Odchodziłem. Ogarnął mnie ból i chyba tylko dzięki niemu, czułem że żyję. Jeszcze.
Co się stało? Co mnie raniło? Czy ja... Jestem tak zmęczony... Chciałbym już odpo...
Nie. Nie mogę zasnąć. Jeśli to zrobię, zginę. A może tak i lepiej...?
Czuję przeszywający ból w dole kręgosłupa. Dźgnięto mnie? Zresztą, jakie to ma znaczenie. Przecież umieram.
Gdy już pogodziłem się z tą myślą, stała się rzecz niespodziewana. Przez otaczający mnie mrok przebiła jasność. Ogarnęła mnie i wyciągnęła z zaciskających się powoli palców śmierci.
Podniosłem z wolna powieki. Wśród olbrzymiego blasku dojrzałem stojącego nade mną anioła. Czyli jednak umarłem? Po chwili jednak moje myśli zaczęły się prostować. Owym aniołem była Aria. Na jej twarzy wykwitł piękny uśmiech i powoli usunęła się na bok. Zerwałem się błyskawicznie.
- Wszystko dobrze... Pomóż Shailene... - wyszeptała.
Z niechęcią, ale jednak usłuchałem. A sytuacja nie była za dobra. Akuma klęczał przy niej i próbował coś zrobić. Nigdy nie widziałem go tak zdezorientowanego i przestraszonego. Dopadłem do nich i oceniłem sytuację.
- Ma połamane prawe żebra. Ich fragmenty wbijają się jej w narządy wewnętrzne. Musimy je wyjąć, albo... - Nie chciałem kończyć.
Wstałem i pobiegłem po nóż, którym Mixi wcześniej rzuciła. Gdy wróciłem, Akuma patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co zamierzasz? - zapytał.
- Jesteś utalentowaną osobą. Musisz wyjąć jej połamane żebra.
- Czemu ty tego nie zrobisz? Znasz się na tym.
- Ja ją... powiedzmy, że znieczulę.
Chłopak spojrzał na mnie bez choćby grama zaufania. Westchnąłem.
- Daj mi swoją dłoń. Pokażę ci, o co mi chodzi.
Beznamiętnie usłuchał. Gdy tak zrobił, skupiłem się i krzywiąc się przejechałem mu ostrzem po wierzchu dłoni. Następnie spojrzałem na niego.
- Rozumiesz? - zapytałem i zabrałem dłoń. Na jego twarzy malowało się zrozumienie. Nim podałem mu nóż. odciąłem fragment materiału z sukienki Shailene. Następnie związałem nim nasze dłonie, by mieć pewność, że jej nie puszczę. Teraz wystarczyło tylko się skupić... Spojrzałem na Akumę dając mu do zrozumienia, ze mu ufam.
- Tnij.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy ostrze przecięło bok Shailene. Na bogów, czy musi to robić tak powoli? W ten sposób nie czyni tego ani trochę bardziej delikatnym.Gdy skończył, rozwarł jej ciało i wszedł dłonią do środka. Zacisnąłem z całej siły zęby i oczy. Poczułem krew w ustach. A po chwili pierwszy kawałek żebra. Choć Akuma starał się wyrządzić jak najmniej bólu, ostre końcówki kości raniły ciało Shailene, Kiedy go wyjął, nie dało to ani trochę ulgi. Dalej było zaś tylko gorzej. Pozostałe fragmenty powbijały się w różne miejsca i nie zawsze chciały puścić. Chłopak grzebał w ciele dziewczyny, a ja zwijałem się na podłodze. Ból przyćmiewał mi myśli, a ciało próbowało to wykorzystać. Próbowałem puścić dziewczynę, ale nasze dłonie było związane. Nie byłem już zbytnio świadomy sytuacji. Resztkami trzeźwych myśli próbowałem przekazać coś otoczeniu.
O dziwo, chyba mnie zrozumiano. Ktoś podał mi koszulę, czy też poduszkę... Chwyciłem to i łapczywie i wgryzłem się weń. Materiał stłumił mój krzyk.
Nie wiem ile tak leżałem. Strzelałbym, że kwadrans, jednak wokół mnie upływały jakby wieki.
W końcu usłyszałem głos Akumy. Powtarzał moje imię. Jego głos był jednak inny. Łagodny i... miły?
Ból zaczął ustępować, a myśli jęły się znów prostować. Otworzyłem oczy. Wisiały nade mną głowy Mixi, Arii i Akumy.
- Już po wszystkim - szepnęła Aria z uśmiechem - Shailene też już wraca przytomność.
- Aku.. - jęknąłem.
- Tak? - zapytał.
- Zaparz mi proszę melisy...
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz