24 stycznia 2017

Nowy zmierzch, nowy Alpha, nowe porządki... i starzy wrogowie

 - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdził Rori.
Argona zamrugała gwałtownie oczyma i wzięła głębszy oddech. Gwałtownie cofnęła się, stając o krok od mężczyzny.
- To pewnie przez zmęczenie - wymamrotała niewyraźnie. Była zmęczona. Zmęczona całą tą dziką wymianą ciał i życiem cudzym życiem. Na prawdę, dobrze jest wrócić do siebie. - Na czym stanęliśmy?
- Na tym, że nie wyglądasz najlepiej - powtórzył ochroniarz, zmartwiony. - Chyba lepiej będzie, jeśli zostaniesz dzisiaj w bazie i się prześpisz.
- Chyba tak - odparła markotnie kobieta, już idąc w kierunku schodów na piętro. Gwałtownie się zatrzymała i wyjęła z kieszeni liścik. - Zmarnowałam sporo czasu - mruknęła do siebie, po czym obróciła głowę w kierunku Roriego. - Jutro idę się spotkać z szefem ZUPA'y. Sama. Lepiej nie próbuj mnie śledzić, bo to się może źle skończyć dla WKN-u. W tej trudnej chwili chyba muszę okazać mu zaufanie, jeśli chcę jakoś uratować ten sojusz.
- Nie powinien mieć nic przeciwko obecności ochroniarza. - Rori uśmiechnął się tylko nieco mniej promiennie, niż zwykle. - To wcale nie jest brak zaufania. To zabezpieczenie przyszłości watahy.
- Nie Rori. Zaczekasz tu na mnie z Ritą. A zresztą i tak jesteś w zbyt złym stanie, by mi towarzyszyć. Byłbyś tylko ciężarem - powiedziała zimno i ruszyła w dalszą drogę, w górę schodów, ciężko opierając się o barierkę.
Blondyn patrzył na nią z rezygnacją. Oczywiście od samego początku podjął decyzję, że podąży za nią, jednak zarzut, że będzie "ciężarem" mimo wszystko bolał. W końcu tylko dzięki niemu wciąż tutaj stoi. A w każdym razie stała, bo zdążyła już zniknąć na drugim piętrze.(...)

Następnego dnia Argona obudziła się dopiero pod wieczór. Błyskawicznie wstała z łóżka, czując zastrzyk adrenaliny typowy dla kogoś, kto zaspał na ważne spotkanie. Czy tak było? Właściwie godzina nie była ustalona, więc teoretycznie miała czas do północy. Mimo to czuła, że nie będzie dobrze, jeśli nadawca liściku będzie musiał czekać. 
Poprzedniego dnia się nie rozbierała, więc nie musiał tracić czasu na ponowne nałożenie ubrań. Podbiegła do okna, otworzyła je i zagwizdała cicho.
"Po co gwiżdżesz?" zainteresował się rozespany Draken z palca dziewczyny. Ta spojrzała na smoka przez chwilę zdezorientowana, nim przypomniała sobie, że nie opuszcza tego miejsca niemal od ponownego spotkania.
"Wydawało mi się, że ciebie tu nie ma" przyznałam, wyciągając rękę przed siebie, za okno. "Muszę szybko się dostać do ruin Haus of Sun."
"Mam cię zawieźć?"
Pokiwałam głową. Smok zsunął się płynnie z mojego palca i w powietrzu zmienił rozmiar na nieco większy, niż człowieka. Był teraz prawie jak smocza lotnia. Czarnowłosa wskoczyła mu na plecy i w sekundę później już ich nie było.(...)

Draken wylądował miękko, po czym wijąc prześlizgując się po ciele swojej pani, umościł się z powrotem na palcu. W pierwszej chwili zgliszcza były wszystkim, co zauważyła Argona. Ruiny wielkiej posiadłości Mixi zarosły już częściowo różnym zielskiem, spod którego jednak wystawały resztki umeblowania i murów. To nadawało temu, niegdyś uroczemu krajobrazowi, jeszcze smutniejszy wygląd. 
Alpha ruszyła powoli w kierunku centrum domu, do swojego dawnego gabinetu, jednak w połowie drogi jej uwagę zwróciły dwa staromodne fotele, odwrócone w kierunku morza oraz stolik, na którym stał dzbanek i filiżanka. Jego obrusik powiewał melancholijnie na wietrze. Na chwilę w polu widzenia czarnowłosej pojawiła się ręka, odstawiająca drugie naczynie na spodeczek. Dziewczynie serce zabiło żywiej. Jest.
Ruszyła w tamtym kierunku, po drodze biorąc głęboki wdech i wydech, przybierając pewny wyraz twarzy. Nie może okazać żadnej słabości. Minęła fotel i spojrzała prosto w szare oczy nie... znajomego. Argonie zaparło dech w piersiach. Nigdy nie widziała tego mężczyzny. Nigdy. Mogła by przysiąc, a jednak dokładnie wiedziała, kim on jest.
- Hades. - Ni to stwierdziła, ni to zapytała.
Mężczyzna uśmiechnął się, jednak wesołość nie objęła jego oczu, które były... martwe.
- We własnej osobie. Władca Podziemia i Dusz Potępionych. Witaj Alpho Watahy Krwawej Nocy Argono, córo Mroku. - Ręce mężczyzny poruszały się w rytm słów, a na koniec palce obu dłoni spotkały się przed piersią boga.
- Dlaczego tu jesteś, panie? - Argona nie mogła do końca otrząsnąć się z szoku. - Myślałam, że bogowie nas opuścili. Że wróciliście do Grecji lub przenieśliście się dalej.
Uśmiech zniknął z twarzy Hadesa. Bóg nie odpowiadał dobrą chwilę, a gdy wymówił pierwsze słowa, w jego głosie słychać było gorycz.
- Nie mieliśmy wyboru. Przez całe lata Olimp ukryty był przed światem. Nikt nie wiedział, że stworzyliśmy to miejsce. Nikt nie sądził, że pokonani mamy wciąż tyle siły, by utworzyć nowy równoległy wymiar. Dlatego czuliśmy się bezpiecznie. Dlatego nie byliśmy przygotowani na to, że ktoś nas odnajdzie. Zaskoczył nas. Byliśmy zmuszeni się wycofać, by ratować naszą przeszłość.
- Przeszłość? - Argona uniosła brwi, stojąc przed bogiem. Zrezygnowała nawet z oficjalnej formy. Nie wydawała się... właściwa. Już nie.
- Razem z bogami ginie cywilizacja, z którą są powiązani, nie wiedziałaś? - Zimne oczy mężczyzny przewiercały kobietę na wylot. - Tak właśnie było z cywilizacją Azteków i Majów. Po tamtych wojnach nie ostał się żaden bóg, nawet najsłabszy. Dlatego właśnie ukryliśmy się wśród śmiertelników.
- Tak? I zamierzacie się tak ukrywać przez wieczność? Nic nie spróbujecie zrobić? Nie będziecie walczyć? - w żyłach Alphy krew zaczynała żywiej płynąć.
- Zaus już nawet nie pamięta, że kiedykolwiek był bogiem. Pracuje w Biedrące. - W głosie boga dało się słyszeć cień rozbawienia. Ale tylko cień. - Jako magazynier. Posejdon ma niewielkie, zapuszczone gospodarstwo rolne na Arenie 6. Tylko ja... ciągnęliśmy losy i ja wygrałem.... tylko ja pamiętam, kim byliśmy. I tylko ja będę żyć, póki nie nadejdzie właściwy czas dla cywilizacji Hellenów.
- Minimalizacja prawdopodobieństwa wykrycia i usuwanie się w cień, by nie prowokować wroga? Tchórze. - Głos Argony stał się niski i syczący. - Porzuciliście swój p r a w d z i w y lud, by ratować własne tyłki! A znając ciebie, pewnie jesteś zaangażowany w działania SJEW-u, co?
- Nadal się nie zorientowałaś, z kim rozmawiasz? - Tym razem rozbawienie w głosie boga było wyraźne. - Jestem Panem Podziemia, nie sługą ludzkości, jestem...
- Jesteś tajemniczym szefem ZUPA'y? - przerwała mu, dopiero teraz przypominając sobie sposób, w jaki przedstawił się na początku. Władca Podziemia. Pan Podziemia.
- Dokładnie. Zaskakujące, jak człowieka ciągnie na stare śmiecie, nieprawdaż?
- Tym lepiej. Skoro jesteś szefem ZUPA'y to spokojnie mógłbyś okazać nam większe wsparcie w walce o wolność. W końcu mamy wspólny cel...
Już gdy to mówiła mężczyzna zaczął kręcić przecząco głową.
- Niestety, już nie - oznajmił. - Teraz jesteśmy ni mniej, ni więcej, wrogami. ZUPA sprzymierzyła się z Johnem Silverlakiem. Niestaty, nie toleruje on wilków. Cóż za szkoda. Chociaż z drugiej strony - w oczach Hadesa błysnął ogień piekielny - słyszałem, że WKN też nie próżnował. Leniniewski zaproponował wam pakt o nieagresji.
- Tylko czasowy - zaznaczyła Alpha.
- Jeśli dobrze po negocjujesz możesz uzyskać nawet stały - Hades wzruszył ramionami. - Jak widzisz, nasze interesy są sprzeczne. Popieramy różnych polityków... ach, polityka. Jakże wielu z nich trafiało kiedyś do Tartaru. - Mężczyzna rozmarzył się.
- Spędziliśmy razem tyle czasu... - drżącym głosem, nie wiadomo - ze wściekłości czy żalu, powiedziała Argona - myślałam, że w jakiś sposób... że to coś znaczyło. Zebrania. Raporty. Drobne złośliwości. Kłótnie... Tyle razy cię obraziliśmy, a mimo to jeszcze żaden z moich członków nie został rzucony przez ciebie ogarom na pożarcie.
- Te czasy minęły Argono. Nikoyaka, Maggie... nawet Mixi. Teraz jesteś sama.
- Nic nowego - głos dziewczyny załamał się. Opuściła wzrok, choć z jej oczu nie pociekły łzy. Gdy ponownie go podniosła, boga już nie było.
Czarnowłosa opadła na zajmowane przez niego, jeszcze przed chwilą, siedzisko. Było ciepłe, jakby siedział na nim prawdziwy człowiek.
On jest teraz prawdziwym człowiekiem - upomniała się w duchu i nalała sobie ciepłej cieczy do czystej filiżanki. Upiła łyka. Herbata. Smakowała wybornie. Siedząc tak i wpatrując się w horyzont powoli siorbała ciepły napój.
Jej zadumę przerwał dopiero odgłos kroków na piasku i cień, który zasłonił jej chylące się ku zachodowi słońce.
- Argono, jeśli chciałaś po prostu sama pobyć w ruinach to trzeba było po prostu powiedzieć. Byłbym spokojniejszy - powiedział Rori, pochylony nad dziewczyną.
- ZUPA się na nas wypięła - powiedziała zamiast odpowiedzieć. - Leniniewski mówił prawdę. Dla nas sojusz z nim może okazać się korzystny. Będę musiała złożyć mu wizytę.
- Chyba kompletnie cię przewiało. No Argo! Wracamy do domu! - pogodnym głosem oznajmił Rori, biorąc Alphę na rękę. Ta nie opierała się, co niego go zdziwiło. Musiała być w na prawdę kiepskim stanie. - Idziemy! - ruszył powoli w stronę stałego lądu. Gwałtownie czarnowłosa zsunęła się z jego ramion. 
- Jeszcze nie - oznajmiła, stając na resztkach jakiegoś murku lub ściany. - Dobrze to przemyślałam. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę, nim wrócę. A potem... razem spotkamy się z premierem. Dobrze Rori?
- Nie ma mowy. Dopiero co cię znalazłem, a ty już chcesz mnie opuszczać? - spytał, patrząc surowo na swoją Alphę. - Nie sądzisz, że...
Argona pochwyciła go szybko i zamknęła mu usta pocałunkiem. Potem się odsunęła. 
- Spotkamy się w bazie Rori, dobrze? - Uśmiechnęła się lekko, w myślach przekazując polecenia Drakenowi. - Żegnaj.
W jednej chwili pierścień zamienił się w smoczą lotnię i wystartował ze swoją panią, pozostawiając oszołomionego mężczyznę wśród zgliszczy.(...)

"Dlaczego nie pozwalasz mu iść ze sobą?" spytał Draken po kilku minutach lotu w ciszy. "Przecież sama chciałaś, żeby był twoim ochroniarzem."
"Bo..." zawahała się. "Nigdy wcześniej nie miałam ochroniarza i stwierdziłam, że jako przywódca tak dużej... przynajmniej niegdyś... organizacji powinnam mieć. Nie sądziłam, że jego towarzystwo będzie tak irytujące. Wogle... relacje w watasze są przecież inne, niż w normalnej organizacji. Nie przewidziałam tego."
"Aha." Smok westchnął cicho. "A to przed chwilą?"
"Zamknij się" warknęła Argona, milknąc.
"Jak chcesz." W słowach Drakena zabrzmiało wyraźnie wzruszenie ramion. On również nie odzywał się już przez resztę podróży. (...)

Wylądowali przed herbaciarnią, w jednej z ciemniejszych dzielnic Areny 1. Smok błyskawicznie się skurczył, a Argona wkroczyła do środka. Odkąd Korso przestał ją prowadzić to miejsce nie było już tak bezpieczne jak kiedyś. No i przejął je członek ZUPA'y. Pink Floyd. Muzyk. Kobieta nie ufała temu mężczyźnie, jednak on... słuchał. Słuchał i zapamiętywał. Był w tym znakomity.
Czarnowłosa podeszła do lady i oparła się o nią nonszalancko.
- Zwykłą czarną, jeśli można - rzuciła. Stojący za ladą Floyd spojrzał na nią niechętnie, po czym zniknął na chwilę, by wrócić z niewielkim dzbanuszkiem. Postawił go pod ladą i nalał herbaty do kubka, który następie postawił przed dziewczyną.
- O co chodzi tym razem? - zapytał cicho. Jego spojrzenie było zdecydowanie nieprzychylne.
- Kiedy ostatnio się spotkaliśmy? - spytała poważnie. Mężczyzna spojrzał na nią jeszcze bardziej nieprzyjemnie, niepewny, czy sobie z niego nie kpi.
- My? Dwa dni temu - odpowiedział wreszcie, szukając jakichkolwiek oznak wesołości na twarzy Argony.
- O czym rozmawialiśmy? - dopytywała się dalej kobieta, nawet nie biorąc do ręki herbaty.
- Rozmawialiśmy o - zaczął nieufnie - zabezpieczeniach, otaczających Olimp. Coś wspominałaś o Strażniku. I... chciałaś kody dostępu do bazy ZUPA'y.
- Rozumiem. - Alpha westchnęła i położyła na ladzie banknot stu-eurowy. - Dziękuję za informację.
Odbiła się lekko od lady i opuściła lokal, pozostawiając herbaciarza nieco... skonfundowanego.(...)

Olimp. Wielka góra, wyrastająca tak... z dupy na środku wyspy. Otoczona kilkoma mniejszymi szczytami. Niegdyś odgrodzona od świata mocą bogów, teraz - masywnym murem, pasmem min, płotem pod napięciem i drutem kolczastym. Argona była niezmiernie zadowolona z faktu, że przedostała się bezpiecznie nad nim, bez konieczności kombinowania z odcinaniem dopływu energii, przecinaniem drutów, rozbrajaniem ładunków i przeskakiwaniem przez mur.
"Draken?" wywołała towarzysza, podnosząc pierścień do oczu.
"Tak?" spytał smok, przemieszczając się delikatnie w kierunku twarzy dziewczyny.
"Chcę, żebyś tu na mnie zaczekał..."
"Nie!" sprzeciwił się gwałtownie towarzysz, wbijając pazury w skórę swojej pani, aż do krwi.
"Poczekaj zanim odetniesz mi palec" poprosiła czarnowłosa. "Chcę, żebyś zaczekał i gdy wrócę, cokolwiek nie powiem lub nie zrobię, masz zaprowadzić mnie do bazy WKN-u. I nie pozwolić się porzucić za żadne skarby. Obiecasz mi to?"
"Pójdę z tobą. Wtedy nie będzie potrzeby obiecywać!"
"Nie, Drakenie. Nie pójdziesz." Dziewczyna chwyciła za pierścień i z dużą siłą pociągnęła. Krew z palca polała się obficie, pulsując w rytm serca. Argona przycisnęła dłoń do piersi, drugą ściskając smoka. "Proszę. Nie chcę, by ktoś na to patrzył."
Wypuściła towarzysza, a ten upadł na miękką trawę. Spoglądał w milczeniu na odchodzącą panią. Skulił się w miejscu pewien, że już jej nie zobaczy.(...)

Argona szła powoli, przez cichy las. Słyszała, że duchy zmarłych członków watahy i SJEW-u cały czas toczą tutaj tamtą bitwę, jednak jak na razie nigdzie ich nie widziała. Nie było też Bezimiennego Strażnika. Dziewczyna była z tego powodu raczej zadowolona. Z każdym krokiem i tak była coraz bliżej prawdziwych kłopotów. Przed sobą widziała już złote schody. Te same, po których razem z Mixi, pierwszego dnia na terenach watahy, wspinały się na spotkanie bogów. Te same... choć zniszczone i porośnięte jakąś roślinnością. Te same... choć wyblakłe. Dziewczyna przystanęła na chwilę u ich podnóża, jakby czekała na pojawienie się Iris.
Jednak nikt nie przyszedł.
Czując żal w sercu, ruszyła w górę po stopniach. Do greckich budowli... a w każdym razie do tego co z nich pozostało. Stert kamieni, przewróconych kolumn, posągów bez głów i ramion. W które miejsce najbardziej chciałabym pójść po tak długim czasie? - zastanawiała się i pierwszym, co przyszło jej na myśl była sala tronowa. Gdy tylko ujrzała ja oczyma wyobraźni wiedziała, że to właśnie to miejsce.
- Jakież to... symboliczne, Argo - mruknęła do siebie, kierując się w stronę największego budynku. Tego, w którym wilki walczyły... do samego końca.
Wrota były uchylone, zapraszając do środka. Alpha zamknęła na chwilę oczy i wzięła oddech. Tak samo, jak przed spotkaniem z szefem ZUPA'y. Jednak to nie Hades miał czekać na nią w tym wielkim budynku. Chciałaby, by to był on. Otworzyła oczy i z uniesioną głową wkroczyła do sali.
Nie była ona, tak jak się spodziewała.
Nie było w niej gruzów, śladów po kulach, krwi... wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak tamtego, pierwszego dnia. Monumentalnie i olśniewająco. Przytłaczająco dumnie. Brakowało tylko jednego elementu. Bogów.
Z tronu Zeusa zeskoczyła niewielka postać i miękko wylądowała na gładkiej posadzce.
- Długo ci zajęło znalezienie mnie - skwitowała. - Zdążyłam posprzątać całą salę tronową.
Argona drgnęła, słysząc ten głos. Zaczęła wpatrywać się w nadchodzącą postać. Była ona niezbyt wysoka, umięśniona. Złota, grecka zbroja wyglądała na niej na prawdę imponująco, a olbrzymia lanca z grotem w kształcie pioruna idealnie leżała w dłoni. Jej całe ciało było jakby namaszczone olejem, a czarne, krótkie włosy, układały się idealnie. Jedyne złote oko błyszczało żywo, odbijając blask sali tronowej.
- Wiesz ile zajmuje pucowanie tego debilnego orła na tronie starego pryka? Jakiś psychol poświęcił chyba całe życie na oddanie ze szczegółami każdego, nawet najdrobniejszego piórka.
- Masz zamiar rozwodzić się nad szczegółami, Sprzątaczko? - spytała Argona, gładko wchodząc w ten sam ton co Ta Druga.
- Nie przyszłaś tutaj pogadać ze mną? - dziewczyna udała zdziwienie, dalej zbliżając się do Alphy. - Oh, jaka szkoda. Herbata właśnie kończy się podgrzewać. No nic. Całą będę musiała wypić sama.
- Zdrajco, nie powinno cię tu być - powiedziała Argona, kompletnie ignorując całą wypowiedź kobiety. Również ruszyła na jej spotkanie, luzując nieco pistolety w pochwach. - Powinnaś wrócić do swojego świata i dać się zabić, jak przystało na honorową Alphę watahy.
- T y chcesz m n i e pouczać o honorze? - parsknęła dziewczyna, nazwana Zdrajcą. - W niczym się ode mnie nie różnisz.
- Ja wróciłam - odparła wyzywająco. - Nie jestem tchórzem, jak ty.
- Ja przeżyłam. Dzisiaj też zamierzam.
- Oh, czyżby? - Argona dobyła pistoletów i oddała dwa strzały w kierunku przeciwniczki. Kule odbiły się od zbroi, nie pozostawiając na niej nawet śladów.
- Będziesz się musiała bardziej postarać - Zdrajca uśmiechnął się, przystając kilka metrów przed Argoną.
Argona dobrze wiedziała, że będzie się musiała bardziej postarać. Osoba, która stała dokładnie na przeciw niej była wspaniale wyszkoloną zabójczynią. Zabójczynią, która nawet lepiej niż Argona rozumiała, że ta konfrontacja jest nieunikniona. I że tylko jedna z nich może wyjść stąd żywa.
Alpha zacisnęła zęby i posłała w przeciwniczkę serię noży. Zdrajca zakręcił laską i odbił je wszystkie, jednak dało to Argonie niezbędną sekundę czasu. Skoczyła za masywną kolumnę. W otwartej walce nie miała szans. Będzie musiała postawić na ataki z ukrycia.
W myślach dokonywała szybkiej analizy sytuacji. W sali jest dwanaście tronów, z których każdy wygląda nieco inaczej. Sporo z nich posiada elementy jakby stworzone na stanowiska strzelnicze. Świetnie. Do tego jest tu dwanaście kolumn między tronami. Dodatkowa osłona. Krąg ogniskowy na środku. Coś jeszcze?
Dziewczyna poczuła, jak czarne macki zaciskają się jej na szyi. Błyskawicznie kucnęła, własnym mrokiem rozpychając tamten na boki i pognała biegiem w kierunku tronu Hefajstosa, oddając po drodze dwa strzały w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą stał Zdrajca. Ku zdziwieniu Argony ten, nie dość że nie stał tam, gdzie go zostawiła, to był tuż przed nią, celując włócznią w jej pierś. Czarnowłosa zanurkowała pod jej grotem, posyłając kilka kulek w twarz przeciwniczki. Ta uchyliła się i tylko jeden z pocisków zadzwonił o złoty hełm. Jednocześnie pociągnęła włócznię w dół i niechybnie rozcięłaby przeciwniczkę na pół, gdyby ta w ostatniej chwili nie doturlała się na bok.
Zdrajca obrócił się w stronę Argony, odbijając włócznią mknące w ku niej pociski. Gdy grad ustał, tamta spojrzała z irytacją na swoje pistolety, po czym cisnęła ja o posadzkę. Cofała się. Dobyła Black Stara, jednak naboi nie starczyło na długo. A resztą. Obrona przeciwniczki był nie do przejścia. Nie w ten sposób. Dobyła noża i gwałtownie rzuciła się na nią. Uniknęła włóczni i cięła w nogi wroga. Ten odskoczył, pociągając za sobą lancę i zataczając nią łuk. Ta dosięgła wreszcie celu i Argona poszybowała w powietrzu kilka metrów, nim upadła na posadzkę z cichym jękiem ulatującego z płuc powietrza. Błyskawicznie się podniosła, oczekując, że przeciwniczka zabije ją bez wahania, gdy będzie leżała. Tymczasem tamta patrzyła na nią nieruchomo.
- Nie masz broni - powiedziała bezbarwnie. Od jej postaci emanowała jakaś nieznana siła, która zaczęła przytłaczać Alphę. Czarnowłosa zacisnęła zęby. Zdrajca wzruszył ramionami i zza pasa wyjął krótki, grecki miecz, po czym rzucił go przeciwniczce. A gdy ta dotknęła opuszkami paców broni, skoczył, a lanca zamieniła się w krótkie, poręczne berło... a może buzdygan? Trudno było stwierdzić, szczególnie w chwili, w której leciało prosto na ciebie. Argona zablokowała broń mieczem i odepchnęła nieco przeciwniczkę. Teraz walka całkowicie zmieniła swoje tempo. Metal uderzał o metal w błyskawicznym tańcu ostrzy. Obie kobiety poruszały się jak w transie, czasem przewidując swoje ruchy nawzajem, czasem reagując w ostatniej chwili.
- Ja mogę tak nawet przez tydzień - powiedział kpiąco Zdrajca, widząc kropelki potu na czole przeciwniczki i słysząc, jak jej oddech przyśpiesza. Brak ćwiczeń wyraźnie dawał się jej we znaki.
- Ja też - potwierdziła krótko, choć nic nie wskazywało na to, że mówi prawdę.
- Niestety, ale nie mam ty... - gwałtownie przerwała, uderzając od góry ze znacznie większą siłą i szybkością, niż wcześniej. Argonie w ostatniej chwili udało się zablokować cios i przytrzymać buławę nad głową. Podparła klingę drugą dłonią. Przez krótką chwilę trwał ten wysiłek woli między obiema kobietami, gdy Alpha gwałtownie przechyliła miecz i odskoczyła w bok. To było jedyne dobre wyjście z tej sytuacji. Obie to wiedziały. Zdrajca rzucił prosto w nią buzdyganem, który w powietrzu wydłużył się i stał ponownie lancą Zeusa. Ugodził Argonę prosto w pierś. Ta osunęła się na kolana, wypuszczając miecz i przyciskając obie dłonie do piersi. Zdrajca cofnął broń i wyprostował.
- Niech to szlag - mruknęła czarnowłosa.
- A "Na Zeusa" gdzie się podziało, co? - spytała kpiąco stojąca nad nią przeciwniczka.
- Hympf. - Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. - Zeus i tak by mi nie pomógł.
- Nie - potwierdziła jej przeciwniczka, podrywając włócznię z ziemi, by ta stała się elegancką, czarną kataną, ze zdobionym wzorem smoka na klindze. - Argona, może być tylko jedna.
Katana gładko przecięła powietrze, skórę, gardło i wychynęła po drugiej stronie. Przez chwilę nic się nie stało, potem ciało Argony upadło do przodu na posadzkę. Nie była to śmierć godna bohatera. Zaiste, leżenie z wypiętym tyłkiem na prawdę nie należało do tego, co dawna Alpha chciałaby robić.
Katana ponownie stała się lancą.
- Pochowałabym cię, jednak jak sama wiesz, nie możemy się dotknąć - oznajmiła pogodnie, jednocześnie odwracając postać końcem kija na plecy. Przy tym ruchu głowa chwiała się na pojedynczym ścięgnie, które utrzymywało ją na karku. Trochę się przechyliła i z rany pociekło więcej krwi. Zdrajca ściągnął hełm i kucnął przy dziewczynie. Wyciągnęła dłoń nad pierś dziewczyny i wyciągnęła z niej najpierw łańcuszek, a potem okrągły, otwierany medalion. Podniosła go do oczu i otworzyła. W środku było zdjęcie, które nigdy nie mogło zostać wykonane. Przedstawiało Watahę Krwawej Nocy. Całą. Wszystkich jej członków... od samego początku. Razem. - Byłaś kiepskim Alphą, skoro za twojego panowania ludzie zdobyli nasze ziemię. - Mówiąc to nawet nie patrzyła na zmarłą. Wpatrywała się za to w jej wizerunek na zdjęciu. -  Ale nie martw się. Oto ja, wielka i wspaniałomyślna Argona zajmę się twoimi wilczkami. - Delikatnie zamknęła medalik i założyła łańcuch na szyję, po czym schowała pod ubranie i rzuciła ostatnie, pożegnalne, kpiące spojrzenie przeciwniczce. - Zobaczysz, jak zaprowadzam tu porządek. Raz na zawsze.
Wstała, przeciągając się. Wydawać by się mogło, że nieco zmalała i nie wyglądała już tak imponująco. Całe przedstawienie dobiegło końca, więc dziewczyna zdecydowała, że powinna już zrzucić z siebie tą niewygodną zbroję i przebrać w dres.(...)

Czarnowłosa szła powoli przez las, otaczający Olimp. Nikt jej nie niepokoił. Duchy obawiały się podejść zbyt blisko. Przynajmniej na razie. Widać nieźle je nastraszyła wcześniej i nie chciały ryzykować ponownego spotkania z demonem. Argona stanęła przed płotem, na którym co jakiś czas pojawiały się wyładowania elektryczne. Skrzywiła się. Teraz będzie musiała znowu lecieć wywalić bezpiecznik, znaleźć miejsce, w którym wywaliła dziurę, ponownie przesadzać mur i...
Coś małego zamachało skrzydełkami tuż przed jej nosem. Instynktownie klasnęła dłońmi, miażdżąc to coś między rękami.
"Ała"
Argona rozłożyła dłonie i zobaczyła małego, czarnego smoka, rozcierającego ogonem złamany róg.
"Przecież nie masz tam komórek czuciowych" zauważyła kobieta z rozbawieniem, a gdy odpowiedziało jej niezadowolone burknięcie, dodała: "Przepraszam. Nie sądziłam, że tu jesteś."
"A gdzie miałem być?" spytał, wciąż naburmuszony Draken. " Tu mi kazałaś zostać, więc zostałem."
"Kazałam?" zdziwiła się, ale szybko zamaskowała zaskoczenie. "No tak. I pewnie kazałam ci coś mi przekazać, co?"
"Zaprowadzić do bazy" mruknął smok. "I nie dać się porzucić... znowu."
Czarnowłosej zrobiło się przykro. "Znowu". Faktycznie, porzuciła swojego Drakena wtedy, na polu bitwy. Jedynego, lojalnego przyjaciela. Ah...
"Już nigdy cię nie porzucę, dobrze?" spytała, uśmiechając się pogodnie.
"Ta." burknął Draken i zeskoczył na ziemię, by dopasować swój rozmiar do swojej pani.(...)

- No, no. Nieźle się ustawiliśmy - skwitowała Argona, patrząc na starą gospodę.
"To nie jest złe miejsce, a właściciel jest bardzo miły" zauważył Draken. "No i nikt nie spodziewałby się, że właśnie tutaj będziecie."
- Przeciwnie, chata na uboczu wprost się prosi o bycie siedzibą tajnej organizacji. - tu na chwilę zawiesiła głos - Z drugiej strony wszyscy mogą uznać, że nie bylibyśmy tak głupi, żeby wybrać tak oczywiste miejsce.
- Argo! - rozległ się krzyk z okna i kilka sekund później Rori wypadł przez drzwi wejściowe. - Nic ci nie jest? Szukałem cię, ale nie mogłem znaleźć. Po tym, co zrobiłaś... Co się stało z twoim okiem?!
- Rori? - spytała, badając grunt, a gdy zareagował kontynuowała pewniej. - Czemu miałoby mi coś być? Lepiej się uspokój. Chcę przejrzeć raporty z ostatnich lat. Podjęłam decyzję. Od dziś rozpoczynamy zdecydowaną walkę ze SJEW-em.(...)

- Najwyraźniej musimy zawszeć sojusz ze SJEW-em - powiedziała Argona w zamyśleniu, zamykając segregator. - Z tego co mówisz ty, Draken i ta sterta papierów w tym momencie naszym największym problemem może być John Silverlake. Hmm... wydaje mi się, że już o nim wcześniej słyszałam. Rori, poszperaj gdzie się da, by dowiedzieć się jak najwięcej na jego temat.
- Argo, chcesz mnie znowu odesłać i zrobić coś niebezpiecznego? - Chłopak miał czujną minę.
- Przeciwnie. - Dziewczyna odchyliła się na fotelu i położyła nogi na blacie biurka. - Zamierzam się zrelaksować i zaczekać, aż odwalisz za mnie brudną robotę, a potem zaciągnąć cię na rozmowę do Leniniewskiego. Mam nadzieję, że przygotowałeś CV?(...)

- Chcesz tam tak po prostu wejść? - Rori nie mógł wyjść z podziwu dla lekkomyślności dziewczyny. Siedzieli właśnie we wnętrzu kawiarni, niedaleko Wieży. Argona popijała powoli karmelową kawę. Kawę! Ta dziewczyna nigdy wcześniej nie chciała wziąć tego napoju do ust!
- Tak. W końcu Leniniewski i tak oczekuje mojego przybycia. - Wzruszyła ramionami. - Co, mam wskoczyć przez okno do jego gabinetu? Założę się, że nie zdziwiłoby go to.
- Ale... po prostu wejść? Pojmają cię i wtrącą do więzienia, a potem będą eksperymentować! - Chłopak nie chciał dać za wygraną. - Nie wiem, czy ponownie uda mi się ciebie stamtąd wyciągnąć.
- Rori. Idziemy tam razem jako oficjalna delegacja Watahy. Jeśli uczyni cokolwiek, co godziłoby w interesy WKN-u to będzie skończony.
- Argono. - Blondyn wstał, pochylony nad stolikiem. - Nie rozumiesz, że startujemy ze słabszej pozycji? Jeśli stwierdzi, że jesteśmy w jego mocy to nas wykorzysta i zabije! Tak działa SJEW, zapomniałaś?
- Jeśli spróbuje coś nam zrobić, NAM, oficjalnym gościom, to jego poparcie spadnie jeszcze bardziej - Argona uśmiechnęła się chytrze. - W momencie, w którym pojawia się polityczny rywal, praktycznie bez skazy, nagle każda błahostka, dotyczące tego drugiego wychodzi na światło dzienne. Nie będzie chciał potęgować efektu. Zaufaj mi Rori, znam się na tym.
Chłopak nadal nie był przekonany, jednak najwyraźniej nie miał wyjścia. Nawet jeśli się kategorycznie nie zgodzi to ona i tak to zrobi. Z tym, że bez niego.(...)

Czarnowłosa poprawiła muchę i pewnym krokiem weszła do recepcji Wieży. Razem ze swoim ochroniarzem podeszła do lady, za którą jasnowłosa kobieta wypełniała jakieś papiery. Krzyżówkę - poprawiła się w myślach Argona, kątem oka zauważając charakterystyczne rubryczki.
- Ekhem - odkaszlnęła Alpha, zwracając na siebie uwagę kobiety. Ta podniosła wzrok znad arkusza i uśmiechnęła się profesjonalnie.
- W czym mogę pani pomóc? - spytała uprzejmie.
- Pan Leniniewski oczekuje mojego przybycia - oznajmiła czarnowłosa. - Proszę go powiadomić, że wraz z moim ochroniarzem zaczekamy na niego na tarasie.
- Ależ... - zaczęła recepcjonistka, już w kierunku pleców Argony, która pewnie skierowała się do windy. Ochroniarze patrzyli na nią nieprzychylnie, jednak nikt nie spróbował się sprzeciwić. Gdy jesteś dostatecznie bezczelny to wpuszczą cię wszędzie, nim otrząsną się z szoku.
Delegacja Watahy weszła do windy. W tle zaczęła płynąć monotonna, windowa melodia.
- Jak na razie idzie całkiem dobrze - z zadowoleniem oznajmiła Alpha.
- Jak na razie - mruknął nieprzekonany Rori.  Myślę...
- Lepiej nie myśl, tylko wyprostuj się i wyglądaj groźnie - skwitowała Argona i pomiędzy towarzyszami zaległa cisza. A muzyczka dalej wygrywała swoją nudną melodię.
Wreszcie brzęknął cicho dzwonek i drzwi windy rozsunęły się, odsłaniając wyjście na taras. Jak się można było spodziewać pan premier czekał już przy barierkach, spoglądając na miasto w dole. Czarnowłosa śmiało wyszła na jego spotkanie.
Leniniewski, słysząc kroki, odwrócił się i uśmiechnął tym swoim charakterystycznym, pustym uśmiechem.
- Ah, Pani Alpha Ryuketsu. Miło cię ponownie widzieć w dobrym zdrowiu. Jak sądzę przemyślałaś moją ofertę.
- Pan Premier Leniniewski - głos Argony był poważny i bynajmniej nie skłaniał się do tego pogodnego, dyplomatycznego stylu. - Owszem, przemyślałam. I chcę postawić własne warunki.
- Własne warunki powiadasz? - zainteresował się uprzejmie mężczyzna.
- Tak. Miesiąc to za mało. Chcę co najmniej dwóch. I chcę immunitetu dla wilków, żyjących zgodnie z prawem Akatsuki i nie wychylających swoich szarych łbów z tych obrzydliwie kremowych, ludzkich powłok. I zlikwidowania obowiązkowych badań okresowych na występowanie wilczego genu. Chcę też, żebyście wypuścili wilki, przebywające w waszych więzieniach, jeśli jakieś tam jeszcze są.
- Stawiasz twarde warunki - zauważył premier. - Sądzisz, że rozsądnie jest w twojej sytuacji żądać tak wiele?
- A TY sądzisz, że dawać tak niewiele w TWOJEJ sytuacji jest rozsądne? - spytała lodowatym tonem.
Przez chwilę zaległa między nimi ciężka cisza, gdy dwa umysły, pracujące na najwyższych obrotach rozpatrywały możliwy dalszy przebieg wydarzeń. Umysł Roriego, nie tak przedsiębiorczy, ale za to bardziej realistyczny, wiedział już, którędy będą się zbierać, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli.
Niespodziewanie Leniniewski się roześmiał.
- No, no. Od ostatniego naszego spotkania wiele się zmieniło, nieprawdaż? - spytał, po czym dodał: - Pozbędziecie się Silverlake'a i przekażecie mi wszystko, co wiecie na temat członków ZUPA'y.
- Stoi. - Alpha bez wahania wyciągnęła rękę, a premier ją uścisnął. - A teraz jeśli można, potwierdzenie na piśmie.
- Czyżbyś nie ufała mojemu słowu? - W głosie mężczyzny brzmiało lekkie zdziwienie i jakby urażona duma, jednak to nie mogło zagłuszyć ironii, którą ociekało to krótkie zdanie.
- Słowa są ulotne, a papier to papier - odparła Argona.(...)

Delegacja WKN-u z niejaką ulgą opuściła budynek Wieży. Dopiero kilka przecznic dalej Argona pozwoliła sobie na głośne westchnienie ulgi.
- Jednak się udało... - mruknęła do siebie.
- Nie byłaś pewna...? - Rori wyglądał na zdziwionego.
- Oczywiście, że nie byłam pewna. To polityka. Jeden fałszywy ruch i lądujesz na bruku z niczym. Albo w więzieniu. - Argona spojrzała z kpiącym uśmiechem na towarzysza. - Tamta gadka przedtem miała cię uspokoić.(...)

Drzwi skrzypnęły cicho i Argona weszła do niewielkiego pomieszczenia na piętrze, które chyba na stałe zaadoptuje sobie na gabinet... W każdym ilość papierów, która magicznym sposobem pojawiła się we wszystkich kątach nie wyglądała na taką, którą łatwo byłoby przenieść gdzieś indziej.
Niesamowite, Alpha uświadomiła sobie, że wszystkie stare papiery spłonęły z Haus of Sun. A jednak od tamtego czasu pojawiło się ich tak wiele. Odwieczną zagadką watahy było sposób, w jaki powstawały. W końcu niewiele wilków wogle przejmowało się papierologią. A raporty i tak napływały.
- Magia - mruknęła czarnowłosa i usiadła za biurkiem, z roztargnieniem przeglądając najnowsze raporty. Nagle zamarła. Wśród standardowych, komputerowych wydruków, jak gdyby nigdy nic leżał list w śnieżnobiałej kopercie. Wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie. Z tyłu ktoś eleganckim, pełnym zawijasów pismem napisał:

Do Sz.P. Argony Ryuketsu
Przywódcy Alpha
Watahy Krwawej Nocy
Gospoda, Arena 6
Pokój 101
Z drugiej strony nie było jednak adresu zwrotnego, a jedynie odciśnięta w czerwonej lace, kwadratowa pieczęć, przedstawiająca zbiór bliżej nieznanych  Argonie znaków. Czyżby Chińskich? Będę musiała to sprawdzić, pomyślała kobieta, biorąc jakiś stary raport z dołu kupki i szczegółowo odwzorowując symbol. Skończywszy, przełamała pieczęć i otworzyła kopertę. Ze środka wyjęła list, a gdy go rozłożyła, rozpoznała to samo eleganckie pismo, co na odwrocie opakowania.

Droga Alpho WKN-u,Na początku chciałem tu umieścić jakiś epicki wstęp, jednak potem stwierdziłem, że mi się nie chce, więc przejdę od razu do rzeczy.Nie powinnaś sprzymierzać się z Leniniewskim. Jest niebezpieczny. Ten człowiek nienawidzi sztuki tylko dlatego, że jego siostra przez nią umarła. Zobacz, do czego się posunął z tak błahego powodu. Gdy tylko odzyska grunt pod nogami nie zawaha się was zdradzić i wykończyć. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie życzę zagłady moim współbraciom. Zniknięcie pana premiera jest w naszym wspólnym interesie, a Silverlake to człowiek podatny na sugestie. Powinnaś dobrze rozważyć moje słowa. Ufam, że wybierzesz mądrze.Lalkarz
Argonie wydawało się, że w pomieszczeniu robi się coraz cieplej. Przed jej oczyma zaczęły pojawiać się mroczki. List w jej dłoniach powoli ogarniały płomienie. Wstała gwałtownie, wywracając krzesło i upadając na deski, z dużą siłą uderzając o podłogę.(...)

- Zemdlałam. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała podnosząca się z łóżka dziewczyna.
- Tak - potwierdził Rori, patrząc na nią z niepokojem z góry. Chłopak stał oparty o ścianę, tuż przy oknie, by mieć dobry widok zarówno na dziewczynę, jak i na drzwi. Przecież jego Alpha nie byłaby taka głupia, żeby wzniecić pożar wewnątrz ich siedziby. Ktoś się musiał włamać. - Pamiętasz coś?
- List od Lalkarza - oznajmiła ponuro. - Zniechęcał nad do współpracy z Leniniewskim. Gdy skończyłam go czytać poczułam się słabo, a list zaczął płonąć. Musiał być czymś nasączony. Głupia jestem, że tego nie zauważyłam.
Argona spuściła nogi z łóżka i skrzywiła się, gdy poczuła ostry ból z tyłu głowy.
- Musiałam nieźle przywalić w deski, co?
- Aż Mordimer się zainteresował, co my tu wyrabiamy - przyznał Rori. - Powinnaś chyba odpocząć, Argo. Ostatnio zachowujesz się dość dziwnie. Zapewne to przez cały ten stres i natłok pracy. Jeśli się nie zrelaksujesz trochę to niedługo Mixi zostanie nową Alphą - próbował zażartować chłopak, jednak dziewczyny wcale to nie rozbawiło.
- Nie mogę teraz odpocząć, Rori. Zwołaj nadzwyczajne zebranie WKN-u. Dziś wieczorem. Najwyższy czas na poważnie zacząć działać.
- Ale... - chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
- Rori, jeśli tego nie zrobisz to sama zmuszona będę tym się zająć. A chyba chciałeś żebym trochę odpoczęła? - spytała dziewczyna, patrząc groźnie na ochroniarza.
- Dobra, dobra - odparł uspokajająco blondyn. - Nie gorączkuj się tak. Zwołam je, a ty się prześpij jeszcze trochę. Tak?
Alpha pokiwała głową i rozpromieniła się nieco.
- Dziękuję Rori. - To mówiąc z powrotem położyła się na łóżku i przykryła kołdrą. - A teraz dobranoc.
Blondyn przez chwilę się wahał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak wreszcie wyszedł, wzdychając ciężko. Kilka minut później jego ciężkie kroki rozbrzmiały na schodach w dół. Gdy skrzypnęły drzwi w hallu, Argona poderwała się z posłania i przeniosła do swojego gabinetu. Przez samozapłon listu ucierpiało kilka mało znaczących dokumentów, a poza tym nie było żadnego śladu, jakoby podobny list istniał. Żadnego, poza kopią pieczęci, wciąż spoczywającą na biurku Alphy. Kobieta z uśmiechem spojrzała na niego pod światło.
- Czym jesteś? - spytała, jakby samą siebie, po czym wyszła z pokoju z zamiarem poproszenia Mortimera o pomoc.(...)

Na zebranie nie stawiło się wiele osób. Co najwyżej piętnaście wilków i ludzi, które porozsiadały się w małych grupkach lub samotnie po kątach, nadal nieco zagraconego strychu, jakby nie chcąc mieć ze sobą nic wspólnego. Rzucały sobie nawzajem dość nieprzychylne spojrzenia.
Sama Argona przybrała swoją wilczą formę i usiadła na specjalnie przygotowanym wcześniej podwyższeniu. Dobrze się przygotowała do tego wystąpienia. Przeczytała wszystkie raporty i formularze każdego z zebranych tutaj wilków. Wiedziała już, kto jest w czym doby i jak może okazać się pożyteczny. Żałowała tylko, że tak wielu nie przybyło. I zapewne nie przybędzie już nigdy. Wstała, wydając z siebie krótkie warknięcie. Wszyscy obecni na sali zwrócili na nią swoją uwagę.
- Dziękuję - powiedziała, wiodąc wzrokiem po zgromadzonych. - Drodzy członkowie Watahy Krwawej Nocy, zgromadziliśmy się dzisiaj tutaj ze względu na pewne wydarzenia. Otóż w ostatnich dniach ZUPA zerwała z nami sojusz... - po tych słowach szmer przebiegł miedzy wilkami. Niezadowolenia? Zdziwienia? Trudno było to określić. Argona podniosła nieco głos i kontynuowała: - Za to zyskaliśmy nowego sprzymierzeńca. Przez pewien czas będziemy współpracować z premierem, Władysławem Leniniewskim.
Po tych słowach na sali zaległa kompletna cisza, nie przerywana nawet cichym szumem oddechów. Nagle wszystko wybuchło. Ktoś zaczął kaszleć, jakby się krztusił, ktoś coś krzyczał, ktoś inny złorzeczył na czym świat stoi.
W pomieszczeniu zrobiło się zimno i jakby trochę pociemniało. Głosy wilków zaczęły niknąć w otaczającej je nadnaturalnej pustce. Za to jej głos potoczył się po niej gromkim echem.
- Premier zaoferował nam dwa miesiące, przez które SJEW nie będzie nas ścigał, dodatkowo zlikwiduje obowiązkowe badania okresowe na występowanie wilczego genu. I wypuści wszystkie wilki, przebywające w więzieniach. W zamian chce jedynie, byśmy pozbyli się kolejnego polityka, który nienawidzi wilków, ale za to sprzyja artystom, którzy zresztą wypowiedzieli nam przyjaźń. - Atmosfera w sali powróciła do normalności. - Dlatego przystałam na jego ofertę. Do misji pozbycia się Silverlake'a wyznaczam Narcyzę, Vincenta oraz Shailene. Będą pod moim bezpośrednim zwierzchnictwem. Po szczegóły przyjdziecie do mnie po zebraniu. Dodatkowo zwalniam z funkcji Przywódcy Betha Mixi Hideki.
- Że co? - wymknęło się niebieskowłosej dziewczynie, która teraz z oszołomieniem spoglądała na siostrę. - Argo? Co masz na myśli?
- Dokładnie to, co słyszałaś - oznajmiła Alpha, patrząc na Mixi z góry. Nie jesteś już Bethą tej watahy. Będziesz od teraz zajmowała dowolne inne wybrane przez ciebie stanowisko. Powiem szczerze, nie nadajesz się na Bethę. Nie w tak trudnych czasach. Potrzebuję kogoś silniejszego jako prawej ręki. - Wzrok Argony przebiegł po zgromadzonych i zatrzymał się na masywnym basiorze. - Darknessie? Czemu zajmujesz tak odległe miejsce? Betha powinna znajdować się znacznie bliżej swojego przywódcy.
Masywny wilk z ociąganiem podniósł swoje cielsko i dumnie przemaszerował przez salę, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami. W końcu w watasze był od niedawna. Nie zdążył w żaden sposób się wykazać, czy sprawdzić. Więc czemu on?
Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Argona zamknęła je krótkim podziękowaniem za przybycie. Zamieniła jeszcze kilka zdań z zespołem ds. Silverlake'a i kazała swojemu nowemu Bethie oraz Mixi stawić się w swoim gabinecie o północy.
- Musimy załatwić tylko kilka formalności. To nie będzie bolało - oznajmiła obu zainteresowanym, zanim na dobre opuściła strych.

Z dniem 24.01.2017 wszystkie postacie nie należące do głównego Administratora zostają zakwalifikowane jako NPC. Mogą zostać stamtąd przywrócone w dowolnym momencie, poprzez napisanie opowiadania daną postacią przez właściciela.

19 stycznia 2017

Od Darknessa c.d Erny


  Okno zostało wybite przez jeden z fruwających przedmiotów. Czarnowłosy mężczyzna stanął prosto i spoglądnął w oczy bruneta, który przed chwilą zaczął go atakować. Goście z zaciekawieniem obserwowali ich poczynania. Rzadko kiedy mieli okazję obejrzeć bójkę w tak spokojnym z pozoru miejscu.
  Na tej Arenie było naprawdę sporo tego typu pubów, a pech chciał, żeby Darkness wstąpił do jednego z nich. Oczywiście - szybko doszło do pijackiej awantury. Nic nie wskazywało na to, żeby jeden z mężczyzn miał szybko odpuścić drugiemu. Na podłogę spadły kolejne szklane butelki.   Wilkobójca ledwo powstrzymywał się, aby nie użyć swojej kosy do zatracenia przydupasów tego dupka i jego samego.
  - Poddajesz się? - nieznajomy zaśmiał się i wyciągnął spluwę, celując dokładnie w czoło czarnowłosego.
  Kiedy Warren już miał się rzucić, do pubu wpadło czterech policjantów, trzymając w ręku broń. A właściwie - mundurowych nie można było nazwać policją, tylko SJEWem. Tutaj panowały inne zasady. Czarnowłosy był zaciekawiony, czy przyszli tutaj tylko po to, aby sprawdzić, czy pośród klientów nie ma nikogo z wilczym genem, lub kogoś należącego do ZUPA'y czy jednak zainteresowali się bójką.
  Tylko psów tu brakowało, pomyślał Darkness i poprawił grzywkę, opadającą mu na czarne oko.
  Kiedy "stróże prawa" weszli do pubu, część klientów wstrzymała oddech, a brunet, który zaatakował Wisielca, opuścił broń i przestał interesować się trzydziestokilkulatkiem. Darkness najchętniej zmiażdżyłby każdego z glin, jednak wolał nie ryzykować. Zazwyczaj był pewny siebie i to zawsze działało, jednak wiedział, że szybko rozniesie się wieść o szaleńcu, który wymordował czterech za jednym zamachem. Wszyscy będą widzieć jego twarz i będzie traktowany gorzej, niż terrorysta z Państwa Islamskiego, którego złapano, a potem się uwolnił i zaczął od nowa swoje zbrodnie. O wiele, wiele gorzej.
  Czarnowłosy zasłonił twarz chustą, którą nosił na szyi, aby ludzie myśleli, że mężczyźnie jest naprawdę zimno. Chciał stąd wyjść jak najprędzej. Powolutku zaczął się wycofywać w stronę okna. Jeden z mężczyzn zauważył jego ruch i wycelował w głowę Darkossa. W ostatniej chwili czarnowłosy uskoczył, a kula przeleciała kilka centymetrów od jego ucha. 
 Tłum był jedynym rozwiązaniem, aby zgubić jednostkę SJEW. Przynajmniej tak mu się w tej chwili wydawało. Na ulicy było tłoczno jak nigdy. Wręcz idealnie. 
 Jednak tylko z pozoru. Jeden z mężczyzn ruszył w pogoń za naszym bohaterem i widząc jego czarną, lekko pogniecioną marynarkę wycelował spluwę..i strzelił. 
 Wisielec nie poczuł bólu. Był martwy. Coś jednak popchnęło go do przodu i zdezorientowany upadł. Podniósł się jednak szybko z ziemi i słysząc kolejny huk, rzucił się pędem przed siebie, potrącając przechodniów, którzy nie mieli pojęcia, co dokładnie się stało. 
 Wilkobójca nagle stanął. Wyczuł w powietrzu nietypową aurę, którą rozpoznał by wszędzie. Kolejny wilkołak w pobliżu. Mężczyzna odsłonił swoje drugie oko i zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto najwidoczniej należy do WKJ...WKNu. Zobaczył. Krótkie włosy, które rozpoznał by wszędzie. Erna Earhart. Skąd to wiedział? Spotkał się z nią..w ciele Argony. 
 Pociągnął ją mocno za rękę i zakrył kobiecie usta, aby ta nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Druga ręka powędrowała do kieszeni Wisielca...
<Erniak? Pomęczysz się xP>

16 stycznia 2017

Od Somniatisa cd. Est

  Somniatis pogasił światła w całym zakładzie i wyszli na ulicę. Kawałek przeszli ramię w ramię, nim skręcili do bocznej uliczki i odnaleźli kratkę ściekową. Dziewczyna uklękła przy niej, jednak chłopak był szybszy i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, sam ją podważył i podniósł. Spojrzeli w mleczeniu w mrok ścieków.
- Zastanawiam się, czy "panie przodem" jest stosowne w tej sytuacji. - Zamyślił się mężczyzna. - Chyba jednak lepiej będzie, jeśli pójdę przodem i rozświetlę tunel.
- N-nie ma problemu, mogę iść... - powiedział cicho Est. Jej głos drżał lekko.
- Nie. Zaczekaj tu chwile - stanowczo rozkazał Atis i zszedł po drabinie na dół. Stanął w kompletnej ciemności na dnie tunelu. Koło jego stóp cicho szemrał strumyczek - zapewne nieczystości. Wyczarował prostą pieczęć, która dostarczała dostatecznie dużo zimnego, zielonego światła.
- Est? - zapytał, spoglądając w górę.
- Idę... - opowiedziała dziewczyna, a jej głos poniosło echo kanałów. 
Po chwili oboje stali w słabym świetle pieczęci, zamknięci w tym labiryncie.
- Do kogo najpierw? ZUPA? Któryś z gangów? Arena 4? - zapytał dziewczyny.
- N-nie mam pojęcia - odpowiedziała. Jej głos drżał jeszcze bardziej. Była spięta. Subtelnie odsunęła się kawałek od Somniatisa. Gdyby nie otaczający ich półmrok pewnie mężczyzna zauważyłby, że na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- Arena 4 - zadecydował. - Oni będą najlepiej się orientować w tym, co dzieje się w naukowym półświatku. Potem ZUPA. Oni mogą mieć jakieś informacje, które zdobyli przypadkiem, potem...
Coś cicho zaczęło buczeć, a dźwięk ten zabrzmiał w tunelu jak wystrzał. Est odskoczyła, a Atis sięgnął do kieszeni i wyjął z niej starą nokię.
- To od Argony - powiedział przepraszająco i odebrał.
Przez chwilę milczał, a postać w słuchawce mówiła.
- Tak - powiedział wreszcie. - Gdzie? Jasne. Będziemy.
Rozłączył się.
- O-o co chodziło? - spytała Est.
- Ktoś cię szukał - odparł mężczyzna. - Twierdzi, że ma informacje o Nightmarze.
(Est?)

Od Est cd. Somniatisa

Dziewczyna pokiwała jedynie głową, całkowicie zgadzając się z wypowiedzią chłopaka. Wzięła kolejny kęs po czym odłożyła sztućce. Nie była głodna, czuła się bardzo źle. Jej serce biło niemiłosiernie szybko, nie potrafiła trzeźwo myśleć. Skąd te uczucie? Nie wiedziała. Wstała z krzesła i ruszyła po ubrania do pokoju, po czym zamknęła się w łazience i przebrała w swoje poniszczone rzeczy. Wróciła do Somiatisa i uśmiechnęła się delikatnie.
- W takim razie wyruszam jak najszybciej. Będę przemieszać się kanałami dla bezpieczeństwa, więc powinieneś szybciej znaleźć się tam swoimi drogami... Ja najwyżej się trochę spóźnię. - Powiedziała spokojnie, patrząc wprost na niego. Jej serce galopowało jak szalone. 'Jest tak głośno, że pewnie je słyszy... na pewno słyszy.' pomyślała czerwieniąc się lekko.
- Czemu chcesz się rozdzielać? Jaki to ma sens? - Chłopak zaczął ją wypytywać, na co ta westchnęła.
- Jeżeli będziemy podróżować osobno, jest mniejsza szansa, że nas złapią. Nie chcę by odkryli twoją tożsamość. - Odpowiedziała cicho.
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię samej. - Jego miękki, delikatny, męski głos wywoływał u Est dreszcze. Czuła jak jej twarz przybiera kolor buraka. - Idę z tobą. 
- N-no d-dobrze... - Wykrztusiła z siebie. Nie mogła się na niczym skupić, więc nie mogła także z nim dyskutować. - B-bądź tylko u-uważny... S-s-s... - białowłosa zacięła się, próbując wypowiadać jego imię. Ten zaczął się jej przyglądać, jednak ta szybko odwróciła się. - M-może już r-ruszajmy!!
(Somniatis? >3)

12 stycznia 2017

Od Panicza cd. Tyks

  Dziewczyna weszła wreszcie do pokoju. Gdybym jej nie popchnął pewnie stałaby tak, wpatrując się w niego jak głupi w ser... czy jak to było to przysłowie.
- Siadaj - rozkazałem, wskazując jej staroświecki fotel, samemu kierując się do równie staroświeckiej kanapy. Spojrzałem w kierunku ciemnowłosej i idąc za jej spojrzeniem powiodłem wzrokiem po pokoju. Wyglądał bardzo klasycznie, owszem. Jednak to przecież nie powód, by zamierać w bezruchu. Może i był pełen staroświeckich, ciężkich i wymyślnie rzeźbionych mebli, z których każdy nadawałby się do muzeum. Może i tkane, ciemne zasłony szczelnie zakrywały porę dnia panującą na zewnątrz, mówiąc o wiecznej nocy panującej w pokoju. Może i ciemna, podłużna trumna, wyłożona w środku czerwonym suknem wyglądała niczym wyjęta z horroru o hrabim Drakuli. Niemniej to wcale nie było aż tak zaskakujące. 
- Nigdy nie widziałaś pokoju freaka, który w wolnym czasie zajmuje się torturowaniem ludzi? - spytałem drwiąco. - Może napijesz się Herbaty? Prawdopodobieństwo, że będzie zatruta to przecież tylko sto procent.
  Jakby w odpowiedzi na te słowa w pomieszczeniu bezszelestnie pojawił się lokaj i położył na rzeźbionym stoliku tacę z chińskim imbryczkiem i dwoma filiżankami.
- Pierdol się - mruknęła, rzucając pokojowi jeszcze jedno spojrzenie, mające chyba pokazywać, jak bardzo nie obchodzi jej wystrój. - Czego ty w ogóle ode mnie chcesz, co?
- Napij się Herbaty - rozkazałem, podnosząc już ze stoickim spokojem filiżankę do ust. Wpatrywał em się nieruchomo w dziewczynę. W jej krótkie, czarne włosy i lśniące błękitem oczy. Budziły we mnie jednocześnie wstręt i jakiś dziwny pociąg. - W końcu nie co dzień spotyka się kogoś z tak nietypową urodą - mruknąłem do siebie.
(Tyks?)

4 stycznia 2017

Od Tyksony c.d Panicz


  Och, jakże wielkie było to upokorzenie! Ja - Tyksona Jackson, poddała się i nawet nie zamierza walczyć z jedenastoletnim sukinsynem. Albo inaczej, nie zamierza walczyć z jego chorymi przydupasami. Życie było teraz niezwykle okrutne. Tak bardzo teraz zachciało mi się odnaleźć naszą szanowną alphę i, za przeproszeniem jej świętej siostry Mixi, przypieprzyć jej w ryj i naskarżyć się na to, że siedzi tylko na dupsku niczym książę, a nam każe odwalać brudną robotę. Też mi wielki pan i władca! W dodatku w WKNie dziwnie przycichło. Zdecydowanie nie w stylu wilków.
 Nie zamierzałam dyskutować z tym ludzkim pomiotem. Zdecydowałam się pójść z nim na górę i zrobić dokładnie to, co mi rozkaże. W razie konieczności zabiję go szybko i w miarę bezboleśnie.  Chcąc nie chcąc dzieciaki pod pewnym względem trzeba szanować i dawać im fory. Już widzę te nagłówki w gazetach "wielka Tyksona zabiła jakiegoś dzieciaka". Najbardziej byłoby mi żal rodziców szczenięcia...chociaż nie. Tańczyłabym na ich grobach, gdybym tylko mogła.
 Jedno musiałam przyznać - dom był naprawdę imponujący. Wielki i piękny, trochę wyglądał jak z renesansu. Moim skromnym zdaniem.

 Dosyć długo wchodziliśmy po tych schodach. Kiedy wreszcie stanęliśmy na piętrze (nie liczyłam którym), Panicz spojrzał na drzwi do jakiegoś pokoju, jakby chciał, aby ktoś mu te drzwi otworzył. Potem spojrzał na mnie. Prychnęłam głośno i otworzyłam.
 Szczerze nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę mam się spodziewać. Pokoju pełnego zabawek, na podłodze ciuchcia, a na biurku różne samolociki?  To, co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Poczułam uderzenie i zdałam sobie sprawę, że stoję centralnie w drzwiach, zasłaniając wejście do pokoju małemu sukinsynowi. 
<Paniczu?>

2 stycznia 2017

"Nikt nie umiera bez utraty dziewictwa. Życie każdego z nas po kolei pie***li."

©Las-T
Imię i nazwisko: Tak naprawdę to nie posiada. Ze swojego starego zrezygnował naprawdę dawno temu. Starczy mu samo to, że nazywają go Wilkobójcą lub Darknessem, jednak jako iż mieszka na cywilizowanej wyspie, zmuszony jest do noszenia dowodu osobistego, gdzie w pole imię i nazwisko ma wpisane Warren Rivers.
Przynależność: WKN, chociaż bardziej opłacałby mu się SJEW.
Pseudonim: Jeden z jego słynniejszych pseudonimów w WKNie to Wilkobójca, lub po prostu Darkoss (Darkness, Darkuś). Nikt, kto nazwał go Darkusiem nie wrócił ze wszystkimi zdrowymi członkami do domu. Taka prawda.
Płeć: Wiele, naprawdę wiele ksiąg powiada, że Wilkobójca nie posiada narządów płciowych i przez to jest bezpłciowy. Nie jest to jednak do końca prawda. Poza tym, ma kształty męskie i nikt (w każdym razie w ludzkiej formie) nie pomyliłby go z kobietą. Jest umarły, ale to wcale nie oznacza, że bezpłodny. Istnieje nawet taka legenda, że szczenięta mężczyzny mają cząstkę z życia pozagrobowego i są to zmarłe dusze, który zostały przywrócone do życia, ale w innych wcieleniach. To również jest tylko plotka, ponieważ pod względem zapładnia Darkness jest...ehkem..całkiem normalny. O ile można być w tym normalnym, jeżeli o tym mówimy. Basior przespał się z wieloma kobietami, nawet po swojej śmierci i powołał tym samym do życia mnóstwo dzieci. Szkoda tylko, że wszystkie "pechem" urodziły się martwe. Prócz takiej jednej trójki... ♂
Orientacja: Heteroseksualny, uganiający się za Erną. Hola hola, coś tu jednak jest nie tak! Gwałciciel od tak nie może być tejże..pospolitej orientacji. Hetero są po prostu strasznie nudni, więc Wilkobójca podchodzi pod rodzaj osobników panseksualnych. Miał męża. I kilka żon. Z czego większość z nich przeleciał dopiero po śmierci. ⚢⚤+
Wiek: Tysiąc pięćset sto dziewięćset lat. Wiem, to nieprawidłowa liczba więc po prostu tu wpiszę, że mężczyzna ma trzydzieści sześć lat. Już od ponad tysiąclecia.
Żywioł: Dusz i Śmierci. Było też coś z czasem, jednak odkąd od nowa znalazł się na wyspie, stracił możliwość panowania nad tym żywiołem. 
Assovi
Cechy Charakteru: Wredna, sarkastyczna istota, która już dawno powinna zdechnąć! W każdym razie tak o nim mówią. Jest w tym szczypta prawdy, ponieważ Darkness uwielbia znęcać się fizycznie oraz psychicznie nad swoimi ofiarami. Bardziej jednak fizycznie, ponieważ sprawia mu to więcej radości. Uwielbia patrzeć, jak ofiara prosi na kolanach o przerwanie tortur. Nawet, jeżeli jest odporna na tortury fizyczne, to i tak Darkness będzie miał radochę (choć trochę mniejszą) z torturowania go. Dużo osób kiedyś myślało, że jest to wilk odpowiedzialny, kochający ojciec, mądry wojownik, rozważny i lojalny mąż. Ha! Nic bardziej mylnego nie można było wymyślić! Darkness to wredna gnida, znęcająca się psychicznie i w niektórych wypadkach fizycznie nad swoim potomstwem. Dawniej naprawdę był kochającym ojcem.. chociaż raz omal nie zabił czteroletniego Vipera uderzeniem noża. Do dzisiaj chłopak ma po tym okropna bliznę na torsie. Jednak zostawmy jego potomstwo i wróćmy do Wilkobójcy. Nigdy nie żałuje swoich czynów i potrafi śmiać się z cudzego nieszczęścia, jak kiedyś jego przyrodnie rodzeństwo śmiało się z niego (patrz. Historia). Dawniej był zupełnie innym wilkiem. Jednak, liczy się teraźniejszość. Basior jest zboczony. Naprawdę. Ma dziwne skojarzenia i dla twojego dobra, jeżeli posiadasz moc telekinezy, nie używaj jej w jego obecności, ponieważ twoja psychika może zostać zrujnowana. Nie jest wulgarny, jednak jak mu się czasem coś wymsknie, to uszy puchną. Nie obchodzą go cudze uczucia i potrafi być szczery do bólu. Wstydzi się miłości i zawsze chciał być aseksualny, jednak co chwile w jego życiu wtrącały się osoby, które zawracały mu w głowie. Wiec jednak, że lepiej z pośród.. hm... 2 554 wilków (w tym basiorów i wader) i 2 304 ludzi, tylko trzy osoby zdołały zdobyć jego serce. Do głowy mogą wpaść mu najbardziej dziwaczne i szalone pomysły. Taki przykład: Chciał do watahy przyjmować samych homoseksualistów, zamknąć Vipera i Tytanię w jednym pokoju i straszyć ich torturami, o ile Viper nie zrobi swojej siostrze dziecka, zatrudnić prostytutki w watasze...tego było jeszcze więcej! Potrafi ignorować wredne odzywki na swój temat, jednak jeżeli przesadzisz możesz oberwać w nos. Zawsze ma w zanadrzu kilka(dziesiąt) ripost, którymi posługuje się na co dzień, aby kogoś uciszyć. Jest nietolerancyjny i każe z największą surowością nawet drobne niedociągnięcie. Jest on szarmancki i bardzo dobrze wychowany, co denerwuje większość wilków. Czasami nie potrafi dochować tajemnicy i musi się wygadać. Często potrafi znaleźć na kogoś haka już po kilku minutach rozmowy. Jest wygadany i to bardzo. Obietnice łamie, a obowiązki zwala na innego wilka. Ma specyficzne poczucie humoru i może wybuchnąć śmiechem nawet w niespodziewanej chwili. Jest uparty, a rozwścieczony potrafi zapanować nad swoją mocą w ten sposób, aby ucierpiał każdy obok niego. Zemsty dokonuje zazwyczaj niespodziewanie, a w obliczu śmierci potrafi być dziwnie spokojny. Szybko załapuje, o co może chodzić drugiej osobie, więc potrafi się dogadać z każdym wilkiem. Jest wredny i sarkastyczny a na jego pysku zazwyczaj widnieje złośliwy uśmieszek. Lubi bawić się w kotka i myszkę. Gra zazwyczaj tego słabszego i zagubionego, ale to tylko pozory. Jeżeli zaczniesz się na przykład z nim bić, poczeka na odpowiedni moment, i zaatakuje. Jest brutalny i to bardzo. Bije nawet kobiety i dzieci. Posiadania nieopanowaną rządzę zemsty. Mści się za wszystkie grzechy i to tak, aby do końca życia osoba żałowała swoich czynów. Żądza ogarnia go też często przy kobietach, widoku krwi i czasem też niespodziewanie w najgorszym momencie. Nigdy się nie poddaje i uparcie dąży do swoich celów. Nie cofnie się przed nikim i przed niczym, aby tylko zdobyć to co pragnie. Potrafi być cholernie zazdrosny, nawet o byle błahostkę. Zawsze we wszystkim musi być lepszy od innych. Jest na tyle dumny, że jego dumna nie pozwala mu przepraszać. Nigdy jeszcze szczerze nie przeprosił drugiej osoby, a słowa "proszę" i "dziękuję" nie zostały zidentyfikowane w jego prywatnym słowniku. Podobnie jak jego syn, jest strasznym chwalipiętą. Jest również okropnie rozgadany. Potrafi na różne tematy nawijać godzinami. Wpierw padniesz zanim zdążysz mu przerwać. Zdarzają mu się jednak takie dni, w których nie odzywa się ani słowem, a jeżeli chociaż spróbujesz się z nim dogadać, zapewne wylecisz z jego siedziby w podskokach. Wykorzystuje bezbronne dzieciaki i wadery, czasem też owija je sobie wokół palca. Jedna, góra dwie noce, to kłamliwe "kocham cię" i po wszystkim. Znika jak i twoja zrujnowana przez niego nadzieja. Ćpanie, chlanie i tyle cudownie spędzonych nocy przy heteroseksualnych kobietach i homoseksualnych mężczyznach kompletnie zrujnowało mu psychikę i zrobiło z niego kompletnego świra. Jest wiele wilków w watasze, które należy omijać: Argona, Narcyza... ale będę szczera: wolisz spotkać się z nimi, niż Darknessem. Często udaje przygłupa, aby ponabijać się z zachowania innych wilków. Bądźmy jednak szczerzy: Darkness jest sprawiedliwym sędzią umarłych. Mimo iż jest to świr, pedofil, nekrofil i morderca zna się na swojej robocie. Co prawda: kary ma surowe, jednak dobrze wie, komu się tak naprawdę należą. Nawraca każdego wilka jakiego tylko może na złą stronę mocy. Nie szanuje chrześcijan, a sam po swoim zachowaniu jest satanistą. Nie toleruje dobrych wader czy basiorów. Złych też w sumie nie. Lubi też skłaniać inne wilki do złego, co mu bardzo dobrze wychodzi. Nie jest to Lucyfer, ale i tak jest jednym z najgorszych demonów na jakie kiedykolwiek mogłeś trafić. Trudno się od niego uwolnić. Jak go zainteresujesz, to będziesz pewny, że już chyba nigdy się od ciebie nie odczepi. Uwielbia wiedzieć o wszystkim, co się dzieje w watasze. Jest podstępny i zawsze ma w zanadrzu jakiś plan awaryjny. Przeczytaj jeszcze raz zawsze i zapamiętaj sobie. Potrafi być złośliwy, a każdy mało śmieszny wykonany przez niego żart tłumaczy po prostu: "Sam/a tego chciał/a". W walce jest bezlitosny i nie ruszają go lamenty czy błagania. Jest to wilk bardzo natarczywy. Jeżeli raz powiedziałeś "nie" on tego nie zrozumie i będzie dalej tak szedł. Nie słucha nikogo i niczego. Sam jest sobie panem. Często siedzi i rozmyśla nad sensem życia, którego do tej pory nie odkrył. Darkness wiele razy próbował popełnić samobójstwo, jednak za każdym razem z tym samym skutkiem. Został albo ożywiany, albo po prostu mu się nie udało. Chorował na depresję i często miewa nawroty choroby. Nie zawsze jednak był to wilk zły do szpiku kości. Kiedyś był to naprawdę kochający ojciec i mąż. Każdego wilka szanował. Było tak, kiedy nosił imię "Warren". Obecnie jednak przestał służyć dobru. Jedyne, co go podtrzymuje przy życiu to prawdopodobnie zemsta. Wielu jednak dostrzega w nim iskierkę dobra. On jednak nie chce dalej kroczyć tą drogą. To nie jest już ten sam, poczciwy Alpha swojej starej watahy. To potwór. Nie boi się widoku krwi ani flaków. Rządny władzy. Toleruje tylko swoje poglądy, a na inne wilki nie zważa. Mogłabym jeszcze w nieskończoność wymieniać tych cech, ale na razie wystarczy. Na razie... 
Aparacja: Masywny, dobrze zbudowany i w dodatku całkiem przystojny mężczyzna. Jest umięśniony, ale nie aż tak, aby wyglądać jak ten napakowany dryblas z reklamy Oldspice. Można powiedzieć, że ma odpowiedniej wielkości mięśnie. Ma kruczoczarne włosy. Są one w wiecznym nieładzie, jednak pozbawione siwizny i zakola. Jego oczy są całkiem nietypowe. Jedno jest zwykłe, w odcieniu błękitu. Drugie zaś jest całe czarne z czerwoną tęczówką, i źrenicą zwężoną jak u smoka. Jest to sztuczne oko. Dzięki niemu Darkness widzi na podczerwień. Zwykłe oko stracił wtedy, kiedy poparzono mu twarz. W ludzkiej formie nie ma jednak śladów po poparzeniu. Darkoss jest wysoki i to bardzo. Wyższy od zdecydowanej. większości wilków w WKJN'ie. Posiada charakterystyczną bliznę na torsie. Prawdopodobnie zdobył ją już w dzieciństwie. Często można go spotkać w długim, ciemnym płaszczu. Rzadko kiedy chodzi w dresach czy jakiś luźniejszych ciuchach. Zawsze, nie ważne jaką czynność wykonuje, jest dobrze ubrany. Często jest upaprany we krwi. Zwłaszcza w wilczej formie. No a propo wilków, przejdźmy do jego zwierzęcej aparycji. Tam to sie będzie działo! Zaczynajmy więc: jest to bardzo chudy basior. Wygląda co najmniej tak, jakby przeszedł na głodówkę i od naprawdę wielu tygodni nie wziął nic do ust. Z boku wystają mu żebra. Tylko tak dosłownie. Leje się z nich krew, ale basiorowi to nie przeszkadza. Już sie przyzwyczaił. Na pysku nosi czaszkę wilka, a pod nią ukrywa okropne blizny po poparzeniach. Blizny posiada zresztą na całym ciele. Jego sierść, dawniej była puszysta, kruczoczarna i w dodatku przyjemna w dotyku, obecnie jest tylko drapiącym skórzanym futrem, którego nie za się zdjąć. Owszem, ma sporo tego futra, ale po pewnej "walce" z ogniem futro spłonęło, a kiedy odrosło było już twarde i drapiące. W dodatku nie jest teraz kruczoczarne, tylko czarne z licznymi siwiejącymi włoskami. Uszy... no cóż.. są małe, ale je posiada. Grzywę ma jak u lwa. Jest ona miękka i lśniąca, nie to co futro. Z "oczodołów" wypływa szkarłatny płyn. Nie jest to jednak krew, w każdym razie nie Darknessa. Na łapach posiada miękkie "poduszki". Zęby ma wiecznie białe i ostre, podobnie jak w ludzkiej formie. Jego pazury są w kolorze szkarłatnym. Ogon ma bardzo długi i puszysty. Na piersi basiora widnieje niezbyt starannie wytatuowane serce przebite strzałą. Darkoss wytatuował sobie je po stracie wadery, którą kochał - Ellanie. Oczy wilka to dwa, małe, szkarłatne punkciki. Nikt nigdy ich nie widział, ponieważ zasłania je maska. Maskę rzadko kiedy zdejmuje w wilczej formie, chyba, że chce przestraszyć przeciwnika lub go zniechęcić. Jest zbyt wysoki, jak na zwykłego wilka. Można powiedzieć, że jest wielkości naprawdę wysokiego konia, a tym samym przerasta innych członków WKJN. Nie posiada ani skrzydeł, ani rogów. Na jednej z łap ma za to łańcuch. Zdobył go...sam nie pamięta kiedy. Mimo, iż dawno temu już mógł go zdjąć, nie zdejmuje. Przypomina mu o zemście za swoje krzywdy. Kiedy mówi, czaszka wcale się nie otwiera, a jego oczy zaczynają się jarzyć. Obok końcówki łap posiada "frędzelki" dzięki czemu potrafi się dobrze skradać. Jak taki hobbit. Mimo, iż chciałabym bardziej rozwinąć ten podpunkt, myślę, że rozwinęłam go dosyć dobrze. Dodaj jeszcze, że w formie ludzkiej na plecach Darkness posiada wytatuowane czarne skrzydła. 
Praca: Dawniej miał swój mały zakład pogrzebowy. Szkoda tylko, że zostawił go piętnaście lat wcześniej. Obecnie jest patologiem w jakimś szpitalu. Ma okazję pobawić się uroczymi "laleczkami". Mógłby być chirurgiem, jednak dla dobra pacjentów zrezygnował z tej funkcji. 
Stanowisko: Betha
Historia: Jego historia jest naprawdę długa, pełna niespodziewanych zwrotów akcji, nieszczęśliwej miłości i śmierci. Chcesz posłuchać? Usiądź wiec wygodnie przybyszu. Kawy, herbaty? Nie? W takim razie od razu przejdę do rzeczy: pewnego razu na świat przyszły dwa mioty. Dwaj synowie wielkiego i szanowanego Alphy. Ale czy na pewno? Tytan i ówczesny Kain pochodzili z gwałtu. Mieli ciężkie życie. Matka była jedną z pięciu żon Grega - Alphy Watahy Karmazynowej Nocy. Wyszła za niego z mąż z przymusu. Gdyby tego nie zrobiła, jej rodzice zostaliby straceni. Kain wraz z Tytanem mieli po sześcioro przyrodniego rodzeństwa. Dwie siostry i czterech braci. Wszyscy, bez wyjątku, znęcali się nad bliźniakami. Nad Kainem najbardziej. Bili go, wyśmiewali, niszczyli zabawki, a najstarszy z braci nawet wykorzystywał seksualnie. Tytan był tylko wyśmiewany. A ojciec? Ojciec powalał swoim synom i córkom na wszystko. Nie popierał znęcania się nad Tytanem, za to uwielbiał znęcać się nad Kainem. Powodem był zakazany żywioł. Żywioł śmierci. Wilk był wiecznie poniżany. Wmawiano mu, że jest do niczego i nadaje się najwyżej na czyszczenie klozetu. Basior nie wytrzymywał i wiele razy próbował popełnić samobójstwo, jednak miał pecha. Albo odnalazła go matka, albo jakiś służący, albo Tytan. Matka Kaina chciała skrócić jego męki i pomogła mu kiedyś uciec do ludzkiego świata. Miał wtedy szesnaście lat. Nie wiedział jednak wielu rzeczy. Na przykład.. nigdy nie widział umarlaka. Zawsze myślał, że jak umiera, to ciało zostaje zniszczone, albo coś w tym stylu. Na ulicy, w mieście pełnym dziwnych, dwunożnych stworzeń zobaczył pewnego pana, który był właśnie nieboszczykiem. Chłopak chciał mu pomóc, ale pan nie reagował. Był przerażony. Jakiś urok? Z niewiadomego powodu po policzku zaczęły płynąć mu łzy. Wtedy zobaczył ducha owego przechodnia, który nagle zginął. Uśmiechnął się do niego i pocieszył. Opowiedział, kim jest i co się właśnie stało. Chłopiec uspokoił się. Wiedział, że ma dar do zmarłych. Zaczął wędrować po ludzkim mieście i podglądać ich zwyczajów. Po dwóch latach wrócił jednak na Deltę. Okazało się, że jego matka nie żyje. Był pewny, że to przez ojca. Coś w nim pękło i pokazała się jego gorsza strona. Oczy przekrwawione, sadystyczny uśmiech na pysku i rozbiegany wzrok. Zamglony umysł. Zanim się obejrzał, zabił z zimną krwią swojego ojca, a później rodzeństwo. Zgwałcił swoje dwie siostry. Wokół krwi leżały martwe ciała wilków. Bardzo go to podniecało, więc postanowił pobawić sie jeszcze ciałami. Później uciekł. Przygarnęła go demonica Mroku, która widziała w nim ogromny potencjał. Zaczęła go szkolić. Wtedy nie wiedział, że wszystko co robi, jest złe. I nie wiedział, że sama Mroku jest zła. Po parunastu latach chciał wrócić do WKJN. Zastał tam brata. Zawsze mieli dobre stosunki, a Tytan był bardzo rad, że odnalazł brata. Był on dobrą alphą. Mimo tak ogromnych różnic charakteru i zainteresowań bardzo się ze sobą przyjaźnili. Tytan nie wiedział nic o szkoleniu Kaina. Pewnego razu, czarny basior przechadzał się spokojnie, dopóki nie zobaczył.. Grece. Wpadła mu w oko. Zaczęli ze sobą chodzić. Był to szczęśliwy związek, a wkrótce Grece zaczęła spodziewać się potomka. Można było powiedzieć: szczęśliwa rodzina. To szczęście zepsuły narodziny dziecka. Była to wadera, w dodatku biała jak śnieg o ciemnobrązowych oczach. Darkness nie miał białej sierści, podobnie jak Grece. Ani tym bardziej brązowych oczu. Domyślił się, że Grece go zdradziła, ale nie okazywał jej tego. Nakrył ją ze swoim bratem tulącymi się czule do siebie. Zdradziła go z.. Tytanem. Wpadł w furię i zabił brata. Zapomniał jednak o jego synu. Grece postanowił ukarać. Gwałcił ją i to dosyć brutalnie każdej nocy. W dodatku trzymał ją pod kluczem. Dzieckiem postanowił się zająć sam. Nazwał waderę Kirke i mimo iż nie była jego córką pokochał ją jak własne szczenię. Pewnej nocy matka wadery popełniła samobójstwo. Co ciekawe: Kain nie wiedział z jakiego powodu. Uważał, że jedynie co robił, t stosował surową karę. Nawet kiedy nakrył Grece na zdradzie nadal ją kochał. Wędrował wraz z Kirke po wielu wymiarach oraz czasach. Nauczył ją naprawdę wielu rzeczy. Szczęście skończyło się wtedy, kiedy niespodziewanie odwiedziła ich Mroku. Kaina ogarnęło to samo dziwne uczucie, kiedy mordował rodziców. Mroku chciała zrobić z niego demona i podpisał z nią pakt. Nie zauważyła jednak, że Darkness nad swoim podpisem postawił niby nieistotną runę. Dzięki temu nie musiał płacić swoją duszą za zasługi. Mroku jednak dowiedziała się o podstępie i w zamian za to narzuciła na Kirke klątwę. Wadera zachorowała i to ciężko. Wtedy mężczyzna nie znał się na leczeniu, więc postanowił sprowadzić dziewczynę na Deltę i tam ją uzdrowić. Napotkał tam waderę imieniem Ellanie, potomkinię Tytana. Poznał również młodego Raza, oraz Agona. Wmówił wszystkim, że nazywa sie Warren Rivers i jest spokrewniony z Alphą Watahy Zachodu. Powiedział, że musiał uciec z watahy, ponieważ wuj czyhał na życie jego i Kirke. Ell postanowiła zająć się młodą wilczycą. Mimo starań białej wadery nie udało się uratować przybranego dziecka czarnego basiora. Zmarła po miesiącu na Delcie. Popadł w depresję. Pomagała mu Ell i Agon. Przyszła żona Warrena nauczyła go tajników medycyna, a Agon podszkolił go w walce. Zasiedlił się tam i ożenił. Z początku był to tylko okrutny plan przejęcia władzy w watasze, jednak po narodzinach bliźniaków, Vipera i Tytanii, naprawdę pokochał waderę. Każdej nocy wymykał się i trenował czarną magię. Raz nie mógł oprzeć sie urokowi pewnej wadery i przespał się z nią. Narodził się Anubis, a Warren zabrał go do siebie. Ellanie wybaczyła mu zdradę i wychowali basiora. Później był atak ze strony Watahy Zachodu i basior wraz z dziećmi uciekł. Wadera nie przeżyła ataku. Opiekował się dzieciakami do czasu wypadku. Dzieciaki trafiły do szpitala w ciężkim stanie, a Warren nie przeżył. Jego dusza nigdy nie opuściła ciała. Został cudem ożywiony w jakiś nieznany mu sposób. Popadł w paranoję Zapragnął władzy, więc wyzwał Mroku. Strącił ją z tronu i do dziś jest panem podziemia. Popadł w paranoję i zaczął dziwaczeć. Nie był już ani Warrenem, ani Kainem. Stał się Darknessem. Do WKJN postanowił wrócić po latach i odebrać to, co należy mu się od dawna. 
Jednak na tym wszystkim nie koniec. Owszem, odzyskał władzę, jednak nie na długo. Musiał oddać tron swojemu szczeniakowi, a sam przeszedł na emeryturę. Mogłoby się wydawać - teraz ma spokojne życie. Tak nie było. Coś w niego uderzyło jak grom z jasnego nieba i zamieniło ciałami z Argoną Ryuketsu. Basior poznał w jej ciele Ernę i Tiffany, oraz historię wyspy. Część historii Argony jakby utkwiła w jego głowie. Kiedy wrócił do swojego starego ciała z powrotem, postanowił przenieść się w czasie i wrócić na Ainersnart. Tym razem w swojej dostojnej postaci. "Wspaniałomyślne" ofiarował Alphie swoją pomoc w prowadzeniu watahy. Cud, że jeszcze nie został wydalony. Od czasu do czasu wraca na swoją watahę, jednak jako iż przenosi się w czasie, nikt nie jest w stanie tego zauważyć. 
Moce:
  • Władza na Duszami - Darkoss jest w stanie spoglądnąć w twoją duszę, nawet bez twojej wiedzy. Wystarczy, że złapie z tobą kontakt wzrokowy, a jego kaprawe, czarno-czerwone oko będzie w stanie dostrzec coś, czego nikt inny nie jest w stanie ujrzeć. Zobaczy twoją duszę, twoje grzechy i dobre uczynki. Niekiedy będzie w stanie zobaczyć też twoją aurę, moce i emocje sprzed kilku godzin.  Dodatkowo moc dodaje mu kolejny atut - potrafi sterować duszami osób potępionych.
  • Czas i Przestrzeń - Darkness potrafi teleportować się w czasie i przestrzeni. Nie potrzebuje portalu, aby dostać się do zaświatów, czy Delty. Może podróżować w czasie, co nie wywoła żadnych komplikacji. Może teleportować też inne osoby
  • Kiss me - Darkness może zjeść twoją duszę za pomocą.. pocałunku. Pozbawiony duszy jesteś nikim. żywym trupem, włóczącym się po świecie. Ale oprócz zabrania twojej duszy czarnowłosy potrafi rzucić na ciebie urok "fałszywej miłości". Oznacza to, że będziesz zadurzony w Darknessie. Będziesz od niego uzależniony, a jego obecność będzie działać na ciebie jak narkotyk. Chyba, że Darkness zechce zdjąć urok, co się rzadko zdarza.
  • Szept - Nie bez powodu nazywają Księcia Ciemności Wilkobójcem. Sam jako tako nie zawsze zabija. Stosuje swoją tajną broń... szepty. Mężczyzna potrafi nakłonić cię do zabójstwa, samobójstwa, kradzieży i innych okropnych rzeczy, które dla Wilkobójcy są czymś zwyczajnym. Nie ma szans, abyś oparł się jego szeptom.. nawet, jeżeli masz silną wolę. Po prostu się nie da.
Umiejętności i Zainteresowania: No to teraz pomyślmy, czym taki Darkness może się interesować? Sądząc po jego dziwnym podejściu do umarlaków jest nekrofilem. Co to oznacza? Podniecają go ciała, ale takie bez duszy. Uwielbia się nimi bawić, ożywiać je, rozcinać na pół oraz zjadać wnętrzności. Lubi rozcinać również istoty żywe, a przy tym bawić się w wiwisekcję. Wykonanie skomplikowanej operacji choćby na otwartym terenie nie jest dla niego żadnym problemem. Jeżeli pacjentem jest osoba, na której mu nie zależy, może mu to sprawić ogromną radochę. Lepiej więc, jeżeli trzyma się z dala od skalpela. No, ale nie każde jego zainteresowanie jest jakoś szczególnie chore lub brutalne. Interesuje się motoryzacją, a zwłaszcza motocyklami i wozami wyścigowymi, zwłaszcza starymi modelami. Ma nie mały zasób informacji na ten temat. Zawsze lubił wtrącać się w politykę, czy to watahy, czy tą krajową. Może wstyd przyznać, ale mężczyzna ma naprawdę piękny głos i potrafi naprawdę dobrze śpiewać. Nie lubi jednak tego robić, a w każdym razie na pewno nie publicznie. Uważa, że to obciach i mężczyźni nie powinni śpiewać. Potrafi też całkiem ładnie szkicować, zwłaszcza portrety ludzi i zwierząt. Nie lubi malować farbami, preferuje zwykłe ołówki, ewentualnie kredki. Wracając do muzyki: potrafi grać na gitarze zwykłej, skrzypcach oraz organach kościelnych. Zawsze kręciły go taki klimaty, mimo iż jest niewierzący. Albo powiem inaczej: wierzy w Boga, ale go nie czci. Sam uważa siebie za bóstwo. Wróćmy jednak do jego talentów. Jak wiadomo, wilk nie może umieć wszystkiego. Nawet Darkness (aż ciężko stwierdzić) nie jest wszechmogący. Nie potrafi gotować, a flaki zazwyczaj zjada na surowo. Nie ma potrawy, której by nie przepalił. Taniec to dla niego coś niepojętego. Jeżeli zaprosi cię do tańca to tylko po to, aby co chwile wpatrywać się w twój tyłeczek lub biust, o ile jesteś kobietą. Mężczyzn rzadko prosi do tańca, chyba, że ogarnia go żądza i ma ochotę kogoś pożreć lub poznęcać się psychicznie. Dla twojej wiadomości, lepiej mu odmów. Depcze ci stopy i myli ruchy. W każdym razie w tańcu towarzyskim. W solówce jeszcze ujdzie, chociaż baletnicą nie jest. Jest z niego niezwykle dobry aktor i kłamca. Zamąci ci w głowie jakąś uroczą gadką lub oczaruje swoim zachowaniem, ale gdy tylko się obejrzysz, w najmniej oczekiwanej chwili złamie ci serce, zgwałci, lub zamorduje. Trzy opcje do wyboru. Tak dobrze kłamie, że nie wiesz kiedy mówi prawdę. Jest on naprawdę genialny w tym zawodzie. A walka? Najlepiej łapami lub jego ulubioną bronią: kosą. Czasem mieczem lub toporem. Nie przepada za bronią palną, ale i jej potrafi użyć. Dla niego broń XXI wieku jest strasznie rozbudowana i..nudna. Zbyt dziecinna i łatwa. Wilkobójca nigdy nie idzie na łatwiznę! Wiesz, skąd wziął się jego przydomek, którego wcześniej użyłam? Otóż to! Większego mordercy nikt chyba na tym świecie nie widział. Bardzo lubi też torturować, ale głównie fizycznie. Uwielbia widok wykrwawiającej się ofiary i wilka stękającego z bólu błagającego o śmierć. Nie interesuje go wykańczanie ofiar psychicznie. Owszem, potrafi torturować i w ten sposób, ale czy to jego wina, że nie jest to dla Wilkobójcy zabawne? Każdego śmieszy co innego, więc nie należy mieć do niego pretensji. Lubi nocne spacery. Dla niego jest to bardzo odprężające. Noc jest jego porą. W końcu to o tej porze ludzie się kochają, mordują, gwałcą.. a to chyba trzy ulubione czynności Darknessa. Darkoss zawsze miał dobre oceny z matematyki, i do tej pory jest z niej dobry i wbrew pozorom często korzysta ze swoich matematycznych umiejętności. Fascynuje go nauka na temat demonologii. Jest demonem i uczy się czarne magii?! Można tak powiedzieć. Właściwie, co więcej, Wilkobójca nie jest demonem w pełni. Został w niego przemieniony kilka tysięcy lat temu. Wróćmy jeszcze na chwilę do medycyny. Darkoss tak bardzo się tym interesuje ze względu na swoje okropne poparzenia, które "otrzymał" od Mroku, kiedy ze sobą walczyli o tron zaświatów. Jego skrytym marzeniem jest przywrócenie dawnej świetności swojej wilczej aparycji. Ma również jeszcze jeden cel związany z medycyną, ale o tym nie rozpowiada. Gdybyś znał ów "misję" i cały charakter Wilkobójcy wiedziałbyś, dla czego. Jest nałogowym graczem w gry strategiczne i wojenne, dzięki czemu ma wyćwiczone palce oraz posiada kilka dobrych strategii. Są to oczywiście gry brutalne, wyłączając szachy. Tak, basior uwielbia sobie pograć partyjkę lub dwie. Ostatnio ciągle gra w Witchera. Czasem potrafi sobie usiąść spokojnie w fotelu i poczytać książkę. Nigdy nie sięga po romanse i obyczajowe, nawet dla dorosłych. Najczęściej są to komiksy Marvella (taki stary byk a po komiksy sięga..), thrillery, horrory, rzadziej fantasy, historyczne i kryminalne. Właśnie. Dzięki licznie przeczytanym i oglądniętym kryminałom jestem pewna, że byłby w stanie popełnić zbrodnię doskonałą! Nie ogląda telewizji, no chyba, że jakiś horror, erotyczny lub kryminał. Raz czy dwa obejrzał sobie anime, ale jakoś nie lubi specjalnie animacji. Myślę, że co do tych umiejętności i talentów to chyba tyle. Jeżeli jeszcze jakieś ma, to zapewne mi nie powiedział. 
Partner: Oj, sporo tego zdzierstwa było...
Zauroczenie: Nie tyle zauroczenie w jego przypadku, ile po prostu paranoja na punkcie tyłka Erny. 
Rodzina: Ma cudowną królewską rodzinę, którą za wszelką cenę chce wyniszczyć! Ojczulek, sadysta i pedofil, którego zamordował z zimną krwią. Matka była znośna, ale i tak umarła z tęsknoty. Kilkanaście przyrodniego rodzeństwa. Najstarszy z nich  gwałcił Darknessa jak byłem młodziakiem. Zamordował ich WSZYSTKICH. Brat, ale taki nie przyrodni: Tytan. Zabrał dziewczynę Wilkobójcy, i jest pra pra dziadkiem jego byłej żony. Zamordowany. Przybrana córka Kirke. Była dla Darkossa naprawdę ważna. Umarła na jakąś ciężką chorobę *robi znak krzyża*. Z Ellanie miał dwójkę szczeniąt: Tytanie i Vipera W całym swoim życiu miałby tych szczeniąt jeszcze więcej, bo spędził tyle cudownych nocy... Anubis, nie planowany, urodziła go jedna z kochanek mężczyzny.
Przedmioty:
  • Posiada magiczną  kosę. Dzięki niej jest w stanie sterować swoimi pupilkami. Kiedy ktoś zabierze mu broń, momentalnie rozpłynie się w powietrzu i wróci do ręki właściciela.  Jest w stanie sterować nią siłą woli.
  • Maska w kształcie wilczego łba. Nakłada ją na głowę, kiedy jest w wilczej formie. Nie jest ona magiczna. Pochodzi od wilkołaka, dzięki czemu może również dopasować się do ludzkiego wyglądu Wilkobójcy.
  • Nóż. Dobrze naostrzony, najzwyklejszy nóż.
Talizman: Magiczny pierścień. Nikt nie wie, skąd go ma. Ukradł go kiedyś pewnemu demonowi. Jest to jego skarb. Jeden z czynników, który doprowadził Kaina "Warrena" do obłędu. Pozwala mu również na bezpieczną przemianę w demona i daje mu możliwość zapanowaniem nad swoją mroczniejszą stroną. Jeżeli jednak wpadnie w naprawdę wielką furię.
Miejsce Zamieszkania: Nie ma stałego, chociaż często wbija do mieszkania Argony. Nocuje w hotelach na Arenie 1. 
Ciekawostki:
  • Mężczyzna często szaleje na punkcie krwi. Potrzebuje jej, aby nie zaatakować pewnego razu członków watahy. Jednak jego umysł można oszukać, podając mężczyźnie sok wiśniowy, truskawkowy i..kechup. Ma bzika na punkcie tego ostatniego i DO WSZYSTKIEGO dodaje ten sos. 
  • Jest martwy. Jego serce nie bije, basior nie oddycha, często "wyrzyguje" swoje narządy wewnętrzne, które i tak odrastają. Nie musi pić, jeść i spać, ale mimo to, robi to na okrągło. Trudno go też odurzyć, ale upić łatwo. Nie czuje bólu. Jednak jest w stanie się poruszać, a w jego żyłach płynie o dziwo krew. Trzyma się za to wbrew pozorom lepiej niż inni.
  • Jest masochistą, ale bardziej podniecają go rany i krew, niż sam ból.
  • Mimo, iż kochał tylko trzy osoby, był w wielu związkach. Głównie dla zabawy.
  • Nie szanuje ludzi, którzy zabijają oraz zdradzają. On sam to robi dla zemsty i też trochę dla zabawy. Uważa, że tylko on ma prawo do tak okrutnych czynów.
  • Pod wpływem mutacji jego kości stały się twarde jak stal. Dosłownie! Trudno jest je złamać lub zniszczyć.
  • Nałogowo strzela palcami. Robi to cały czas. 
  • Śmieszy go japoński akcent. Kiedy ktoś gada z nim po japońsku bezpodstawnie zaczyna się śmiać.
  • Odkąd tylko przybył na wyspę, stracił kontakt ze swoją krainą umarłych. Tutaj działa inna religia, więc nie ma dostępu do czyśćca, jeżeli jest na wyspie.
Towarzysz: Czy ktoś o zdrowych zmysłach wytrzyma z tym dupkiem?
Kontakt: Fragonia
Żetony: 4§
Poziom 1