9 lutego 2020

Od Lucii cd. Jamesa

Lucia z niedowierzaniem patrzyła, jak James wyciąga swój portfel i zaczyna odliczać banknoty. Widząc jego poważną minę (z drugiej strony do wszystkiego podchodził poważnie, więc może nie powinno jej to dziwić?), nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem. Po chwili śmiała się już w najlepsze, aż Von Alwas zatrzymał się w pół ruchu i popatrzył na nią spod uniesionej brwi.
– Hm? – mruknął, czekając na wyjaśnienia, co tak właściwie ją bawi.
– Koleś, ja żartowałam. – Wyjaśniła, gdy już udało jej się złapać oddech. Zlustrowała go krytycznym spojrzeniem. – Pff, naprawdę nie masz za grosz poczucia humoru.
Brew Jamesa powędrowała jeszcze wyżej. Lucia przewróciła oczami, położyła dłoń na jego portfelu, wciąż trzymanym w rękach, i lekko przesunęła go w dół, dając lekarzowi sygnał, żeby się nie wygłupiał. James sam nie wiedział, dlaczego bezwiednie poddał się tej czynności. Lucia tymczasem mówiła dalej, przemieszczając się już w stronę kuchni, a on równie bezwiednie poszedł za nią. Żeby przypadkiem niczego nie zepsuła, oczywiście.
– Daj spokój. – Machnęła ręką. – Spędziłam bardzo miły wieczór z twoim wspólnikiem...
– To nie wspólnik – mruknął, poprawiając ją, ale zignorowała go.
– Gość jest naprawdę inteligentny i jeszcze zna się na sztuce! Szkoda, że „jestem twoją drugą połówką” – zrobiła cudzysłów w powietrzu, odwracając się na pięcie w stronę stojącego w drzwiach Jamesa – bo chętnie bym z nim jeszcze poszła na jakiś obiad, jeśli wiesz co mam na myśli.
Sięgnęła po pozostawioną na blacie butelkę białego wina, które otworzył, by ją poczęstować, i znów zlustrowała go krytycznym wzrokiem.
– Ech, oczywiście, że nie wiesz, co mam na myśli. – Przewróciła oczami.
– Jestem bezuczuciowy, nie głupi.
– Jasne. To – pomachała mu butelką – wezmę sobie jako moją zapłatę. Bardzo dobre włoskie wino, lubię takie – oznajmiła i, zanim zdążył jakkolwiek to skomentować, wyminęła go i podeszła do drzwi wyjściowych. – Miło było!
– Ej, Parfavro – zaczepił ją jeszcze, gdy położyła dłoń na klamce. Uniosła brwi, odwracając się do niego zaskoczona. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało, aż Lucia zareagowała.
– Hm? 
(James?)

Od Jamesa cd. Lucii

 James zapiął na szyi złoty, długi łańcuszek pozwalając, by jadeitowy kieł odciął się wyraźnie od czarnego golfu na wysokości splotu słonecznego, po czym pewnym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Do spotkania ze sponsorem zostało jeszcze trochę czasu, więc najprawdopodobniej osobą stojącą po ich drugiej stronie musiała być towarzysząca mu tego wieczoru Włoszka. Otworzył drzwi i skinął jej głową, a jego wzrok zlustrował ją uważnie. 
— Akceptowalnie — stwierdził po chwili, przepuszczając ją w drzwiach. Jej butelkowozielona sukienka zafalowała, gdy szła, a obcasy złotych sandałów stukały wesoło o jasne drewno jego podłogi. Gdyby jej prezencja interesowała go na tyle, że przyglądałby się dokładniej, zauważyłby że chyba po raz pierwszy widzi ją nie w standardowo prostych włosach. Kręcone pasma opadały jej na ramiona i plecy, po czym zatrzęsły się lekko gdy prychnęła i poklepała go po ramieniu.
— Ciebie też miło widzieć — rzuciła zgryźliwie. James podszedł, by zabrać jej płaszcz i odwiesić go na wieszaku niedaleko drzwi. Normalny człowiek powiedziałby "Czuj się jak u siebie" albo "Dziękuję za pomoc" czy "Cieszę się, że przyszłaś", jednak chyba oboje już wiedzieli, że nie ma co się spodziewać z jego strony takich uprzejmości, więc Parfavro po prostu przeszła dalej bez słowa, oglądając jego minimalistycznie urządzony dom. Z pewnością królowała tam biel, czerń i szarości a niewielka ilość abstrakcyjnych obrazów w podobnej kolorystyce czy nieliczne sukulenty czy kaktusy potęgowały jedynie jego chłodny i nieprzyjaźnie surowy klimat. Von Alwas obserwował, jak kobieta idzie wgłąb  sporego salonu. 
— Trzeba ci przyznać, że przynajmniej jesteś konsekwentny — mruknęła, jednak mężczyzna zgrabnie zignorował ten fakt. Poprowadził jej za to do kuchni (minimalistycznej i czarno-białej, cóż za zaskoczenie). 
— Wina? — spytał krótko, na co Lucia jedynie skinęła głową, wobec czego mężczyzna wyjął z jednej z najwyższych półek szklane naczynie i nalał kobiecie lampkę białawego trunku. W piekarniku już przygotowywała się część dania, co sprawiło, że po kuchni roznosił się przyjemny dla nozdrzy zapach. W tym momencie usłyszał ponownie dzwonek do drzwi. Skinął Lucii wyjaśniająco i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Wpuścił swojego, jeśli wszystko dobrze pójdzie, sponsora i jego zastępcę z kamiennie uprzejmym, zabrał od ich kurtki i wprowadził do otwartej jadalni, gdzie mieli spędzić większość wieczoru. Z kuchni przeszła do nich również Parfavro z promiennym uśmiechem na twarzy, odstawiając na szafkę obok lampkę z winem.
— Panie Wiley, panie Verre, to jest Lucia Parfavro, moja... — mężczyzna zrobił przerwę, sam nie wiedząc, jak powinien ją zatytułować. Kłamstwo jak zawsze  nie przechodziło mu przez gardło.
— Jestem najlepszym, co go w życiu spotkało — zaszczebiotała wesoło, wyciągając do mężczyzn po kolei prawą dłoń, gdy drugą niespodziewanie objęła go w pasie. Skinął jej głową, co dla mężczyzn stojących przed nimi było zapewne przyznaniem wspaniałości jego domniemanej drugiej połówki, jednak tak naprawdę była to  próba niemego podziękowania jej, chyba po raz pierwszy podczas ich znajomości, za uratowanie sytuacji. — Miło mi panów poznać — dodała, wciąż nie zdejmując z twarzy uśmiechu.
— Może usiądziemy — zaproponował ciemnowłosy, odzyskując rezon. — Lepiej się rozmawia przy jedzeniu — uniósł kąciki ust.
— Potrzebujesz czegoś? — spytała Lucia, czekając aż pozostali zasiądą na swoich miejscach, po czym szepnęła do niego konspiracyjnie — Żartuję, i tak ci nie pomogę — puściła do niego oczko, po czym zasiadła na swoim miejscu, zostawiając miejsce dla niego. Von Alwas przewrócił oczami za plecami swoich gości i przeszedł do kuchni. Zajął się przygotowaniem resztą jedzenia i już niedługo później cztery parujące talerze z krewetkami w winie i świeżo upieczonym pieczywem. Gdy zasiadł razem z nimi przy stole zauważył, że Lucia już wciągnęła się w rozmowę z jego sponsorem. Z nazwisk i kontekstów, jakie wyłapał z tej konwersacji wynikało, że rozmawiali o... obrazach. Utkwił wzrok w Lucii, zastanawiając się, ile jeszcze rzeczy mógłby dowiedzieć się o niej, gdyby po prostu ją dotknął, jednak wtedy usłyszał z naprzeciwka głos:
— Jesteście... wyjątkowo dopasowani — przeniósł wzrok na Wileya. — Miło mi, że spełniłeś moją prośbę — dodał, patrząc przez chwilę na jego domniemaną towarzyszkę, po czym znów przeniósł się na niego. — To przypomina mi również o naszych interesach. — Uśmiech Von Alwasa poszerzył się lekko.
***
Drzwi zamknęły się z cichym trzaśnięciem i zapanowała zupełna cisza. Jedynym, co ją przerywało, był odgłos deszczu bębniącego w ściany i okna.
— Dziękuję — mruknął James, utkwiwszy mroczny wzrok drzwiach.— Co mówiłeś? Bo nie dosłyszałam. — Lucia teatralnie przystawiła dłoń do ucha.
— Dziękuję — powtórzył nieco głośniej.
— Wiesz, że to nie jest waluta do zapłaty, prawda? — James bez śladu zaskoczenia na twarzy po prostu wyjął z kieszeni portfel i zaczął przesuwać między palcami kolejne banknoty.
(Lucia?)

Od Camille cd. Lorema

   Camille tak właściwie nie była pewna, co chcieli osiągnąć poprzez to działanie, zwłaszcza na oczach tylu ludzi, jednak jeśli naprawdę czas był jedyną rzeczą, na której deficyt mogli narzekać, widocznie była to jedna z niewielu możliwych opcji.  Może mężczyzna miał jakieś odpowiedzi na którekolwiek z pytań, które byli w stanie wymyślić w tej dziwnej sytuacji? W każdym razie Lorem nie wahając się ani momentu złapał Asiniusa, jak nazwał wcześniej tego mężczyznę, za fałdy zabawnie wyglądającej dla niej togi i zaczął go ciągnąć w jakąś stronę. Kobieta podejrzewała, że wlecze go do jakiejś kryjówki albo przynajmniej bardziej ustronnego miejsca. Jednak żeby to zrobić potrzebowali odwrócić uwagę od porwania mężczyzny. A akurat to Belcourt ze swoimi zdolnościami była im w stanie zapewnić. Przeleciała nieco dalej, na drugą stronę niewielkiego, antycznego i, co było dla niej zaskakujące, pełnego ludzi placyku i skierowała się w dół, by gładko wylądować na ziemi za tłumem. Przez chwilę rozważała, w co powinna się zmienić, by uzyskać najlepszy efekt i przy okazji nie zabić połowy z nich. To coś musiało przyciągnąć ich, może trochę przestraszyć, a na pewno stanowić dużo większą atrakcję w tym pradawnym miasteczku niż niespodziewane porwanie jakiegoś mężczyzny w starej ślubnej sukience w biały dzień. Dlatego też zanim też zanim pazury czarnego jak noc kruka dotknęły bruku wyłożonego na placyku, przekształciły się w coś innego. Miękkie poduszki stworzenia muskały kamienie, złota sierść mieniła się w jasnym, włoskim słońcu, a długie jak ludzki palec kły wyszczerzyły się, gdy po okolicy rozległ się ryk. Tłum błyskawicznie zafalował, głowy odwróciły się w jej stronę, dłonie zaciskały się na togach lub ramionach bliskich osób, gdy lwica wkroczyła w tłum ludzi, powodując panikę. Rozpełzali się gdzie tylko mogli, starając się schronić przed niespodziewanie spotkanym drapieżnikiem. Plac pustoszał szybciej, niż się tego spodziewała, jednak nim została tam sama, zdołała jeszcze zobaczyć błysk niebieskiej czupryny, mówiący jej, w którą stronę powinna się udać. Lwica, wesoło machając puchatym ogonkiem, ruszyła w kierunku porwanego i swojego chwilowego sojusznika i weszła za nimi do jednego z nielicznych pustostanów w okolicy. Wnętrze było nieco zaniedbane, jednak spełniało jeden warunek - izolowało ich od reszty ludzi. Lorem zamknął za nią drzwi, jednak Camille wciąż nie powróciła do swojej ludzkiej postaci. Gdyby Asinius chciał uciec, miałaby największą szansę szybkiego złapania go. Przysiadła przy mężczyźnie w bezruchu, nie chcąc go stresować swoją dziwną obecnością. Teraz pozostało tylko czekać, aż ich śpiąca królewna powróci do świata żywych.
(Lorem?)

Od Camille cd. Akiro do Argony

  Znany już Camille świat, jej ojczyzna, otuliła ją niczym miękki koc, a jej skóra rozluźniła się. Nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, jak wielkie napięcie otaczało ją w tym drugim świecie, jak inne powietrze działało na nią do momentu, w którym wszystko wróciło do normy. Leniwego, kociego uśmiechu na jej ustach nie były w stanie pokonać ani spora liczba uzbrojonych osób w pomieszczeniu, ani też odczucia wrogości, czy to, że nie miała pojęcia, co wydarzy się w alternatywnym świecie, ani ile ich tak właściwie jest. Usadowiła się na jednym z krzeseł przy ścianie, z których miała bardzo dobry punkt obserwacyjny na większość osób znajdujących się w pomieszczeniu, do którego się przenieśli. Słuchała słów Akiro, jego żałosnego tłumaczenia się, idiotycznych prób uratowania skóry przed karą, która prędzej czy później, i tu czuła, że Alfa Watahy również się z nią zgodzi, będzie musiała nastąpić. I któraś z nich z przyjemnością się jej podejmie.  Palce Belcourt bębniły na jej kolanie nieznane nawet jej samej jej rytmy do momentu, w którym usłyszała nazwisko. Somniastis Tenebris. Wiedziała, że kiedyś je już słyszała, jednak ciężko było jej przyporządkować je do którejś z organizacji. A na pewno nie łączyła go z nazwiskiem Władysława Leniniewskiego. Spojrzała na swoją sojuszniczkę, równie ważną jak ona kobietę na Ainelysnart z lekkim zaciekawieniem. Wyglądała nie tyle na zaszokowaną, zagubioną, czy zdenerwowaną, bardziej na... zirytowaną. I to odczucie czarnowłosa w pełni podzielała.
— Też jest w Watasze, prawda? — spytała Camille cicho, chcąc się upewnić, że jej przewidywania w tej kwestii są prawdziwe. Krótkie skinięcie ze strony Ryuketsu potwierdziło jej obawy. Kobieta zmarszczyła brwi, wstając. Niestety w tej sytuacji nie mogła być zupełnie bezstronna, ani trzymać się z daleka, bo Leniniewski stanowił więcej niż tylko ważną jednostkę dla jej mafii i cała ta sprawa z pewnością mocno oddziałowywała też na nią.— Obawiam się, że on nie kłamie — powiedziała miękko Camille, stając obok Alfy tak, by tylko ona ją usłyszała. — wyczułabym to — zgodnie z prawdą nic nie wyczuła w słowach Akiro. I to ją martwiło. Wolałaby chyba wyczuć że kłamie, niż mierzyć się teraz z jego słowami. Uśmiechnęła się jednak szerzej. — Ale możemy go jeszcze przynajmniej trochę tu pomęczyć. — druga kobieta również się uśmiechnęła. — Dokładnie o tym pomyślałam. Zostanę tutaj i spróbuję wyciągnąć z niego informację razem z tymi tutaj — machnęła dłonią w kierunku ludzi dookoła, wciąż patrzących czujnie na Akiro i trzymających palce na uchwytach błyszczących w słońcu, czarnych metalowych karabinów. — A ty...— Może zostawmy go tutaj z nimi — zaproponowała Camille, zanim Argona zdążyła dokończyć wymyślanie swojego planu. — Każdy, kto zostałby zamknięty na dłuższy czas z  takimi typami, nie wiedząc, co go czeka, zacząłby panikować. A my udamy się do tego całego Tenebrisa i ściągniemy go do tego miejsca, by pogrążył tego tutaj jeszcze bardziej i sam wyjaśnił się z mętnych powiązań z Orim.  — spojrzała ponownie na więźnia, który wciąż stał grzecznie na swoim miejscu, nie wiedząc do końca co się dzieje. — Co ty na to?
(XD)

11 stycznia 2020

Od Somniatisa cd. Akiro

Zegarmistrz był właśnie w samym środku naprawy wyjątkowo delikatnego serca małego zegarka kieszonkowego, gdy zadzwonił telefon. Pęseta, którą właśnie trzymał w dłoni wyślizgnęła mu się z palców i wpadła w sam środek skomplikowanego mechanizmu, naruszając jego strukturę. Mężczyzna ułożył usta w nieme "ups" po czym odwrócił się na pięcie i pognał do telefonu. Treść wiadomości, którą przekazał mu przyjaciel zupełnie go zaskoczyła. Nie ostatnio nie spotykał wielu posiadaczy genu, nie będących w Watasze. Zastanawiając się, kim może być nieznajomy wrócił do pracy.
Gdy zadzwonił dzwonek nad drzwiami, Somniatis właśnie kończył naprawianie uprzednio zniszczonego urządzenia. Delikatnie wyciągnął pęsetę i uniósł głowę, spoglądając na wchodzących. Wyjął chusteczkę z kieszeni i otarł w nią palce, wychodząc zza kontuaru i z szczerym uśmiechem zmierzając w stronę przybyłych. 
- Dobrze cię znowu widzieć, Akiro. – Schował chusteczkę i uścisnął dłoń chłopaka. – A my się jeszcze nie poznaliśmy. Somniatis Tenebris, Zegarmistrz i gospodarz tego skromnego przybytku. – To mówiąc zatoczył szerokie koło ręką. – Miło mi pana poznać. – Czarnowłosy wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego.
- Jestem Gabriel – odparł zwięźle, ściskając dłoń Zegarmistrza.
- Pokaż mu to – rzucił niedbale Akiro, opierając się wygodnie o blat kasy. Przybysz sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej niewielki przedmiot. Podał go Somniatisowi, który delikatnie chwycił łańcuszek w dwa palce.
- Dawno takich nie widziałem – stwierdził, oglądając medalion ze wszystkich stron. – Gdy byłem dzieckiem były bardzo popularne. Mój Alpha nosił podobny, z tym że tamten był z kości. Ten musi być młodszy. Mogę go wziąć na chwilę? – spojrzał pytająco na Gabriela. Chłopak miał nietęgą minę i widać było, że nie chce się rozstawać z naszyjnikiem. – Jeśli go zbadam będę w stanie ci więcej powiedzieć o twoich rodzicach. Bo po to przyszliście, prawda? – Zegarmistrz spojrzał na swojego przyjaciela, który uśmiechnął się i rozłożył ramiona. 
- Niech będzie – zadecydował niechętnie właściciel wisiora. 
Somniatis położył medalion na dłoni i zamknął go w niej. Spojrzał na drzwi do sklepu. Potem na Akiro.
- Możesz zająć się sklepem? Muszę pójść z Gabrielem na zaplecze. 
- Jasne. Spodziewasz się kogoś? 
- Nikogo szczególnego – Mężczyzna już szedł w stronę drzwi do dalszej części warsztatu - choć istnieje możliwość, że zjawi się Trevor z zegarem ściennym. Narzekał ostatnio, że spóźnia się o trzy minuty.
  Akiro pokiwał głową, a Zegarmistrz uśmiechnął się po czym razem z Garielem zniknęli na zapleczu. Przez długi korytarz przeszli do składziku, który mężczyzna zwykł nazywać swoim pokojem. Somniatis zrzucił z kanapy do kartonowego pudła kawałki zębatek, sprężynek, blaszek i wskazówek oraz bliżej nieokreślonego złomu.
- Usiądź, nie jest wcale taka niewygodna, na jaką wygląda. – Czarnowłosy poklepał wyblakłą kapę i sam wykonał swoje polecenie. Nieco nieufnie przybysz uczynił to samo.
- Dobrze, zobaczmy – mruknął Zegarmistrz, wyciągając przed siebie dłoń, na której spoczywał nieruchomo medalion. Zamknął oczy. Wokół jego ręki w powietrzu zaczęły się kreślić świetlistą kreską okręgi i linie, dziwne, mistycznie wyglądające symbole  i figury geometryczne różnych kształtów poruszały się żywo, jakby szukając swojego miejsca w tym rozgardiaszu.  Po chwili wszystko zgasło, a Somniatis spojrzał na Gabriela. Jego niebieskie oko lśniło dziwnym blaskiem.
- Młody, około stu trzydziestu lat. I nie jest stąd. Powiedziałbym, że środkowo-wschodnia Europa. Srebro 32%, żelazo 67%, 1% inne materiały. Słabo nasączony magią, ewidentnie wilczą.
(Gabriel?)

27 grudnia 2019

Od Akiro do Gabriel i Somnatisa

Dzień jak co dzień, a jednak inny. Wszędzie było pełno ludzi, których wyciągnęliśmy z wieży. Wszyscy byli już pozbawieni każdego rodzaju namiernika. Teraz ludzie zajmowali się zbieraniem informacji od nich i wyrobem fałszywych, ale oryginalnych dowodów. Zmiana ich wyglądu również, była ważna. Przyjaciel proponował mi również zmianę wyglądu, ale wiedziałem, że mimo to i tak mnie znajdą więc to mijało się z celem. Po upływie kolejnych dni, jeden z moich towarzyszy podał mi informacje, że jedna osoba domaga się spłaty długu. Westchnąłem i spojrzałem na towarzysza.
- Umowa tam gdzie zawsze.
- Przekaże. - Odparł i zniknął, a ja wraz z Bonim udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Następnego dnia wstąpilismy oboje do cukierni i kupiliśmy sobie po cieście.
- Dzisiaj masz spotkanie z tym gościem co coś chciał od ciebie wczoraj.
- Tak, jak chcesz możesz  iść ze mną, lub  pilnować reszty.
- Zostałbym. - skinąłem głowa, po zjedzeniu deseru, zapłaciłem sprzedawcy za  usługę,  a raczej za towar i z Bonim udaliśmy się  na pociąg. Weszliśmy do pociągu i zajęliśmy miejsca siedzące, wyciągnąłem sprzęt i zacząłem sprawdzać informacje jakie padały na temat wieży, a Boni obserwował świat za oknem.  Przewijałem newsy i wszystko szło po myśli prócz aspektu, że o ten atak zostały posadzone wilki. Westchnąłem i zgasiłem ekran telefonu, wyciągałem z torby maski jedna z nich dałem Boniemu.  "Arena 8"  Rozbrzmiał głos w głośniku. Założyliśmy maski i podeszliśmy do drzwi, gdy pociąg dojeżdżał na stacje, gdy drzwi się otworzyły  ruszyliśmy do miasta z Areny 8 od razu uderzyła w nas muzyka grana na tym terenie. Kupiliśmy coś do picia, a młody chciał watę po czym ruszyliśmy w mroczniejsze tereny tej zbieraniny. Zasiedliśmy na ceglanym "balkonie" i rozmawialiśmy  o różnych rzeczach. Po jakimś czasie, było słychać głos jakiegoś faceta i milczenie kota.
- Wcale się nie zgubiłem. - mówił mężczyzna, a my go obserwowaliśmy, chłopak zaczął mocno się rozglądać. Zaplotłem nogi na róże i zawisłem głową  w dół  przed chłopakiem, który odskoczył z lekkim szokiem do tyłu.
- Co się boisz Gabriel, czyż to mnie czasem nie szukał? - uśmiechnął się pod maska wiec chłopak tego nie widział, moje oczy zabłysły czerwienia przez co mogłem pokazać mu co chce. Ściągnąłem maskę.
- Więc ty jesteś Fox? - Zapytał zaciekawieniem wpatrując się w "maskę mając na twarz"
- Tak, wiec w czym masz problem.
- Chce kogoś znaleźć. -powiedział i wyciągnął medalion z wilkiem, wziąłem go w dłoń i się mu przyjrzałem.
- Huhu.... Dawno nie widziałem tego symbolu. - Powiedziałem z uśmiechem ściągając iluzje.
- Należał do mojej matki, chce znaleźć rodzinę.
- Da się załatwić bracie. - Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Somnatisa.
- Jo Som będę u ciebie za jakieś dwie godziny, przyprowadzę kogoś z "rodziny".  - Powiedziałem spokojnie po czym się rozłączyłem. - To idziesz z nami. - spojrzałem w górę. - Boni idziemy!  -zawołałem i chłopak po chwili, był na dole. Ruszyliśmy do pociągu i wysiedliśmy na terenach nadmorskich, weszliśmy do sklepu z zegarkami.
-Witaj Somi. -Przywitałem się z przyjacielem i wytłumaczyłem mu kto przylazł  ze mną.
(Somniatis?)

19 grudnia 2019

Karta postaci towarzysza - Leon

Imię: Leon
Płeć: Chłopak
Wiek: Rok 
Typ: Wspierający
Rasa: Zwykły kot, -pół pers, ojciec nie znany
Cechy charakteru: Leniwy,  kocha jeść, boi się obcych, oddany właścicielowi, uwielbia pieszczoty, lubi się obrażać i spać, nawet inteligentny.
Historia: Gdy się urodził mieszkał z mamą u właścicielki przez 3 tygodnie. Potem Noc go przygarnął. Potem sprawił, że kotek wyglądał z każdym dniem jakby zjadł sam siebie. Ma nadwagę i to bardzo widoczną. Jego właściciel twierdzi, że mówi, więc nie wyprowadza to z błędu. Całe dnie spędza na kanapie lub jak każą to wychodzi na podwórko, wtedy nie opuszcza Nocy nawet na krok, bo boi się, że się zgubi.
Moce i umiejętności: Nie ma mocnych na jego apetyt. Potrafi polować. Wspinać się na drzewa oraz dużo spać i narzekać.
POZIOM 1
| Siła: 1 | Zręczność: 3 | Szybkość: 1 | Moc: 1 | Spostrzegawczość: 1 | Wytrzymałość: 1 | Refleks: 1 |
Właściciel: Noc

Karta postaci - Gabriel Noc

Dane osobowe

Imię i Nazwisko: Gabriel Noc
Pseudonim: Nikt
Płeć: Mężczyzna
Pochodzenie: Nieznane matka porzuciła mnie po porodzie
Data urodzenia: 07.10.1998
Przynależność: Żadna
Stanowisko: brak
Klasa: Posiadacz zwierzęcego genu [Wilka]
Praca: Chemik i przy okazji handlarz, wolontariusz 
Orientacja: Na razie żadna
Partner: Kto by to chciał
Rodzina: Rodzice nieznani. W domu dziecka miał przyjaciela, który niestety zmarł podczas walki. Po jego śmierci nikomu więcej nie dał się do siebie zbliżyć.
Miejsce zamieszkania: Arena 1 
Dom posiada piwnicę, w której znajduje się laboratorium oraz pomieszczenie "prawdy" do zmuszanie ludzi, aby zaczęli mówić.

Charakter

Szczery, wmawiany sobie samotnik, opiekuńczy, po trochę pesymista, realista i optymista. Uważa, że nic mu się nie należy, bo jest sierotą i że wszystko to jego wina. Pomoc innym go uszczęśliwia. Kobieciarz, niestwierdzony schizofrenik. Choć jest bardzo mądry, często zachowuje się jak idiota.

Aparycja

©Sithussssssssususus
Ma czarne włosy. Jego tęczówki majom odcień strasznie jaskrawego turkusu, choć pod wpływem emocji jaśnieją lub ciemnieją. Jest bardzo wysportowany. Dzięki częstym zbawieniem się w ganianego przez policję. Zawsze to on musi uciekać. Na co dzień nosi: czarne buty, w tym samym kolorze spodnie, rękawiczki skórzane, płaszcz oraz mało podręczną listonoszkę, gdzie przechowuje swoje narzędzia pracy. ( waga, tasaki, zipki, shuriken, karma dla kota, itp). Jego koszula jako jedyna się wyróżnia z jego ubioru ponieważ jest w kolorze białym. Na której swobodnie zwisa medalion. Jedyna pamiątka po rodzicach. Ciuchy zakrywają jego blizny, które opowiadają miele historii z jego życia. Jego styl chodzenia nie wyróżnia to z tłumu.

Historia

©Nieznane
Jako noworodek został odrzucony do okna życia. Gdy został odebrany z niego miał przy sobie medalion z obrazkiem, na którym był wilk, który po oby dwóch stronach ma węże, wyglądające jak strażnicy. Przypominał herb. Był bardzo cichym i samotnym dzieckiem, pomimo że wszyscy do niego lgnęli. Już jako małe dziecko zaczął ukazywać swój niezwykły dar, którym był nie zwykle dobrze rozwinięty umysł. Dzięki temu, choć pochodzi z domu dziecka w wieku 18 lat zrobił doktorat. Co pomogło mu w dalszych działaniach jako chemik oraz diler. W wieku 20 lat postanowił także zajmować się zielarstwem. Odkąd pamiętał zawsze poświęcał się innym. Gdy ktoś potrzebował pomocy zawsze był i nigdy nie oczekiwał nic w zamian, choć życie zbiegiem czasu nauczyło go,  że zawsze każdy jest zależny od drugiej osoby i aby pomóc większej grupie sam musi żądać przysług, które kiedyś mogą się przydać. Rok temu przygarnął kociaka.

Moce, umiejętności i zainteresowania

  • Zmiennokształtność
  • Potrafi opuszczać ciało i wchodzić w innych ludzi czy też zwierzęta oraz rośliny,
  • Zawieranie kontraktów (czyli jego przysług)
  • Reszta mocy nadal w ukryciu...
Dzięki nieprzeciętnemu intelektu jest prawie nie do pokonania, potrafi wytwarzać trucizny, którymi nabiera swoje ukochane noże, które dostał od nieżyjącego przyjaciela oraz odtrutki.
Hobby: dilerstwo, maltretowanie kota, choć nie ma nawet pojęcia, że to robi. Po prostu go kocha. 

Przedmioty 

  • Wisiorek, który dostał od matki tak naprawdę jest kluczem do rozwiązania zagadki kim jest. 
  • Miecze
  • Shuriken

Ciekawostki

  • Ma pupila, który jest zwykłym, niegadającym kotem, lecz ten schizofrenik uważa, że on gada. Kot jest pól persem po matce, ojciec nieznany. Koloru rudego. Kot ma rok A wygląda tak jakby zjadł sam siebie. Właściciel kocha go przekarmiać, bo uważa, że jest zawsze głodny. Kot nazywa się Leon, lecz właściciel woła na niego czasami kot katastrofa.
  • Towarzysz: Kot Leon 

Achievementy


Kontakt: magdalenakorga754@gmail.com

Od Gabriela do Akiro - "Jak tu trafił"

Zostatniej chwili. Gabriel Noc jest poszukiwany przez policję. Porwał, torturował i zabił 4 osoby. Poszukiwany jest nie bezpieczny i pewnie jest uzbrojony ostatni raz był widziany w centrum handlowym stokrotka. Policja prosi o ostrożność oraz jeśli ktoś widział lub wie gdzie może przebywać prosi o kontakt z  najbliższym komisariatem policji. Ukrywanie podejrzanego jest nie rozsądne i karane.
Taki komunikat został podany przed chwilom w telewizji, gdy Gabriel brał prysznic. Nagle spod prysznica wyciąga go  dźwięk telefonu, który został położony w sypialni. Gabryś szybko wychodzi spod prysznica cały mokry i nagi biegnie do pokoju. Gdy dobiega widzi, że do telefonu który zostawił na biurku łasi się udzielać.
- Dupku zamiast tulić się do tego telefonu odebrał byś go.
- Miał.
- Dobra zaraz cię nakarmię.
Odpycha kota od telefonu i odbiera. 
- Hej
W słuchawce słyszy znajomy głos. To jego znajomy Miron.
- Czego chcesz przeszkadzasz mi jeszcze nie ma towaru.
Mówi zdenerwowany. Tyle razy mu mówił by mnie dzwonił a ten i tak to zrobił
- Nie po to dzwonię.
Tłumaczy się mały ćpun i wyjaśnia nie dając Nocy cokolwiek odpowiedzieć.
- Oglądałeś poranne wiadomości? Kogo zabiłeś? O co chodzi?
- Co? Co ty do mnie pierdolisz?
Odpowiada szatyn już coraz bardziej włożony.
- No normalnie w telewizji pierdoli jakaś babka że jesteś poszukiwany za zabicie czterech osób.
Wyjaśnia chłopak z niepokojem. Gabriel wywraca oczami.
- Gdzie to niby mówią? Na jakim kanale?
Pyta chwytając pilot który leżał na biurku przy siedzącym Leonie. Włącza telewizor.
- Puść na jedynkę
Odpowiada ćpunek. Noc przełącza pośpiesznie na jedynkę a tam kobieta mówi że jest poszukiwany.
- Co to ma być ? Przecież nic takiego nie zrobiłem?
Tłumaczy się.
- Dobra ja kończę. Towaru i tak nie mam.
Rozłącza się i w pośpiechu wybiera numer z listy w telefonie nazwanej  przysługi i czeka.  W tym samym czasie podchodzi do szafy i pośpiesznie wyciąga  swoje codzienne ubrania. Po trzecim sygnale ktoś odbiera.
- Pamiętasz mnie? Z tej strony Gabriel Noc.
Mówi całkowicie innym głosem. Spokojnym i pełnym seksu.
- Tak pamiętam. Mówiłeś że kiedyś się odezwiesz czekałam.
Odpowiada kobieta. Lecz wcale nie jest przestraszona wręcz przeciwnie cieszy ją jego telefon.
- W czym mogę ci pomóc Gabrieli.
Pyta się.
- Twój mąż nadal zajmuje się fałszerstwem?
Pyta się zapinając już spodnie i maszerując do kuchni by nakarmić kora, który idzie tuż zanim pomrukując szczęśliwie że na teście dostanie jeść.
- Tak. Wiesz gdzie mieszkam przyjedź. - odpowiada kobieta oraz się rozłączyła.
- Kocie zrobimy sobie wycieczkę. Powiedział do zajadającego przysmaki otyłego rudego puchu  na czterech łapach. Kociak powoli przełknął i popatrzył się na przyjaciela.
- Ty głupi czy głupi? Przecież my tu nie wrócimy za tych dwóch ziomków a tym bardziej jak zrobiłam nalot i znajdą jeszcze jednego co miałeś parę dni temu wywieść do lasu a nadal tego nie zrobiłeś... A mówiłem że się tak skończy że tą przysługę możesz sobie darować i tak ten fagas tej baby nie żyje a  za śmierć jej chłopa i goryla zrobiły się cztery. Ja lepiej pójdę się spakować a ty nie stój jak ten fiołek tylko spakuj mi jeść.
Zamiast zrobić jak powiedział to znów wrócił do jedzenia.
- Ty se jedź a  ja nas spakuje i pozbędę się gościa.
Po tych słowach kucharz poszedł do sypialni, spod łóżka  wyciągnął klasycznym torbę podróżną o położę oczywiście czarnym jak praktycznie wszystko co nosił. Położył ją na łóżko i podszedł do szafy z której wyjął kilka ubrań i bieliznę na zmianę. Poskładał je w idealnym kostkę i włożył do torby. Potem podszedł do  biurka które stało idealnie na przeciwko łóżka. Odsunął je delikatnie i z wnęki w ścianie którą zasłaniało biurko wyciągnął da miecze. Przysunął  biurko powrotem na miejsce i chwycił leżący na nim laptop z ładowarką. Wszystko również wpakował do torby. Do niej jeszcze doszedł szary puszysty koc mała okrągła jasno niebieska poduszka na której spał kot oraz przekąski dla kota i Gabriela. Po opakowaniu się nie zwracając uwagi na kręgowego się pod nogami kota poszedł do piwnicy. Piwnica była ogromna chyba większe niż dom. Było w niej pełno drzwi nie do końca wiadomo od czego. Gabriel wraz z kotem otworzyli  jedne i weszli do środka. To była mroczne sala tortur. Na środku stało krzesło przy drzwiach były różne pułki z przyklejonymi do nich naklejkami, typu: kleszcze, piłka do metalu, rozpuszczalnik, palnik, alkohol igły, nicie  itp. Po bokach były kajdany przymocowane do ścian. Do jednych z nich był przyczepiony mężczyzna. Był brudny i nagi. Widać było że jest wyczerpany i głodny. Ponieważ nie minął ani gram tłuszczu, same kości i skóra. - Masz szczęście. Mam dobry dzień i cię nie zabije, a wręcz przeciwnie wypuszcza na wolność.
Powiedział Gabriel podchodzić do mężczyzny. Ten tylko podniósł lekko głowę i opuścił. Wiedział że Gabriel kłamie. Tak długo to tu trzymał i torturował. Teraz niby miało być inaczej? Jeśli tak to tylko dlatego że to nareszcie zabije. Noc odepną chłopaka i wziął to na ręce. To nie było zbytnio trudne ponieważ był jak piórko. Wyszedł z nim z pokoju i zamknął drzwi na klucz. Wszedł i do innego pokoju tym razem pokój wyglądał trochę inaczej lecz nadal przerażająco. Ten wyglądał jak typowa kostnica. Stół dał nieboszczyków, akcesoria do sekcji zwłok i jakieś ubrania w szafie. Mężczyzna na rękach Gabriela uważnie popatrzył na pokój i wiedział że to już koniec. Ale był szczęśliwy bo na reszcie odpocznie a  noc i tak nic się od niego nie dowie. Niebiesko Oki położył chudzielca na stole. Podszedł do zlewu. Wziął stojąca obok wiaderko z gąbkom w środku i nadał letniej wody. Podszedł z wiaderkiem do chłopaka .
- Co teraz będziesz to mył? 
Zapytał kot. Gabriel nic mu nie odpowiedział tylko wycisnął gąbkę i zaczął myć mężczyznę.
- Tak myj to mamy na tyle czasu zanim tu psy wpadną. Powiedział rudzielec i sobie usiadł by obserwować poczynania chłopaka. Gabriel po dokładnym i delikatnym umyciu ofiary ubrał go w garnitur. 
"No czyli zostanę pogrzebany żywcem. Jebany psychopata i tak mu nie powiem że szef bił i kazał nam gwałcić swoją żonę, bo i tak to lepsza śmierć niż goryla szefa." pomyślał ledwo oddychający chłopak. Szatyn spod stołu wyciągnął torbę i przerzucił ją przez ramię. Wziął chłopaka na ręce i spełnieniem głowy dał znać Leonowi że wychodzą. Po sprawdzeniu dokładnym że drzwi od piwnicy są zamknięte poszedł do garażu. W garażu stał piecio-drzwiowy 
Mercedes-Benz CLS 2019 koloru krwistej czerwieni i niebiesko czarny ściągacz Deco-Wall
Wsadził ofiarę do samochodu i obok niego położył torbę. Wrócił się do domu po swoją torbę na ramię i po smycz dla kota. Sprawdził czy wszystko jest pozamykane i wrócił do samochodu. Odpalił i ruszył w stronę domu kobiety z którą przedtem rozmawiał.
***
- Zostań w środku i go  pilnuj.
 Powiedział Gabriel do kota i wyszedł z auta.
Ruszył w stronę małego domku na przedmieściach miasta. Gdy był już w połowie z domku wyszedł mężczyzna. Ciemny blondyn z tęczówkami w położę letniej trawy. Niezbyt dużej postury ubrany w czerwoną koszulę  i jasne dżinsy. Gdzieś tak koło czterdziestki. Gdy się spotkali blondyn wyciągnął rękę na powitanie. Młodzieniec mocno i pewnie ją uścisnął.
- Więc chcesz abym załatwił Ci nową tożsamość? 
Powiedział Miłosz z lekkim niepokojem w głosie.
- Nie potrzebuje tego.  - Odpowiedział niebieskooki i szybko dodał. - Chodzi o majom rodzinę.
- Aha im mam zmienić. - Powiedział mężczyzna zerkając do samochodu.
- Też nie. - Odpowiedział trochę speszony.
- Więc o co chodzi? Ja się jeszcze tylko znam na finansach. 
Powiedział blondyn. Miał tylko nadzieję że nie będzie musiał ukrywać tego przemarzniętego i wygłoszonego mężczyznę. Który siedział na tylnym siedzeniu.
- Szukam mojej rodziny. Jako małe dziecko zostałem porzucony do oka życia. Matka zostawiła mi tylko ten medalion. Wiem że jest kluczem do rozwiązania zagadki. Kim jestem. Tym bardziej że od kilku lat dzieje się zemną coś dziwnego. Coś nie wytłumaczalnego i wiem że ty możesz mi pomóc. Wszystkie moje tropy prowadził do ciebie oraz do jakiejś grupy lecz do tej pory jej nie odnalazłem a  jak pewnie słyszałaś już w telewizji mam mało czasu. 
Młodzieniec ściągnął medalion i wręczył Miłoszowi. Zielonooki przyjrzał się naszyjnikowi. 
- Wiem kto może ci pomóc.
(Akiro?)

3 grudnia 2019

Od Akiro cd. Argona do Camill

Po zabraniu z bunkra trzech broni wyszedłem i ruszyłem w ich stronę, jakie było wielkie moje zdziwienie, jak zauważyłem dwójkę podległych Argony. Zanim czarnowłosa zaczęła swój istny monolog, zwinąłem broń i ukryłem w pniu. Słysząc jej słowa, uśmiechnąłem się złośliwie
-Może wyglądam na tchórza, ale nim nie jestem. -odpowiedziałem lekko zdenerwowany, podszedłem do czwórki ludzi. -To jak wracamy? -Brew pozorom, jakie mogły wywrzeć wrażenia na dwóch przedstawicielkach różnych mafii. Gdy portal się otworzył, wszyscy przeszliśmy do naszego świata, po drugiej stronie, było trochę ludzi z obu stron. Nagły dźwięk przeładowywania broni dotarł do moich uszu, a następnie zauważyłem wymierzone we mnie skorpion 61, gloki, M4 i AK. -Na i po co wam te nerwy. Powiedziałem, podnosząc ręce w geście poddania, Argona z Camill uspokoiły towarzystwo. -To ,jak chcecie, z przyjemnością opowiem wam wszystko na temat "upadku serca" powiedziałem po opuszczeniu dłoni i rąk, po jakiś tam wtrąceniach przeszliśmy do jakiegoś innego pomieszczenia.
-Więc powiesz, nam coś czego nie wiemy? -zapytała towarzyszka broni Argony.
-Macie dość dobry wywiad więc wątpi, bym was zaskoczyły. Więc, zaczynając od samego początku. Plany ataku ustaliliśmy razem z Władysławem Leniniewskim no bardziej to większość planu była jego pomysłem. Tak jak wiecie chodziło o zniszczenie wieży, ale tego czego wam nie powiedzieli, to że wszyscy więźniowie z magicznymi zdolnościami i ci, którzy są po stronie Watahy i zarazem mafii zostali uwolnieni. Akcja miała zarazem zrobić zasłonę dymną dla Władysława, który odsunął się w cień pod pretekstem własnej śmierci.
-Łżesz! -usłyszałem głos jednej z kobiet i mocne uderzenie w ławę.
-Miło, że nadal uważacie, że kłamię jak z nut. -przyjrzałem im się spokojnie. -Ale pomyślcie trzeźwo, czy mi się to opłaca, poza tym, jak mi nie wierzycie, jest jeszcze jedna osoba w watasze, która widziała go na oczy i przeżyła.
-Kto to był!? -Argona podniosła wzrok a ja czułem z musze jej powiedzieć, coś mnie do tego zmuszało
-Somnatis  Tenberis.
(Miłej zabawy)