26 listopada 2016

Od Argony c.d Tiffany

  Ten moment, w którym otwierasz oczy, a nad twoją głową jakaś biała, wilczyca ze skrzydłami. Widziałem w jej oczach łzy. Płakała..nade mną? Wyczuwałem w powietrzu zapach krwi.  Słodki, kojący zapach słodkiej cieczy, wyciekający z jej kręgosłupa, lub z jego pobliża. Oblizałem się na samą myśl. Wstałem.
 W głowie kręciło mi się okropnie. Wstałem. Usłyszałem krzyki. Na dachu zobaczyłem lepkie plamki krwi. Nie potrafiłem się powstrzymać i skoczyłem na po bliższą, po czym zacząłem ją lizać.
- Argo! Musimy uciekać! - zawołała przerażona wadera i pociągnęła mnie za ogon.
 To był naprawdę zły ruch.Dla niej, nie dla mnie. Wkurzyłem się i to na maksa. Odwróciłem się i już chciałem ją ugryźć, kiedy przypomniałem sobie o TYM. Usłyszałem kolejny huk. Nie myśląc zbyt trzeźwo zaszarżowałem na białą waderę i przerzuciłem ją sobie na grzbiet. Była stosunkowo mała oraz lekka, pomimo iż nie byłem..byłam już tak silny..czy tam silna, jak wcześniej. 
 Wadera była mocno przerażona. Wbijała mi swoje pazurki do grzbietu. Ja zaś przeskakiwałam nad budynkami, niczym nad kamyczkami w strumieniu. Kiedy w końcu poczułem, że zgubiłam tych debili, położyłam waderę na ziemi i przemieniłam się w kobietę. Wilczyca naprawdę nie wyglądała najlepiej. 
- Argo.. - wyszeptała cicho i przemieniła się w czarnowłosą trzynastolatkę. Podobną do mojej córki. Wyrazu pyszczka  Tytanii nigdy bym nie zapomniał. Wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy umierała. Krwawiła z tylu. 
- Spokojnie, szczylu. - powiedziałem, po czym zdałem sobie sprawę z tego, co palnąłem - Sorry, szczeniaku. 
 Wziąłem ją na ręce. Nigdy nie zdołam się przyzwyczaić do tego cholernego rodzaju żeńskiego. Musiałem jej pomóc. Tylko jak? Teraz byłem kobietą. O delikatnych paluszkach, która pewnie nie dałaby rady nawet rozciąć ranę wadery, aby tylko wyjąć z niej pocisk. Nigdy tego nie lubiłem, ale teraz byłem w innym ciele. Musiałem poprosić kogoś o pomoc.
<Tiffany?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz