3 września 2020

Od Halvarda i Kierownika cd. Miyashi

Halvard pociągnął za łańcuch, przyczepiony do obroży, znajdującej się na szyi drobnej, białowłosej dziewczynki, przyciągając ją do siebie. Mała straciła na chwilę równowagę, jednak zdołała ją odzyskać i niepewnie stanąć przed groźną postacią przedsiębiorcy. Mężczyzna pociągnął metal do góry, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Były lodowate. Małą przeszedł dreszcz i błyskawicznie spróbowała odwrócić wzrok.
- Jest w słabym stanie - powiedział po chwili, odrywając wzrok od jej jasnych jak niebo tęczówek - tyle dobrego, że nie połamaliście jej skrzydeł. Takie traktowanie towaru jest niewybaczalne.
  Dziewczynka wzdrygnęła się. 
- Mieliśmy załadowany transport. Mała trafiła się przypadkiem. - Rudowłosy młodzieniec wzruszył ramionami. - Jeśli nie kupujesz, oddaj mi łańcuch. Mam już na nią trzech innych kupców.
  Halvard zmierzył go żelaznym spojrzeniem, po czym niespodziewanie się uśmiechnął, choć w tym uśmiechu nie było za grosz wesołości. Wolną ręką skinął na Malisę. Dziewczyna bez słowa machnęła rękami, a jej demoniczne dłonie ruszyły w stronę sprzedawcy. Ochroniarze rudzielca dobyli broni, ale ten ich powstrzymał. Dłonie zatrzymały się kilkanaście centymetrów od jego ciała, a rozwierające się palce ujawniły walizkę pełną pieniędzy.
- Jak zawsze hojny. - Sprzedawca przejechał palcami po zielonych banknotach.
- W przeciwieństwie do takich śmieci jak wy, mogę sobie pozwolić na godne traktowanie procesu handlu - powiedział z wyższością, zbierając się do wyjścia.
- W przeciwieństwie do ciebie, my go tak nie musimy traktować - odparł rudy, patrząc w ślad za oddalającym się klientem. Lisi ochroniarz rzucił mu jeszcze ponure spojrzenie, zamiatając kitą o podłogę. Zgarbił się i naciągnął kaptur na głowę, po czym cała czwórka opuściła pomieszczenie, wychodząc w jedną z bocznych uliczek Areny Pierwszej. Limuzyna czekała w milczeniu na końcu ulicy.
  Inoe niespodziewanie wyminął swojego pana i stanął przed nim, łapę kładąc na rękojeści katany.
- Coś. Zwierzęczłowiek. W śmieciach - oznajmił cicho. 
  Halvard skinął dłonią, w odpowiedzi, na co ochroniarz rzucił się we wskazane przez siebie miejsce. Rozległ się pisk i po chwili wyciągnął stamtąd małą, brudną dziewczynkę. Po jej rękach spływała krew, a jej twarz wyrażała skrajne przerażenie. Inoe podniósł ją bez problemu, nie wyrywała się nawet za bardzo i trzymając ją za kołnierz, przeniósł bliżej mężczyzny. Gdy ją puścił - upadła, a kapelusz, który dotąd miała na głowie, spadł z niej, ujawniając parę kremowych uszu.
- No proszę. - Halvard wysunął dłoń z łańcuchem, na którym trzymał swój najnowszy nabytek do Malisy. - Zabierz ją do limuzyny - rozkazał, tracąc zainteresowanie białowłosą i całą swoją uwagę przenosząc na ludzką hybrydę. Pochylił się nad nią i zaskakująco delikatnie wsunął dłoń w jej włosy, po czym przesunął nimi w stronę ucha. Było miękkie i puszyste, zapewne były znakiem połączenia genetycznego z psowatym. - Mały psowaty na Ainelysnart. Nie wiesz, że niebezpiecznie jest pałętać się samemu po ulicach tego miasta? - Jego głos złagodniał, przeszedł do niższych, bardziej kojących tonów. 
- Lili! - krzyknął ktoś z końca ulicy. 
  Halvard uniósł się i spojrzał w tamtym kierunku. Wątła postać ciemnowłosego mężczyzny biegła w ich stronę. Wyraz jego twarzy był bardzo zatroskany. Inoe zareagował błyskawicznie, zastawiając mu drogę, jednak przybysz nie dotarł tak daleko. Może metr od lisa potknął się i przewrócił na ziemię, a jego galowy strój ubrudził wszechobecnym brudem. Przedsiębiorca patrzył na niego z góry. Dobrze znał tę twarz. Kierownik. Sól w oku mafii Etis i jego osobiście - osoba, która nie chciała sprzedać mu prawd do dzieci ze sierocińca. Lis dobył katany i wycelował ją w głowę przybysza, który powoli zbierał się z ziemi. Widząc przed swoimi oczami ostrze, Kierownik znieruchomiał, unosząc dłonie do góry. 
- Proszę, wybaczcie mi kłopot. To jedno z moich dzieci, Lili. - Uśmiechnął się do nich z zakłopotaniem. - Uciekła mi podczas spaceru, bardzo się o nią martwiłem. Cieszę się, że ją znaleźliście i będę mógł ją bezpiecznie zabrać do sierocińca. Proszę, niech on opuści broń. Chcę tylko zając się moim dzieckiem, to wszystko. Nie zamierzam mieszać się w...  - mężczyzna przełknął głośno ślinę - cokolwiek robicie. - To nie przejdzie. To nie przejdzie. Tylko ta jedna myśl kotłowała się w głowie Kierownika, który przeklinał siebie, że nie trafił tu szybciej. A przecież już od dłuższego czasu wiedział, że gdzieś w okolicy jest potencjalny podopieczny. Wreszcie go znalazł i musiał go uratować za wszelką cenę. Nie mógł pozwolić, by dziecko trafiło w ręce kogoś, kto właśnie wyprowadził człowieka na łańcuchu z budynku.
(Miyashi? Jak ty reagujesz na to wszystko?^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz