9 lutego 2020

Od Camille cd. Lorema

   Camille tak właściwie nie była pewna, co chcieli osiągnąć poprzez to działanie, zwłaszcza na oczach tylu ludzi, jednak jeśli naprawdę czas był jedyną rzeczą, na której deficyt mogli narzekać, widocznie była to jedna z niewielu możliwych opcji.  Może mężczyzna miał jakieś odpowiedzi na którekolwiek z pytań, które byli w stanie wymyślić w tej dziwnej sytuacji? W każdym razie Lorem nie wahając się ani momentu złapał Asiniusa, jak nazwał wcześniej tego mężczyznę, za fałdy zabawnie wyglądającej dla niej togi i zaczął go ciągnąć w jakąś stronę. Kobieta podejrzewała, że wlecze go do jakiejś kryjówki albo przynajmniej bardziej ustronnego miejsca. Jednak żeby to zrobić potrzebowali odwrócić uwagę od porwania mężczyzny. A akurat to Belcourt ze swoimi zdolnościami była im w stanie zapewnić. Przeleciała nieco dalej, na drugą stronę niewielkiego, antycznego i, co było dla niej zaskakujące, pełnego ludzi placyku i skierowała się w dół, by gładko wylądować na ziemi za tłumem. Przez chwilę rozważała, w co powinna się zmienić, by uzyskać najlepszy efekt i przy okazji nie zabić połowy z nich. To coś musiało przyciągnąć ich, może trochę przestraszyć, a na pewno stanowić dużo większą atrakcję w tym pradawnym miasteczku niż niespodziewane porwanie jakiegoś mężczyzny w starej ślubnej sukience w biały dzień. Dlatego też zanim też zanim pazury czarnego jak noc kruka dotknęły bruku wyłożonego na placyku, przekształciły się w coś innego. Miękkie poduszki stworzenia muskały kamienie, złota sierść mieniła się w jasnym, włoskim słońcu, a długie jak ludzki palec kły wyszczerzyły się, gdy po okolicy rozległ się ryk. Tłum błyskawicznie zafalował, głowy odwróciły się w jej stronę, dłonie zaciskały się na togach lub ramionach bliskich osób, gdy lwica wkroczyła w tłum ludzi, powodując panikę. Rozpełzali się gdzie tylko mogli, starając się schronić przed niespodziewanie spotkanym drapieżnikiem. Plac pustoszał szybciej, niż się tego spodziewała, jednak nim została tam sama, zdołała jeszcze zobaczyć błysk niebieskiej czupryny, mówiący jej, w którą stronę powinna się udać. Lwica, wesoło machając puchatym ogonkiem, ruszyła w kierunku porwanego i swojego chwilowego sojusznika i weszła za nimi do jednego z nielicznych pustostanów w okolicy. Wnętrze było nieco zaniedbane, jednak spełniało jeden warunek - izolowało ich od reszty ludzi. Lorem zamknął za nią drzwi, jednak Camille wciąż nie powróciła do swojej ludzkiej postaci. Gdyby Asinius chciał uciec, miałaby największą szansę szybkiego złapania go. Przysiadła przy mężczyźnie w bezruchu, nie chcąc go stresować swoją dziwną obecnością. Teraz pozostało tylko czekać, aż ich śpiąca królewna powróci do świata żywych.
(Lorem?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz