10 kwietnia 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany i Darknessa

- Nie, nie jest twoja. Nie należy do ciebie. - Głos Somniatisa stężał. - I nie obchodzi mnie, co jej zrobiłeś. Nie jesteś dla niej nikim. Jesteś tylko śmieciem, który waży się na zbyt wiele.
- Ej, ej, miarkuj, kurwa, swoje słowa - Darkness uśmiechnął się złowrogo, gdy Atis wyrwał rękę Tiffany z jego uścisku. - Nie zmienisz faktów.
- Fakty, to pojęcie względne. - Mózg czarnowłosego pracował na wzmożonych obrotach. Póki zajmował Bethę rozmową nie było możliwości, by ten zrobił coś głupiego. Jednak przeciwnik w końcu znudzi się wymianą zdań i przejdzie do działania. Co w takim razie miał zrobić Atis? Wiedział, że po już dwukrotnym wybuchu nie będzie po raz trzeci w stanie obronić dziewczynki. Nie sam. Jednak w jego głowie zaczął kiełkować plan. Ryzykowny plan, jednak... plan.
- Fakty to fakty, kurwiu! Nie zmienisz tego, co wyryte jest w jej krwi. Oddaj mi ją. - Darkness wykonał władczy gest, z miną kogoś, kto nie znosi sprzeciwu.
- Nie. - Somniatis wzdrygnął się z obrzydzeniem, patrząc na mężczyznę. Zrobił krok w tył.
  Ten jeden krok był sygnałem dla obu stron. Sygnałem, że rozmowy się skończyły. Sygnałem, by biec. Czarnowłosy poderwał z ziemi swoją małą towarzyszkę, z cichym stęknięciem i rzucił się w boczną uliczkę, jednocześnie unikając w ten sposób masywnych ramion Bethy, który skoczył w ich kierunku.
- Atisie, postaw mnie - pisnęła Tiffany widząc grymas na twarzy opiekuna, jednak ten tylko pokręcił przecząco głową. Czuł, że jeśli teraz ją postawi to straci wszelką siłę do dalszego biegu. Całą motywację. Cały czas biegł już nie dla siebie. Biegł dla niej.
  Ilekroć Darkness zbliżał się za bardzo, Somniatis skręcał, gwałtownie zawracał w miejscu, lub zataczał pętlę wokół przeszkód. Wykorzystywał swoją doskonałą znajomość załomów terenu i większą zwinność, by mamić i oszukiwać goniącego go większego i silniejszego przeciwnika. Jednak spowalniało to mężczyznę tylko na chwilę. W oczach przeciwnika widać było otwartą kpinę. Zdawały się mówić: uciekaj, uciekaj. Zwierzyna smakuje lepiej po dobrym pościgu.
  Nagle zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Darkness się przewrócił, dokładnie w tym samym momencie drogę Somniatisa zastąpiła stosunkowo niedawno wybudowana ściana. Stosunkowo niedawno... kto wie kiedy? Atis nie przemierzał wszystkich uliczek codziennie, a odkąd zerwał z ZUPA'ą robił to rzadziej, niż kiedykolwiek.
  Przeciwnik powoli podniósł się niezadowolony.
- Kurwa - mruknął pod nosem, otrzepując brudne kolana i z nienawiścią patrząc na Somniatisa, jakby ten był powodem jego wywrotki.
- Patrzysz na nie tego gościa co trzeba, śmieciu - rozległ się niski, dziecięcy głos, gdzieś znad głowy ściganych.
  Zarówno dziewczynka, jak i jej opiekun spojrzeli w tamtym kierunku, by ujrzeć bujną grzywę barwnych włosów i świecące jasnym światłem lampki hoinkowe, których blask odbijał się na ostrzu tasaka. Dzieciak zeskoczył z murka, przed Somniatisa i wyprostował się, bez większego trudu opierając tasak, który był niemal jego wielkości, o plecy. Spojrzał wyzywająco z dołu na czarnowłosego mężczyznę. Darkness prawie zakrztusił się śmiechem, widząc malucha.
- Sprowadziłeś dzieciaka do pomocy, serio? - Oczy mężczyzny iskrzyły się wesoło. Czuł bliskie zwycięstwo.
- Zamknij pysk, śmieciu, i wynoś się stąd albo rozciągnę twoje flaki po najbliższych budynkach. - Dzieciak wyciągnął tasak przed siebie, a rozbawiony Darkness - kosę. Zakołysał nią lekko, by z łatwością odeprzeć atak tasaka, który po chwili odbił, wytrącając z dłoni dzieciaka. To miał być koniec tej walki. To mógłby być koniec tej walki, gdyby druga ręka przybysza nie znalazła się na ramieniu mężczyzny, które zaraz wiotczało, upuszczając kosę. To na chwile wprawiło mężczyznę w osłupienie, z którego nie zdążył się już wyrwać, gdy druga dłoń, kompletnie omijając jego ochronę, dotarła do szyi i gładko wsunęła w nią drewniany szpikulec. Panicz cofnął się, patrząc jak Betha Watahy osuwa się na kolana i upada do przodu.
- Ej, ty! - Dzieciak odwrócił się do Somniatisa. - Podejdź tutaj!
  Somniatis spojrzał niepewnie na Tiffany, po czym wykonał rozkaz dziecka, obawiając się o jej życie.
- Zarąbał mi fryzjera - poskarżył się z naburmuszoną miną dziecka, któremu właśnie zabrano cukierka. - Co zamierzasz z tym zrobić? Jest przecież jednym z was. Odpowiadaj, ale ostrzegam, że jak mi się nie spodoba odpowiedź, to cię zbiję.
- Zaprowadzę go do Alphy - ostrożnie powiedział Atis. - A ona zadecyduje, co z nim zrobić.
  Panicz w zamyśleniu pokiwał głową.

  Specyficzny pochód maszerował powoli przez miasto. Wysoki mężczyzna, powłóczący nieco nogami z zarzuconym znacznie masywniejszym mężczyzną na ramieniu. Dziewczynka, jakby zawstydzona i przestraszona, i idący pół kroku przed nimi dzieciak z barwną fryzurą i tasakiem.
- Właściwie dlaczego z nami idziesz...? - zapytała nieśmiało Tiffany, patrząc na towarzysza.
- Cicho. To wcale nie tak, że nie wiem, gdzie jestem - powiedział, naburmuszony, nie patrząc na nią wymownie.
(Tiffany? Wybacz poturbowanie Darka, ale cóż... jak już mówiłam, zmierzał do otrzymania solidnego wpierniczu)

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jest chat... A nawet dwa. Jeden w prawym dolnym rogu, a drugi na dole strony, sooo? Nie wyświetla ci się?

      Usuń