Chodząc po terenie watahy, czułam się dość nieswojo. Spacerowałam obok każdej nory, sprawdzając, czy nikogo tu nie ma. Bałam się, że skończę tak jak moi rodzice. Rozszarpani przez obcą nam watahę. A co, jeśli znajduję się we właśnie tej watasze?
- Muszę znaleźć coś do jedzenia, bo inaczej zdechnę z głodu ! - mówiłam sama do siebie. Jeśli zaraz czegoś nie zjem, to...
-T o co? - usłyszałam czyiś głos wraz z chrupnięciem śniegu. Nie odezwałam się. - Halo, pytam się! - warknął tuż za moimi plecami.
Czym prędzej ruszyłam w stronę zamrożonego jeziora. Gdybym tylko znalazła w nim norę...
- Stój! Nic Ci nie grozi! - krzyknęła jedna z wader. Zatrzymałam się obok skrawka niezamarzniętej wody i odwróciłam się w stronę obcego mi wilka.
- Czego ode mnie chcecie? - spytałam dość ostrym głosem. Chciałam znaleźć coś do jedzenia, ale jeśli sprawiam problem, to pójdę gdzie indziej.
Wadera chciała coś powiedzieć, ale zacisnęła ostre zęby i ruszyła w moją stronę. Zaczynałam się bać. Nie wiedziałam, czy jest silniejsza, czy też słabsza. Tak czy siak, dotknęłam ogonem wody i od razu zaczęła się akcja. Lód wokół mnie i wadery pękał z sekundy na sekundę, a woda tworzyła barierę. Gdy bariera opadła, fala wody odepchnęła nas od siebie i zeszłam na brzeg.
Przedzierając się przez gałęzie drzew usłyszałam wycie wilka. Wtedy jeszcze bardziej przyspieszyłam tempo, lecz z powrotem do jeziora. Nie używałam mocy, żeby robić komuś krzywdy, lecz tylko do obrony. Nie chciałam mieć jej na sumieniu.
- Gdzie jesteś! - krzyczałam, ale nic. Przeszukując wzrokiem jezioro zauważyłam drobne bąbelki.
- Już biegnę! Wytrzymaj! Ślizgając się po lodowisku, w końcu dotarłam do wadery. Taplałam łapami w wodzie, mając nadzieję, że znajdę obcą wilczyce. Po kilku minutach machania łapami traciłam powoli nadzieję. W ostatniej chwili wpadłam na pomysł.
Powtórnie zanurzyłam ogon w lodowatej wodzie. Po chwili poziom wody podnosił się, przybierając postać galaretki. Spadł mi kamień z serca, gdy zauważyłam wilczycę.
- Nic Ci nie jest? - spytałam.
- Ja... Ty!
- Wiem, to moja wina, przepraszam! Przestra... - wadera zakryła mi ogonem pysk.
- Uratowałaś mi życie i za to jestem Ci wdzięczna. Nazywam się Shailene, a Ty? - obca mi dotąd wadera, okazała się dość przyjazna.
- A... Andrzej 10. Przepraszam Cię za to. Nie chciałam narazić Cię na niebezpieczeństwo.
- Nie szkodzi. Rozumiem, w jakiej sytuacji musiałaś się znaleźć. Wiesz co, chodź! - Andrzej 5 kiwnęła łbem na znak, że mam iść za nią. - Przedstawię Cię kilku wilkom w watasze.
Biegłyśmy w stronę miejsca, gdzie po raz pierwszy spotkałam się z tą waderą.
Najpierw zauważyłam jednego basiora. Andrzej 5 oznajmiła ogonem, że mam do niego podejść. Myślałam, że Andrzej 5 pójdzie za mną...
- Cześć! Jestem Andrzej 10, a Ty? - spytałam się.
(Andrzej 5? Andrzej?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz