- Hades...? - Spojrzałem zdziwiony na Korso, po czym nieco się zmieszałem. - Drugi raz może nie wypalić...
- Drugi raz? - Korso uniósł brwi. - Czyli jednak robiłeś coś takiego.
- Nieee... chodzi o pomoc Nanimonai. - Tu spojrzałem przelotnie na przyglądającą się nam, niewiele rozumiejącą, waderę. - Gdy umarła...
- Że co?! - Nie wytrzymała biała wadera. - Że niby ja?! Umarłam?! Kpisz sobie?!
Skoczyła w moim kierunku z groźną miną.
- Ależ skądże! - Uniosłem łapę w obronnym geście. - Nigdy w życiu! To prawda!
- Że nie żyję? - spłata, by się upewnić, wadera.
- Że nie żyjesz - potwierdziłem.
Zamilkła. Spuściła wzrok na własne łapy.
- Od jak dawna...?
- Od bardzo wielu lat - mruknęłam, nie patrząc na nią. - Już się z tym pogodziłem, a ty tu nagle pojawiasz się i zaczynasz mącić. Chodźmy do tego Hadesa.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Trzeba znaleźć któreś ze stworzonych przeze mnie połączeń. Za mną Korso tłumaczył Nanie, kim jest Aria i co się dokładnie wydarzyło. Wadera była już znacznie spokojniejsza i słuchała go uważnie.
Przez całą drogę do przejścia milczałem, a i potem nie odezwałem się ani słowem, aż do samych drzwi pałacu Hadesa. Tam zatrzymałem się i poczekałem, aż pozostali mnie dogonią.
- Spróbuj z nim porozmawiać. W razie problemów wezmę na siebie odpowiedzialność - mruknąłem. - Jeśli zażąda twojej duszy, wyjdź. Wtedy będę musiał go inaczej przekonać.
(Korso? Aria?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz