„Co
robić?! Co robić?!” Te pytanie kłębiło mi się w głowie. „Nie dam rady…”
Westchnęłam. Nagle z mojego ciała wyszła jakaś dziwna biała postać. To nie
byłam ja. Jednym dmuchnięciem potwór rozwiał silną falę energii. Assumi nie
stała bezczynnie. Stwór wrócił do mojego środka. Nagle poczułam piekący ból na
plecach. Upadłam całym swoim ciężarem na ziemię. Nie mogłam się ruszyć… Z
drzewa zeskoczyła jedna z Assumi. Chwilę później wszystkie zniknęły. Została
tylko ona.
-Zaklęcie unieruchamiające. Fajne, nie? –Zapytała z uśmieszkiem na twarzy. –To koniec
pojedynku. Ruszać będziesz się mogła za pięć godzin.
-Nie… -Powiedziałam z ciężkością otwierając pysk. –To jeszcze nie koniec…
Wstałam. Nogi miałam jak z waty.
-Chcesz zginąć? Jedno zaklęcie, jakiekolwiek –i giniesz.
-To zginę. –Siostra ułożyła ponownie dziwnie łapy. Jednak inaczej niż
poprzednio. Zaczęła mnie boleć głowa…
zemdlałam. Obudziłam się dopiero w jej jaskini. Leżałam a na czole miałam
kawałek mokrej szmaty. Obok mnie siedział Vincent.
-Co ja tu robię? –Zapytałam niezbyt trzeźwym głosem.
-Leżysz, nie widać? –Odezwał się basior ze sztucznym uśmieszkiem.
-Gdzie Assumi?
-Poszła nazbierać ci jedzenia.
Nastała cisza. Minęła godzina a jej nadal nie było w grocie.
(Vincent?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz