(cd. tego)
Wybiegłam z jaskini.
- Charlotte zostań tu za około dwa dni wrócę. - towarzyszka tylko pokiwała głową.
- Śpieszmy się, nie mamy zbyt wiele czasu... - słońce powoli wschodziło, zapowiadając dzień. Muszę ją zaleźć i to bardzo szybko... Inaczej może stać się coś z dzieckiem... Nie mogę czekać! Chciałam zacząć biec, ale chłopcy wyszli spokojnym krokiem, ignorując to, że się śpieszę.
- Raz, Dwa! - krzyknęłam błagając wzrokiem samców.
- A co ci się tak spieszy? - odpowiedzieli chórem. Bez urazy, dla nich, ale w tej sytuacji... zachowali się... jak banda idiotów...
- A wy co? Ślepi jesteście?! W ciąży przecież jestem! - wykrzyknęłam, pokazując na brzucho. Oboje, nie ukrywali swojego zdziwienia.
- W... w ciąży?! - krzyknęli oboje...
- Dobra, to pójdziemy troszeczkę szybciej. Uspokój się, a więc kiedy urodzisz? - spytał się Valenty
- DZISIAJ! - chłopcy, stali jak wyryci. Mam tego dosyć...
- Nic mi z tego nie wyjdzie... więc sama sobie poradzę, nara. - zaczęłam biec bardzo szybko, po chwili znalazłam się gdzie indziej... cisza otaczała mnie dookoła, nie było nikogo, oprócz mnie. Podeszłam do drzewa, mówiąc słowa, które nie byłyby zrozumiałe, dla nikogo. Rozmawianie z naturą było, całkiem proste. To nie żadna moc, raczej umiejętność, którą można nabyć. Wystarczy zjeść trochę miodu, ale nie byłam w tym miejscu gdzie można go znaleźć, moja towarzyszka, jest jedyną która, takiego miodu nie potrzebuje, ale to już nie ważne! Spojrzałam na drzewo.
- සහන මල්ල කොහේද? - spytałam drzewo
- නැත මේ වන විට උතුරේ කිරීම. - odpowiedziało cichym szeptem. Podziękowałam jego językiem i zaczęłam biec, w wyznaczonym kierunku. Ustałam w środku lasu.
- Mixi! - krzyczałam z całej siły - MIXI! - wiedziałam jak nazywała Alpha... wiedziałam od drzew... i od kogoś jeszcze. - Mixi! - tym razem z błagalnym krzykiem. Nagle zza drzew wyszła wadera, ze skrzydłami.
- Ktoś mnie wołał?
( Mixi? Proszę o szybką odpowiedź jeszcze dzisiaj mają być narodziny D: Valenty? Somniatis?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz