18 listopada 2014

Od Doctora do Korso


- Tak! - powiedziałem stanowczo i kierując się zapachem pognałem za waderą
  Robiło się ciemno, ale korzystając z zapachu bezbłędnie omijałem wszelkie przeszkody. Za mną słyszałem sapanie i sporadyczne jęki Korso, który widocznie nie miał tak dobrego węchu...
  Biegliśmy dobry kwadrans, gdy wreszcie ujrzałem czarno-białą waderę.
- Maggie! - krzyknąłem do niej, lecz ona się nie poruszyła - Maggie!
- Doctorze! - usłyszałem głos Korso - Zaczekaj!
  Ale nie czekałem. Podbiegłem do wadery i stanąłem koło niej dysząc lekko.
- Maggie? - pomachałem jej łapą przed rozszerzonymi w przerażeniu oczyma - Maggie? Co się stało? Zobaczyłaś ducha...?
- Doctorze... - koło mnie przystanął Korso, a na jego pysku wśród źle skrywanego bólu pojawił się... zimny smutek - Spójrz
  Uniósł łapę i wskazał coś, leżącego na skraju światła księżyca, co musiało być tam od jakiegoś czasu, a na co zwróciłem uwagę dopiero teraz... Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w jego kierunku.
- Co to...?
  W tym momencie czarny kształt przemknął koło mnie i zagrodził mi drogę. Maggie ze zjeżoną sierścią nie pozwalała mi podejść bliżej owego obiektu, jednak już z tej odległości widziałem co to jest... Serce mi zamarło, na widok czerwonej posoki, zlepiającej białe futro i pustego oczodołu... Leona. 
- Nie pozwolę wam go tknąć! - warknęła Maggie groźnie, jednocześnie otaczając olbrzymią bańką basiora - Odejdźcie! Sama go stąd zabiorę! Nie chcę was więcej widzieć! To wszystko wasza wina!!
- Maggie... - powiedziałem cicho - Przykro mi... tak bardzo, bardzo mi przykro... ja...
  W oczach wadery zabłysnął morderczy błysk i zapewne by mnie wtedy zabiła, gdyby nie błyskawiczna reakcja Korso, który wytworzył przede mną zaporę z lodu.
  Zniekształcony przez ciało obraz Maggie zafalował gniewnie, a oczy błysnęły złotem. Wadera odwróciła się i ponownie zniknęła w lesie.
(Korso?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz