Musiałam się trochę poduczyć na stanowisko zielarki, więc wykonywałam różne zadania związane z ziołami. Pewnego dnia, gdy szukałam ziół usłyszałam śmiechy. Zaczęłam nasłuchiwać.
- To czego szukamy? - usłyszałam głos wadery, która musiała być jeszcze szczeniakiem.
- Dzikiej róży - ten głos był dziwnie znajomy. - O! Tam są maliny, może chcesz?
Byłam pewna, że ten drugi głos gdzieś słyszałam. Nie wytrzymałam i wyszłam na polanę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Sam! -krzyknęłam uradowana.
- Nicola? Czy ty czasem nie jesteś na szkoleniu? - czarna wadera zaczęła podejrzliwie na mnie patrzeć.
- Spokojnie, szukam dzikiej róży. A po jej odniesieniu będę miała więcej czasu. - wyjaśniłam jej.
- Dobrze. Nie znasz jej... - tutaj spojrzała na mniejszą wilczycę.
- Nie - odpowiedziałam.
Sam szturchnęła ją nosem.
- Nazywam się Kuri - przedstawiła się nieśmiało.
- Witaj, Kuri. Ja nazywam się Nicola. - uśmiechnęłam się po czym spytałam Samanthę- Słyszałam, że też szukasz dzikiej róży.
- Tak, rośnie gdzieś tutaj. Widziałaś się ostatnio z Brenn?
- Tylko z daleka. Patrzałam, jak ćwiczy.
- Ciekawe, ile jej zajmie to szkolenie... Z resztą patrz, róża!
Po znalezieniu rośliny pożegnałyśmy się i umówiłyśmy się na jutro.
Wracałam do domu. Przechodziłam koło nory Brennedith, z której odchodziły odgłosy warknięć. Pewnie ćwiczy, pomyślałam. Fajnie byłoby ją odwiedzić...
(Brennedith?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz