27 sierpnia 2020

Od Akiro cd. Somniatisa do Gabriela

Prowadziłem Somnatisa za rękę, już spokojniej niż wtedy nad morzem. Byłem mu wdzięczny i będę  chciał pomóć z odnalezieniem tamtej dziewczyny.  Wróciliśmy do jego, a chyba nie skłamałbym, jakbym powiedział naszego  sklepu. Trzymałem Somiego widząc, że się mocno zamartwia, gdy dotarliśmy pod sklep, otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. Zamknąłem drzwi, zostawiając zasłony spuszczone.
- Chcesz herbaty? - spytałem, podchodząc do czajnika i nastawiają  wodę.
- Tak. - odparł,  siedząc w fotelu. Boni okrył go kocem, po czym sam wziął inny koc i po przemianie w psiaka położył się pod jego nogami. Słysząc gwizd, podniosłem czajnik i zalałem zioła, z których zrobiła się herbata, a zapach rozlał się po całym pomieszczeniu. Podniosłem kupek i podałem  go Somnatisowi, wcześniej do niego podchodząc.
- Musisz odpocząć przyjacielu. - powiedziałem, gdy chwycił kubek w lekko drżące ręce. Sam wziąwszy swój, napar oparłem się o blat i  napiłem ostrożnie herbaty. - Tak naprawdę obojgu przyda nam się sen. - odparłem, czując, jak świat zaczyna mi lekko wirować. Wypiliśmy napar i postanowiliśmy się przespać. Minęło trochę czasu, w którym poinformowałem Somnatisa, że muszę wyjechać do Egiptu i muszę pozałatwiać sprawy na mieście. Los chciał, że on również miał coś do załatwienia, więc umówiliśmy się pod jedną z piekarni, a następnie się zostaliśmy. Ruszyłem na rynek blizna na twarzy niezwracana jakoś specjalnej uwagi. Nie miałem ochoty jej tym razem uzyskiwać, wszystko toczy się jak przed paroma tygodniami. Wszedłem do jednego z moich byłych ulubionych barów i skierowałem się automatycznie po paru okrążeniach na tyły i wpisałem hasła do drzwi na magazyn, po czym wszedłem do środka, oczywiście po wpisaniu odpowiedniego kodu pojawiał się korytarz prowadzących do odpowiednich drzwi. Szedłem okropnym korytarzem, gdy nagle rozbrzmiał głos.
- Kim pan jest i jak tu się dostał. - Basowy twardy głos Irosa, spowodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale szybko go ścigałem.
-Nieważne, mam odebrać T36.
-Umarły cię tu przysłał ten lis. Zawsze zadziwia ludzi. - zaplatał ręce na piersi, ja po trzech sekundach zrobiłem to samo. -No dobrze więc co takiego ci kazał zrobić?
-Nie gadać za dużo i odebrać T36 kamikadze. - Odparłem, beznamiętnie patrząc na owego człowieka.
-No skoro tak plan wygląda. Wszystko będzie gotowe na wpisany czas.-odparł mężczyzna. Po uzgodnieniu wszystkiego wyszedłem i poszedłem kupić mapę i ruszyłem na umówione miejsce.
Zanim się obejrzałem, skakaliśmy ze spadochronem z samolotu, ponieważ temu złomowi wysiadły silniki, po wylądowaniu Somi wysuszył mi głowę.
- Somi spokojnie mówiłem, że to nie moja wina, że się zaczęły jarać silniki. Lepiej już chodźmy. -powiedziałem, idąc z nim przed siebie, a po paru metrach złapała nas burza piaskowa i nic nie było widać. Niestety mój towarzysz musiał usunąć chroniąca nas bańkę, bo jacyś ludzie szli w naszą stronę.
(Gabriel? Somniatis?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz