11 listopada 2014

Od Assumi i Rose do Vincenta

-To mnie jeszcze wcale nie znasz. Gorsze stworzenia znałam. Przykładowo mój brat. On też miał taką drugą osobowość. -Zaśmiałam się a w mojej głowie odbyła się scenka. -Raz wymordował całą wrogą watahę. Zajęło mu to nie więcej niż pięć minut. Pamiętam to jakby to było wczoraj. Z nocnego nieba ziemię oświetlały tylko gwiazdy i księżyc w pełni.Gdy się zbliżyłam nie liczyły się wtedy więzy krwi, czy przeżyte razem piękne chwile. -Odsłoniłam wielką bliznę na mojej szyi. - Jakoś z nim przeżyłam to i z tobą dam radę!
-Ale ja nim nie jestem. -Wilk spuścił wzrok. - Nie można mierzyć każdego tą samą miarą.
-To taki sam przypadek. -Zauważyłam jak płatek róży spada na ziemię. -Rose! Nie ładnie podsłuchiwać!
Wilczyca wysunęła łeb.

Kurczę! Odkryła moją kryjówkę. Przyznaję, może i nie była jakaś świetna, ale mogła wystarczyć. O kim ona mogła mówić? Kto wymordował watahę? Mi się zdawało, że mam tylko siostrę.
-Tak? -Zapytałam, jakbym nie wiedziała o co jej chodzi.
-Może byś już sobie poszła jak cię prosiłam?
-Skąd wiedziałaś, że tu jestem? -Odpowiedziałam pytaniem.
-Róże, jesień, płatki kwiatów i te sprawy. Wiesz o co chodzi, nie?

-No nie za bardzo...
Z jej pyska wyleciała długa nauczka o różach. Na wszystko kiwałam głową, choć nie wiedziałam o co w ogóle pyta.

(Vincent?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz