4 stycznia 2017

Od Tyksony c.d Panicz


  Och, jakże wielkie było to upokorzenie! Ja - Tyksona Jackson, poddała się i nawet nie zamierza walczyć z jedenastoletnim sukinsynem. Albo inaczej, nie zamierza walczyć z jego chorymi przydupasami. Życie było teraz niezwykle okrutne. Tak bardzo teraz zachciało mi się odnaleźć naszą szanowną alphę i, za przeproszeniem jej świętej siostry Mixi, przypieprzyć jej w ryj i naskarżyć się na to, że siedzi tylko na dupsku niczym książę, a nam każe odwalać brudną robotę. Też mi wielki pan i władca! W dodatku w WKNie dziwnie przycichło. Zdecydowanie nie w stylu wilków.
 Nie zamierzałam dyskutować z tym ludzkim pomiotem. Zdecydowałam się pójść z nim na górę i zrobić dokładnie to, co mi rozkaże. W razie konieczności zabiję go szybko i w miarę bezboleśnie.  Chcąc nie chcąc dzieciaki pod pewnym względem trzeba szanować i dawać im fory. Już widzę te nagłówki w gazetach "wielka Tyksona zabiła jakiegoś dzieciaka". Najbardziej byłoby mi żal rodziców szczenięcia...chociaż nie. Tańczyłabym na ich grobach, gdybym tylko mogła.
 Jedno musiałam przyznać - dom był naprawdę imponujący. Wielki i piękny, trochę wyglądał jak z renesansu. Moim skromnym zdaniem.

 Dosyć długo wchodziliśmy po tych schodach. Kiedy wreszcie stanęliśmy na piętrze (nie liczyłam którym), Panicz spojrzał na drzwi do jakiegoś pokoju, jakby chciał, aby ktoś mu te drzwi otworzył. Potem spojrzał na mnie. Prychnęłam głośno i otworzyłam.
 Szczerze nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę mam się spodziewać. Pokoju pełnego zabawek, na podłodze ciuchcia, a na biurku różne samolociki?  To, co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Poczułam uderzenie i zdałam sobie sprawę, że stoję centralnie w drzwiach, zasłaniając wejście do pokoju małemu sukinsynowi. 
<Paniczu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz