4 lipca 2018

Od Fionna cd. Lucii

    Rudowłosy mężczyzna wszedł po schodach w kierunku swojego gabinetu. Rzadko tam bywał, gdyż jako ulubione miejsce w całej siedzibie Menthis corp. wybrał sobie recepcję. Jednak nie było tam miejsca na wszystkie ważne papiery, a zostawianie ich w zamkniętym na klucz pomieszczeniu naprawdę było najlepszą z opcji. Nucąc cicho, z uśmiechem na ustach przekręcił klucz i wszedł do gabinetu. Przygotował odpowiednie pliki kartek i usiadł na chwilę za biurkiem, kręcąc się z nudów na obrotowym krześle. Wtedy do gabinetu wparowała Lucia. Fionnowi zwykle kojarzyła się z burzą. Wpadała wszędzie i wypadała z mnóstwem ciemnych, prostych włosów, oliwkową karnacją i włoskim temperamentem.
- Mówiłeś, że masz coś dla mnie - uśmiechnęła się przyjaźnie, zamykając za sobą drzwi. O'Reilly zastanawiał się czasami jak ona może całymi dniami chodzić w butach na tak wysokim obcasie bez bólu, ale nie sądził, by było to tak ważną sprawą, by kiedykolwiek zdecydował się ją o to zapytać.
- Tak, tak. Dziękuję że przyszłaś. - wziął w dłoń kilka stron i podał je Parfavro. Na chwilę musnął dłonią jej palce z paznokciami pomalowanymi na kolor czystej, krwistej czerwieni. Zabrał dłoń, po czym oparł się łokciami na biurku, splatając palce pod brodą, czekając aż Lucia przejrzy papiery. Nałożyła zabrane z dekoltu niedopiętej koszuli okulary w czerwonych oprawkach i nałożyła je na nos. Jej oczy biegały po tekście. Po chwili zmarszczyła brwi.
- To tyle? - zapytała, unosząc brew.
- No... tak? - kobieta pokiwała głową ze znudzeniem.
- Załatwię to w... daj mi parę godzin.
- Cudownie, a teraz wybacz - wstał, by odprowadzić ją do drzwi. - muszę zabrać się do pracy, bo trochę tego jeszcze zostało.
- Może ci pomóc? - zaoferowała, a jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Nie, dziękuję. - położył jej dłoń na plecach, po czym, gdy już wyszła, zamknął za nią drzwi. Wziął potrzebne rzeczy, wyszedł z gabinetu, zamknął go na klucz i zszedł do ukochanej recepcji. Zabrał się do roboty, gdy przerwał mu dźwięk dzwonka. Wyjął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki, po czym rozpromienił się na widok nazwiska na wyświetlaczu. Odebrał, po czym zaszczebiotał wesoło:
- Któż to zawitał w moim telefonie!
- Masz zapisane nazwisko. - rzucił głos po drugiej stronie chłodno.
- Tak, tak, tak. Jak zawsze radosny. - wyszczerzył zęby. - O co chodzi, Jamie?
- Nie mów tak na mnie.
- Jasne, Jamie, jasne. - po drugiej stronie dało się usłyszeć westchnięcie.
- Umów mnie na spotkanie z von Alwasem.
- A co ja jestem, recepcjonist... Robi się. - zerknął w terminarz. Wolne terminy ma... jutro, a następny dopiero w środę za tydzień. Jedenasta.
- Za tydzień będzie dobrze. Do widzenia - rzucił głos po drugiej stronie, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony rudowłosego, rozłączył się. Gdy się odwrócił, zauważył, że Lucia stoi przed kontuarem. Ile już tam była? Ciężko powiedzieć.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał, mając nadzieję, że ma dla niego jakieś dobre wieści.
(Lucia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz