20 listopada 2014

Od Mixi do Roswell`a

Roswell patrzył na mnie zaskoczony.
- Co? - zapytał po chwili.
- O Zeusie! Pomóż mi, bo zaraz nie wytrzymam i go rozszarpię - spojrzałam błagalnie w niebo. Wokół mnie już zdążyła się zrobić dość duża kałuża krwi.
- Miałeś może dzisiaj jakieś niepokojące sny? - warknęłam przez zaciśnięte zęby. - Bo wiesz mi śniło się, że ranił mnie jakiś wilk wyglądający identycznie jak ty i ranił mnie. Obudziłam się z krzykiem, ale rany powstałe podczas snu wcale nie zniknęły...
-No, owszem śniło mi się coś takiego... - był znudzony.
- Ciesz się, że masz do czynienia ze mną, a nie z Akumą czy byłą Alphą Argoną, bo już byś nie żył - wycedziłam.
Po chwili uspokoiłam się nieco.
- Ty na prawdę masz szczęście... - mruknęłam i ruszyłam w stronę nory szamanki.
- Czemu? - zatrzymał mnie głos Roswell`a.
- Jeszcze jedno słowo i twoje obrażenia będą dużo gorsze od moich - warknęłam. - Uwierz mi nawet z tymi ranami jestem silna.
(Roswell? Sorry, że tak długo... ;P Połowa mi się skasowała)

18 listopada 2014

Od Assumi do Vincenta


-Dobra. Pomogę Ci.  –Powiedziałam i szybko pobiegłam w stronę jakiejś wolnej jaskini.
-To wolna ja…- Zaczęłam, ale zauważyłam, że basiora przy mnie nie ma. Rozejrzałam się. Dopiero po kilku sekundach Vincent wyszedł z zza drzewa.
-To był falstart… -Wypowiedział zdyszany wilk.
-Gdybyś był w lepszej formie bez problemu dogoniłbyś mnie. –Uśmiechnęłam się jedną połową pyska. – Podoba się nora czy nie?
Wilk bez przekonania pokręcił głową.
-Ok. Trochę zmienimy te szukanie. –Złapałam Vincenta za łapę i wypowiedziałam zaklęcie. Basior skurczył się do wielkości myszy, a darł się przy tym jak stare prześcieradło. Wsadziłam go sobie na głowę. – Ja będę zatrzymywać się przy wolnych grotach, A ty będziesz mówił czy chcesz tu zamieszkać czy nie. Trzymaj się mocno!
Pobiegłam w stronę kolejnej potencjalnie wolnej lokalizacji dla wilka.
(Vincent?)

Od Assumi do Vincenta

Wyjęłam z pudełka małą czerwoną kulkę i rozgniotłam ją na stoliku. Szybko pobiegłam nad jakiekolwiek jezioro. Oczywiście najbliższe było Jezioro Strachu. Nabrałam wody do kubeczka, a wąż się wyłonił spod wody.
-Cześć! - Krzyknęłam z dołu i biegiem wróciłam do jaskini.
Podeszłam do stolika i wrzuciłam do niej małe kawałki czerwonej kulki. Natychmiast woda stała się czerwona. Dałam Rose do wypicia.
-Vincent. Ona się wykrwawi. To lek tylko na chwilę wstrzymujący kaszel. -Powiedziałam przestraszona. - Ja sobie z tym nie poradzę. Znajdziesz szamankę?
Wilk tylko przewrócił oczami i odparł:
-Ale ja jej nie znam...
-A myślisz, że ja znam? Wiem tylko, że jej imię zaczyna się chyba na "E". Najlepiej by było, gdybyś poszedł do Mixi i nie biegał w różnych kierunkach. Jeśli jej nie znajdziesz to Rose... -Słowo "zginie" dziwnie nie chciało przejść mi przez gardło i zamilkłam na chwilkę. - Udławi się własną krwią.
Wilk nie odpowiadając wybiegł jaskini.
(Vincent?)

UWAGA!!

Od dzisiaj wszyscy, którzy w ostatnim miesiącu nie napisali jeszcze opowiadania (lub w ogóle go nie napisali) zobowiązani są do wysłania ich mi maksymalnie do soboty do 22.13. Od tej daty nie ma odwrotu ani odwołania, wilki zostaną stracone na ZAWSZE. 
Pozdrawiam
Lalkarz

Kiiyuka

kontakt: loock
Imię: Kiiyuka
Pseudonim/zdrobnienie: Ki
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata (nieśmiertelna)
Żywioł: mrok
Patron/i: nie ma
Cechy charakteru: złośliwa , zła , szalona miały być co najmniej 4
Cechy charakterystyczne: czapka z jej imieniem
Stanowiska: Zabójca
Historia: Ta je mni ca ;P To nie są trzy zdania, wracaj do pierwszej klasy, bo liczyć do 3 nie umiesz, dziecko.
Motto: "Nikomu nie wolno wieżyc" A wielkie litery to co? Pies?
Moce:
  *zabija 1 uderzeniem
  *teleportowanie
Umiejętności:
  *szybkość
  *zwinność
Partner: szuka
Zauroczony/a w...: Nivan
Data urodzenia:13.08.2011
Talizman: Różowa wsztążka na ogonie
Nora: Nocuje na drzewach
Głos: Kamisama hajimemashita
Inne zdjęcia: 1   

Od Doctora do Korso


- Tak! - powiedziałem stanowczo i kierując się zapachem pognałem za waderą
  Robiło się ciemno, ale korzystając z zapachu bezbłędnie omijałem wszelkie przeszkody. Za mną słyszałem sapanie i sporadyczne jęki Korso, który widocznie nie miał tak dobrego węchu...
  Biegliśmy dobry kwadrans, gdy wreszcie ujrzałem czarno-białą waderę.
- Maggie! - krzyknąłem do niej, lecz ona się nie poruszyła - Maggie!
- Doctorze! - usłyszałem głos Korso - Zaczekaj!
  Ale nie czekałem. Podbiegłem do wadery i stanąłem koło niej dysząc lekko.
- Maggie? - pomachałem jej łapą przed rozszerzonymi w przerażeniu oczyma - Maggie? Co się stało? Zobaczyłaś ducha...?
- Doctorze... - koło mnie przystanął Korso, a na jego pysku wśród źle skrywanego bólu pojawił się... zimny smutek - Spójrz
  Uniósł łapę i wskazał coś, leżącego na skraju światła księżyca, co musiało być tam od jakiegoś czasu, a na co zwróciłem uwagę dopiero teraz... Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w jego kierunku.
- Co to...?
  W tym momencie czarny kształt przemknął koło mnie i zagrodził mi drogę. Maggie ze zjeżoną sierścią nie pozwalała mi podejść bliżej owego obiektu, jednak już z tej odległości widziałem co to jest... Serce mi zamarło, na widok czerwonej posoki, zlepiającej białe futro i pustego oczodołu... Leona. 
- Nie pozwolę wam go tknąć! - warknęła Maggie groźnie, jednocześnie otaczając olbrzymią bańką basiora - Odejdźcie! Sama go stąd zabiorę! Nie chcę was więcej widzieć! To wszystko wasza wina!!
- Maggie... - powiedziałem cicho - Przykro mi... tak bardzo, bardzo mi przykro... ja...
  W oczach wadery zabłysnął morderczy błysk i zapewne by mnie wtedy zabiła, gdyby nie błyskawiczna reakcja Korso, który wytworzył przede mną zaporę z lodu.
  Zniekształcony przez ciało obraz Maggie zafalował gniewnie, a oczy błysnęły złotem. Wadera odwróciła się i ponownie zniknęła w lesie.
(Korso?)

Od Arii do Alicji

  Królik był całkiem smaczny, ale dziwiło mnie, że wadera nie je go ze mną.
- Alice... czy mogę cię o coś zapytać? - powiedziałam nieśmiało
- Jasne! - wadera uśmiechnęła się lekko - O co chodzi?
- Dlaczego jesz owoce? 
- Bo jestem wegetarianką, głuptasie - roześmiała się, a ja zrobiłam zdziwioną minę
- Co to "wegetarianka"?
- To osoba, która nie je mięsa... z różnych powodów.
- Aha, rozumiem - przerwałam raptownie jedzenie i podniosłam pysk znad królika - W sumie jedząc mięso krzywdzi się małe, niewinne istotki... Może ja też powinnam przerzucić się na wegetarianizm?!
- Czemu nie? - stwierdziła ucieszona Alice, patrząc jak odsuwam od siebie zwierzaczka i podchodzę do niej
- Czy owoce są smaczne? - zapytałam ponownie
(Alice?)

Od Akumy, Mixi, Shailene, Tof i Rufeshethehy

Shailene
Mixi
Akuma
Tofisia
Rufeshethehy

-Wiem, że chcesz iść sam, ale cie nie zostawię. Nie mam zamiaru dowiedzieć się za kilka tygodni, że nie żyjesz, więc będę się za tobą wlokła, bo mi na tobie zależy, jesteś moim przyjacielem, zrozum to wreszcie.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale tym razem tak, by wadera nie zauważyła* - Być może nie jestem w stanie? - mruknąłem smutno
Stałam z boku i przyglądałam się ich "kłótni"
- Wątpię, że tego nie rozumiesz. Po prostu chcesz wszystkich od sibie odsunąć, ale ja tak łatwo nie odpuszczę.
- Możemy skończyć ten temat? - zapytałem cicho
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo.
Szliśmy dalej w milczeniu. Czekałem, aż Shai znów zacznie swoją przemową
 -Tak w ogóle to Hades nie jest straszny... Nie wiem czemu wszyscy się go boją.
- Tak mówisz? - spojrzałem na waderę pytająco - Coż... nie mnie go oceniać, jednak dla mnie jest straszny
- Myślałam, że nie boisz się raczej niczego. Cóż, wygląda na to, że jestem odważniejsza. - uśmiechnęłam się.
- Jest moim Panem, całe moje jestestwo zależy od jego woli. Jedno skinienie jego palca i przestanę istnieć... - zamilkłem na chwilę, po czym kontynuowałem - Kiedyś mnie to nie obchodziło, jednak teraz... teraz mam coś... coś, dla czego warto żyć
Unoszę jedną brew
-A mianowicie?
- Może to i głupie, ale... - zawiesiłem się, nie byłem w stanie tego powiedzieć - Muszę chronić Mixi...
Odwróciłem wzrok, nie chciałem patrzyć Shailene w oczy, nie chciałem, by zobaczyłą moje kłamstwo
- Wydaje mi się, że Mixi daje sobie świetnie radę.
- Więc nie widziałaś jak płacze - odparłem smutno - To dla niej zbyt wiele.. cała wataha na głowie...
- Widziałam jak płacze Aku, ale wiem, że chodzi o coś więcej.
- Co masz na myśli? - spojrzałem jej niespodziewanie w oczy
- Nie wiem, dlatego pytam. Nie jestem wróżką, żeby wszystko wiedzieć, ale domyślam się, że chodzi o coś innego bo zachowujesz się jak przerażony pięciolatek bez mamy.
- Bo... tak na prawdę... - zacząłem się jąkać - To dla...
- Zgubiłeś mamusie? - powiedziałam złośliwie.
Uśmiechnąłem się lekko
- Zabiłem ją, ale to inna rozmowa. Ta dotyczy innej wadery... dotyczy.. Ciebie
- Mnie? - otworzyłam szeroko oczy.
Odkaszlnąłem
- Zbliżamy się do jaskini. Będę musiał ją uśpić śpiewem, więc lepiej zatkaj uszy. Nie mam zbytnio talentu...
- Stój!- zatrzymałam Akumę gwałtownym ruchem a przed nim wyrosła ściana z lodu - Co ty powiedziałeś?
- Że nie mam talentu... - odparłem niepewnie
- Nie to idioto.
- W takim razie o czym mówisz?
- O tym wcześniej.
- Zbliżamy się do jaskini?
- Wcześniej, Aku, nie rób ze mnie idiotki, bo to twoja rola.
- Ta... to... ty... nie każ mi tego mówić... nie mogę...
- Możesz.
- Bo ja cię ko... - w tym momencie poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Serce... moje serce! Niewypowiedziane uczucia, dusza, którą mi odebrano... - Dajmy temu spokój. 
Spojrzałem zimno na waderę. Potrząsnąłem głową, moje oczy zalśniły żywym złotem 
- I ja, i ty wiemy, że nic by z tego nie było. Mam zbyt mało czasu, jednak chcę go spędzić z tobą
- Więc cię nie zostawię, bo też mam zamiar jeszcze trochę czasu z tobą spędzić - powiedziałam łamiącym się głosem.
Spojrzałem w oczy wadery. Czemu musiałem oddać swą duszę? Czemu nie mogę jej powiedzieć co na prawdę czuję? Zrobiłem krok w jej kierunku i przytuliłem lekko, czekając aż mnie odtrąci
- Kocham cię Aku, robiłam co mogłam, ale Hades to głupia szumowina. - powiedziałam przytulając Aku.
- Ja też... - nadal nie byłem w stenie powiedzieć tego cennego słowa... było dla mnie po prostu zbyt czyste i dobre... śmiech Afrodyty...
- Więc... co teraz zrobimy?
- Musimy pójść po kryształy... Taki był pierwotny cel "misji"
- Dobrze...
- Zatkaj uszy - powiedziałem stając przed jaskinią
- A może lepiej ja zaśpiewam... jeśli można?
25-10-14 22:00
Akuma: - Chcesz?
- Mogę spróbować... No dobra, tylko co mam zaśpiewać?
- Najlepiej kołysanke, ona musi zasnąć!
- Em... no dobra - zaczęłam nucić pierwszą lepszą piosenkę i w moim mniemaniu nawet nie fałszowałam!
Cały czas za nimi szłam widząc i słysząc wszystko
widząc trójkę wilków podeszłam bliżej
- Emmm... mogę już was zabić?  pouty
"Aku i Shai?! W głowie się nie mieści!" - z takimi myślami kryłam się za pobliskim drzewem.
- Ty jesteś mixi prawda? Też ich śledzisz?
- Co robicie? - zapytałam jak gdyby nigdy nic wychodząc zza drzewa.
- Tańczymy tango, nie widać?
- Nie...
- Ekhem... potrzebuję tylko trochę narkoty... to znaczy kamieni na uśmierzenie bólu
- OOOOO! Akuma! Mogę cię zabić?
- Chyba coś ci się roi zającu - uśmiechnąłem się kpiąco
-JESTEM - kopnęłam z półobrotu basiora który poszybował kilkanaście metrów w powietrzu - króliczkiem!
Uderzyłem o skałę i upadłem na ziemię
Szczerze mówiąc lekko wciągnęła mnie scena rozgrywająca się na dole. Siedzenie na drzewie było niewygodne, ale dawałem radę. Szukałem najlepszej sposobności by zeskoczyć wraz z płonącymi na zielono plecami i zaskoczyć całe towarzystwo.
- Emm.. okej. - zaczęłam nucić jakąś przypadkową, spokojną piosenkę
Powoli zacząłem zbierać się z ziemi i wlec w kierunku jaskini hydry
- I co, zasnęła?
- Taa... - powiedziałem wchodząc kawałek w głąb jaskini i ułamując kilka kryształów
  Po chwili wróciłem do Shailene, po drodze chowając kamienie do własnego cienia.
- Dzięki, za pomoc, a teraz niestety muszę już iść... wkrótce czeka mnie ważna wyprawa.
  Pod wpływem impulsu podszedłem do Shailene i pocałowałem ją w policzek, po czym sprintem maxymalnym (co z tego, że nie wskazanym w moim stanie?) ruszyłem przed siebie.

Nagłówki na konkurs!



17 listopada 2014

Od Roswell'a do Mixi - realny sen

cd. tego

Dzieciak... - wymamrotałem i zacząłem iść w stronę własnej jaskini, przedtem oczywiście wziąłem ze sobą Elise. Mixi ma szczęście, że nie jestem mściwy. Odszedłem bez słowa i ułożyłem jajo w bezpiecznym miejscu w swojej jaskini. Położyłem się obok niego i zasnąłem.

Byłem obok Mixi, w wielkiej pustce. Wokół nas nie było nic prócz bezkresu bieli i jednego, czarnego drzewa tworzącego ostry kontrast z otoczeniem. Raziło w oczy... ale nie zwracałem na nie uwagi. Bardziej interesowała mnie wadera stojąca przede mną, wpatrywała się na mnie. Bała się, a ja "karmiłem się" jej strachem. Przemieniłem się w coś, nie wiem dokładnie w co, ale widziałem swój cień choć nigdzie nie było tu źródła światła, ale nie było też cieni. Poza moim, oczywiście.
Zbliżałem się do wilczycy, a przerażenie na jej pysku stawało się coraz wyraźniejsze z każdym moim krokiem, tak samo jak moja radość. 
W końcu zadałem cios. Upadła na ziemię i ciężko oddychała, umierała... a moja siła  zwiększała się. Uderzyłem ponownie i omijając ważne narządy wewnętrzne tak, by nie zmarła, wbiłem jej głęboko swoje pazury w jej bezradne ciało. Krzyknęła, to również mnie wzmocniło. Po chwili przestała oddychać, wykrwawiła się w cierpieniu.

Obudziłem się, a obok mnie stało małe, przyjazne stworzonko. Niewielka lisiczka wpatrywała się na mnie.
- Hej, tatusiu - uśmiechnęła się szeroko. - miałeś koszmar? Krzyczałeś i w ogóle... - spytała. - ale nieważne, chyba dobrze się czujesz, co? Pobawimy się? Tatusiu, pokażesz mi dom? - mówiła i mówiła... a ja myślałem nad swoim snem. - Tato! Słuchasz mnie? - w końcu się ocknąłem.
- Eeee... tak... zaraz! Jaki tato? - spytałem, jednak lisiczka nie musiała mi odpowiadać. Skorupki były rozbite, a ona była w tego samego umaszczenia. Elise, moja maleńka znajda, się wykluła. - a z resztą, co powiesz na mały spacerek, Elise? - nie odpowiedziała, tylko wskoczyła na mnie i się zaśmiała.
Po parunastu minutach przybiegła do mnie Mixi, jednak nie w takim samym stanie, w którym była gdy się rozstaliśmy. Na ciele miała pełno ran. Zupełnie jak ta z mojego snu... ale to nie możliwe.
- Ty! - wrzasnęła. - ty mi to zrobiłeś! - zaczęła się wydzierać... Elise schowała się za mnie.
(Mixi?)