. 
  Kobieta minęła go i zbliżyła się do dziewczynki. Skrzywiła się, czując roztaczany przez nich oboje smród.
- Naprawdę nie mogę zrozumieć, co wy widzicie w tych kanałach - powiedziała jakby mimochodem, przeklikując coś na tablecie. Stojąc przed Tiffany przyglądała się czemuś intensywnie.  - Jak się nazywa?
- Tiffany Calevite-Rivers - odpowiedział cicho jasnowłosy. 
- Somniatis Tenebris, czy mówi ci coś to imię? - zapytała Kathleen, a Lorem drgnął. Ta kobieta była ostatnią osobą, którą spodziewał się, że będzie wiedziała coś o tym człowieku. - Po twoim zachowaniu widzę, że tak. Świetnie, przynajmniej zamknę tę sprawę z Orim. Schowała tablet do torebki, z której wydobyła następnie telefon. Odwróciła się i uniosła komórkę do ucha.
(Tiffany? Zabawna sprawa, gdy wreszcie udaje ci się oddać wpływ osobnych wątków na siebie xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz