Uniesienie podbródka ujawniło coś więcej. Coś, co dobitnie świadczyło o 9, co ze mną się działo.
Najmocniej rzucały się w oczy kolejne czerwone i jasnoróżowe ślady, ale też ślad po zbyt ciasno założonej obroży przez bardzo długi czas. Gdyby nie zdejmowanie jej od czasu do czasu, to miałabym ją wrośniętą w ciało. Chwilę obejrzał wszystko, później zabrał się za ręce opatrując je dosyć dokładnie po odkażeniu. Robił to dokładnie, starał się widocznie – trudno było temu zaprzeczyć. Podobnie trudno było wytrzymać mocne pieczenie od środków dezynfekujących rany.
- Gotowe – powiedział po chwili. Miałam bandaże na rękach i szyi pod którymi były wszystkie rany i inne uszkodzenia.
- Dziękuję, dobra robota – powiedział ten wyższy, który mnie oprowadzał. Znowu schowałam ręce, już zabandażowane, a następnie poszłam za nim dalej. Oby już nie poruszał tego tematu… Chciałam o tym nie myśleć. Przynajmniej nie teraz, bolało mnie to bardziej niż wtedy, gdy to się działo. Gdzie teraz pójdziemy – nie wiedziałam, najbardziej chciałabym znaleźć się gdzieś, gdzie nikogo nie zobaczę przez wieki. Gdzie będę mogła zająć się tylko sobą i będę bezpieczna, bez zagrożenia bycia porwaną, zgubienia się czy innych nieprzyjemności. Chciałabym być wreszcie wolna!
W pewnym momencie znowu zauważyłam, jak prowadzący mnie człowiek potknął się. W ostatniej chwili przed upadkiem złapałam go, by ograniczyć siłę uderzenia.
(Panie kierowniku?)